Cezary Pazura o swojej żonie Edycie: "Ona mnie uratowała". Jak walczyli o swoją miłość?
14 lat temu Cezary i Edyta Pazurowie powiedzieli "tak". Wtedy nikt nie wierzył, że ich miłość przetrwa. Jak udało im się ocalić to uczucie i stworzyć szczęśliwą rodzinę?
Dziś, 1 maja, Cezary Pazura i Edyta Pazura świętują swoją 14. rocznicę ślubu. Choć aktor od lat pracuje w zawodzie i znajduje się w czołówce najlepszych i najpopularniejszych artystów, to okazuje się, że to właśnie rodzina jest jego motorem napędowym. Przed żoną Edytą tajemnic nie ma. Czy to właśnie sekret ich udanego związku? W Wywiadzie z "Party" aktor zdradził, jak wrócił na właściwy tor w życiu, gdy z niego zboczył, oraz jak odnalazł receptę na szczęście i… drugą młodość!
Cezary Pazura i Edyta Zając świętują 14. rocznicę ślubu
Edyta Pazura i Cezary Pazura od początku swojego związku musieli walczyć z nieprzychylnymi komentarzami. Małżonków dzieli 26 lat, jednak pomimo hejtu, z jakim często się mierzą, udowadniają, że wiek, to tylko liczby, a prawdziwa miłość potrafi wszystko przezwyciężyć. Dziś świętują 14. rocznicę ślubu, a Edyta Pazura uczciła ją wpisem na Instagramie:
Już 14 lat wkurzamy tych, którzy nie wróżyli nam wspólnej przyszłości ???????? a my jak zawsze pod prąd i na własnych zasadach ????????
Wspólne: życie, marzenia, praca, biznes i przede wszystkim szczęście - napisała, publikując także wzruszający film.
Z okazji ich 14, rocznicy ślubu przypominamy archiwalny wywiad Cezarego Pazury z magazynem Party, w którym opowiedział nie tylko o swoich zawodowych osiągnięciach, ale też uczuciu, jakie łączy go z ukochana małżonką.
Czy rola w "Tajemnicy zawodowej" bardzo wpłynęła na to, jak odbierają pana fani?
Kiedy przyjmowałem w nim rolę chirurga Andrzeja Żurawskiego, producentka Dorota Kośmicka-Gacke ostrzegała mnie: „Zdaje pan sobie sprawę, że po tym serialu nie wszyscy będą pana lubić?”. I jej słowa okazały się prorocze. Na ulicy podchodziły do mnie kobiety i z wyrzutem pytały, jak mogłem zdradzić żonę (śmiech). Faktycznie pozwalałem widzowi po drodze nie lubić mojego bohatera, ale finał starałem się zagrać tak, by tę moją postać wybronić. I myślę, że mi się udało. W końcu jedną z najważniejszych rzeczy w życiu jest umiejętność przyznania się do winy.
Potrafi pan przyznać się do błędu?
Kiedyś nie zawsze potrafiłem to robić. Dziś nie mam z tym problemu, bo wiem, że przyznanie się do błędu to jedyna opcja, by móc coś naprawić. Gdy człowiek idzie w zaparte, chce się za wszelka cenę wybielić, to kryzys tylko się pogłębia. Potrafię też mówić „przepraszam”. Dla mnie to jedno z najważniejszych słów, którego bardzo brakuje w dzisiejszym świecie: na szczytach władzy, wśród ludzi. Nie zwykłem zrzucać winy na cały świat. Krytykę zawsze zaczynam od siebie.
Gdzie się pan tego nauczył?
Ten rodzaj uważności wyniosłem z rodzinnego domu. Podobnie jak większość moich kolegów żyliśmy skromnie, ale zawsze w szacunku do drugiego człowieka. Myśmy aspirowali do tego, że nie jesteśmy gorsi, głupsi i biedniejsi od tych z miasta. Kompleks prowincjusza w ludziach drzemie. Ja go mam do dziś i bardzo mi w życiu pomaga – pozwala z pokorą przyjmować to, co przynosi los.
Dwa lata temu z powodu epidemii koronawirusa zamknięto teatry. Wielu aktorów zostało bez pracy. Dla pana to też był trudny czas?
Scena to naturalne środowisko dla aktora. Bez grania, bez codziennych spektakli i bez publiczności na początku czułem się jak ryba wyrzucona z akwarium. W Teatrze 6. piętro mamy terminy spektakli wpisane do kalendarza na dwa lata do przodu i dotychczas to pod nie dobierałem inne prace. Wciąż codziennie wyświetla mi się na telefonie przypomnienie, że dziś gram „Boga mordu”, jutro „Ożenek”, a tak naprawdę nie ma nic… Na szczęście w reżimie sanitarnym można kręcić seriale i filmy, choć mało kto się teraz na nie porywa, skoro nie można ich dystrybuować w kinach. Przez ostatni rok udało mi się nakręcić „Tajemnicę zawodową” i to mi dało namiastkę normalności.
Mówiono, że chciał się pan z rodziną przeprowadzić do Rosji.
Nigdzie się nie wybieramy. Byłem w wielu miejscach na świecie, grałem za granicą, ale nie wyobrażam sobie mieszkać nigdzie poza Polską i to się nie zmieni.
Czy ten rok w zamknięciu wpłynął negatywnie na pana małżeństwo?
Przeciwnie! 13 lat temu postawiliśmy z Edytką na siebie i na rodzinę. I nic się w tej materii nie zmieniło. Miłość to największa moc, a kiedy dwoje ludzi się kocha, nie ma dla nich żadnych przeszkód. Dawno temu postawiliśmy też na normalność, a to w tej chwili najbardziej deficytowy towar.
Zdecydowanie rzadko spotykany.
Mam wrażenie, że w tej chwili, żeby się przebić, trzeba udawać kogoś, kim się nie jest. Wymyślić coś na pograniczu skandalu lub zrobić jakąś kompletną głupotę. Im jestem starszy, tym bardziej mnie świat przeraża. Kiedyś trzeba było mieć wiedzę i doświadczenie, lata nauki za sobą. Dziś, by stanąć na szczycie, wystarczą mocne łokcie i bezczelność. Jako ojciec chciałbym moim dzieciom wskazać właściwy kierunek, bo kiedyś sam go zatraciłem. Moje życie wróciło na właściwy tor w momencie, gdy poznałem moją żonę.
Co konkretnie się wtedy zmieniło?
Kiedy poznałem Edytkę, byłem aktorem, który zadzierał nosa i wiecznie narzekał: „Boże, dzisiaj będę pracował do 16. Jaki ja wrócę zmęczony”. Pamiętam, jak Edytka wzięła mnie za ramiona, spojrzała w oczy i powiedziała: „Ale o co ci chodzi? Wszyscy pracują, tylko każdy ma inny rodzaj pracy”. I tak było w wielu sprawach. Byłem facetem po przejściach, moje życie przypominało wykolejony wagonik, który Edytka z uporem stawiała z powrotem na szyny – normalnymi słowami, czułymi gestami, stabilnością.
Ale początki waszej miłości nie były łatwe. Nikt nie wierzył, że przetrwacie razem tyle lat.
Tylko my wiemy, jak trudne były to chwile. Edytka miała ogromne wątpliwości, bo różne media zrobiły z naszego życia piekło. Wszystkie atuty, które miała: młodość, otwartość, potencjał, wykorzystano przeciwko niej. To jej tak podcięło skrzydła i psychicznie ją podłamało, że chciała zakończyć nasz związek. Poświęcić to uczucie, bo nie widziała dla nas żadnej przyszłości.
Jak ją pan przekonał, by tego nie robiła?
Tłumaczyłem jej, że jesteśmy dla siebie stworzeni, że razem przetrwamy wszystko i będzie już pięknie, tylko nie możemy się poddać. Wiedziałem, że jak jej nie przekonam, jak odłoży słuchawkę, to będzie koniec. Takich chwil zwątpienia było więcej, ale one nas tylko umocniły. Ludzie mówią, że cudów nie ma. Są! Tylko rozciągnięte w czasie. Moja żona i moje dzieci są najlepszym dowodem na to, że ten cud się wydarzył i że zawsze warto walczyć o miłość.
Pana najstarsza córka Anastazja ma 33 lata. Jakie relacje ma z młodszym rodzeństwem?
Nastka uwielbia do nas przychodzić, dzieciaki ją uwielbiają i jest dla nich wielkim autorytetem. Studiowała grafikę w Anglii, mówi świetnie po angielsku i znakomicie rysuje – to ją łączy z Amelką, która również ma talent plastyczny. Antek uwielbia się z nią bić na miecze, a Rita wdrapuje się jej na kolana. Kiedy Nastka odwiedza młodsze rodzeństwo, w domu panuje pozytywny harmider. Tego się nie zatrzyma. To zew krwi.
Czy Amelka, Antek i Rita są do siebie podobni z charakteru?
Kompletnie różni! To trzy indywidualności. Antek to cały ja, mamy te same oczy, lęki, obawy. Bardzo dobrze się uczy, przynosi same piątki i szóstki, to chłopak, który zawsze da sobie radę. Mam nadzieję, że ta wrażliwość i delikatność będą w przyszłości jego siłą. Amelka jest indywidualistką, artystyczną duszą. To już prawie nastolatka, która ma swój świat. Moi koledzy, widząc, jak urosła, mówią: „No, kochany, to już jest ten moment…”.
Moment na co?
Żebym kupił kij bejsbolowy do odganiania potencjalnych kawalerów (śmiech). Uspokajam, nie będę tego robił! Pewne zadania pozostawiam Edytce, bo to mama powinna wytłumaczyć dziewczynce, żeby miała swoją godność, znała swoją wartość, bo nie będziemy w stanie jej uchronić przed całym złem tego świata. Choćbyśmy bardzo chcieli.
Czego najbardziej się pan boi jako ojciec?
Niebezpieczeństw, które czyhają na młode dziewczyny i nastolatki, dostępu do używek. Tego, że kiedy pójdzie na dyskotekę, może nie zauważyć, że dosypią jej czegoś do drinka, i stanie się coś strasznego, co będzie traumą na całe życie. Próbujemy Amelce tłumaczyć te zagrożenia, ale tak, by jej nie przestraszyć. Żeby miała świadomość, że życie, choć pełne niebezpieczeństw, jest piękne. Jako ojciec chciałbym, aby moje dzieci uniknęły błędów, które sam kiedyś popełniłem.
A jaka jest najmłodsza córka Rita?
Śmiejemy się, że to mała–stara. Wychowuje się ze starszymi dzieciakami, więc zachowuje się tak, jak one. Rano, gdy pytam, czy już wstaje, odpowiada: „Nie, poleżę jeszcze”. Otwiera oczy i na jej twarzy od razu pojawia się uśmiech. To konkretna kobietka, która dokładnie wie, czego chce: co i o której chce zjeść, kiedy położyć się spać. A do tego ma poczucie humoru!
Córunia tatunia!
Nauczyłem ją mówić do siebie „tatuniu Czaruniu”. Kiedy przychodzi do mnie, obejmuje rączkami moją twarz i patrząc mi w oczy, wypowiada te słowa, wzruszenie chwyta za serce i odbiera głos. Ostatnio trochę za dużo ją eksploatowałem z tym tatuniem, bo oczywiście musiałem się popisać przed wszystkimi, jakie mam mądre i kochane dziecko. Kiedy więc poprosiłem, by tak do mnie powiedziała, Ritka wystawiła język i… zrobiła „Prrrrt”! I było po tatuniu! (śmiech)
Grunt to dystans i poczucie humoru.
To prawda. Czasem młodzi ludzie pytają mnie, dlaczego wciąż się uśmiecham, mimo że w życiu spotkało mnie wiele złego. Odpowiadam im, że wariaci już tak mają – tworzą sobie swój świat, w którym są szczęśliwi.
Panu się ta sztuka udała. Czego więc panu życzyć na kolejne lata?
Młodości! (śmiech) Mam świetnego trenera personalnego, który pomaga mi ją przedłużyć, katując mnie na siłowni. Ostatnio sam odjąłem sobie dwie dychy z metryki i dzieci się bardzo ucieszyły.
Z tego, że tata znów ma 39 lat?
Kiedyś w warsztatach samochodowych też cofali liczniki. A jak auto jest garażowane, niebite, jeździ na dobrym paliwie, to czego mu brakuje? Będzie jeszcze długo jeździło! A jak mi zajrzą do dowodu osobistego, to… będzie znak, że komuna fałszowała papiery. Więc jakby się ktoś pytał, mam 39 lat i tego będę się trzymał!
1 maja 2009 roku Edyta i Cezary Pazurowie zostali małżeństwem.