Reklama

Po co Ci telewizja?

Reklama

- Po prostu lubię program „The Voice of Poland”. Widziałam kilka odcinków poprzedniej edycji. Jest pozytywny i o muzyce! Jestem w nim trenerem, ale też uczę się od innych. Poza tym lubię wielki show, bo tam są olbrzymie emocje.

Ale jesteś artystką, dlaczego rezygnujesz ze sceny?

- Z niczego nie rezygnuję. Przecież to program muzyczny. I nie taki, gdzie mówi się uczestniczkom: „Fajnie śpiewasz, ale jesteś za gruba”. Tu jesteśmy trenerami, a nie gadającymi bez żadnej odpowiedzialności gwiazdami.

Już raz sparzyłaś się w „Gwiazdy tańczą na lodzie”. Nie boisz się powtórki?

- Przyznaję, to był błąd… ale też ważna lekcja. Byłam prowadzącą. W „Tańcu z gwiazdami” poznałam smak wyścigu, ale dzięki temu nauczyłam się trochę lepiej tańczyć. Dlatego też zapraszana dwa razy do „Bitwy na głosy’’ nie zgodziłam się w niej wystąpić. To bardzo miły, rozśpiewany, rodzinny program, ale dla mnie osobiście już nic nowego. Nic, czego mogę się nauczyć lub na nowo przeżyć. Teraz będę trenerem i to jest dla mnie nowość!

A jeżeli teraz – tak jak kiedyś Doda – będzie Ci dogryzał rockman Piekarczyk?

- Marek? To cudowny człowiek, rockman z klasą! Jest zabawny, uroczy. Przeszedł w swoim życiu bardzo wiele. Rozumie, czym jest życie artysty, i ma do siebie olbrzymi dystans. Jury zostało naprawdę dobrze dobrane. Nikt z nas nie ma rozbuchanego ego, a to pomaga dobrze się bawić i śmiać z samego siebie.

Honorarium nie ma żadnego znaczenia?

- Zawsze ma znaczenie przy dużych produkcjach telewizyjnych, ale nie jest jedynym wyznacznikiem. Honorarium nie ma dla mnie znaczenia przy tworzeniu muzyki. I w tym jestem konsekwentna (śmiech). Od początku swojego muzycznego istnienia płyty nie przynosiły mi finansowych sukcesów. Chociaż większość z nich okryła się platyną.

To kto zgarnia kasę?

- Na początku to były wytwórnie. Zabierały 90 procent moich zarobków, ale część z tego inwestowały w teledyski i promocję płyty. Nie mam o to żadnych pretensji, chociaż nie mam praw do żadnych swoich wykonań od 1996 aż do 2002 roku. Po prostu taki był świat, a ja byłam szczęśliwa, że mogę śpiewać, a ludzie pokochali skomponowane przeze mnie piosenki. Teraz przez brak regulacji prawnych mnóstwo pieniędzy, zamiast trafiać do artystów, rozlewa się po Internecie.

Nie masz żalu, że te pieniądze idą do cudzych kieszeni?

- Ja już od lat nie mam żalu do nikogo o nic. Naprawdę jestem człowiekiem bez żalu i ciśnienia, szczególnie jeśli chodzi o pieniądze. Dobrze zarabiam na koncertach i swoim wizerunku. Na rachunki, miłe wakacje i dobre jedzenie wystarczy. To jest luksus dla nas i więcej nie potrzebujemy.

Czy jesteś tak wyluzowana, bo przeżyłaś własną śmierć w dzieciństwie?

- Trudno mi to ocenić… miałam zaledwie pięć lat. Na pewno to było wyjątkowe doświadczenie. Jechałam z kuzynką na rowerze i ona trzęsła nim dla zabawy. Przewróciłyśmy się i spadłam głową na beton. Poszła mi krew z ucha i film mi się urwał. Potem pamiętam już tylko jakieś migawki, biegną z noszami… Potem chyba przez tydzień nie było ze mną kontaktu. Rodzice modlili się całymi dniami o mój powrót, bo ja byłam już po drugiej stronie.

Pamiętasz to?

- Wydaje mi się, a może wcale nie wydaje, bo dzieci w tym wieku są jeszcze powiązane ze światem, z którego przyszły, że byłam wśród aniołów. Pamiętam, że to było coś dobrego dla mnie i było mi przyjemnie. Czemu wróciłam?… Najwyraźniej moje życie tutaj jest ważne dla mojej duszy i tych wszystkich, z którymi spotykam się po drodze.

I parę piosenek do zaśpiewania.

- Pewnie tak. Tylko dla moich rodziców to było straszne. Szkoda nawet myśleć, co musieli czuć, gdy ich dziecko miało pęknięcie podstawy czaszki i straciło przytomność. Sama jestem mamą i wiem, jakim skarbem są dla rodziców ich pociechy.

Drżysz o swoich synów?

- Jak każda mama, ale bez histerii, bo zabrałabym im tak potrzebną każdemu odrobinę autonomii. Raz zdarzył się nam koszmar, gdy byliśmy ze Stasiem, naszym małym słodkim blondynkiem, na targu w Turcji. Jest pełen wiary w ludzi i ciekawy świata. To był moment. Coś go zaciekawiło, my przeszliśmy parę kroków, odwracamy się, a jego nie ma. Wokół tłum, trudno cokolwiek zobaczyć. Przez 20 minut biegaliśmy po tym targu, to było straszne. Na szczęście jakiś mądry wysoki Turek zobaczył naszego płaczącego synka, wsadził na swoje ramiona i chodził wśród tłumu. Nigdy nic mnie tak nie ucieszyło, jak jego twarzyczka.

Narodziny pierwszego syna, Leona, bardzo zburzyły Twoje życie?

- Narodziny człowieka zawsze są budujące. Dziecko jest twoim prawdziwym lustrem. Jedyną istotą na ziemi, która potrafi nauczyć cię bezwarunkowej miłości… sacrum… Bez tego dusza nie potrafi wzlecieć wyżej…

Czasem młode matki są przerażone swoją nową rolą.

- Wiem… to duża odpowiedzialność. Nie mniej jednak większość z nich intuicyjnie wie, jak postępować. Temat poporodowej depresji jest mi obcy, chociaż Leo traktował noc jak dzień. Mieliśmy czasem z Maćkiem niezły maraton. Na szczęście mój mąż należy do tych mężczyzn, którzy potrafią zająć się małym dzieckiem i jeszcze czerpią z tego niebywałą przyjemność. Dlatego też szybko pozbierałam się po porodzie i po dwóch miesiącach stałam na scenie, w rozmiarze XS (śmiech).

Reklama

Cały wywiad z Justyną Steczkowską przeczytacie w najnowszym numerze magazynu "Viva!" (5/2013)

Reklama
Reklama
Reklama