Reklama

Ma wdzięk nastolatki. Kiedy wchodzi do redakcji, filigranowa, z rozbrajającym uśmiechem i wysoko zawiązaną kitką, myślisz, że ma góra 15 lat. Ale kiedy zaczyna mówić, już wiesz, że masz przed sobą
fighterkę. Mówi szybko i precyzyjnie. Jakby zadawała ciosy karate.

Reklama

Jak było na obozie?

Anna Lewandowska: Cudownie. Jeszcze nie mogę dojść do siebie. To był jeden z najfajniejszych obozów, jaki organizowałam dotychczas, a odbyły się już cztery. Sto osób, pozytywnych osób, pozytywna energia. Jestem zachwycona!

Uczestniczki to pewnie Twoje fanki. Znają Ciebie, Twoją książkę...

Anna Lewandowska: Właśnie nie! Wiele przyjeżdża przypadkiem, bo usłyszały o obozie od koleżanki albo mąż zrobił im prezent. To są młode mamy, starsze mamy z córkami, studentki,
nauczycielki, pani adwokat, pani doktor. I w różnym wieku – od 16 do 60 lat. Jestem zaskoczona zaangażowaniem tych kobiet, bo treningi, które prowadzę, nie są lekkie. Każda z nich zmaga się ze swoimi "schodami", niedoskonałościami. Tak naprawdę trzeba im uzmysłowić, że jedyne ograniczenia są w głowie.

Jak to się dzieje, że kobiety, które właściwie mogłyby być Twoimi mamami, mają do Ciebie takie zaufanie?

Anna Lewandowska: O to trzeba byłoby zapytać już same panie. Przychodziły często do mnie ze swoimi problemami i chciały po prostu porozmawiać. Mówiły, że czują we mnie ciepło i że daję im siłę, żeby ćwiczyć. To bardzo budujące. Na koniec obozu dziękowały mi, że zmieniłam ich życie. Mówiłam: "Dziewczyny, idźcie stąd, bo się popłaczę, a przecież ja nie płaczę". No i się poryczałam.

Dlaczego nie płaczesz?

Anna Lewandowska: Ja jestem twardą fighterką! Nie będę się rozczulać (śmiech).

Zmienić komuś życie to jest wielka moc. Może się od tego przewrócić w głowie. Nie boisz się, że "odbije Ci palma"?

Anna Lewandowska: To jest moc, ale też duża odpowiedzialność. Przede wszystkim muszę pokazać, że jestem profesjonalna, nie zrobię nikomu krzywdy, tylko mogę pomóc. Na tym się skupiam. Jestem sportowcem z krwi i kości. Zawsze nam wpajano, że chociaż dziś jesteś mistrzem, to wracasz i trenujesz dalej, bo za pół roku są następne zawody. Nie ma spoczywania na laurach.

Ale umiesz się cieszyć z sukcesów. Oboje z mężem odnosicie ich mnóstwo. Właściwie – same sukcesy.

Anna Lewandowska: My bardzo szanujemy życie i szanujemy to, co nas spotkało. Często rozmawiamy z Robertem o tym, że trzeba zawsze pamiętać o swoich początkach. Dzisiaj byliśmy na obiedzie. Dowiedziałam się właśnie, że moja płyta jest na pierwszym miejscu w EMPiK-u i mówię: "Popatrz, to taki kolejny mały sukces". Robert na to: "Jestem bardzo z ciebie dumny!". Wciąż umiemy się cieszyć ze wszystkiego, co udaje nam się osiągnąć, ale też zawsze pamiętamy o tym, że trzeba mocno stąpać po ziemi. Nikomu tu nie odbiła palma. Wiemy, że wciąż trzeba iść dalej.

Viva!

Zobacz też:

Lewandowscy bawią się z Borucami na bogato Magda Femme nie do poznania Natalia Wierzbicka pożegnała się z długimi włosami Łukomska-Pyżalska walczy z kilogramami po ciąży

[CMS_PAGE_BREAK]

Twoje projekty dotyczą zdrowego stylu życia, żywienia. Zawsze się tym interesowałaś? Podobno jako dziecko byłaś chucherkiem.

Anna Lewandowska: Tak, byłam chorowita, miałam wiele alergii i astmę. Jeszcze w liceum i w czasie studiów, kiedy byłam już zawodniczką karate, nie zwracałam dużej uwagi na to, co jem. W ogóle nie umiałam gotować, nie potrafiłam nawet zrobić zupy pomidorowej. Wszystko zaczęło się osiem lat temu od tego, że mój trener, Jerzy Szcząchor, bardzo schudł. Zapytałam, co się stało, a on odpowiedział, że zupełnie zmienił dietę. Widziałam w nim też inne pozytywne zmiany – zaczął ćwiczyć razem z nami, częściej się uśmiechał. Zainspirował mnie i ja też weszłam na tę drogę. Wtedy też rozpoczęłam współpracę ze szwagrem trenera, Jackiem Kucharskim, który jest specjalistą do spraw żywienia. Chciałabym, żeby aktywny i zdrowy styl życia stał się dla każdego z nas codziennością.

Płyta z ćwiczeniami, którą wydałaś, jest też w wersji dla niesłyszących. Skąd ten pomysł?

Anna Lewandowska: Otrzymywałam wiele wiadomości od osób z takim właśnie problemem. Pomyślałam, że moja płyta sprawi im radość. Nie ma żadnego powodu, żeby wykluczać osoby niesłyszące z aktywnego trybu życia. Mam nadzieję, że takich projektów będzie więcej.

Dużo uwagi poświęcasz motywacji. Piszesz: "Powalcz o lepszego siebie, ja sama też walczę". Nigdy nie miałaś chwili zwątpienia w tej walce? Nie chciałaś po prostu odpuścić diety, zjeść ciastka!?

Anna Lewandowska: Pewnie, że tak. Przecież ja też jestem człowiekiem. Nie zjadłabym hamburgera, bo szkoda mi wątroby i jelit, pewnie po tym słabo bym się czuła i gorzej regenerowała po treningu. Od jakiegoś czasu nie jem wielu rzeczy, cukru, żywności przetworzonej, fast foodów, nabiału. Gdybym ich spróbowała, to później naprawdę źle bym się czuła, byłabym zmęczona, nie miałabym siły na trening. Nie warto tego robić.

Reklama

Rozmawiała Katarzyna Sielicka

Reklama
Reklama
Reklama