Reklama

Żyją w ciągłym biegu. Kiedy Olga jedzie na budowę doglądać starego domu, Wojtek kupuje lub sprzedaje kolejny obraz albo jest właśnie w drodze do Nowego Jorku, gdzie mieszkał przez wiele lat. Pewnie wpadnie też do Monte Carlo, które długo było jego najważniejszym adresem. Do domu w Alpach jeżdżą razem, na narty. „Jesteśmy telefonicznym małżeństwem”, śmieją się oboje. Dzwonią do siebie kilkanaście razy dziennie. Teraz on telefonuje z Wimbledonu, za chwilę biegnie na mecz Agnieszki Radwańskiej, potem spotyka się z przyjaciółmi, których ma na całym świecie. Wojtek poznał ludzi z największymi nazwiskami. Miał i ma wpływ na ich życie. Jako pierwszy zaprowadził Steffi Graf i Johna McEnroe na aukcję w Nowym Jorku. Steffi zaczęła kolekcjonować dzieła sztuki, a McEnroe otworzył własną galerię w Soho. Hugh Grant, wzorując się na Fibaku, zaczął kolekcjonować obrazy z École de Paris, a Eric Clapton i Carla Bruni zakochali się w Basquiacie, którego zobaczyli na ścianie w nowojorskim mieszkaniu polskiego tenisisty.

Reklama

Dla Fibaka kolekcjonerska pasja stała się pomysłem na życie. Sztuką interesował się zawsze. Wiedział, że w tenisa nie będzie zawodowo grać do śmierci. A od pierwszego wygranego turnieju ATP w Sztokholmie, który wyniósł go na szczyty, mijają już 34 lata. Teraz gra wyłącznie dla przyjemności. Pamięta jednak, że to na tenisie zarobił pierwsze trzy miliony dolarów, trafiając kilkanaście lat temu na listę 100 najbogatszych Polaków. Przydały się na rozruch. Kolekcjonerstwo nie jest tanim zajęciem. Już w latach 70. zaczął traktować je równorzędnie ze sportem. Kiedy pod koniec lat 90. poznał młodziutką Olgę Sieniawską, od razu zaraził ją swoją pasją. Dziś na malarstwie zna się prawie tak dobrze jak jej mąż. Lecz to jemu zostawia prowadzenie galerii przy Krakowskim Przedmieściu. Sama podchwyciła inny pomysł. Fibak zaczął kupować stare domy i przywracać im dawny blask. Najpierw za granicą, potem w Polsce. Olga wzięła te remonty na siebie. „Zna się na technikach budowlanych, dokumentacjach, przeróbkach dachów, wystroju wnętrz”, mówi nie bez podziwu Fibak.

Sami od 10 lat mieszkają w apartamencie na Starówce, pełnym obrazów i książek. Mogliby mieć rezydencję z ogrodem, ale Olga nie tęskni do takich luksusów. „Po co ulepszać coś, co jest dobre?”, pyta retorycznie. Nie ma wygórowanych wymagań. Dlatego śmieszyło ją, gdy na początku znajomości z Wojtkiem pisano, że pewnie najbardziej ceni jego konto. „Dobrobyt to rodzaj więzienia”, mówi. „Jeśli ktoś uważa go za najważniejszą sprawę w życiu, wpada jak w nałóg. Stale chce więcej”. Ona docenia więc to, co ma.

A mogło nas tam nie być
Na nasze spotkanie przychodzi w balerinkach i dżinsach rurkach. Przez te 10 lat czas nie dodał jej wyglądowi powagi. Ma figurę modelki.
Kiedy oglądamy zdjęcia z ich wesela, widać, jak wiele par już się rozstało. Olga w duchu jest dumna, że ich małżeństwo, mimo „proroctw” znajomych, jest trwałe i szczęśliwe. Zmienili się oboje. Ona została żoną i matką, on przy niej ustatkował się. „Żył kiedyś własnymi sprawami”, mówi znajoma Fibaka, ceniona kolekcjonerka Iwona Büchner. „Gdy nastała Olga, zmieniła wszystko.

A już szczególnie zmieniła go córeczka Nina. Rozczula mnie ta przeprowadzka Wojtka z życia playboya do rodzinnego, ułożonego. To cud, że Olga potrafiła okiełznać takiego światowca. Jedno się tylko nie zmieniło”, dodaje. „Wojtek jak dawniej lubi wpaść do mnie na herbatę z malinami”.

Wracamy z Olgą do początków. Październik 1998. W hotelu Bristol trwa casting dla zagranicznej agencji modelek. 20-letnia Olga urwała się z porannego wykładu na drugim roku prawa. Nie traktuje wybiegu jako sposobu na życie. Chce iść w ślady rodziców – prawników. W przerwie schodzi do kawiarni. Złośliwcy napiszą potem w Internecie, że siedziała i czekała na męża. Nie przejmuje się takimi głupstwami, uważa je za zabawne. „Wyczekałam go, całkiem udanego”, śmieje się. „Gdyby nie ten casting, pewnie nie spotkałabym Wojtka. Jego też nie powinno tam być o tak wczesnej porze”. Nie wierzą w przeznaczenie, ale taka decyzja o spotkaniu się dwojga ludzi musiała zapaść gdzieś ponad nimi, wyżej.

W przerwie Olga wymyka się na kawę. Ma przed sobą dwie godziny czekania. Gdy podnosi oczy znad książki, widzi nadchodzącego mężczyznę. Rozpoznaje Fibaka od razu. Dwa dni wcześniej przeczytała z nim wywiad w „Polityce”. „Uznałam, że musi być fascynującą osobą.

Z prawdziwą pasją. Moją miłością była i jest muzyka. Ukończyłam szkołę muzyczną, uwielbiam grać na fortepianie. Ale dzięki mojemu mężowi zakochałam się też w malarstwie. Żyjąc w otoczeniu obrazów, przywiązujemy się do nich jak do żywych istot”. „Zobaczyłem zmysłową, piękną dziewczynę”, wspomina Wojciech Fibak. „Ale instynktownie wyczułem w niej także klasę i osobowość...”. „...Dał mi swoją wizytówkę. Zadzwoniłam po kilku dniach, zgodnie z obietnicą – zawsze staram się być słowna...”. „...Wolałbym mówić o naszych dokonaniach, targach sztuki, wystawach. Kogo obchodzą dzisiaj osobiste detale? Ludzi interesują konkrety”.

A jednak to właśnie wspólne pasje sprawiają, że dwoje ludzi jest ze sobą jakby na przekór wszystkiemu. Bo więcej powinno ich dzielić, niż łączyć. Olgi nie zraziła nawet reputacja kobieciarza, tak często przypisywana Wojtkowi. „Nie byłam przestraszona. A kiedy poznałam Wojtka lepiej, wiedziałam, że mam rację. Że ma dobre serce i jest mężczyzną mojego życia”, kwituje Olga.

Dwa pokolenia, jeden świat
W grudniu 2000 roku byli już małżeństwem. Ona była wtedy studentką czwartego roku. Studia ukończyła z wyróżnieniem. Potem zaplanowali dziecko. Dziś uważa, że łatwiej związać się z kimś, mając 23 lata, niż na przykład 32. Łatwiej się przystosować. Dzisiaj chyba nie umiałaby zmienić swojego życia tak łatwo jak kiedyś. Połączyli swoje dwa światy w jeden bez problemów z docieraniem się, kompromisem, poświęceniami. „Zresztą z mojego punktu widzenia Wojtek był młody – gdy się poznaliśmy, miał zaledwie 45 lat – i bardzo atrakcyjny. Z wielkim wzięciem u kobiet”. Oboje odebrali podobne wychowanie w duchu patriotyczno-historycznym. „Mimo różnicy wieku byliśmy do siebie bardzo podobni”, mówi Olga. „Jeśli ktoś pytał kiedyś, o czym może rozmawiać dojrzały mężczyzna z o tyle młodszą żoną, znamy już na to pytanie odpowiedź. O historii, polityce, sztuce, sporcie, o wyborach prezydenckich, powstaniu warszawskim. 1 sierpnia zawsze jesteśmy w Warszawie. Mój dziadek walczył w AK, ojciec Wojtka działał w ruchu oporu”, tłumaczy. Fibak: „Polska była i jest dla mnie bardzo ważna. Dla Olgi też. I teraz dla naszej córki, która przejmuje nasze pasje”.

O córce mówią: „nasza perełka”. Ich wielka miłość, oczko w głowie. Upragniona, wyczekana. Wszystko poszło zgodnie z planem. Najpierw dyplom Olgi, potem dziecko. W rodzinie życzono im syna. „Ale mój mąż jest urodzonym ojcem córek. I, prawdę mówiąc, gdybyśmy mieli jeszcze jedno dziecko, też chcielibyśmy córkę”, mówi Olga.

Czas dla rodziny
Na kilka tygodni przed porodem bała się, czy wszystko pójdzie dobrze. Mąż dostał wtedy zakaz wyjazdów. Musiał być z nią. Ale mała urodziła się o czasie. Jej tata był w pobliżu, chociaż mężczyźni zazwyczaj boją się towarzyszyć kobietom w takich chwilach. Olga jednak czuła się pewniej, wiedząc, że razem przez to przechodzą. O Ninie krąży po Warszawie taka anegdotka: Kiedy miała trzy albo cztery lata, poszła z rodzicami do ich znajomych. Weszła do hallu, popatrzyła i mówi: „O, tu obraz Pągowskiej, o, Dominik”. Rośnie przyszła kolekcjonerka?

Mariola Tomczak, architekt, przyjaciółka Olgi, uważa, że Nina jest absolutnie niezwykła. Śpiewa, tańczy, zna trzy języki. „W zimie jechałyśmy samochodem. »Zaśpiewam ci, dobrze?«, spytała. I prześlicznie zaśpiewała kolędę po angielsku, a potem po francusku. Myślę, że są bardzo fajną rodziną. Wzajemnie się szanują, a to przecież najważniejsze, nie sądzi pani?”. Nina znakomicie jeździ na nartach od niespełna trzeciego roku życia. Narty zresztą to także ukochany sport Olgi. Córka przejmuje od rodziców ich zainteresowania. Wojciech Fibak uważa, że to od ciężkiej pracy zależy, czy ktoś zostaje wirtuozem; inne dzieci też ciężko pracują, ćwiczą na fortepianie, tańczą w balecie.

„Nasza Nina nie jest tu wyjątkiem”, podkreśla. „A co z tenisem?”, pytam. „Ma talent, ale czy będę pilotował ją dalej...? Zobaczymy”.Na razie dziewczynka ma mnóstwo zajęć. Chodzi do szkoły muzycznej i baletowej. Na jej występ przygotowywany przez rok tata specjalnie wrócił wcześniej z targów sztuki w Bazylei. Nie mógł tego zaniedbać.

„Wojtek jest doskonałym ojcem, traktuje Ninę niesłychanie poważnie. Nawet jego starsze córki trochę zazdroszczą”, śmieje się Olga. „Mówią: »Kiedy byłyśmy małe, nie miałeś dla nas tyle czasu«. Ale on miał wtedy dwadzieścia parę lat i karierę tenisisty przed sobą. Teraz jest starszy, może sobie pozwolić na korzystanie z czasu dla rodziny”.

Najbardziej lubią wakacje w którymś ze swoich zagranicznych domów. Wtedy rządzi Nina. Grają we troje w szachy, warcaby, w 10 pytań. Są radośni, odprężeni. Nadrabiają wszystko, z czego muszą rezygnować w miejskim pędzie. Olga lubi fotografować. „Chcę zatrzymywać zdarzenia. Boję się czasu. Przemijania szczęśliwych chwil, których nie da się inaczej zatrzymać”.

Uczucia w domyśle
„Co będzie z wami dalej?”, pytam. „Na pewno nic się nie zmieni. Jestem kobietą jednego mężczyzny”, zamyśla się Olga. Wojtek jest w znakomitej kondycji, ma niespożytą energię, choć sport zostawił swoje ślady – nadwerężone kolana i kręgosłup. Nieosiągalne jest dla niego noszenie ciężkich rzeczy, bagaży. Coś za coś. I te nieustanne zajęcia – 10 telefonów do oddzwonienia, stale powtarza: „Muszę już pędzić, bo cały dzień będę miał zrujnowany…”. A Olga za godzinę musi być na budowie. Jak sobie radzi z robotnikami, myślę. Taka delikatna. Jej przyjaciółka Mariola Tomczak powie później: „Jest delikatna, lecz diabelnie konsekwentna. Budowlańcy wymiękają przy niej. Cała ekipa wie, że Olga i tak postawi na swoim”.

Mogłaby leżeć i pachnieć, chodzić po salonach piękności i spa. Posiedzieć chwilę w Galerii Fibak przy Krakowskim Przedmieściu, pobiegać po sklepach i byłoby to jej główne zajęcie. Ale w jej życiu nie ma miejsca na leniuchowanie bogatej kobiety. Nie znosi, gdy czas przecieka jej przez palce. Przyznaje, że odnalazła swoje powołanie. Uwielbia przywracać domom ich dawne piękno.

Podczas naszej rozmowy dwa razy odbiera telefon od męża: „Tak, kochanie… To wpadnij tutaj”. „Wojtek chce się na moment ze mną zobaczyć”, tłumaczy. Za kwadrans macha do nas zza okna kawiarni. Olga wychodzi do niego. Krótkie przytulenie.

I ten specjalny wyraz twarzy, jaki mają wyłącznie dla siebie. Czuję się, jakbym ich podglądała zza weneckiego lustra. Robi mi się głupio, bo w takich chwilach obcy nie powinni uczestniczyć. I wiem już, że choć rozmawiamy o sztuce, sporcie, polityce, choć miłość jest gdzieś tam, w domyśle, trudno im ukryć, jak bardzo czują się szczęśliwi. Nawet relacje z poprzednią rodziną Wojtka są ciepłe, serdeczne. „Niedawno urodził nam się trzeci wnuk”, śmieje się Olga, podkreślając „nam”. „Jako żona dziadka jestem chyba przyszywaną babcią? – zastanawia się – i to potrójną!”. Z córkami Wojtka widują się często, zwłaszcza z młodszą Pauliną, która mieszka pod Genewą, blisko granicy szwajcarskiej i ich zimowego domu. „Paulina jest dla mnie jak rodzona siostra. Bardzo się kochamy. Jest między nami tylko rok różnicy. Przyjaźnimy się też z Ewą – byłą żoną męża. Jest nadal zjawiskowo piękną kobietą”, Olga kończy swój sok. „Tylko żeby nie była to laurka”, prosi. „Mamy też i swoje gorsze dni, jak w każdym małżeństwie. Chociaż właściwie się nie kłócimy”.

Jeżeli ma o coś żal do losu, to tylko o przedwczesną śmierć teścia. Nie zdążył poznać Niny, nie dowiedział się, jak jego syn ułożył sobie następne życie. „Chciałabym mu powiedzieć po prostu: dziękuję. Za to, że mój mąż jest taki, jaki jest…”.

Reklama

Tekst Krystyna Pytlakowska
Zdjęcia Robert Wolański
Asystent fotografa Jacek Piątek
Postprodukcja Krzysztof Radzikowski/ PLUPART
Stylizacja Jola Czaja
Asystentka stylistki Agnieszka Dębska
Makijaż Julita Jaskółka/ISADORA
Fryzury Łukasz Pycior/D’VISION
Scenografia Piotr Czaja
Produkcja Elżbieta Czaja
Współpraca Szymon Machnikowski

Reklama
Reklama
Reklama