Małgorzata Kożuchowska: Patrzę na siebie dość krytycznie
Tegoroczna zdobywczyni tytułu Viva! Najpiękniejsi zdradza swoje sekrety
Aktorka Teatru Narodowego. Gwiazda hitowego serialu TVP2 „Rodzinka.pl”, ikona stylu. Zwyciężczyni 10. edycji plebiscytu „VIVA! Najpiękniejsi. I ty możesz sięgnąć gwiazd”. Edycji wyjątkowej, bo połączonej z akcją charytatywną, dzięki której – już po raz drugi – zbieramy środki na fundusz stypendialny dla utalentowanych dzieci i młodzieży z rodzinnych domów dziecka i rodzin zastępczych. Najpiękniejsza Polka Małgorzata Kożuchowska w rozmowie z Piotrem Najsztubem. Czy mistrz dziennikarstwa poczuje się onieśmielony?
O Pani jeszcze żyje? O Boże! To banalne. Często Pani to słyszy?
Od dziennikarzy nie.
– A na ulicy?
Czasami na Facebooku.
– Bo to jest ogólnie niesamowite, że zagrała Pani wiele dobrych ról, a w potocznej pamięci zostanie Pani zapamiętana jako „śmierć Hanki Mostowiak”.
A to już jest wywiad Małgorzata Kożuchowska post mortem? (śmiech) Jeszcze żyję, więc myślę, że jestem w stanie zrobić jeszcze coś, co mogłoby ją przebić. Zawsze można zrobić coś mocniejszego.
– Czym internauci aż tak się zachwycą?
Internauci, widzowie, pan, pani…
– Już nie mogła Pani wytrzymać w tym serialu. Czy to jest coś takiego, jakby się żyło z już niekochanym mężczyzną?
Dobre porównanie, myślę, że to jest męczarnia.
– Co Pani pomyślała, jak usłyszała, że została wybrana Najpiękniejszą?
Boże, dobrze, że tak późno.
– Była Pani zdziwiona?
Zaskoczona.
– Nie wierzyła Pani w swoją urodę?
Nie aż tak. Myślę, że to nie jest nagroda za urodę.
– Ale chyba też?
Łudzę się, że to jest trochę coś więcej.
– Czyli?
Że to jakaś sympatia.
– Jako dziewczynka chciała być Pani ładna, czy wolała być mądra?
Jak każda dziewczynka chciałam pogodzić obie rzeczy.
– Było trudno?
Jak widać nie aż tak (śmiech). W domu nie gloryfikowało się urody. Oczywiście dziewczynki lubią się stroić, występować i „być ładne”, więc to mnie oczywiście nie ominęło.
– Były godziny przed lustrem?
Oczywiście. Natomiast byłam do tego zniechęcana.
– Dlaczego?
Może to właśnie odpowiedź na pytanie, czy wolałam być ładna, czy mądra. Moja mama wolała, żebym jednak była mądra. Pamiętam takie jakieś wyjście w podstawówce na szkolną dyskotekę. Założyłam bardzo krótką spódnicę i sama sobie oczywiście się podobałam. Moja mama spojrzała wtedy na mnie, na ten mój samozachwyt, i mówi tak: „Żeby ubrać tak krótką spódniczkę, Małgosiu, to trzeba mieć naprawdę świetne nogi…”.
– Zabolało?
Dało do myślenia. Odtąd zaczęłam patrzeć na siebie krytycznie. Jako dziecko lubiłam zwracać na siebie uwagę. Może mama to wychwyciła i starała się jakoś utemperować albo przestrzec mnie przed jakąś większą porażką w przyszłości?
Zobacz: "Wiara jest zbawienna!"[CMS_PAGE_BREAK]
– Ale pobrzmiewa w tym jakieś matczyne okrucieństwo…
To nie okrucieństwo. To miłość.
– A reżyserzy bywają tak okrutni?
Potrafią dopiec. Ale ich uwagi raczej nie dotyczą wyglądu. To jednak żadne pocieszenie, bo potrafią dotknąć głębiej. Dość szybko zorientowałam się, że myślenie podczas grania o tym, jak się wygląda, bardzo szkodzi aktorstwu.
– To dotyczy kobiet?
I kobiet, i mężczyzn. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że mężczyzn w stopniu trochę większym. Bywają próżniejsi.
– Czyli odsetek narcyzów wśród mężczyzn jest większy?
Może wśród aktorów. Ale żyjemy w takich czasach, gdzie mężczyźni też czują się zobligowani do tego, żeby się podobać, istnieje kult ciała, siły…
– Pani nim gardzi?
Nie, ale nie jest to dla mnie wartość nadrzędna. Kiedyś bardziej zwracałam na to uwagę. Lubiłam, kiedy facet mi się podoba. Teraz też oczywiście obejrzę się za przystojnym facetem, ale jestem na tym etapie w życiu, kiedy nie jest to…
– Jego treścią?
Tak, nie decyduję o tym, czy chcę kogoś poznać, czy nie, już nie mówiąc o jakichś poważniejszych decyzjach, bo one już są za mną. Mam męża.