Katarzyna Figura uciekła od miejskiego zgiełku? Aktorka zaczęła życie od nowa
Jest szczęśliwa, ale wciąż ciągnie się za nią kilka przykrych spraw.
– Kiedy jechaliśmy samochodem na wywiad, co kilka minut mówiłaś mi: "No i zobacz, jak ja mam tutaj pięknie".
Katarzyna Figura: Mam pięknie. Wczoraj mieliśmy świetną sesję zdjęciową. Zaczęliśmy od Klifu Orłowskiego, a potem powiedziałam ekipie, że zabieram ich do Chałup. Kręcili nosem, że "za daleko, będą korki, bo piękna pogoda i Warszawa się zjedzie". Ostatecznie nikt nie żałował. Na Helu było jak w raju. Dzika plaża, biały piasek, przestrzeń, bezkres morza, spokój, cisza!
– W centrum Gdyni byliśmy razem w Hali Targowej. Kupowałaś warzywa, owoce, kwiaty. Sprzedawcy znają Ciebie, a Ty ich. Uśmiech za uśmiech. Trochę Ci tego zazdroszczę.
Katarzyna Figura: Uwielbiam to miejsce. Nie ukrywam, że specjalnie cię tam zabrałam i do paru jeszcze innych miejsc... Chciałam, żebyś to sam poczuł, zrozumiał, jak jest mi tutaj dobrze. Nie kokietuję. Czuję, że znalazłam moje miejsce, dobre dla mnie i moich bliskich. Jestem na Wybrzeżu szczęśliwa.
– Nie ja jeden pomyślałem przez chwilę, że to tylko Twój kaprys. Wybrzeże szybko Ci się znudzi, zatęsknisz za Warszawą, stołecznym życiem na pełnych obrotach.
Katarzyna Figura: Wybacz, ale to stereotypowe myślenie. Aktorów ocenia się zazwyczaj – nawet bez złych intencji – przez pryzmat postaci, które kreują. To paradoks. Aktora wyposaża się w cechy, którymi on sam wyposaża postać. A mnie jest szczególnie łatwo zaszufladkować. Niemal wszystkie role, które grałam, to były kobiety zdolne do ekstremalnych zachowań i przeżyć. Działały na szalonych obrotach, bywały chimeryczne, gwałtowne, ale Figura nie jest postacią z jej filmów. W naturalny sposób moja praca zawodowa przeplata się z życiem osobistym. Zawsze byłam otwarta, czerpano ze mnie, a ja na to pozwałam. Z perspektywy czasu wiem, że lepiej pilnować prywatności jak twierdzy. Rzeczywiście ktoś może mieć wrażenie, że zmiana życia o 180 stopni to chwilowa chimera. Tymczasem mój wyjazd na Wybrzeże nie był kaprysem ani hazardem, był marzeniem.
– Spełnionym?
Katarzyna Figura: W Gdyni poczułam... wolność, nieograniczone możliwości – fascynujący potencjał, jakbym na nowo zaczęła oddychać, żyć. Pamiętam, że we wrześniu 2013 roku, tuż po przeprowadzce na Wybrzeże, lecąc do Warszawy na spektakl "Kalina" w Teatrze Polonia Krystyny Jandy, spotkałam Roberta Glińskiego, w którego filmie "Rośliny trujące" grałam... prawie 30 lat temu. Opowiedziałam mu, że znalazłam tu wspaniałą szkołę dla córeczek, że zaczynam wkrótce pracę w Teatrze Wybrzeże, że współpracuję z Radiem Gdańsk...Robert słuchał mnie uważnie... a po chwili powiedział z podziwem: "Wykonałaś ogromnego fikoła!". I wtedy z całą siłą dotarło do mnie, jak wielkiemu wyzwaniu stawiłam czoła, żeby w wieku 51 lat zmienić całe moje życia. Kilka dni po tym spotkaniu otrzymałam zaproszenie do pracy ze studentami reżyserii w Gdyńskiej Szkole Filmowej, której Robert Gliński jest współtwórcą.
– Pomysł, żeby zamieszkać na Wybrzeżu, nie narodził się z dnia na dzień.
Katarzyna Figura: Ta historia zaczęła się kilkanaście lat temu. Przyjechałam do Sopotu, żeby wystąpić w Operze Leśnej. Miałam wolną chwilę. Ruszyłam z Grand Hotelu na spacer wzdłuż morza. Był koniec sierpnia, wyraźnie czuło się już jesień. Dzień był mglisty, deszczowy... Cisza, pustka, jakaś melancholia... Dotarłam aż do baru Przystań, w którym zawsze serwują świeże ryby. Zawijają tam kutry rybackie. I wtedy wydarzyło się coś dziwnego. Przypuszczalnie każdy z nas chowa w pamięci taki moment. TEN MOMENT. Chwila, która wydaje się pełna, ale zarazem przełomowa. I wtedy czujemy nasze życie, ponieważ poczuliśmy siebie. To się rozgrywa w przeczuciu, poza słowem, obok konkretu. Prezent od losu, ważny moment podarowany nam tu i teraz, dokładnie w tej chwili. I ja właśnie TO wtedy poczułam, rodzaj spełnienia i uszczęśliwienia, w ślad za którym przyszła myśl, że takich stanów nie odnajdę nigdzie indziej... Że to się mogło przydarzyć tylko tutaj, nad Bałtykiem, i z całą mocą poczułam, że chciałabym zostać tu na dłużej. Zamieszkać na stałe, żyć.
– Los sam przyszedł Ci z pomocą.
Katarzyna Figura: Tak to właśnie działa – jakby zaklinanie rzeczywistości. W ślad za marzeniem pojawił się pragmatyzm. Dobrze byłoby znaleźć pracę nad morzem i, nie uwierzysz, w kilka dni po powrocie do Warszawy zadzwonił do mnie Zbyszek Kamiński, u którego wcześniej zagrałam w filmie "Niemcy". Zaproponował mi rolę w serialu "Lokatorzy", który realizował już od dłuższego czasu w Telewizji Gdańsk. Harmonogram zdjęć powodował, że przez kilka kolejnych miesięcy połowę tygodnia spędzałam na Wybrzeżu, a drugą w Warszawie. Ale to nie koniec. Wyobraź sobie, że w tym samym czasie dostałam kolejny telefon od Maćka Nowaka, ówczesnego dyrektora Teatru Wybrzeże, z propozycją zagrania Ukrainki Hanki w spektaklu "Hanneman" w reżyserii Izabelli Cywińskiej, na podstawie powieści Stefana Chwina. W ciągu kolejnych miesięcy trwają próby do tej sztuki, zaczynam żyć w pełni nad morzem, poza wyjazdami na plan zdjęciowy filmu "Zemsta" w reżyserii Andrzeja Wajdy. Pamiętam, byłam wtedy bardzo szczęśliwa, spełniona zawodowo i osobiście – pojawiła się we mnie córeczka Koko.
– Do Gdyni przyjeżdżałaś także niemal każdego roku na festiwal filmowy. Pamiętam szczególnie Twój pobyt w 2003 roku. W kinach można było oglądać "Pianistę" Polańskiego i "Zemstę" Wajdy z Twoim udziałem, a w konkursie głównym festiwalu miałaś dwie brawurowe kreacje: dramatyczną Halinę w "Żurku" Ryszarda Brylskiego i nagrodzoną Lwami Gdyńskimi groteskową Ubicę w "Ubu Królu" Piotra Szulkina.
Katarzyna Figura: To wszystko było bardzo ważne, znowu Wybrzeże przyniosło mi szczęście, ale tak to już niestety jest, że kiedy myślisz, że wszystko układa się idealnie, pojawiają się sytuacje trudne i nie masz wyjścia, musisz stawić im czoła, by żyć dalej pełnią życia. Już wyjaśniam. W tym czasie, o którym mówimy, kiedy już planowałam moje życie na Wybrzeżu, okazało się, że mój tata bardzo poważnie zachorował i wkrótce zmarł. Poczułam się bezsilna, myślałam, że nie będę w stanie dalej żyć i pracować... A jednak, paradoksalnie, to bolesne doświadczenia sprawiło, że jeszcze mocniej uwierzyłam w życie, w jego piękno i moc. To wszystko przełożyło się na pracę zawodową, niezwykle odważną i intensywną... Takie były moje kolejne role – dramatyczna postać matki w spektaklu "Alina na Zachód" w reżyserii Pawła Miśkiewicza w Teatrze Dramatycznym w Warszawie, oraz Woman w filmie "Summer Love" Piotra Uklańskiego. Moje bohaterki miały wspólny mianownik – były pozbawione włosów przez mężczyzn. Ten akt został utrwalony w kadrach filmu, a na scenie w teatrze grałam już z autentycznie łysą czaszką. To, co chcę powiedzieć, że nabrałam wówczas jakiejś niesamowitej zachłanności i odwagi – w życiu, w sztuce.
Rozmawiał: Łukasz Maciejewski