Ojciec Leon kontra ojciec Mateusz
Dyskusję na temat pewnych nieprawidłowości w łonie Kościoła oraz naszego stosunku do wiary próbuje wzbudzić najnowszy film Koneckiego i Saramonowicza "Idealny facet dla mojej dziewczyny".
Jacy są polscy księża? Ich kondycja moralna? Ich duchowość? Ich poziom intelektualny? Czy cukierkowy Ojciec Mateusz z piękną twarzą Artura Żmijewskiego – gromadzący co tydzień miliony Polaków przed telewizorami – jest wiernym czy całkowicie fałszywym obrazem polskiego duchownego? A może prawdziwszy jest ojciec Leon (Bronisław Wrocławski) z „Idealnego faceta dla mojej dziewczyny” – zawzięty i pozbawiony skrupułów dyrektor katolickiej rozgłośni radiowej, który po szampana sięga częściej niż po różaniec?
Od kilku lat nie ma właściwie dnia, by polscy duchowni nie stawali się bohaterami mediów w kontekstach, które nie są dla nich korzystne. Nieokiełznana zachłanność w odzyskiwaniu majątków kościelnych, próby wyciszenia afer związanych z działalnością agenturalną wielu wpływowych księży, niszczenie duchownych (np. księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego), którzy podnoszą kwestię współpracy księży z komunistyczną służbą bezpieczeństwa, negatywny stosunek – wbrew poglądom większości społeczeństwa – do kwestii in vitro i środków antykoncepcyjnych, wreszcie coraz liczniejsze skandale związane z molestowaniem dzieci i podziemnym życiem seksualnym księży – to wszystko powoduje, że polskiemu duchowieństwu ze wszystkich sił potrzebny jest propagandowy obraz idealnego księdza.
Od lat taką rolę spełniał serial „Plebania”, choć pojawiającym się w nim duchownym brakowało blasku. Tę lukę wypełnił Artur Żmijewski jako ojciec Mateusz – przystojny mężczyzna, z promiennym śmiechem, cierpliwy, dobry, szczery. Drugorzędną sprawą jest fakt, że takiego księdza jak ojciec Mateusz próżno szukać w polskich parafiach. Bo przecież pozytywne uczucia z serialowego kapłana wierni-telewidzowie przeniosą na każdego proboszcza i wikarego, nawet tych najbardziej odbiegających od serialowego ideału. Ta ciesząca się wielką popularnością produkcja telewizyjna niczym dobrze skonstruowana dobranocka usypia naszą czujność zniechęcając skutecznie do stawiania trudnych pytań na temat nieprawidłowości w funkcjonowania Kościoła – instytucji, do której - według szacunków należy - ponad 90 proc. Polaków! Czy nasza przynależność jest całkowicie bezrefleksyjna?
Dyskusję na temat pewnych nieprawidłowości w łonie Kościoła oraz naszego stosunku do wiary próbuje wzbudzić najnowszy film Koneckiego i Saramonowicza "Idealny facet dla mojej dziewczyny". Jednym z bohaterów komedii, znajdującej się obecnie na naszych ekranach, jest ojciec Leon - wpływowy duchowny, dyrektor katolickiego radia "Zawsze dziewica", przekonany o tym, że największym zagrożeniem współczesnej Polski jest moralne zepsucie. - Żeby móc uratować ludzi przed moralnym upadkiem i wiecznym potępieniem trzeba mieć wpływy i władzę. Dlatego ojciec Leon próbuje zdobyć pieniądze na budowę medialnego imperium, które zapewni mu rząd dusz. Będąc przeświadczonym o słuszności swojej misji nasz bohater, w celu jej realizacji, decyduje się znacznie nagiąć zasady do przestrzegania których zobowiązuje noszona przez niego sutanna – mówi Andrzej Saramonowicz, scenarzysta i producent "Idealnego faceta dla mojej dziewczyny".
Ojciec Leon z pomocą wiernych parlamentarzystów, bez przetargu, otrzymuje wielki kontrakt na produkcję i montaż dość kontrowersyjnych tablic ostrzegawczych dla kierowców z hasłem: JEZUS PROSI: ZWOLNIJ! Ojcu dyrektorowi nie drgnie nawet powieka kiedy swojemu siostrzeńcowi Kostkowi (Marcin Dorociński) podsunie podstępnie do podpisu umowę w wyniku której wbrew własnej woli będzie on musiał wcielić się w postać... Jezusa. – Zależało nam na tym, żeby ta postać była grana niezwykle prawdziwie. Chcieliśmy nadać jej pewien uniwersalizm, bo przecież postawa polegająca na dążeniu do celu po trupach i wbrew zasadom nie dotyczy wyłącznie duchownych. Ojca Leona zagrał rewelacyjnie Bronisław Wrocławski. On znalazł niezwykle fajny sposób na przedstawienie jej tragikomicznego wymiaru – mówi Tomasz Konecki, reżyser "Idealnego faceta dla mojej dziewczyny".
Za sprawą postaci ojca Leona "Idealny facet dla mojej dziewczyny" w inteligentny sposób dotyka różnego rodzaju tematów tabu i świętości związanych z kościołem. To pierwszy w polskim kinie tak poważny głos w dyskusji na temat tzw. katolicyzmu toruńskiego. Głos piętnujący wynaturzenia w obronie tradycyjnych wartości. Jako widzowie możemy potraktować to jako zaproszenie do debaty lub zamknąć oczy i udawać, że wszystko jest w porządku. – Powszechnie wiadomo, że od momentu kiedy Kościół wdał się w sprawy interesów i przestał myśleć o czystych sprawach wiary, to dostarcza nam wielu argumentów do krytyki. Dlatego w interesie nas wszystkich jest to, żeby od czasu te podejrzane sprawy dziejące się pośród kleru nakłuwać ostrzem satyry - mówi Bronisław Wrocławski, filmowy ojciec Leon.