– Weroniko, powiedz uczciwie, czytałaś wywiad z Cezarym i Edytą w jednym z poprzednich numerów VIVY!?
Weronika Marczuk-Pazura:
Tak.

Reklama

– Jak się poczułaś, gdy przeczytałaś, że będą mieli dziecko i że będzie ślub?
Weronika Marczuk-Pazura:
Nie było wielkich emocji. Od naszego rozstania minęło sporo czasu. Każde z nas rozpoczęło nowe życie z nowym partnerem. Życzę Czarkowi jak najlepiej i cieszę się, że dobrze mu się układa.

– Mówisz to szczerze czy tylko dlatego że tak wypada?
Weronika Marczuk-Pazura:
Absolutnie szczerze. Co by mi dało, że mój były mąż nie byłby szczęśliwy? Biorąc pod uwagę nasze zgodne rozstanie, to chyba naturalna reakcja.

– To brzmi niewiarygodnie. Ludzie po rozstaniu rzadko kiedy życzą sobie dobrze.
Weronika Marczuk-Pazura:
To stereotyp. Coraz więcej ludzi ma do tego dojrzałe podejście. Ja nie chowam w sobie złych emocji. Pielęgnuję natomiast dobre. Dbam o czystość wewnętrzną. Chcę być dobrym człowiekiem. Już dawno temu zrozumiałam, że dobro przyciąga dobro, a każdy zły uczynek obraca się przeciwko nam. Przywykłam do prostolinijności. Nie lubię niedomówień, niedopowiedzeń, kluczenia, manipulacji. Nie zamierzam szukać prawdy ukrytej między wierszami i ty też, proszę, nie szukaj jej w moich wypowiedziach. Dostatecznie długo rozmawialiśmy z Czarkiem, żeby wszystko między sobą uzgodnić i załatwić.

– Kobiety Cię uwielbiają. Myślę, że nie tylko jako piękną i mądrą kobietę, ale może także dlatego, że lubią ujmować się za kimś porzuconym, skrzywdzonym?
Weronika Marczuk-Pazura:
Spotykam się z sympatią i życzliwością, ale nie odczułam tego, o czym mówisz – jakichś oznak kobiecej solidarności czy wręcz współczucia. Nie jestem ani porzucona, ani skrzywdzona. Już w pierwszym wywiadzie po rozstaniu, udzielonym właśnie tobie, podkreślałam, że nikt nikogo nie porzucił, nie zmusił siłą do rozstania, rozeszliśmy się za obopólną zgodą.

Zobacz także

– A mogłabyś dziś na spokojnie spotkać się z Edytą? Wiem, że się nie znacie.
Weronika Marczuk-Pazura:
Nie mam z tym problemu.

– Nie żal Ci tych lat? Tego, że nie mieliście dziecka?
Weronika Marczuk-Pazura:
Czasu nic nie wróci. Wszystko dzieje się z jakiejś przyczyny i ma jakiś skutek. Nie chcę żałować, każde doświadczenie, dobre czy złe, ma swój sens, tworzy nasze życie. Przeszłość mnie ukształtowała, dzięki niej jestem dzisiaj tu, gdzie jestem. Ale teraz mam zupełnie inny okres w życiu. Żyję tym, co dzieje się tu i teraz, a nie przeszłością. I teraz chciałabym mieć dziecko.

– A nie pomyślałaś, że gdybyście z Czarkiem mieli dziecko, nie doszłoby do rozstania?
Weronika Marczuk-Pazura:
Naprawdę uważasz, że dziecko jest takim gwarantem? Pomyślałam też o tym, że gdybyśmy mieli dziecko, a nie układałoby się między nami, koniec byłby taki sam.

– Pozostańmy w temacie dzieci. Kiedy związałaś się z Maciejem, zaczęto Ci się przypatrywać, oglądać Twój brzuch. Jakbyś tylko na to czekała.
Weronika Marczuk-Pazura:
Zupełnie nie odczułam tych spojrzeń, o których mówisz. Na wszystko jest czas i miejsce.

– Wierzysz, że opatrzność tym steruje?
Weronika Marczuk-Pazura:
Wierzę. Zobacz, ilu jest ludzi, którzy po latach starań o dziecko nieoczekiwanie zostali rodzicami. Planować można, a nawet trzeba, ale nie zawsze wychodzi. I trzeba się z tym pogodzić.

– Odżyłaś. Co Ci pomogło w odzyskaniu kondycji psychicznej?
Weronika Marczuk-Pazura:
Osiągnęłam spokój. Przyznałam się sama przed sobą, że jestem aż i tylko kobietą. Taką siebie lubię – czasem silną, czasem słabą. Czasem mogę przenosić góry, a czasem potrzebuję wsparcia i czułości. Dużo dała mi oczywiście zmiana otoczenia, które zawsze miało na mnie wpływ. Dziś nie czuję się odpowiedzialna za wszystkich i wszystko. Dobrze mi z tym. I najważniejsze – mam zrozumienie i miłość.

– Jakie wzorce kobiet funkcjonowały w Twojej rodzinie?
Weronika Marczuk-Pazura:
Mama jest bardzo przedsiębiorcza – to zresztą cecha Ukrainek. Mimo że była najmłodsza z dziewięciorga rodzeństwa, to ona była główną rodzinną organizatorką. Ludzie ją lubili, wręcz hołubili. Mogła to wykorzystywać, tymczasem nigdy nie prosiła o pomoc. W dodatku tata od dziecka utwierdzał mnie w przekonaniu, że warto być niezależną kobietą. Wiem, że z każdej sytuacji – nawet najtrudniejszej – jest wyjście. Myślę, że mam sporo cech przypisywanych Ukraińcom.

– To wypływa z dumy, godności?
Weronika Marczuk-Pazura:
Chyba jest tak jak w „Ogniem i mieczem” Sienkiewicza. Historia mojego narodu i mojej rodziny to historia odwagi i siły przetrwania. Moja babcia, mimo że groziła jej śmierć głodowa, nie poddała się i przeżyła, bo wiedziała, że musi żyć dla dzieci. Dziadek zginął na wojnie w 1944 roku, radziła więc sobie zupełnie sama. Mama przyszła na świat w 1943 roku – to był straszny czas. Aby przetrwać, musiała być silna. Potem mnie wychowywała na „siłaczkę”. Od dziecka miałam liczne obowiązki domowe, no i zawsze najwyżej postawioną poprzeczkę, jeśli chodzi o naukę i zajęcia pozaklasowe. Mój kraj przyjmowałam bezkrytycznie. Dopiero w Polsce zaczęłam głębiej rozmyślać o tym temacie. Obserwowałam, uczyłam się nowej rzeczywistości, wyciągałam wnioski i zmieniałam poglądy na życie. Słowo „egoizm” w ukraińskim alfabecie jest na ostatnim miejscu, w Polsce nie jest to może litera A, ale też nie jest nacechowane pejoratywnie. Można sobie pozwolić na zdrowy egoizm i traktowane jest to jako wyraz naturalnej troski o siebie. Uczyłam się, rozwijałam, aż w końcu zrozumiałam, że za dużo biorę na siebie.

– A potem miałaś pretensje do mężczyzny, że on na to pozwala?
Weronika Marczuk-Pazura:
Chyba nie pretensje, bardziej podświadomy żal. Słusznie. Mężczyzna nie może pozwolić, by jego kobieta stawała się robotem wielofunkcyjnym.

– Wróćmy więc do przeszłości. Czy to oznacza, że dziś nie podjęłabyś się wychowania dziecka swojego męża?
Weronika Marczuk-Pazura:
To oznacza tylko tyle, że miałabym dziś inne podejście i oczekiwałabym innego podejścia i traktowania.

– Jak w tym odnajduje się Nastka?
Weronika Marczuk-Pazura:
Nie chcę podejmować tematu Nastki. To mądra, piękna, ale też dorosła dziewczyna, która sama może się wypowiedzieć, jeśli zechce.

– Jakie dziś łączą Was relacje?
Weronika Marczuk-Pazura:
Zmieniły się okoliczności. Dzieli nas wiele kilometrów. Nastka studiuje w Wielkiej Brytanii, jest samodzielna, odnosi sukcesy, jestem z niej dumna. Nie zmieniły się relacje. Wciąż mamy poczucie bliskości. Łączy nas świadomość wielu wspaniałych lat spędzonych razem. To trwała więź, dla mnie bardzo ważna.

– Wkrótce mogą pojawić się sytuacje, gdy spotkacie się wszyscy razem. Na przykład ślub Nastki. Usiądziecie przy wspólnym weselnym stole?
Weronika Marczuk-Pazura:
Dlaczego nie? Nie ma pomiędzy nami takich emocji czy sytuacji, które by na to nie pozwalały. Jeśli ktoś nie ma dystansu do komentarzy w prasie, to nie my ponosimy za to odpowiedzialności. Zresztą wierzę, że temat się już wyczerpał.

– Ukochany Ci tego nie wypomina?
Weronika Marczuk-Pazura:
Nie, bo żyjemy razem pod jednym dachem i rozmawiamy ze sobą. Jesteśmy fajną parą, która żyje dzisiejszym dniem. Budujemy związek, relacje, dom.

– Taki z gotowaniem, sprzątaniem?
Weronika Marczuk-Pazura:
Taki też.

– A czy wciąż nie za dużo pracujesz?
Weronika Marczuk-Pazura:
Pracuję dużo, ale nie za dużo. Mam zupełnie inaczej zorganizowany dzień niż kiedyś. I granice, których pilnuję. Pilnuje ich też Maciej, co mi się bardzo podoba.

– Odeszłaś z „Miasta kobiet”, bo przytłaczała Cię Paulina Młynarska?
Weronika Marczuk-Pazura:
Decydując się na współprowadzenie tego programu, nie miałam zamiaru z nią konkurować. Moje widzenie świata pozwala mi na partnerstwo, nie zaś rywalizację. Według mnie widz miał oglądać ten program ze względu na gości i to, co mają do powiedzenia, a nie dla prowadzących. Niemniej był to dla mnie ważny etap w życiu zawodowym i cenne doświadczenie. Skończył się, by mogło zacząć się coś nowego.

– Dostałaś propozycję zrobienia własnego programu. Jaki będzie?
Weronika Marczuk-Pazura:
Dla ludzi. Ale jeszcze za wcześnie, bym mogła coś zdradzić.

– Jaki chcesz, by był? Wiem, że jest związany z Twoim wykształceniem.
Weronika Marczuk-Pazura:
Będzie mówił o prawie w życiowy sposób. Chciałabym przybliżyć prawo przeciętnemu widzowi. Ma być przystępnie, ciekawie, na przykładach.

– W zasadzie ciągle siedzisz na walizkach, ciągle gdzieś Cię gna. Reportaże na Ukrainie, castingi z „You Can Dance”. Może to ucieczka w pracę?
Weronika Marczuk-Pazura:
Znam ludzi bardziej aktywnych w tym względzie. Przez ostatnie trzy miesiące zawodowy wyjazd miałam jeden – z „You Can Dance”. Jeśli dodać do tego aktualną sesję zdjęciową dla VIVY!, to dwa. Chyba nie aż tak dużo? Ale faktem jest, że jak przez dłuższy czas nic się w moim życiu nie wydarza, czuję potrzebę jakiejś podróży. Podróże pozwalają mi na nabranie dystansu – do siebie i rzeczywistości. I jeśli myślisz, że to muszą być jakieś dalekie wyjazdy, luksusowe, egzotyczne, to jesteś w błędzie. Wystarczy mi weekendowy wypad do przyjaciół na Warmię lub do Sopotu. No i od czasu do czasu koniecznie muszę odwiedzić Kijów – to silniejsze ode mnie.

– Skończysz niedługo 38 lat. Bohaterki „Seksu w wielkim mieście” nazwały ten wiek Paragraf 38. Bo to dla kobiety taki czas, gdy ostatecznie powinna podjąć decyzję, co dalej z życiem. Czy dziecko, czy facet i czy właśnie ten i co z karierą?
Weronika Marczuk-Pazura:
Mam świadomość wieku i wszystkich jego konsekwencji, ale nie obciąża mnie to zupełnie, bo mam też poczucie wewnętrznej metryki. Nie tak dawno zaczęłam życie od nowa. Mam potrzebę nacieszenia się tym początkiem. I mam prawo pobyć ze sobą i dla siebie, zwłaszcza że właściwie nigdy wcześniej tego nie miałam. Po prostu chcę, żeby życie samo mi się poukładało. Nic na siłę.

– Ale można przeoczyć ten moment biologiczny, a potem będzie już za późno?
Weronika Marczuk-Pazura:
Nie jestem w najgorszej sytuacji. Mam chrześniaków, którzy są mi bliscy i z którymi staram się spędzać jak najwięcej czasu. Mam rodzinę i przyjaciół. No i w końcu jest już ktoś, kto mówi do mnie „mamo”. Co oczywiście nie zmienia mojej wiary w to, że zostanę również biologiczną mamą.

– Na czym więc tak naprawdę budujesz swoją przyszłość? Na nadziei?
Weronika Marczuk-Pazura:
To zabrzmi banalnie, ale najważniejsza jest miłość. Bez dwóch zdań! Miłość rozumiana jako świadome i twórcze przeżywanie codzienności.

– Gdybym Cię odwiedziła, ugotowałabyś dla mnie coś ukraińskiego, bo gotujesz?
Weronika Marczuk-Pazura:
I tu cię zaskoczę! Nie jestem już najlepszym kucharzem w domu (śmiech), więc musiałam usunąć się w cień. Ale dla ciebie zrobiłabym barszcz ukraiński, bakłażany z sosem czosnkowym, a na deser pierogi z wiśniami, polane śmietanką i miodem. Kiedy przyjeżdża moja 11-letnia chrześnica z Kijowa, kuchnia należy wtedy do nas!

– Tęsknisz za dzieciństwem?
Weronika Marczuk-Pazura:
Bardzo, choć wiem, że trochę je idealizuję. Czasami zastanawiam się dlaczego. Obiektywnie nie było wcale słodkie, a wspominam je jako fantastyczne. Z moich ukraińskich dziecięcych przeżyć wyniosłam wiarę w prawdziwą przyjaźń. Miałam zawsze mnóstwo fantastycznych przyjaciół, jak w książce „Timur i jego drużyna”. Wyniosłam zasady, że zawsze trzeba czynić dobro, grać fair i żyć w zgodzie z sumieniem. Ludzie są dla mnie w życiu ważni. Dbam więc o przyjazne otoczenie.

– Jak widzisz dziś swoją Ojczyznę? Dużo działasz na rzecz Ukrainy.
Weronika Marczuk-Pazura:
Wraz z członkami Towarzystwa Przyjaciół Ukrainy i kilku innych podobnych organizacji stworzyliśmy fundację Centrum Polsko-Ukraińskie. Zależy nam na tym, by Polska i kraje zachodnie spojrzały na Ukrainę jak na wartościowego partnera w biznesie i w Unii Europejskiej. Ukraińcy potrzebują wsparcia, bo proces transformacji jest bolesny i trudny. Dużo już się udało osiągnąć i zbudować na Ukrainie, ale aktualna sytuacja bardzo mnie niepokoi. Martwię się też tym, że, niestety, może być jeszcze gorzej.

– Żałujesz jakiegoś wyboru?
Weronika Marczuk-Pazura:
Nie, bo w momencie, gdy dokonywałam danego wyboru, byłam przekonana o jego słuszności. Nie wiem, co by było, gdybym nie przyjechała do Polski lub wróciła na Ukrainę. Nie przeszłabym tych wszystkich ciężkich chwil związanych z rozstaniem, emigracją, ale na pewno miałabym inne. Po co się więc nad tym zastanawiać?

– Zawodowo byś się przebiła, może jako druga Julia Tymoszenko?
Weronika Marczuk-Pazura:
Dziękuję za to, co mam i nie przeklinam tego, czego nie mam – to moja recepta na życie. Może byłabym drugą Julią, a może zwykłą nauczycielką. Ważne, czy czułabym, że to właściwe miejsce na ziemi.

– Czytelniczki zastanawiają się, dlaczego nie zmieniłaś nazwiska, nie odcięłaś się od „Pazury”?
Weronika Marczuk-Pazura:
Przez 12 lat nosiłam nazwisko Marczuk-Pazura. I tak pozostało. Nie zamierzałam tym niczego udowadniać. Czy to ma naprawdę aż tak duże znaczenie? Niedawno biegła za mną grupa dzieci wołających: „Pani Marczuk, pani Marczuk, rozpoznaliśmy panią!” (śmiech).

– Może je zmienisz? Po ślubie?
Weronika Marczuk-Pazura:
Niczego nie wykluczam.

– Weroniko, o czym będzie nasza następna rozmowa?
Weronika Marczuk-Pazura:
Z jednej strony sama chciałabym znać odpowiedź na to pytanie, a z drugiej… ta niewiadoma jest właśnie w życiu najpiękniejsza. Jedno jest pewne – posmakujesz ukraińskich specjałów!

Reklama

Rozmawiała Krystyna Pytlakowska
Zdjęcia Zuza Krajewska i Bartek Wieczorek/Photo-shop.pl
Stylizacja Jola Czaja
Asystentka Agnieszka Dębska
Makijaż WILSON/D’VISION ART
Fryzury Kacper Rączkowski/D’VISION ART
Produkcja Maciej Bieliński

Reklama
Reklama
Reklama