Małgorzata Socha: Zawsze gram fair
Małgorzata Socha: Zawsze gram fair
Nie schodzi z planu filmowego, niebawem na ekranie trzy filmy z jej udziałem. Mówi, że im więcej pracuje, tym więcej ma energii. I nareszcie jest na swoim miejscu.
1 z 5
– Powiedziałaś kiedyś, że wszystko, o czym w życiu marzyłaś, już masz.
Małgorzata Socha: To prawda. Dużo fajnych rzeczy wydarzyło się ostatnio i nawet jak nic się już nie zdarzy, nie szkodzi. Czuję się spełniona. To też zasługa tych, których spotkałam na swojej drodze. Mam cholerne szczęście do ludzi.
– I duże poczucie humoru.
Małgorzata Socha: Chyba z natury jestem pozytywnie nastawiona do świata. Nie pamiętam złych rzeczy, nie chcę się oglądać wstecz. To niczego ani nie daje, ani nie buduje. Może mój optymizm przyciąga ludzi?
– Zbudowałaś dzięki niemu postać Violi w „BrzydUli”. Choć to karierowiczka, zaskarbiła sobie nasze serca.
Małgorzata Socha: Bo była prawdziwa, z krwi i kości. W wersji oryginalnej miała być głupią blondynką o ptasim móżdżku, ale intuicyjnie broniłam tej postaci, żeby dodać jej więcej cech ludzkich. Myślę, że dlatego widzowie ją polubili, bo nie ma ludzi tylko dobrych i tylko złych.
– W środowisku aktorskim masz opinię sympatycznej dziewczyny, której sława nie uderzyła do głowy.
Małgorzata Socha: Dziękuję. Jak grasz fair, inni tak samo ciebie traktują. Kiedy rozmawiam z reżyserem, producentem czy dyżurnym planu, zawsze jestem sobą. Pracujemy dla wspólnej sprawy, każdy jest tylko elementem w tej układance.
– Stałaś się jedną z najbardziej rozchwytywanych polskich aktorek. Wchodzą nowe filmy z Twoim udziałem.
Małgorzata Socha: Nie wierzyłam, że do tego kiedykolwiek dojdzie. Długo nie byłam zapraszana na castingi filmowe, uchodziłam za aktorkę serialową. Tym bardziej cieszę się z nowego filmu „Śniadanie do łóżka”, w którym gram z Tomkiem Karolakiem. W styczniu kolejny film „Weekend” z moim udziałem w reżyserii Czarka Pazury i „Och, Karol 2” Piotra Wereśniaka. Coś jednak się ruszyło, jeśli chodzi o film...
– A jeszcze doszedł teatr u Żebrowskiego, gdzie grasz osiem różnych kobiet, artystkę, intelektualistkę, katoliczkę... Potrafisz się zmieniać jak kameleon.
Małgorzata Socha: Tego wymaga mój zawód. Nie chcę być aktorką jednej roli. Na szczęście mam różne propozycje.
– Masz wygląd anioła.
Małgorzata Socha: To często może mylić (śmiech). Wygląd anioła, a później wcielam się w rolę zawodowego mordercy lub pierwszą intrygantkę Rzeczypospolitej. Czasem się zastanawiam, kogo ja tu gram, bo zdarza się, że w ciągu jednego dnia jestem na dwóch różnych planach. Bardzo ważny jest dla mnie moment charakteryzacji, na co mam około godziny. To ten czas, kiedy przepoczwarzam się w graną postać, powtarzam tekst, jestem już w kostiumie, charakteryzatorki mnie pudrują, czeszą. I jak zobaczę się w lustrze, już wiem... Na planie odcinam się od tego, co na zewnątrz, zawsze mam wyłączony telefon. Mój mąż nad tym ubolewa, bo nie może się ze mną skontaktować.
– Mąż ten sam od kilku lat?
Małgorzata Socha: Od dwóch lat ten sam, ale poznaliśmy się wcześniej. Nie wolno ignorować wakacyjnych miłości. Nigdy nie wiadomo, co się zdarzy.
– Słyszałam, że jesteś perfekcyjną housewife i świetnie gotujesz.
Małgorzata Socha: Bez przesady, boeuf bourguignon czy pate z kurzych wątróbek kucharza ze mnie nie czyni... Rzeczywiście, dom jest dla mnie bardzo ważny, chociaż nie bywam w nim często. Jak już jestem, staram się zawsze coś upitrasić. Zostawiam blachę szarlotki i zaraz dostaję najbardziej romantycznego SMS-a na świecie: „Pycha!” (śmiech). Jak widać, moim królestwem jest kuchnia, ale jeszcze nieodkryta. Mam różne natręctwa, choćby takie, że wszystko musi być pod linijkę. Znajomi śmieją się, że u nas jest jak w muzeum. Może tak, bo u mnie każda rzecz musi mieć swoje miejsce. Po prostu lepiej wtedy odpoczywam i łatwiej mi się skupić.
– Często się śmiejesz...
Małgorzata Socha: Myślę, że mam to po moim tacie, który jest cudownym człowiekiem. Kiedy było źle, zawsze mówił: „Jakoś to będzie”. I jakoś było.
– Chociaż po szkole aktorskiej nie bardzo wierzyłaś w siebie. Zostałaś wtedy agentem nieruchomości.
Małgorzata Socha: Niestety, rachunki trzeba było płacić, a korona mi z głowy nie spadła. Sprzedałam z sukcesem jedno mieszkanie, jedno wynajęłam. Jak się okazało, talent aktorski wszędzie się przydaje...
– To tata go odkrył i powiedział: „Widzę cię w roli Lady Makbet”?
Małgorzata Socha: Raczej by mnie widział w „My Fair Lady”, biorąc pod uwagę jego podejście do życia (śmiech). Ja długo w siebie nie wierzyłam, miałam wątpliwości, czy w ogóle nadaję się do tego, żeby zdawać do Akademii Teatralnej, a co dopiero aktorstwo.
– A teraz masz tyle nowych ról i planów życiowych.
Małgorzata Socha: I tyle energii, aż czuję, że mogłabym dać z siebie jeszcze więcej. Ja jestem jak perpetuum mobile. Im więcej rzeczy mam do zrobienia, tym lepiej się z tym czuję.
Zdjęcia MATEUSZ STANKIEWICZ/ AF PHOTO
Stylizacja JOLA CZAJA
Asystentka ZOSIA KULA
Makijaż IZA WÓJCIK/METALUNA kosmetykami MAC i WILSON/ D’VISION ART
Fryzury PIOTR WASIŃSKI/AF PHOTO i ŁUKASZ PYCIOR/ D’VISION ART
Scenografia PIOTR CZAJA
Produkcja ELŻBIETA CZAJA
Stylizacja paznokci: SALON 20tka, www.perfect20.com
Makijaż M. Sochy: podkad - STUDIO SCULP NC 20, korektor - SELECT COVER - UP NC 20, puder SELECT SHEER NC 20, róż - BEAUTY POWDER, cienie do powiek - LEOPARD LUXE limited edition, eye liner - BLACKTRACK, szminka -MYTH
suknia: Atelier Gosia Baczyńska, ul. Floriańska 6, tel. do pracowni: 511 931 441, naszyjnik: Shourouk/Horn & More
2 z 5
Magorzata Socha: aktorka, absolwentka Akademii Teatralnej w Warszawie. Wygląda jak anioł, ale potrafi zagrać diablicę. Serca widzów podbiła rolą karierowiczki Violi w „BrzydUli”. Dziś jest jedną z najbardziej rozchwytywanych polskich aktorek. Niebawem zobaczymy ją aż w trzech premierach, między innymi remake’u kultowej komedii z lat 80. „Och, Karol”. Od dwóch lat jest żoną Krzysztofa Wiśniewskiego, inżyniera.
3 z 5
Magorzata Socha: „Dużo fajnych rzeczy wydarzyło się ostatnio i nawet jak nic się już nie zdarzy, nie szkodzi. Czuję się spełniona. Ale mogłabym z siebie dać jeszcze więcej”.
4 z 5
5 z 5