Kora - Tylko ty mnie tak unosisz...
Palisz marihuanę? Byłaś kiedyś uzależniona? Brałaś narkotyki, żeby zapomnieć? O czym? Już nie chcesz umierać? Dlaczego? Takiej rozmowy jeszcze nie było!
Nieduży półdworek z przedwojennego fragmentu Bielan zwanego Zdobyczą Robotniczą. Przez kuchnię i salon przechodzi się na podwórze do pawilonu, gdzie można pracować, próbować muzykę, siedzieć przy komputerze, nikomu nie przeszkadzając. Wnętrze surowe, kanapa, fotel, kredens po brzegi załadowany książkami. Same powieści kryminalne, które niedawno kupił Korze Kamil Sipowicz. „To tak dla odprężenia w trudnych chwilach”, powiedział. Kora jest nałogową czytelniczką, książki to jej narkotyk. Czyta wszystko. Czekam na nią kilka minut i mam tremę. Nigdy nie rozmawiałyśmy. Kiedy się zjawia – ciemne spodnie, jasny sweter, fryzura bardzo poranna – lody szybko topnieją. Za nią drepcze bolończyk Ramonka i to ona obwąchuje mnie nieufnie. To właśnie na „Ramonę Sipowicz” była zaadresowana paczka z marihuaną, którą ktoś przysłał w czerwcu. Żart? Przyjaciela czy wroga? W domu pojawiła się policja. Znaleziono jeszcze niecałe trzy gramy suszu z konopi – materiał do kolejnej książki, jaką pisze o marihuanie Kamil. Dochodzenie, wizyty w prokuraturze. Sprawa do dziś jest niewyjaśniona, ale stała się przyczynkiem do szerokiej dyskusji o legalizacji substancji, którą w wielu krajach można posiadać i palić jawnie.
– Palisz?
Kora: Papierosy? Czasami popalam.
– Marihuanę.
Kora: Kiedy właśnie paradoks polega na tym, że ani Kamil, ani ja nie palimy marihuany, Kamil – bo nie lubi, a ja nie palę, bo tak naprawdę w Polsce nie ma marihuany bez toksycznych dodatków i jest sztucznie wzmocniona. To już nie jest marihuana naszej młodości. Ale jeśli nie palę, to nie znaczy, że jestem paleniu przeciwna. Chciałabym mieć legalne prawo zapalić zwykłą naturalną marihuanę, tak jak to jest w Czechach, Portugalii czy niektórych stanach w USA.
– Kiedyś paliłaś?
Kora: Oczywiście i wcale się tego nie wypieram. Paliło całe moje pokolenie. Ludzie, którzy dziś są politykami, premierami, prezydentami, artystami światowej sławy, nawet prawnikami. Teraz też miałabym ochotę sobie zapalić i nie być za to ścigana. Jestem dorosła i powinnam mieć możliwość wyboru używek. Nie piję alkoholu – mój organizm go nie toleruje – tylko kawę, i to nie litrami, jak Balzak, tylko małe espresso. Gdybym jednak piła alkohol, nikt nie miałby nic przeciwko temu, bo w Polsce można zapijać się, niszczyć rodzinę, swój organizm i to nie jest zabronione. Marihuana jest najmniej szkodliwa ze wszystkich używek. Może mieć właściwości terapeutyczne. Dzięki niej można bardziej skupić się, oderwać od uporczywych myśli. Działa leczniczo – obniża ciśnienie i oczyszcza z tego, co nas oblepia. Padały zarzuty, że kłamię, że palę, od razu poprosiłam więc, by poddano mnie badaniom – ona bardzo długo utrzymuje się w organizmie. Dlaczego go nie wykonano?
– Byłaś kiedyś uzależniona?
Kora: Nie. Nigdy w życiu, chociaż próbowałam i LSD, i haszu.
– Ale brałaś fenmetrazynę. W slangu – fermę, na bazie amfetaminy?
Kora: Brałam, kupowało się ją w aptece jako lek na odchudzanie, bez recepty. Brali to masowo studenci i uczniowie przed egzaminami. Byłam wtedy bardzo młoda, a takie eksperymenty są wpisywane w młody wiek. To trwało ze dwa miesiące. Potrafiłam po niej nie spać nawet dwa tygodnie. Chudłam, ważyłam 48 kilogramów. Czułam się lekko. Ale uzmysłowiłam sobie, że snuję projekty, których nie realizuję. I rzuciłam te świństwa.
(...)
Rozmawiała: Krystyna Pytlakowska
Cały wywiad z Korą znajdziesz w najnowszym magazynie "Viva!"