Reklama

Nowy juror "Mam Talent" ma szerokie kontakty nie tylko w polskiej branży muzycznej, również zagranicą posiada sieć znajomych, którzy dobrze znają showbiznes. Przy okazji śmierci Amy Winehouse, Robert Kozyra postanowił wypowiedzieć się o autodestrukcyjnych skłonnościach artystki i o spotkaniu z nią.

- Rozmawiali z nią moi znajomi, którzy pracują w brytyjskim show-biznesie, i powiedzieli mi: 'Niestety, trudny przypadek mózgu przeżartego przez heroinę i kokainę. Jest kompletnie bez kontaktu
- wyznał w "Dzień Dobry TVN". Zresztą wcześniej miała stwierdzone skłonnosci maniakalno-depresyjne, jednak odmawiała poddania się leczeniu. Miała w sobie geniusz śpiewania, ale miała też silny element autodestrukcji. Piła, brała wszystkie narkotyki, była pożywką dla tabloidów.

Reklama

Kozyra miał szanse przekonać się o tym na własne oczy. Spotkał ją kiedyś na przyjęciu.

- Była w totalnym amoku, kompletnie zalana. Nie wiem, czy z powodu alkoholu, czy z powodu narkotyków. To był przykry widok.
- wyznał Kozyra.

Juror "Mam Talent" stwierdził, że dla Amy nie było ratunku. Wspomniał jednak, że jedynymi osobami, które mogły jej pomóc byli jej rodzice.

- Rodzice mogli doprowadzić do tego, żeby doszła do pionu. Z jednej strony była słabą osobą i nie mogła poddać się leczeniu. Z drugiej, mimo nawoływania, uparcie, jak dziecko, mówiła 'nie'".
- dodał.

Reklama

Jak myślicie, Kozyra ma rację?

Reklama
Reklama
Reklama