Jackie Kennedy, historia prawdziwa... Swoje życie ukrywała za grubą warstwą mitu
Jackie Kennedy, historia prawdziwa... Swoje życie ukrywała za grubą warstwą mitu
1 z 12
Nakręcić film, który pokaże, jaka naprawdę była Jacqueline Kennedy Onassis, to zadanie chyba niewykonalne. Pablo Larraín, reżyser filmu „Jackie”, nawet nie próbował tego zrobić. Wiedział, że słynna pierwsza dama prawdę o sobie ukrywała za grubą warstwą mitu, który sama starannie kreowała. A że miała wyjątkowy talent do przyciągania uwagi ludzi i umiała ich oczarowywać, bez problemu kreowała swój wizerunek i pielęgnowała legendę swojego zabitego męża. Dlatego do dziś jest ikoną. Wszyscy pamiętają jej duże okulary, toczki, dopasowane eleganckie garsonki od najlepszych projektantów i zwiewne sukienki w kształcie litery „A”, które dzięki niej stały się hitem. Kobiety naśladowały jej sposób ubieraniasię i fryzury, a Jackie chętnie dostarczała nowych wzorców do kopiowania. Z rachunków Białego Domu wynika, że tylko w 1961 roku wydała na stroje aż 40 tys. dolarów. Jeszcze lepsza była jednak w kreowaniu idealnego obrazu swojego nieudanego małżeństwa...
2 z 12
Początek legendy
Tworzenie tego mitu zaczęło się 22 listopada 1963 roku w Dallas. Tego dnia prezydent John F. Kennedy został śmiertelnie postrzelony przez Lee Harveya Oswalda. Moment zamachu zarejestrowały kamery stacji telewizyjnych relacjonujących wizytę JFK, więc cały świat widział, jak prezydent umiera na kolanach swojej żony. Jackie, która do tej pory grała szczęśliwą żonę, choć doskonale wiedziała, że mąż zdradza ją na prawo i lewo, w jednej chwili stała siestrażniczką pamięci Johna. Kiedy kilka godzin po zamachu wracała do Waszyngtonu, wciąż miała na sobie poplamiony krwią męża kostium. Nie chciała się przebrać, pragnęła, żeby cały świat zobaczył, jaką krzywdę wyrządzono jej i jej dzieciom. Dlatego podczas pogrzebu na jej życzenie trzyletni syn John jr salutował przed trumną ojca, a ona nie zabroniła reporterom fotografować pogrążonej w żałobie rodziny. Nie była przy tym wyrachowana, nie chodziło jej o to, by wszyscy jej współczuli czy podziwiali jej siłę. Chciała pielęgnować wizerunek JFK, dobrego prezydenta, cudownego męża i ojca. Budowaną w ten sposób legendą maskowała prawdę o swoim nieszczęśliwym życiu.
3 z 12
Pierwszą damą USA Jacqueline została dzięki matce. Kiedy jej ojciec, makler giełdowy John Bouvier, wpadł w tarapaty finansowe, Janet Bouvier go zostawiła i znalazła sobie bogatszego partnera. Wtedy Jackie i jej siostra Lee zaczęły wieść dostatnie życie w należących do ojczyma pięknych rezydencjach Merrywood w Wirginii i Hammersmith Farm w Newport. Czasem odwiedzały ojca w jego mieszkaniu w Nowym Jorku, co musiało utwierdzać je w przekonaniu, że pieniądze mogą dawać szczęście. Jackie uczyła się w elitarnych szkołach, a wakacje spędzała albo z ojcem, albo w rezydencjach ojczyma, gdzie jeździła konno i grała w tenisa.
4 z 12
Złudzenie miłości
W 1951 roku ukończyła studia z literatury francuskiej i dzięki protekcji została dziennikarką „Times Herald”. Przeprowadzała rozmowy ze sławnymi ludźmi i któregoś dnia miała spotkanie z kandydatem na senatora Johnem Kennedym. Zrobiła z nim wywiad, a rok później była już jego narzeczoną! Ich wystawny ślub odbył się 12 września 1953 roku. Różniło ich niemal wszystko: on był ekstrawertyczny, ona zamknięta w sobie, on brylował w towarzystwie, ona była typem samotnika. Ale świetnie się uzupełniali, bo Jackie kochała luksus, a John potrzebował wykształconej, taktownej, a do tego pięknej partnerki.
5 z 12
Kiedy jej mąż w 1961 roku został prezydentem, miała zaledwie 31 lat. Z początku liczyła na to, że przeprowadzka do Białego Domu pomoże im pokonać kryzys w małżeństwie.
„To był najszczęśliwszy okres w moim życiu. Nigdy nie byliśmy sobie bliżsi niż wtedy... również fizycznie. Czasami spędzaliśmy ze sobą całe noce” - opowiadała w słynnym wywiadzie, którego kilka lat po śmierci męża udzieliła Arthurowi M. Schlesingerowi.
Pozwoliła sobie na szczerość, bo Arthur obiecał jej, że nie opublikuje tej rozmowy za jej życia. W wywia- dzie wyznała też, że nigdy nie pytała Johna o jego kochanki, bo uważała, że zdrada jest wpisana w każde małżeństwo. Tak została wychowana, jej ojciec też miał romanse...
6 z 12
Ale wiara w to, że problemy małżeńskie znikną wraz z objęciem przez Johna funkcji prezydenta, szybko okazała się złudna. Kennedy, choć zajęty obowiązkami głowy państwa, wciąż znajdował czas na romanse. Świadkowie, którzy często widywali parę prezydencką w ostatnim roku przed zamachem, mówili, że Jackie i John zachowywali się jak obcy sobie ludzie...
7 z 12
Te same osoby podkreślały też, że pierwsza dama była kochającą matką. To, że poświęcała dużo uwagi swoim dzieciom, nikogo nie dziwiło. Jackie była w ciąży pięciokrotnie. Pierwszą poroniła, potem urodziła martwe dziecko i dopiero za trzecim i czwartym razem cieszyła się z narodzin córki Caroline i syna Johna jr. Piąte dziecko, urodzony w 1963 roku Patrick, zmarł po dwóch dniach.
8 z 12
Nieśmiertelna
Pięć lat po śmierci JFK Jackie wyszła za mąż po raz drugi. Jej wybrankiem był grecki milioner Aristotelis Onasis. To małżeństwo wyglądało jak kontrakt biznesowy. Aristotelis uznał, że ślub z popularną wdową po prezydencie wzmocni jego pozycję wśród elit. Jacqueline miała na tym skorzystać finansowo – podpisała intercyzę, która zapewniła jej 3 mln dolarów na każde dziecko i 200 tys. dolarów za każdy rok w przypadku rozwodu lub śmierci męża.
9 z 12
Małżeństwo Jackie ze starszym o 23 lata bogaczem szybko okazało się fikcją. Onasis wkrótce zaczął się spotykać z dawną kochanką, Marią Callas, a Jacqueline znów była samotna. Ich związek skończył się po siedmiu latach, gdy Aristotelis zmarł. Gdy Jackie po raz drugi została wdową, media przestały się nią interesować. Mało kto wiedział, że ostatnie lata swego życia spędziła u boku Maurice’a Tempelsmana, biznesmena specjalizującego się w handlu diamentami.
10 z 12
Zmarła w 1994 roku, ale jej legenda wciąż trwa. Legenda, którą sama stworzyła.
11 z 12
Historia Jackie znów odżyła, dzięki filmowi z bardzo sugestywną rolą Natalie Portman.
12 z 12
Czy rola Jackie zasłużyła na Oscara? Przekonamy się już w niedzielę...