Reklama

To już trzy lata… Jesteś inna niż wtedy? Zmieniłaś się?

Reklama

Okrzepłam, dojrzałam. Myślę jednak, że byłoby mi znacznie łatwiej, gdyby okoliczności katastrofy zostały rzetelnie i jednoznacznie wyjaśnione. Czuję się trochę tak, jak ludzie, którzy pozornie wiedzą, co się stało, ale nie mogą odnaleźć swoich bliskich. Podobnie jest, gdy nie można ustalić przyczyny ich śmierci. Ale jestem przekonana, że prędzej czy później dowiemy się, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku. Ta prawda jest potrzebna, jak myślę, nie tylko mnie, ale wszystkim Polakom.

Wtedy byłaś dzieckiem, teraz musiałaś stać się bardzo dorosła?

W pewnym sensie tak. Dopóki żyją rodzice, niezależnie od wieku pozostaje się dzieckiem, ich dzieckiem. Pustki, jaka powstała po takiej nagłej i tragicznej śmierci najbliższych, nie da się wypełnić. Wtedy – trzy lata temu – żyłam o wiele bardziej swoim życiem prywatnym, adwokaturą i planami naukowymi. Teraz znacznie bardziej niż dawniej zajmuje mnie polityka. I to się we mnie zmieniło. Zdaję sobie sprawę, jak ważne jest, by nie obojętnieć na to, co dotyczy nas wszystkich. Myślę, że bardzo wiele zrozumiałam.

Kontaktujesz się z politykami, przyjaźnisz z nimi, spotykasz?

Prawie codziennie rozmawiam z moim Stryjem. Rozmawiamy o naszych sprawach, ale także o polityce, tak jak kiedyś z Tatą. Teraz mam kilku dobrych znajomych – polityków, z którymi utrzymuję kontakty. Ale przede wszystkim kontaktuję się z ludźmi działającymi w ruchu
imienia mojego Ojca, mającego na celu upamiętnienie jego dokonań.

Media przyglądają Ci się uważnie. Cały czas jesteś pod obstrzałem. Na pewno niełatwo to znieść. Każdy Twój krok jest śledzony i komentowany.

Pamiętam, jak trzy lata temu znajomy powiedział mi: „Marta, teraz już tak będzie zawsze”. Wydawało mi się, że przesadza, że to nie jest możliwe, by media aż tak się mną interesowały. Ale mijają trzy lata i to zainteresowanie się utrzymuje. Miewam tego naprawdę dosyć, ale przekonałam się, że zainteresowanie mediów istnieje niezależnie od częstotliwości mojej aktywności publicznej. Drażni mnie, że w świecie tabloidów nie istnieją żadne granice. Ale z drugiej strony często od nieznajomych osób słyszę wyrazy uznania dla moich świętej pamięci Rodziców i słowa sympatii dla mnie. To bardzo ważne.

Wzbudzasz takie zainteresowanie, bo katastrofa smoleńska ciągle wywołuje emocje, a Ty jesteś jej ofiarą?

Sądzę, że sprawa katastrofy smoleńskiej nie wywoływałaby tak skrajnych emocji, gdyby była rzetelnie wyjaśniana. Jestem jedynym dzieckiem Pary Prezydenckiej, która tak tragicznie zginęła. To sytuacja bez precedensu, stąd też i zainteresowanie. Mam wrażenie, że żyjemy w epoce szumu informacyjnego, który nam absolutnie nie sprzyja. Sama od tego uciekam. Cenię sobie na przykład program II Polskiego Radia, gdzie można posłuchać klasyki, ciekawych audycji bez reklam i zbędnych newsów.

Ale w Twoim życiu następują różne zmiany sprzyjające temu zainteresowaniu. Przeprowadziłaś się do mieszkania po rodzicach, bo postanowiłaś żyć inaczej?

Akurat tak się ułożyło, że w tej chwili mieszkam w Sopocie, w mieszkaniu moich Rodziców. I to jest miejsce, które nierozłącznie się z nimi wiąże. Zdawałam sobie sprawę z tego, że za sprawą mojej przeprowadzki media będą miały kolejny pretekst do pisania o mnie. Przez myśl mi jednak nie przeszło, że przez wiele tygodni paparazzi będą mi towarzyszyć niemal każdego dnia. Nie sądziłam, że siedząc w kuchni, będę widziała po drugiej stronie ulicy panów z aparatami, którzy robią zdjęcia mojego okna, a już następnego dnia zobaczę je w gazecie.

Będziesz musiała założyć żaluzje.

Lubię widok z tego okna i szkoda byłoby mi się go pozbawiać. Zawsze powtarzam moim dzieciom, by po prostu nie zwracały uwagi na panów i panie z aparatami. Ewa bardzo negatywnie odczuwa to niechciane zainteresowanie. Martynka się z tego po prostu śmieje.

Pieczołowicie remontowałaś to mieszkanie. Chciałaś zachować jego charakter, zgodnie z wizją Twojej mamy?

Poczyniłam pewne zmiany, których nie zdążyła zrealizować moja Mama. Postawiłam na przykład we wnęce w przejściu między pokojami serwantkę, o której kiedyś marzyła. Starałam się zachować charakter tego mieszkania.

Zostawiłaś meble, które tam stały?

Oczywiście. Poddałam je tylko renowacji. Z każdym z nich wiążą się wspomnienia moich Rodziców. Myślę, że po Mamie mam taki sentymentalny stosunek do niektórych przedmiotów.

Meble mają duszę?

Mają, myślę, że całe to mieszkanie ma duszę. A dla mnie zawsze będzie to dom moich Rodziców.

Przepraszam, że Cię o to zapytam – wyprowadzka zbiegła się z kryzysem w Twoim małżeństwie?

Małżeństwa mają swoje lepsze i gorsze chwile. Czasami warto coś przemyśleć z dala od swojego poprzedniego życia. Powiem tyle, że teraz rozmawiamy z Marcinem znacznie więcej niż kiedyś, wspólnie spędzamy wolny czas z dziewczynkami. Oboje bardzo je kochamy. One są dla mnie najważniejsze.

Łatwiej Ci, bo wróciłaś do ludzi, którzy znają Cię od dziecka?

Do cudownych sąsiadów, których znam od lat. Ogromne znaczenie ma to, w jakim otoczeniu się mieszka, jakich ludzi się ma blisko siebie. Wzruszyłam się, kiedy pewnego dnia spotkałam sąsiadkę, która powiedziała: „Marta, gdybyś kiedykolwiek potrzebowała, żeby ktoś został z twoimi dziewczynkami, pamiętaj, że ja jestem”. To takie serdeczne, ludzkie, bezinteresowne. Jestem wśród ludzi, którzy mają podobne podejście do życia, uznając, że można działać bezinteresownie, być otwartym, wzajemnie się wspierać. Ważne są takie małe gesty, bo to w końcu przede wszystkim one budują rzeczywistość wokół nas. Dają poczucie bezpieczeństwa.

Od razu podobno zaproszono Cię na wspólnego grilla?

Tak, to było bardzo spontaniczne. Z tyłu tej kamienicy jest ogródek. Wracałam z dziewczynkami ze szkoły, kiedy sąsiedzi zawołali do mnie: „Chodź, Marta, siadaj koło nas”. Akurat mój sąsiad wrócił z długiego rejsu i postanowił to jakoś uczcić. Było mi bardzo miło.

Ale pamiętasz o tym, że jesteś 32-letnią piękną kobietą, do której należy świat? Każdy smutek w końcu minie. Życie niesie też radości.

Ja jestem dość krytyczna wobec siebie (uśmiech). Do pewnych smutków trzeba po prostu przywyknąć i umieć cieszyć się z każdego następnego dnia. Ogromną radość sprawiają mi moje dzieci i moje plany na przyszłość. Od września Martynka dołączy w szkole do Ewy. Będę miała więcej czasu na to, żeby stać się bardziej aktywna. Mam nadzieję wrócić do pomysłów, które kiedyś odłożyłam na później, i zacząć nowy rozdział. Zawsze będę wdzięczna swojej Mamie, która zanim mnie urodziła, była bardzo aktywna zawodowo, a jednak z chwilą, gdy przyszłam na świat, zrezygnowała z pracy. Ja również mam taką możliwość, by pozostać w domu, i staram się dać dziewczynkom jak najwięcej z siebie. Z czasem, gdy dziewczynki stają się coraz starsze, mogę powoli w większym zakresie koncentrować się na czymś innym, być aktywna zawodowo i publicznie.

Reklama

Cały wywiad z Martą Kaczyńską znajdziecie w najnowszym numerze magazynu "Viva!"

Reklama
Reklama
Reklama