Reklama

- Przeczytałam kilka rozmów z Tobą i zauważyłam, że niechętnie mówisz o swoim życiu…
Kasia Adamik:
Nie lubię gadać o sobie, czuję się wtedy jak na kozetce w trakcie psychoanalizy. Poza tym nie wiem, co cię we mnie interesuje.

Reklama

– Choćby jak to jest mieć taką utalentowaną, piekielnie inteligentną matkę?
Kasia Adamik:
Nasze relacje nigdy nie były oparte na piekielnej inteligencji. Ważne są emocje, a nie jakaś wyrachowana inteligencja. Odkąd pamiętam, Agnieszka zawsze mi kibicowała, nie była krytyczna, nie miała wobec mnie nadmiernych oczekiwań. Nie czułam presji, że muszę coś robić, muszę być intelektualistką.

– A nie jesteś?
Kasia Adamik:
Nie wydaje mi się. W każdym razie nie przemawiam cytatami z Seneki (śmiech).

– Ale jesteś dzieckiem dwojga wybitnych artystów. Ile jest w Tobie ojca, a ile mamy?
Kasia Adamik:
Mam cechy obojga. Ale wiesz, co jest niesamowite? Kiedy rodzice się rozstali, miałam dziewięć lat. Ja z mamą znalazłyśmy się w Paryżu i kiedy ponownie spotkałyśmy się z ojcem, byłam zaskoczona, że jestem do niego tak podobna, nawet zewnętrznie. Robiliśmy takie same miny, mieliśmy takie same gesty. Podobne reakcje i poczucie humoru. Popatrz, jak silne są geny! Dzięki mamie, która była przy mnie, gdy dorastałam, mam bardzo dobry i silny fundament, także moralny. Myślę, że wiem, gdzie jest dobro, a gdzie zło. Albo właśnie że ta granica nie jest taka jednoznaczna. Potrafię zrozumieć ludzkie zachowania i relacje, jakkolwiek górnolotnie to brzmi.

– Rodzice wbijali Ci do głowy dekalog?
Kasia Adamik:
To akurat odniosłoby odwrotny skutek! Takie rzeczy chłonie się, podpatrując i podsłuchując innych ludzi. Wychowałam się w otwartym domu. Ciągle przychodzili przyjaciele mamy, rozmawiało się o polityce, sztuce, o filmie. To były żywe dyskusje, a ja w nich uczestniczyłam, nawet gdy byłam bardzo mała. Mama podejmowała czasem próby wychowywania mnie. Ale to się nie opłacało. Ja zawsze byłam bardzo uparta, Agnieszka nigdy nie była zbyt surowa. Starała się raczej pozytywnie mnie motywować. Zawsze była ciekawa tego, co myślę i co bym chciała zrobić. Dużo rozmawiałyśmy, co nam zostało do dziś. A poza tym miała do mnie zaufanie. Pewnie dlatego, że byłam dosyć odpowiedzialna.

– Ale był taki okres, kiedy przysparzałaś jej zmartwień.
Kasia Adamik:
To było po naszym wyjeździe do Francji w 1981 roku. Dla dziecka był to ogromny stres, nie znałam języka, nie miałam kolegów. Popadłam w jakiś rodzaj autyzmu, z nikim nie potrafiłam nawiązać kontaktu. Przestałam się odzywać. Mamie doradzano nawet, żeby wybrała się ze mną do psychiatry. Ale ona ufała, że sobie poradzimy. Zapisała mnie na judo, gdzie mogłam wyładować nagromadzoną agresję. Później robiła też ciekawe eksperymenty, aby wyzwolić mnie od konformizmu. Na przykład w metrze, mocno trzymając mnie za rękę, żebym nie uciekła, piała jak kogut: „Kukurykuuu!”. Później poznałam rówieśników. Nauczyłam się języka. Francja przestała być obca. Teraz cały ten pierwszy okres emigracji pamiętam jak przez mgłę. Ale w każdym razie wszystko skończyło się dobrze.

– Kiedy zdecydowałaś o wyborze drogi życiowej? Słyszałam, że wcale nie chciałaś zostać reżyserem?
Kasia Adamik:
Nie chciałam. Pamiętałam, że moich rodziców reżyserów nigdy nie było w domu. A nawet jak byli, to tak zaangażowani w swoje produkcje, że nie mieli chwili, by odetchnąć. Widziałam, ile stresów kosztuje ta praca. I że tak naprawdę nie ma od niej ucieczki. Wszystko robi się pod kątem filmu czy spektaklu: rozmyśla, rozmawia, ogląda, pisze.

– Mamo, jestem głodna! To zrób sobie kanapkę. Tak było?
Kasia Adamik:
Dokładnie. Przerażało mnie to, przerażał mnie ogrom pracy i zaangażowania. A ja byłam strasznym leniuchem.

– A może bałaś się porównań z mamą? Ciężaru nazwiska?
Kasia Adamik:
Nie, nie mam takich problemów. Nie muszę porównywać się do Agnieszki. Mam też inne „reżyserskie geny”. Ojca – Laco Adamika i siostry mojej mamy – Magdy Łazarkiewicz. Jak widzisz, nie było dla mnie ucieczki przed tym zawodem. Poza tym film zawsze mnie fascynował. Od dziecka oglądałam po cztery, pięć filmów dziennie.

– Kiedy poczułaś, że jesteś samodzielna, odrębna? Niezależna od tego, kim są i jacy są Twoi rodzice?
Kasia Adamik:
Chyba nie było takiego momentu, żebym to nagle w sobie odkryła. Zawsze czułam się sobą, kimś dobrze osadzonym w świecie. Nigdy nie miałam wrażenia, że robię coś, czego nie chcę, że jestem kimś, kim nie chcę być. Zresztą nie wiem…Nigdy nie przeprowadzałam jakichś skomplikowanych autoanaliz. Są ludzie, którzy mają potrzebę mówienia, co czują i kim naprawdę są. Ja jej nie mam.

– Nie zastanawiasz się nad sobą? Nigdy na przykład nie miałaś sobie niczego za złe?
Kasia Adamik:
Za złe? Może żałuję, że nie jestem bardziej odważna. Dużo rzeczy mnie denerwuje, ale zachowuję to dla siebie.

– Co Cię tak denerwuje?
Kasia Adamik:
Na przykład brak tolerancji. Rozmawiałyśmy o moim dzieciństwie…Kiedy rodzice wyjeżdżali, zajmowała się mną babcia Irena i to ona wpoiła mi pewne zasady, których trzymam się do dziś. To wyjątkowa kobieta, która nikogo nie osądza dlatego, że jest inny albo że zrobił coś głupiego. Jest otwarta na ludzi. Agnieszka zresztą też jest otwarta i ja chyba też. A w Polsce najbardziej szokuje mnie właśnie brak tej otwartości, tolerancji. W kraju, który szczyci się chrześcijańskim miłosierdziem, w ludziach jest strasznie dużo nienawiści do innego człowieka. Jak można nienawidzić kogoś, bo jest Żydem czy gejem?! Jestem patriotką i chciałabym, żeby mój kraj był najlepszy, najbardziej przyjazny, otwarty na świat, szczęśliwy. I gdybym miała więcej odwagi cywilnej, poszłabym na barykady walczyć o moje ideały. Próbować to naprawiać, a nie siedzieć i narzekać. Ale nie mam takiego temperamentu. Tymczasem jak mnie coś denerwuje, potrafię odreagować to tylko w rozmowie z bliskimi. Z Agnieszką przede wszystkim.

– Wszystko jej mówisz?
Kasia Adamik:
Absolutnie! Jesteśmy ze sobą naprawdę blisko. Chociaż ona mieszka teraz we Francji, a ja w Warszawie. Jak się nie widujemy, to prawie codziennie rozmawiamy przez telefon albo przez Skype’a. Kiedy czasem zapominam jej o czymś powiedzieć, a powiem babci albo komuś innemu, ma do mnie pretensje: „Czemu mnie pomijasz, niczego nie opowiadasz?”.

– Ale może nadrabiacie ten czas, gdy razem pracujecie?
Kasia Adamik:
Myślisz, że mamy do tego głowę? Być reżyserem przy Agnieszce to najlepsza szkoła zawodu, ale i napięcie. Jeszcze nie odetchnęłam po realizacji „W ciemności”. Niesamowity film, zdjęcia. No i miejsce, łódzkie kanały.

– To taki film, który, jak to nazywam, „trzyma za skórę”. Wróciłaś do reżyserowania w teatrze, bo musiałaś odreagować ten film?
Kasia Adamik:
Teatr to oddech. Kiedy więc w Instytucie Reportażu powstał pomysł, by zaadaptować na sztukę książkę Mariusza Szczygła „Zrób sobie raj”, i zwrócili się do mnie i do Olgi Chajdas z propozycją adaptacji jego książki, ucieszyłyśmy się strasznie. Choć książka Mariusza jest trudna do przełożenia na teatr. Wybrałyśmy więc z Olgą parę wątków i spróbowałyśmy zrobić taką czeską impresję.

– A nie uważasz, że praca coś Ci odbiera? Nie chciałabyś zakochać się, ułożyć sobie życia?
Kasia Adamik:
Ależ ja jestem zakochana.

– Zaskakujesz mnie. Nie czytałam o tym w żadnej rozmowie.
Kasia Adamik:
Mówiłam, że nie lubię opowiadać o swoim życiu intymnym.

– Kto jest tym wybranym?
Kasia Adamik:
Nie chcę nic ujawniać bez konsultacji z partnerką.

– Z partnerką? Zakochałaś się w kobiecie?
Kasia Adamik:
To nie jest tajemnica, ale w naszym kraju stanowi ciągle coś egzotycznego. Dobrze jednak, że Polska otwiera się na inność albo może raczej różnorodność. Czytałam gdzieś, że statystycznie 10 procent ludzkości jest homoseksualna, pewnie w Polsce jest podobnie.

– Jak przyjęli to Twoi rodzice?
Kasia Adamik:
Nigdy nie mieli z tym problemu.

– Nie myślisz, że powinnaś jednak wyjść na barykady i powalczyć o związki partnerskie?
Kasia Adamik:
Kiedy właściwie to nie chce mi się. Mówiłam, że nie mam wojowniczego temperamentu. Zresztą właśnie tworzy się prawo partnerskie i mam nadzieję, że dojdzie do tego, że nie będzie się marginalizować tak dużej grupy Polaków.

– Długo trwa Twój związek? Jesteś monogamistką?
Kasia Adamik:
Pewnie tak, nie zakochuję się łatwo i nie odkochuję. Jeżeli coś mi się w życiu rozsypie, długo trwa, zanim zainteresuję się czymś nowym. Są ludzie, którzy lubią romanse, ekscytuje ich to. Mnie nie.

– Ciebie romanse odrywałyby od pracy, bo jesteś typem pracoholiczki?
Kasia Adamik:
Nie znasz mnie! Mówiłam, że jestem leniwa, uwielbiam nic nie robić. I mówię to serio. W Los Angeles dużo pracowałam, tam kręciło się film przez cztery, pięć miesięcy, ale potem przez pół roku można było siedzieć z drinkiem przy basenie i chodzić na spacery po plaży. Ciężka praca była po to, żeby potem nic nie robić. Tego w Polsce nie ma. Trzeba stale pracować, żeby zarobić na kredyt po prostu.

– Ale zdarza się i tutaj, że czasem nic nie robisz?
Kasia Adamik:
Zdarza, uwielbiam wtedy snuć się po mieszkaniu, oglądać filmy, ugotować coś. Chodzić w dresie i skarpetkach.

– Nigdy nie miałaś ochoty poeksperymentować z wizażystką, żeby się zmienić? Rozumiesz – włosy w lokach, powiewna sukienka…
Kasia Adamik:
Nie zniosłabym tego. Muszę się przyznać, że kiedy zamiast dżinsów i bluzy założę koszulę i marynarkę, znajomi są pod wrażeniem, że się tak elegancko ubrałam. Teraz uczyniłam wyłom, bo na Oscary uszyłam sobie garnitur na miarę. Obie z mamą i całą delegacją szyliśmy sobie kreacje. Po raz pierwszy mam coś uszytego specjalnie dla mnie. Czarny garnitur z twistem, którego autorem jest Tomasz Ossoliński.

– Zachowasz ten garnitur potem na pamiątkę? Mariusz Szczygieł mówił mi, że bywasz sentymentalna, trzymasz w domu urnę z prochami ukochanego kota.
Kasia Adamik:
Ten kot był ze mną w Los Angeles i nie chciałam go tam zostawiać. Pomyślałam, że zawiozę go do mojego domu w Bretanii i pochowam w ogródku. Ale jakoś zawsze zapominam. I tak stoi na szafie. Bardzo go kochałam. Był szalenie inteligentny, towarzyszył mi w drodze do sklepu i wszyscy, nawet w Los Angeles, gdzie zwierzęta biegają luzem, byli zdumieni, że tak się mnie trzyma.

– Ludzie dzielą się na takich, którzy wolą psy niż koty i odwrotnie.
Kasia Adamik:
Jak się jest reżyserem, nie można mieć psa, bo pracuje się czasem po 14 godzin dziennie albo wyjeżdża na trzy, cztery miesiące na zdjęcia. A kot może zostać, wystarczy, że ktoś raz na dwa dni wsypie mu suchą karmę do miseczki. Tu, w Warszawie, też mam dwa koty. Właśnie niosę dla nich worek karmy.

– I tak już będzie? Koty, filmy, teatr? W grudniu skończysz 40 lat. Czas nie za szybko ucieka?
Kasia Adamik:
Wolałabym mieć 30, ale jak miałam 30, to…

– …wolałaś mieć 20?
Kasia Adamik:
Nie, właściwie nie. Nie chciałabym wrócić do czasów, kiedy czułam się zahukana, niepewna siebie. Teraz jest mi fajnie. Mam zawodowe doświadczenia, wyzwania, którym sprostałam. I którym jeszcze sprostam. Nie muszę sobie nic wyrzucać.

– Jesteś ambitna?
Kasia Adamik:
Nie jakoś chorobliwie, ale chciałabym, żeby to, co robię, było bardzo dobre i żeby się podobało.

– Nie uwierają Cię złośliwe opinie, że robisz karierę dzięki mamie?
Kasia Adamik:
Wiesz co, naprawdę mi to zupełnie nie przeszkadza. Tak się Agnieszką szczycę, że jeżeli mnie do niej porównują, to tym lepiej. Myślę, że dzięki doświadczeniom Agnieszki, która miała i sukcesy, i miażdżące recenzje, nauczyłam się dystansu.

– Bardzo liczysz się z jej zdaniem. A zdanie ojca jest dla Ciebie ważne?
Kasia Adamik:
Oczywiście. Tylko bardzo trudno go ściągnąć na jakąś premierę. Jest jeszcze większym pracoholikiem niż my obie razem wzięte. Głównie siedzi w Krakowie, zamknięty w swoim świecie opery. Kompletnie innym od mojego.

– A jaki jest Twój świat?
Kasia Adamik:
Film, książka, fotografia, malarstwo, rysunki. Zaczynałam przecież od rysunku.

– I chciałaś być bardzo, bardzo sławna?
Kasia Adamik:
Tak jak Agnieszka?

– Jeszcze bardziej.
Kasia Adamik:
Po co? Chociaż sława daje taki komfort, że możesz wybierać spośród wielu projektów. Bez presji, że coś trzeba natychmiast zrobić. No i te projekty wypalają. Bo masz na nie pieniądze, sponsorów. Ja po każdym projekcie, który się rozsypie, noszę żałobę. I trudno mi się zabrać za coś nowego. Chciałabym mieć taki luksus, żeby robić to, na co mam ochotę. I w zawodzie, i w życiu.

– Na przykład oglądać niezliczone ilości filmów na DVD zamiast sprzątać?
Kasia Adamik:
(Śmiech). Od dawna sprzątam. Chyba o moim bałaganiarstwie wyczytałaś w jakimś starym wywiadzie. Lubię wokół siebie porządek. Agnieszka już nie musi robić mi inspekcji. Nie rzucam ciuchów na podłogę. Wydoroślałam.

– A prywatnie czego byś dla siebie chciała?
Kasia Adamik:
Niczego nie chciałabym zmieniać. Jest fantastycznie. No, może jeszcze przydałby się trzeci kot, bo lubię małe kotki. Niestety, potem one rosną i stają się nie do zniesienia.

Reklama

Rozmawiała Krystyna Pytlakowska

Reklama
Reklama
Reklama