Mały, ale wariat - TEST Renault Twingo GT
Mały, ale wariat - TEST Renault Twingo GT
Zacznijmy od pierwszego wrażenia. Ono ponoć jest najważniejsze. Siadam na efektownie wykończonym skórą fotelu, miejsca nie za dużo, ale wystarczy. Paruję iPhona z samochodowym systemem Bluetooth, odsuwam dach - jest dobrze; jak na październik całkiem ciepło i pełne słońce. Włączam silnik - z tyłu rozlega się miłe mruczenie. Drapieżne, ale nie za głośne. Jak trzeba. Wybieram w muzycznym menu nową płytę Foo Fighters, okrągłą, sportową gałkę biegów wrzucam na pozycję “1” i… przyjemnie wciska mnie w fotel.
Z niewielkiej uliczki szybko wypadam na trzypasmową Radzymińską w stronę Marek, w kilka sekund spod świateł docieram do kolejnych. I… to by było na tyle. Korek.
Z głośników leci “The Sky is a Neighborhood”, a z tylnych dwóch rur na zmianę - boooooooo… i bum-bum-bum-bum. Prędkość maksymalna - 15 km/h. Więc co z tym pierwszym wrażeniem? Obok mnie w korku, niemal równolegle, przesuwa się facet w dostawczaku. Widzę, że nie może oczu odkleić od “mojego” buczącego pomarańczowego malucha. W końcu odkleja, gdy jego furgon opiera się przednim zderzakiem na haku Transita przed nim. Cóż… więc chyba wrażenie robi.
Czas na testy
Na testy przyszła pora następnego dnia. We wtorkowy ranek, na znanym z Formuly 1 torze Hungaroring było w miarę pusto i spokojnie. Tylko kilku speców od wyścigów - w tym menadżer i fizjoterapeuta oraz garstka kibiców. Wyraźnie się ucieszyli, gdy tylko zobaczyli kierowcę z Polski. Jeden z nich przyniósł nawet w prezencie miód! Chwila rozmowy i można startować. Na początek kilka spokojnych kółek, tak żeby poznać maszynę, potem już ostrzej - symulacja startów, kilka ostrych zakrętów, w tym ostatni zakończony, niestety, niekontrolowanym poślizgiem…
Ale zejdźmy na ziemię… dokładnie w tym samym czasie, gdy Robert Kubica zaczynał na Węgrzech swoje testy w bolidzie Williamsa (jeszcze nie tak dawno z silnikami Renault), ja ruszyłem na krętą trasę wzdłuż Jeziora Zegrzyńskiego z Nieporętu przez Białobrzegi i Rynię w stronę Załubic. Równy, w miarę nowy asfalt i ładnie wyprofilowane zakręty - gminna droga może nie jest torem Formuły 1, ale pozwala zobaczyć i poczuć jak nasz maluszek sprawdza się w zakrętach. A sprawuje się całkiem nieźle.
Umówmy się, niemal 10 sekund do setki to wynik, który Robert Kubica osiąga na wstecznym biegu, ale z drugiej strony “mój” silnik to ledwie 0.9 litra pojemności, z którego wykręcono 110 kucyków mocy. Dla porównania Kubica ma do dyspozycji 750 rączych rumaków.
Niskie i sztywne zawieszenie robi swoje - autko wchodzi w zakręty pewnie, bez problemu mieszcząc się w ciasnych, leśnych łukach. Niekontrolowane poślizgi? Zapomnijcie! System ESP czuwa stale, bez możliwości odłączenia. A to znaczy, że sobie nie poszalejecie. Zresztą ewentualnego szaleństwa nie zobaczycie też na liczniku. Designer tworząc efektowny analogowo-cyfrowy zegar zapomniał o… obrotomierzu. A to trzeba przyznać spora ekstrawagancja jak na sportowe auto.
Wracając do silnika - o tym, że Twingo GT ma tylny napęd i do tego silnik z tyłu, wtedy jeszcze nie wiedziałem. Bo też i nie dawał tego po sobie poznać. Na co dzień jeżdżę autem z napędem na tył i - by zakręcił tyłeczkiem - wystarczy mu dodać nieco więcej gazu na lekko piaszczystej drodze. Nasz maluszek jest jednak w tym względzie wstrzemięźliwy niczym zakonnica. Wprawdzie pewnym tropem mógł być sportowy wlot powietrza z tyłu po lewej stronie (zdjęcie powyżej), ale szybko machnąłem na niego ręką biorąc go za “ozdóbkę”, która ma robić z Twingo bardziej usportowioną maszynę. Drugim sygnałem mógłby być bagażnik o pojemności niecałych 220 litrów (akurat na średnie zakupy w dyskoncie). Ale i tu jakoś nie załapałem, że pod nim zmieścić się może jeszcze silnik. Że tak jest, uświadomił mi dopiero przy piwie mój kolega - prywatnie pasjonat literek GT, choć w nieco większej wersji - jeździ 5-litrowym Mustangiem. Cóż - człowiek się uczy w końcu całe życie.
Testy zakończyłem sesją zdjęciową nad uroczym rozlewiskiem Bugu. Miejsce malownicze i klimatyczne - pełne łabędzi, kormoranów, a nawet czapli. Ale kompletnie nie jest to naturalny obszar występowania Twingo GT. Bo nasz maluch to stworzenie typowo miejskie. Najlepiej czuje się w dużych stadach gnających szerokimi arteriami od świateł do świateł, od pasów do pasów. Pierwszy na każdym skrzyżowaniu, nawet w ostatnim momencie bez problemu wciśnie się na zatłoczony sąsiedni pas, sprawnie znajdując sobie miejsce tam, gdzie inni nawet go nie próbują szukać. Pochłaniacz miejskich wiraży i asfaltowych ślimaków. Do odpoczynku wystarczy mu nawet najmniejsze zacisze. Takie, w które nie zmieści się żaden z większych gatunków.
Ale mocno przegoniony potrafi sporo wypić - zmęczony ostrymi miejskimi walkami nawet powyżej 9 litrów na 100 km. Uspokojony i zmuszony zielonym przyciskiem “eco” do dużo większej powolności staje się też dużo mniej łapczywy - potrafi się zadowolić mniej niż 7 litrami.
Pytania zasadnicze
Ale skończmy z elementami animalnymi naszego testu i przejdźmy do pytań bardziej zasadniczych. Ile zatem kosztuje to cudo?
Ceny zaczynają się od 55 900. Sporo - porównując do cywilnego Twingo SCe, którego możemy mieć już za 36 400. Jednak zestawmy nasze GT z konkurentami bardziej “napakowanymi”. Fiat 500 z silnikiem o 5 koni słabszym to koszt już 59 tys., a Opel Adam zaczyna się od pułapu 62 tys. O Abarthach i innych wyczynowcach nie wspominając.
Nie jest więc tak źle - mały, ale nie przesadnie drogi. Mały, ale w swoim naturalnym środowisku właściwie nie do pobicia. Mały, ale może robić wrażenie. Mały - ale wariat…
Metryczka
Twingo GT
silnik - 0.9 TCe
moc - 110 KM
spalanie - 4.5 do 6.2 l/100 km (dane producenta)
spalanie w teście - 6.5 do 9 l/100 km
bagażnik - 219 l
przyspieszenie 0-100 km/h - 9.6 sek. (dane producenta)
prędkość max - 182 km/h