– Porobiło się?
Katarzyna Cerekwicka:
Porobiło. Ale jeśli myślisz, że będę płakać, miotać się, rozpaczać, to mylisz się. Moje rozstanie z narzeczonym przeszło spokojnie. Decyzja była bardzo dojrzała.

Reklama

– Tyle tylko, że jeszcze niedawno zapewniałaś, że do tego nie dojdzie.
Katarzyna Cerekwicka:
Zapewniałam? Mówiłam tylko, że nie chciałabym rozstać się z Robertem. Ale od pewnego czasu miałam świadomość, że lepiej nam się żyło na odległość. Tęsknota podsycała uczucie. Potem, właśnie w obliczu zerwania, Robert postanowił, że przeniesie się na pół roku do Polski, do Warszawy.

– Nie zdaliście tego egzaminu?
Katarzyna Cerekwicka:
Mój narzeczony był wielkim optymistą. Jednak po kilku miesiącach okazało się, że nie może odnaleźć się w polskiej rzeczywistości. Zresztą nie tylko w polskiej, ale głównie w tej, w jakiej ja żyję.

– To jaka jest ta Twoja rzeczywistość?
Katarzyna Cerekwicka:
Jestem typem samotnicy, która po pracy potrzebuje wyciszenia. Ciągle żyję w napięciu, otoczona ludźmi. W domu muszę ładować akumulatory, odreagować. A tu nagle pojawił się mężczyzna i wywrócił mój świat do góry nogami. Przestałam spotykać się z przyjaciółmi, bo każdą chwilę chciałam spędzać z ukochanym, a chwil tych było niewiele. Przez pół roku tylko raz udało nam się wyjść do kina. Wszyscy oczekują, że gdy para zamieszka ze sobą, to po miesiącu bierze ślub. Nagle znalazłam się pod presją. A nie byłam gotowa, żeby podejmować tak poważne decyzje.

– Dlaczego więc zamieszkałaś z Robertem?
Katarzyna Cerekwicka:
Chcieliśmy sprawdzić, jak nam będzie razem na co dzień. Na początku było cudownie. Gdy wracałam do domu po trasie, wreszcie mogłam zasnąć w ramionach swojego mężczyzny. Do tego wspólne śniadanka, świeże bułeczki...

Zobacz także

– Zaprzeczasz sama sobie?
Katarzyna Cerekwicka:
Nie, było wspaniale, do czasu...

– Miłość przecież daje radość, euforię?
Katarzyna Cerekwicka:
A ja cały czas miałam wyrzuty sumienia, że Robert zostawił dla mnie świetną pracę, przyjaciół. Wiedziałam, że jest mu ciężko. Myślałam, że znajdzie tu swoje miejsce. Wiedziałam, że wiele rzeczy irytowało go w naszym kraju. W Holandii wszystko musi chodzić jak w zegarku, a u nas, wiadomo...

– A może, gdy poznaje się kogoś przez Internet, w głowie mamy wyidealizowany obraz. A potem zderzenie z realnością odbiera złudzenia?
Katarzyna Cerekwicka:
My poznaliśmy się realnie dosyć szybko i to pierwsze spotkanie było niesłychanie emocjonalne. Zakochaliśmy się w sobie od razu i gdy musieliśmy rozjechać się do naszych domów, płakaliśmy. Każde następne spotkanie było tak pełne uczuć, że rozsadzały nas od środka. Pamiętam nasz wyjazd do Krakowa, gdzie było tak cudownie, że odtąd to miejsce będzie mi się kojarzyć tylko z Robertem.

– Mieliście siebie dla siebie.
Katarzyna Cerekwicka:
Właśnie... A gdy Robert sprowadził się na stałe, po jakimś czasie jedyną naszą rozrywką stały się nocne zakupy w Tesco, nad ranem właściwie, gdy wiedzieliśmy, że nie chodzi za nami żaden paparazzi. Myślę, że zmęczyła nas też ta sensacja wokół naszego związku. Robert często pytał: „Jak ty możesz to znieść, kiedy wszyscy się na ciebie patrzą?”.

– To chyba problem większości par mieszanych – jedno znane, popularne, drugie – anonimowe. Trudno znieść parcie sławy?
Katarzyna Cerekwicka:
Na początku śmieszyło mnie, gdy pojawiały się kolejne plotki, że odwołałam ślub, że rozstałam się z narzeczonym, że mam romans, że mój fryzjer to mój facet albo że inny kolega, z którym poszłam na zakupy – gej zresztą – jest moim kolejnym narzeczonym. To jest wpisane w mój zawód. Ale dla Roberta było to niesłychanie stresogenne. A mnie stresowało, że on się stresuje. I wiesz? Zaczęłam tęsknić za moim poprzednim życiem. Kiedy mogłam sobie w dresie, nieumalowana, iść z narzeczonym przez miasto, trzymając się za ręce.

– Niedobrze więc być z kimś?
Katarzyna Cerekwicka:
Dobrze, tylko akurat zamieszkanie z Robertem zbiegło się z moim bardzo intensywnym okresem zawodowym. Cały czas coś robiłam, odkładając sprawy miłości na plan dalszy, nie zauważając, że mój związek zaczyna się rozpadać. Nawet organizm odmówił mi posłuszeństwa. Problemy z sercem, arytmia. Raz nawet przerwałam koncert, bo zrobiło mi się słabo. Postanowiłam więc zwolnić, zrobić coś dla siebie. Tuż po rozstaniu pojechałam z przyjaciółmi do Egiptu.

– A może to właśnie rozstanie tyle Cię kosztowało?
Katarzyna Cerekwicka:
Najpierw sądziłam, że nie, lecz teraz wiem, że na pewno przyczyniło się w dużym stopniu do mojego stanu zdrowia.

– Pewnie najpierw prowadziliście długie męczące rozmowy, był płacz?
Katarzyna Cerekwicka:
Odbyła się tylko jedna rozmowa. Że jest źle, że nie tego oczekiwaliśmy od siebie, że on się tu męczy i jeżeli ma się zadręczać dla mnie, to ja tak nie chcę.

– Zerwałaś więc ten związek z miłości, a nie jej braku?
Katarzyna Cerekwicka:
Z miłości. Bo w imię uczucia poniosłam ofiarę najwyższą, jaką można złożyć komuś, kogo się kocha. W dodatku jego nie satysfakcjonowała praca tutaj. Mówiłam: „Odpocznij, zrezygnuj, mamy pieniądze. Ty mnie utrzymywałeś przez cztery lata, kiedy miałam zastój zawodowy. Kolej na mnie”.

– Nie skorzystał?
Katarzyna Cerekwicka:
Odpowiedział: „Jestem mężczyzną, to ja powinienem zarabiać na ciebie, to ja powinienem otoczyć cię opieką”. Zaimponował mi. Wiem, jak go bolało, że to ja jestem bankierką w tym związku. Dla niego w Holandii praca była całym życiem. Stwierdziłam, że nie możemy tak dłużej żyć. Bo ja czuję, że go unieszczęśliwiam. Nawet znajomi zwracali mi uwagę: „Zobacz, jak on przygasł.”

– Nigdy Ci o tym nie powiedział?
Katarzyna Cerekwicka:
Nigdy. Czekał, aż dam mu przyzwolenie: pozwalam ci odejść, a ja dam sobie radę. Może dlatego, że jest prawdziwym facetem? Który nie wycofuje się z obietnic?

– Wasze życia się rozminęły...
Katarzyna Cerekwicka:
Nigdy nie obiecywałam, że będę kobietą, która zamknie się w domu i będzie czekać z zupą na swojego mężczyznę. To nie był mój plan na życie. Ja muszę śpiewać, tworzyć. Jednak wierzę, że kiedyś zapragnę stabilizacji.

– Mama pewnie się zmartwiła, że znów jesteś sama?
Katarzyna Cerekwicka:
Rodzice bardzo nasze rozstanie przeżyli. To mnie obarczają winą: „Czemu pozwoliłaś mu odejść?”. „Bo go kocham”. „Jakbyś go kochała, to byłby z tobą”. Jakby ktoś mi powiedział: „Rzuć wszystko dla mnie”, nie potrafiłabym. Robert rzucił, ale go to niszczyło.

– Nadal Cię kocha?
Katarzyna Cerekwicka:
Nadal, wiem to.

– Być może ta rozłąka była Wam potrzebna, żeby wszystko przemyśleć?
Katarzyna Cerekwicka:
Może? Na początku naszego związku planowaliśmy, że damy sobie pięć lat. Skończę studia, przyjadę do niego, pobierzemy się. Nie przewidzieliśmy tylko tego, że zrobię karierę i że wszystko tak się skomplikuje.

– Jesteś smutna?
Katarzyna Cerekwicka:
Jestem, ale wiem, że potrzebuję czasu na przemyślenie, czego naprawdę chcę. I wiem, ile straciłam. Dzięki Robertowi łatwiej radziłam sobie z problemami. Kiedy budziłam się rano, a on leżał obok, życie miało sens. – W naszym poprzednim wywiadzie, „przedrozstaniowym”, czułam w Tobie harmonię, pogodę i nadzieję. Teraz jestem rozdarta. Nie wiem, co dalej. W tym roku przystopuję trochę z pracą. Odczułam bardzo, że moje przyjaźnie się zatarły. Chcę je odbudować. Popełniłam błąd, bo ciągle powtarzałam: na pierwszym miejscu będzie zawsze muzyka.

– Następnemu mężczyźnie już tak nie powiesz?
Katarzyna Cerekwicka:
Chyba nie. O ile będzie ten następny. Może się przecież okazać, że zostanę singlem. Na razie nie planuje żadnych związków, żadnych romansów.

– Kontaktujesz się z Robertem? Wróciliście do spotkań w Internecie?
Katarzyna Cerekwicka:
Nie, ale wróciliśmy do telefonów. Słyszę już w jego głosie tego dawnego Roberta, pełnego życia, pewnego siebie, silnego mężczyznę, w jakim się zakochałam.

– Napisałaś dla niego piosenkę „SOS”. Może zaśpiewaj mu ją po raz drugi?
Katarzyna Cerekwicka:
Myślę, że te drzwi są już zamknięte.

– Czujesz się przegrana?
Katarzyna Cerekwicka:
Nie, bo to dla mnie stan normalny, jestem nastawiona na to, że w życiu niejedno będę musiała przegrać. Przyzwyczaiłam się do klęsk i odbieram je z pokorą. I nadzieją, że jeszcze wszystko mi się poukłada i że się pozbieram. Mówię też sobie: cholera, nigdy więcej facetów w moim życiu, bo chodzę potem całkiem rozregulowana. Jakoś jednak stanęłam na nogi. Ale potrzebowałam kilku miesięcy. Tylko czasem chciałabym znów poczuć się słabą kobietką, bez tej hardości, jaką wszyscy we mnie widzą.

– Jakie piosenki teraz napiszesz?
Katarzyna Cerekwicka:
Przykro mi, ale niewesolutkie. Piosenka, którą niedawno napisałam, nie napawa optymizmem, ale, o dziwo, nie dotyczy mojego związku. Znowu wszyscy w Internecie rozzłoszczą się, że śpiewam „smutasy”. Ale jak mogę śpiewać o tym, że życie jest cudowne, skoro czasami daje w kość.

– Najgorsze są wieczory?
Katarzyna Cerekwicka:
Najgorsze są powroty do pustego domu. Wcześniej żyłam długo sama i mi to nie przeszkadzało. Czasami poszłabym gdzieś na imprezę, wypiłabym kilka drinków, zaszalałabym do białego rana, lecz mam w sobie takiego kontrolera, który mi nie pozwala na to. Bo zrobiliby mi fotkę i puścili z komentarzem: Cerekwicka zalewa robaka. Albo pociesza się w ramionach nieznajomego, gdybym z kimś zatańczyła.

– Nie przejmuj się tym. O wszystkich piszą.
Katarzyna Cerekwicka:
Aż tak bardzo nie przeżywam tych plotek, wyssanych z palca. Czasem tylko ogarnia mnie lęk, czy ja zdążę z tym wszystkim? Czy będę miała dzieci? Moje obie babcie wzięły ślub i urodziły po trzydziestce. Mam więc jeszcze dwa lata.

Reklama

Rozmawiała Krystyna Pytlakowska
Zdjęcia Wojtek Wojtczak
Stylizacja Beata Hadaś
Asystentka stylisty Kasia Antonik
Makijaż Izabela Wójcik/Metaluna
Fryzury Mariusz Terechowicz
Produkcja Ania Wierzbicka

Reklama
Reklama
Reklama