Otylia Jędrzejczak – Odejdę niepokonana
Po Pekinie płakała. Łzy same płynęły po twarzy. Nie chciała z nikim rozmawiać, zamknęła się w sobie. Myślała: kończę z pływaniem.
A potem zaczęła tęsknić. Wspominała pierwsze starty, radość z wygranej, dumę rodziców. "Jeśli teraz skończyłabym karierę, czułabym, że przegrałam. A ja jestem typem zwycięzcy”, mówi. W styczniu wraca na basen. "Motylia” jeszcze raz chce pofrunąć!
– Dobrze śpisz w nocy?
Otylia Jędrzejczak: Nie za bardzo. Często przewracam się z boku na bok. W głowie kotłują mi się tysiące myśli.
– Jakich myśli?
Otylia Jędrzejczak: Wiele z nich dotyczy przyszłości. Zastanawiam się, co jeszcze przede mną. Dużo myślę o tym, co chciałabym robić za kilka lat, miesięcy.
– A przeszłość też tak rozkładasz na części pierwsze?
Otylia Jędrzejczak: Zdarza mi się.
– Dużo myślisz o Pekinie, o tym, dlaczego po raz pierwszy w życiu nie przywiozłaś medalu?
Otylia Jędrzejczak: O tym też myślę. Pewnie dziwnie to zabrzmi, ale teraz, z perspektywy czasu, uważam, że paradoksalnie to dobrze, że nie zdobyłam tam złota, choć o tym marzyłam. Widzisz, w moim życiu zdarzyło się tak, że przez ostatnie 10 lat zawsze wracałam z medalem. Trochę wszystkich do tego przyzwyczaiłam. W Pekinie zrozumiałam, że nie jestem maszyną, tylko żywym człowiekiem. To była taka stop-klatka w moim życiu. Tamten start zmusił mnie do tego, żeby przemyśleć to, co się zdarzyło, i wyciągnąć z tego wnioski.
– Co pamiętasz najbardziej z Pekinu?
Otylia Jędrzejczak: Ten moment, kiedy w finale przepłynęłam ostatnie metry, dotknęłam ręką ściany, odwróciłam się i na tablicy z wynikami zobaczyłam, że jestem czwarta.
– Trudno Ci było w to uwierzyć?
Otylia Jędrzejczak: Bardzo wierzyłam w to, że jestem w stanie popłynąć na medal, jednak od samego rana towarzyszyła mi dziwna myśl, że będę blisko, ale medalu nie zdobędę. I do dzisiaj zastanawiam się, czy to było przeczucie, intuicja, czy po prostu strach.
– Płakałaś, że nie masz złota?
Otylia Jędrzejczak: Ze mną jest tak, że uśmiecham się ze wszystkimi i do wszystkich, a płaczę w samotności. Wtedy też tak było. Trzymałam się, jak długo mogłam. Wyszłam z basenu i musiałam pójść do tych wszystkich dziennikarzy z całego świata i wytłumaczyć im, dlaczego popłynęłam tak, a nie inaczej. To było bardzo trudne.
– Co im powiedziałaś?
Otylia Jędrzejczak: Że uważam, że nie popłynęłam źle.
– Naprawdę tak uważasz?
Otylia Jędrzejczak: Tak. Miałam dobry wynik. Chinki popłynęły wspaniale i po prostu okazały się ode mnie lepsze.
– A kiedy już wytłumaczyłaś to dziennikarzom, to poszłaś do swego pokoju?
Otylia Jędrzejczak: Pamiętam, jak skończyłam z nimi rozmawiać, odwróciłam się i szłam już sama. To była chwila, kiedy nerwy puściły, łzy spłynęły po policzkach.
– A gdzie był Twój trener?
Otylia Jędrzejczak: Obok mnie.
– Rozmawiał z Tobą?
Otylia Jędrzejczak: Nie od razu. Nie lubię w pierwszych minutach oceniać startu.
– Dlaczego?
Otylia Jędrzejczak: Po starcie są bardzo duże emocje, warto chwilę odczekać, aby opadły. Najpierw muszę wszystko sama przemyśleć. Myślę, że czasem nie potrafię okazywać słabości.
– Rodzicom też nie?
Otylia Jędrzejczak: Oni mnie znają najlepiej. Wiedzą, jaki mam charakter. Kiedy zadzwoniłam do nich z Pekinu, powiedzieli tylko jedno zdanie: "Córeczko, dałaś z siebie wszystko, ostatnie lata były ciężkie, popłynęłaś wspaniale”.
– Miałaś wtedy ochotę rzucić wszystko w diabły, nigdy już nie wejść do basenu?
Otylia Jędrzejczak: Chciałam po prostu uciec, zaszyć się gdzieś na długo i żeby wszyscy dali mi spokój.
– Bałaś się, że kiedy wrócisz do kraju, Twoi kibice i fani będą rozczarowani?
Otylia Jędrzejczak: Tak. Miałam poczucie, że ich zawiodłam. Ale oni okazali się wspaniali. Zatrzymywali mnie na ulicy i mówili: "Otylia, trzymamy za ciebie kciuki, tylko nie rzucaj pływania”. To było cudowne, motywujące. Jestem za to bardzo wdzięczna.
– Czego Cię ten Pekin nauczył?
Otylia Jędrzejczak: Myślę, że dał wiele do myślenia i mi, i mojemu trenerowi. Kiedy zawodnik odnosi sukcesy, trening za treningiem mija bardzo szybko. Ciągle dążyliśmy do tego, by coś wszystkim udowadniać, patrząc na to teraz – było to zupełnie niepotrzebne. Pracujemy razem od siedmiu lat. To dużo. Myślę, że oboje nie zdawaliśmy sobie sprawy, że aż tak dużo. Ja dla niego byłam ciągle tą samą dziewczyną, z którą zaczął pracować w 2001 roku. Tymczasem bardzo się zmieniłam, wiele przeżyłam. Stałam się dojrzalsza, bardziej refleksyjna niż kiedyś.
– Twój trener Paweł Słomiński udzielał wielu wywiadów, w których zarzucał Ci publicznie, że jesteś typem gwiazdy, że ciągle Cię trzeba chwalić. Bolała Cię ta krytyka?
Otylia Jędrzejczak: Nie, każde słowa staram się przyjmować z uśmiechem. Jestem jednak typem osoby, która potrafi się sprzeciwić, ale każde słowa krytyki przeanalizuje w samotności. Za najważniejsze uważam, że wszystko, co usłyszę, to analizuję, nie odrzucam. Mam taki charakter, że wzrastam wtedy, gdy ludzie wokół we mnie wierzą, dopingują. Podobnie jest na treningu. Żeby pływać lepiej, muszę czuć, że trener we mnie wierzy.
– Nie czułaś tego?
Otylia Jędrzejczak: Nie.
– Masz mu to za złe?
Otylia Jędrzejczak: Dwa tygodnie temu odbyliśmy pierwszą szczerą rozmowę od czasu Pekinu. Powiedziałam mu, co mnie boli w jego zachowaniu, z czym jest mi trudno. On otwarcie przyznał, że i on ma do mnie uwagi, że też chciałby, żebym dokonała pewnych zmian w treningu. Myślę, że ta rozmowa, mimo że trudna, była nam obojgu bardzo potrzebna. Jeśli chcemy nadal wspólnie trenować, to potrzebna nam jest lepsza komunikacja.
– Nie myślałaś o tym, żeby zmienić trenera, trenować za granicą?
Otylia Jędrzejczak: Dużo o tym myślałam. Doszłam jednak do wniosku, że to w Polsce jest mój świat. Tu mam przyjaciół, rodziców, nie chcę tego zostawiać. Poza tym start w Pekinie zmienił mnie także, jeśli chodzi o podejście do własnego życia. Zrozumiałam, że basen nie może być już dla mnie wszystkim, że żeby lepiej pływać, potrzebuję też jakiejś odskoczni. Dlatego postanowiłam, że do końca tego roku postaram się obronić swoją pracę magisterską, a potem rozpocznę studia podyplomowe. Umówiliśmy się z trenerem, że do obrony pracy magisterskiej mam spokojniejszą głowę. To znaczy, że wchodzę do basenu raz dziennie, tak, żeby woda mnie nie zapomniała. Prawdziwe treningi zacznę od nowego roku.
– Boisz się?
Otylia Jędrzejczak: Czego?
– Że możesz już nigdy nie dogonić tych Chinek?
Otylia Jędrzejczak: Myślę, że nie muszę już niczego nikomu udowadniać, ale wierzę w to, że jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa. Moim marzeniem jest zejść ze sceny niepokonanym, jak w piosence Perfectu.
– Kiedyś w wywiadzie powiedziałaś, że masz poczucie, że woda Cię lubi. Nie przestała Cię lubić po tym Pekinie?
Otylia Jędrzejczak: Nie wiem. Powiem ci, kiedy na nowo zacznę się z nią spotykać.
– Dziś w ogóle nie wyglądasz jak pływaczka. Buty do kolan, biały golfik, makijaż, długie pomalowane paznokcie. Bardzo wypiękniałaś.
Otylia Jędrzejczak: Nie żartuj sobie.
– Wcale nie żartuję. Nikt Ci dotąd nie powiedział, że zrobiłaś się kobieca?
Otylia Jędrzejczak: Czasem mówią, ale trudno mi w to uwierzyć. Ostatnio jakaś pani podeszła do mnie i mówi: "Pani Otylio, w telewizji pani wygląda jak wielka baba, a w rzeczywistości taka pani drobna i delikatna” (śmiech).
– Podobasz się sobie?
Otylia Jędrzejczak: Uważam, że jestem przeciętna. Ale czasem mam takie dni, że założę spódniczkę, obcas, pomaluję oczy i potem patrzę w lustro i myślę sobie: nie jest źle.
– Chciałabyś coś w sobie zmienić?
Otylia Jędrzejczak: Kiedyś, jak byłam młodsza, chciałam mieć większy biust (śmiech), ale to było chwilowe. Jest dobrze, przyjmuję siebie taką, jaką jestem. Teraz właśnie rozumiem, że to jest piękne...Czasem jednak bywam dla siebie bezlitosna.
– Co to znaczy?
Otylia Jędrzejczak: Sama siebie potrafię katować całymi godzinami. Na przykład siedzę wieczorem w domu i strasznie siebie krytykuję, jestem bardzo ambitna, zła na siebie, zła, że nie mam czasu na dodatkowe rzeczy. Głupie, ale obwiniam siebie za ten brak czasu i mówię, że nic nie osiągnęłam.
– Otylia, przecież Ty jesteś mistrzynią świata w pływaniu!
Otylia Jędrzejczak: Tak, rodzice też mi o tym przypominają, ale ja mam na myśli życie pozasportowe. Jestem jednak świadoma, że większość dni spędzam na zgrupowaniach. W ciągu ostatniego czterolecia na wyjazdach spędziłam prawie 1000 dni. Dużo!
– Mogłabyś też zdobyć Kryształową Kulę. W wakacje zaproponowano Ci udział w "Tańcu z gwiazdami”. Dlaczego odmówiłaś?
Otylia Jędrzejczak: Gdybym się zgodziła, to od razu po powrocie z Pekinu musiałabym zacząć trenować taniec. Uwielbiam tańczyć i z początku bardzo ucieszyłam się z tej propozycji, ale potem uzmysłowiłam sobie, że jeśli wezmę udział w tym programie, to znowu nie będę miała czasu dla swoich przyjaciół. Nie chciałam tego.
– Teraz nadrabiasz z bliskimi stracony czas?
Otylia Jędrzejczak: Staram się, jak mogę. Wiem, że im ze mną nie jest łatwo. Najpierw mnie nie ma przez cały rok, a potem raptem przyjeżdżam i mają mnie non stop.
– Twój chłopak jest pewnie zachwycony, że teraz w końcu ma Cię na co dzień.
Otylia Jędrzejczak: Mam nadzieję. Podziwiam go, że ma dla mnie tyle cierpliwości. Bardzo mnie wspiera we wszystkim, co robię, i na szczęście przymyka oczy na mój czasem kąśliwy sposób bycia (śmiech).
– Długo się znacie?
Otylia Jędrzejczak: Jesteśmy razem prawie dwa lata.
– Mieszkacie już razem?
Otylia Jędrzejczak: Tak, tylko że do tej pory byłam gościem w domu. Ciągłe zgrupowania, wyjazdy, więcej mnie nie było, niż byłam.
– Trudno w takich warunkach budować związek?
Otylia Jędrzejczak: Niełatwo, ale sportowcy są do tego przyzwyczajeni. Jestem wdzięczna Michałowi za to, co dla mnie zrobił, gdy byłam w Pekinie. Wspierał mnie, wierzył w mój start, wysyłał SMS-y. Wyobraź sobie, że przez dłuższą chwilę potrafiłam mu nie odpowiadać. Byłam wtedy bardzo skupiona na sobie i na swoim starcie. Myślę, że mało który mężczyzna zniósłby coś takiego.
– Michał ma do Ciebie dystans?
Otylia Jędrzejczak: Tak. I przede wszystkim ma swoje życie, swoje pasje. On też jest sportowcem, tenisistą, studiuje na AWF. Doskonale wie, ile mam pracy, jak bardzo jest mi czasem ciężko. Najbardziej szanuję go za jego poczucie humoru. Często, zamiast się na mnie wściekać, śmieje się ze mnie i spokojnie czeka, aż mi przejdą humory.
– Gdzie Ty znalazłaś takiego mężczyznę?
Otylia Jędrzejczak: Sam się znalazł (śmiech). Przyszedł kiedyś na basen do kolegi, zaczęliśmy rozmawiać, potem zaprosił mnie na kawę i od tej kawy się zaczęło.
– Będzie z tego ślub?
Otylia Jędrzejczak: Nie wiem. Nie wybiegam tak daleko w przyszłość. Na dzień dzisiejszy lubię wrócić do domu i żyć normalnym dniem.
– Smutno Ci, że niedługo się to skończy, że znowu basen będzie najważniejszy?
Otylia Jędrzejczak: Dużo o tym wszystkim myślałam i podjęłam decyzję, że będę pływać jeszcze cztery lata. Odejdę w wieku 29 lat. Wtedy jeszcze wszystko będę miała przed sobą.
– Masz poczucie, że to, co najgorsze, już za Tobą?
Otylia Jędrzejczak: Ktoś mi kiedyś powiedział, że życie to sinusoida, że żeby było dobrze, to najpierw musi być źle. Mam poczucie, że ostatnio przeżyłam wiele złych rzeczy, więc teraz może czas na lepsze lata? Ale widzisz, kiedy tak myślę, to od razu zaczynam się bać, co będzie, kiedy i to dobre się zacznie kończyć, co będę miała do przeżycia, kiedy znowu znajdę się na dole tej sinusoidy? Chyba wolę niczego nie podliczać, nie planować, tylko żyć z dnia na dzień.
– Czujesz się szczęśliwa?
Otylia Jędrzejczak: Od jakiegoś czasu powiedziałam sobie, że nie będę używać tego słowa. Doświadczyłam tego, jak kruche jest szczęście. Teraz uczę się cieszyć z małych rzeczy. Unikam wielkich słów.
Rozmawiała: Iza Bartosz