Reklama

32-letnia matka, która oddała swoją roczną córeczkę do okna życia w Gdańsku, przerwała milczenie i wyjaśniła motywy swojej decyzji. Jej wstrząsające słowa odbijają się szerokim echem w Polsce, wzbudzając zarówno współczucie, jak i kontrowersje.

Reklama
Nie mam pojęcia, co we mnie wstąpiło tamtego dnia
- oznajmiła mama dziewczynki w rozmowie z 'Faktem'.

Oddała córkę do okna życia, 32-letnia matka przerywa milczenie. "To był impuls"

W Gdańsku, w jednym z okien życia prowadzonych przez siostry zakonne, znaleziono ok. 11-miesięczną dziewczynkę. Zdarzenie miało miejsce na początku grudnia. Alarmujące dzwonki rozległy się po tym, jak dziecko zostało pozostawione w specjalnie przygotowanym miejscu.

Był wieczór, szykowałyśmy się do zamknięcia domu, ja zaczynałam dyżur na tzw. furcie(...) Była chyba godz. 20.45, gdy w całym domu rozległ się alarm. Doskonale wiedziałyśmy, co to może oznaczać
- relacjonowała w rozmowie z 'Faktem' siostra Lucyna.

Siostry natychmiast zareagowały. Sprawdziły stan zdrowia dziewczynki i powiadomiły odpowiednie służby. Jak podkreśliły, dziecko było zadbane i w dobrym stanie fizycznym. Zwykle w oknie życia umieszczane noworodki, co sprawia, że przypadek ok. 11- miesięczej dziewczynki jest niezwykle rzadki.

Było mi podwójnie przykro, że takie duże dziecko ktoś musiał zostawić. Serce biło mi jak oszalałe, nogi miałam jak z waty. Zrobiłam się nagle taka bezradna. Myślę sobie: Boże, co się musiało stać, jaki dramat ktoś przeżywa, że oddał takie dziecko
- dodała zakonnica.
Okno życia
Tomasz Jastrzebowski/REPORTER

Kilka dni po tym zdarzeniu do redakcji portalu Trojmiasto.pl zgłosił się mężczyzna, który potwierdził, że jest ojcem dziecka. Pan Marcin nie wiedział, że jego żona zdecydowała się na tak dramatyczny krok i oznajmił, że chce walczyć o dziecko. Jego córeczka ma na imię Sara i w listopadzie świętowała pierwsze urodziny. Mężczyzna chce odzyskać córkę, lecz uniemożliwiają mu to procedury. W rozmowie z "Faktem" pan Marcin wyznał, że z żoną poznał się trzy lata temu, natomiast małżeństwem są od 2023 roku.

Jesteśmy małżeństwem od sierpnia 2023 r. Poznaliśmy się trzy lata temu. Przyjechała do mnie do Warszawy, by wynająć taksówkę, miałem firmę i wynajmowałem samochody. Piękna kobieta, zakochałem się w niej, a ona wzięła mnie na litość, że jest samotną matką, że ma dzieci z pierwszego małżeństwa, że ma długi. Było super, ale potem się okazało, że to była jej maska(...) Okazało się, że ćpa. Myślałem, że ona chce się zmienić. Ona mnie niszczyła, nie mówię, że jestem idealny, znikała na noce, niby jeździła na taksówce. Wszystkie swoje fundusze inwestowałem w nią i dzieci, także w jej dzieci z pierwszego małżeństwa, a ona pół roku temu zaczęła znikać z domu
- relacjonował.

Mężczyzna w rozmowie z mediami oznajmił, że z żoną ma napięte relacje i oddała ich córkę do okna życia, aby zrobić mu na złość.

W listopadzie to ona (żona — przyp. red.) porzuciła mnie i dziecko, przez cztery dni nie odzywała się do nas w żaden sposób. Powiedziała mi ostatnio, że od 12 lat ma dzieci, a teraz chce wolności, chce imprezować. To nie jest żadna depresja poporodowa. Ona zrobiła to świadomie, chciała zrobić mi na złość
- mówił 'Faktowi'.

Zupełnie inne zdanie na ten temat ma 32-letnia matka dziewczynki, która także zabrała głos. Przyznała, że to ona oddała dziewczynkę do okna życia. Jak twierdzi, była to decyzja podjęta w akcie desperacji.

Wypowiedział umowę najmu w czasie, gdy byłam w pracy. Zostałam z dziećmi z pierwszego małżeństwa nagle bez mieszkania i bez rzeczy. Tak jak staliśmy na dworze, tak zostaliśmy. Potem przepraszał, chciał wrócić i rzeczywiście wrócił tu, ale nie powiedział mi początkowo, że apartament, który wynajął, jest tylko na chwilę, zostawił mnie tu z Sarą(...) Kiedy ostrzegłam, że oddam dziecko do okna życia, bo tam będzie bezpieczne, to napisał, że go to nie obchodzi, bo on dzieckiem nie będzie się zajmował
- mówiła kobieta w rozmowie z 'Faktem'.

Kobieta przyznała, że nie ma pojęcia "co w nią wstąpiło", że oddała dziecko do okna życia i wyznała, że żałuje tej decyzji i chce odzyskać córkę.

Nie mam pojęcia, co we mnie wstąpiło tamtego dnia, to był impuls, zostałam sama bez środków do życia, bez dachu nad głową, znów słyszałam wyzwiska, groźby, obelgi, zwyczajnie przeszłam załamanie psychiczne, nie myślałam racjonalnie, dlatego oddałam Sarę siostrom zakonnym, by była bezpieczna(...) Robię wszystko, co mogę, cały program realizuję i plan działania z paniami z MOPR, mam od nich ogromne wsparcie i modlę się do Boga, żeby odzyskać swoje dziecko.
- dodała w rozmowie z 'Faktem'.

O dalszych krokach zdecyduje jednak sąd.

Reklama

Zobacz także: Wygłodzona 3,5-latka trafiła do szpitala w Zielonej Górze: "Do stanu dziecka przyczyniły się względy ideologiczne"

Okno życia
Artur Szczepanski/REPORTER
Reklama
Reklama
Reklama