Reklama

Tamtego dnia na tor spadochronowy dell’Aviosuperficie Terno wybrali się tylko na chwilę, wspólne hobby – skoki – uprawiali dopiero od roku. Ale pochłaniało ich to bez reszty. Nawet znajomi Kasi żartowali, że może to sport zastępczy, zamiast seksu. Ale oni wybuchali śmiechem, bo namiętność między nimi była widoczna gołym okiem. „Skacz pierwszy”, zadecydowała Kasia. Miała skoczyć chwilę później. Nie zdążyła. Zobaczyła, że Pietro spada w dół z dużą szybkością, robi skręt, by zmienić kierunek lotu. Za późno! Był już 30 metrów od ziemi. Po wypadku świadkowie twierdzili, że nałożyły się dwie sprawy – błąd skoczka i problemy ze spadochronem. Przyczyny bada śledztwo.

Reklama

Nad ranem 29 czerwca Pietro Taricone zmarł w szpitalu, nie odzyskując przytomności. Włoska prasa oszalała – odszedł ich ukochany aktor. Wszystkie gazety poświęciły wypadkowi czołówki. Internet wypełniły wpisy kondolencyjne dla Katarzyny Smutniak i jej sześcioletniej córeczki Sophie. I chociaż wcześniej niektórzy mieli za złe, że polska aktorka robi u nich taką karierę jak Monica Bellucci, teraz są pełni zachwytu dla jej osobowości i urody.

Bo przyjaciele Kasi wierzyli w jej talent już wtedy, gdy jako 15-latka wygrała konkurs The Look Of The Year i wybrała karierę modelki, potem aktorki.

Prawdziwy diament
Kiedy 16 lat temu pułkownik lotnictwa (dziś generał) Zenon Smutniak wybrał się z córką do fotografa w Poznaniu, by mogła sobie zrobić pierwsze portfolio, usłyszał: „Ma pan w domu prawdziwy diament”. Ojciec zdziwił się, bo nikt z rodziny tak Kasi nie odbierał. Owszem, ładna, ale żeby jakoś wyjątkowo? Dla rodziców najważniejsze było, żeby się uczyła, po maturze poszła na studia, a potem znalazła dobrą pracę. Mamie marzyło się, że Kasia zostanie dentystką. Konkretny zawód. Może gdyby nie szkolne wybory miss i wygrana, Kasia byłaby w Pile znanym stomatologiem? Miałaby tu męża i dzieci, jak jej koleżanki? Nie wyjechałaby do Włoch, nie poznała Pietra, nie przeżywałaby dzisiaj takiej tragedii. „Ale widocznie tak musiało być”, mówi wychowawczyni Janina Wilczyńska. „Przed losem się nie ucieknie”.

„To była taka spokojna uczennica”, dodaje. „Ale ciągnęła się za nią fama, bo wygrała konkurs w Warszawie, chodziła po wybiegach, wyjeżdżała za granicę. Po powrocie musiała nadrabiać naukę. Dawała sobie jednak radę”. W Internecie przeczytałam, że nie podeszła nawet do matury, ale pani profesor Wilczyńska zaprzecza: „Zdała, rodzicom bardzo na tej maturze zależało. Ona nigdy nie zawaliłaby szkoły. Boże, ten wypadek, śmierć jej męża wstrząsnęła tu nami. Niech pani napisze, że bardzo, bardzo jej współczujemy…”.

Z Piły w świat
To przyjaciółki namówiły Kasię, by zgłosiła się na konkurs The Look Of The Year. „Zobaczysz, będziesz najlepsza”, przekonywały. Mało tego – same wysłały jej zdjęcia. Nie zaskoczyło ich, że Kasia dostała zaproszenie na konkurs. Zajęła drugie miejsce. Zaraz potem wyjechała na trzy miesiące do Tokio, by brać udział w pokazach i uczyć się modelingu.

Rodzice byli przerażeni, ale zamykać dziecku drogę do kariery? Puścili więc z wielkim niepokojem 15-latkę w szeroki świat, mając nadzieję, że nie popełni głupstwa. Mieli rację. Kasia w domu przywykła do wojskowej dyscypliny i powrotów o godzinie 21.00. Sama w Tokio zachowywała się podobnie. Nie uległa magii komplementów, nie wdała się w burzliwy romans, nie zaczęła brać narkotyków. W wywiadach powie później, że widziała dziewczyny, które były pod tym względem słabsze od niej i źle się to kończyło. Pracowała na wybiegach w wielu krajach: Stany Zjednoczone, Londyn, Paryż, Włochy. Być może właśnie z tego powodu po kilku latach postanowiła opuścić świat mody na rzecz aktorstwa. Do dzisiaj zagrała w 20 filmach, głównie produkcji włoskiej. Od pierwszego, „We właściwym momencie”, minęło 10 lat.

W Polsce w 2002 roku Janusz Zaorski za namową Bogusława Lindy obsadził ją w „Hakerze”. Jednak bez sukcesu. Kasia sama przyznała, że wypadła drętwo. Ale rok później znowu grała we Włoszech w „Radio West”, razem z Pietrem Taricone. Tam właśnie się poznali.

Miłość od drugiego wejrzenia
Była wtedy świeżo po rozstaniu z włoskim architektem, o którym myślała, że to mężczyzna na całe życie. Byli ze sobą kilka lat. To Marcelo pomógł jej wyleczyć się z anoreksji. Zachorowała na nią ze stresu. Wobec modelek nie przebiera się w słowach: „Jesteś za gruba! Masz za duży nos!” itd, itp. Przestała więc w ogóle jeść poza jednym jabłkiem dziennie – 40 kalorii. Przy wzroście 173 centymetry ważyła 46 kilogramów. Nowy znajomy, który jest doskonałym kucharzem, cierpliwie, krok po kroku, karmił ją jak dziecko. Szybko przytyła kilka kilogramów i znowu polubiła jedzenie. Sama umie przyrządzać doskonale włoskie makarony i sosy. Chociaż z Marcelo wynajęli sobie w Mediolanie luksusowy 120-metrowy apartament i planowali wspólną przyszłość, coś pękło.

Kasia w wywiadzie dla VIVY! (nr 12/2004) przyznała, że stało się to niespodziewanie. Można się tylko domyślać, że pewnie została porzucona... Na planie „Radio West” była spięta. Gdy zobaczyła, że jej partnerem jest znany z „Big Brothera” Pietro Taricone, którego prasa podejrzewała o uprawianie seksu na wizji, dostała szału. Wykrzyczała, że nie będzie z nim grać. Ekipa postanowiła więc okiełznać jej wrogie uczucia. Dostali ten sam samochód przewożący aktorów na plan. Okazało się, że Pietro jest inny, niż sobie wyobrażała. Uroczy, fascynujący, bardzo męski. Przed ukończeniem zdjęć Kasia była już w ciąży. Szybko stali się jedną z najbardziej znanych par we Włoszech. Kasia porzuciła Mediolan, przeprowadzając się do Rzymu. Pietro znalazł kilkuhektarową działkę. Drewniany dworek stał się ich drugim, po córeczce Sophie, ukochanym dzieckiem.

Pierwszy kryzys
Kasia ten dom uwielbiała, opuszczała go tylko dla pracy, a grała często. Niedawno polska telewizja wyświetliła jeden z jej filmów, „Cichy chaos”, w którym zagrała epizodyczną rolę pięknej, tajemniczej kobiety. Producentem filmu był jej narzeczony Pietro, w jednym z epizodów wystąpił Roman Polański. Prawdziwie międzynarodową sławę przyniosła jej jednak dopiero rola Karoliny w „Pozdrowieniach z Paryża” Luca Bessona, z hollywoodzkim gwiazdorem Johnem Travoltą w roli głównej. To właśnie podczas pracy nad tym filmem w 2008 roku Kasię i Pietra spotkał pierwszy kryzys. Media wypatrzyły, że polska aktorka zaprzyjaźniła się z kolegą z planu Fabiem Troiano. Paparazzi nakryli ich nawet na randce w… McDonaldzie, Kasia, widząc flesze, szybko wybiegła z baru.

Chociaż sama zwierzyła się w jednym z wywiadów, że jej związek z Pietrem był burzliwy i że powiedziała mu kiedyś: „Ciao”, to załamanie uczuć okazało się chwilowe. Czy połączyło ich wtedy dziecko, dom? A może miłość do zwierząt. Na ranczo mieli 11 koni i 5 psów. „Oni byli podobni”, mówi zaprzyjaźniona z Kasią dziennikarka. „Tak samo postrzeleni. Pamiętam, jak na wywiad w centrum Rzymu Kasia przyszła z suczką, a Januszowi Zaorskiemu przywiozła na plan prezerwatywy. Nie była pruderyjna. Pietro też nie”.

Adrenalina
Kiedy chodziła jeszcze do liceum, zapisała się na kurs szybowcowy. W tajemnicy przed rodzicami. Ojciec powiedział potem: „Nie mogłem jej zabronić, bo jak? Sam latam”. Pietro zaraził ją miłością do koni. A skoki ze spadochronem odkryli razem. Skakać zaczęli niedawno, od razu ich to bardzo wciągnęło. Pietro w chwili wypadku miał za sobą 350 skoków. Kasia – 170. Kiedy tylko mogli, jechali na tor. On potrafił skoczyć nawet 10 razy jednego dnia.

Dawało im to adrenalinę? Możliwe. Czy nikt ich nie ostrzegał? Podobno przyjaciele i rodzice mówili, że to niebezpieczne hobby. Pół roku temu była podobna sytuacja, nie potraktowali jednak tej przestrogi poważnie. Nadal wymykali się na tor. Kasia widziała, co się dzieje. Być może do końca nie wierzyła, że to się stanie. Gdy jednak Pietro leżał na ziemi, miała świadomość, że nawet jeśli go uratują, nie wróci do formy. A wegetować? To nie dla niego. Dobrze, że nie było przy tym Sophie.

Rodzice o tragedii dowiedzieli się trzy godziny po wypadku. Ojciec natychmiast pojechał do Rzymu, mimo że właśnie wrócił do Polski po tygodniowej wizycie u córki. Spędził wtedy dwa dni z zięciem – Kasia w tym czasie pracowała. Rodzice bardzo Pietra lubili. Uważali, że ten związek zmienia się na korzyść, umacnia. Że nie jest już tak ekstrawagancki jak kiedyś. Widzieli też, że ich córka jest szczęśliwa. Że dokonała właściwego wyboru.

Samotność
Dziś – miesiąc po wypadku – Kasia Smutniak nadal nie odbiera telefonów. W jej imieniu rozmawia z dziennikarzami przyjaciółka Danielle: „Kasia nie przewiduje kontaktów z prasą”, mówi przepraszająco. Nic dziwnego, że zamknęła się na ranczo – media atakują ją ze wszystkich stron. Dwa tygodnie po śmierci Pietra ukazała się książka o nim, napisana w superekspresowym tempie. Taka tragedia jest, niestety, rynkowa. Dlaczego ludzie lubią czytać o nieszczęściach? By sami mogli znaleźć pocieszenie?

Chociaż Kasię Smutniak spotkała wielka krzywda, na pewno niebawem się podniesie. Jest silna. A codzienność wymusza życie w miarę normalne, choćby dla Sophie. Aktorka ma dopiero 31 lat. Jeszcze przed nią wiele ról, wiele sukcesów. Sama powiedziała, że chce żyć szybko, nie zostawiać niczego na potem. Zresztą czy jest jakieś potem? – zadała sobie pytanie. Dlatego spełnia swoje marzenia. Nie pieniądze, na których brak nie narzeka, nie miłość, którą zawsze miała w zasięgu ręki. Marzy jej się… podróż statkiem międzyplanetarnym po to, by z góry zobaczyć cały chaos świata. Możliwe, że spadochron był tego namiastką.

Po śmierci męża wydała oświadczenie dla prasy: „Pietro był wyjątkowym facetem. Byłam szczęściarą, że przez osiem lat miałam go tylko dla siebie. Wierzę, że patrzy na nas z góry”.

Reklama

Krystyna Pytlakowska

Reklama
Reklama
Reklama