Reklama

– Czytasz gazety?
Janusz Józefowicz:
Staram się nie czytać.

Reklama

– Dlaczego?
Janusz Józefowicz:
Dziennikarze generalnie reprezentują poglądy właścicieli poszczególnych tytułów. Ich komentarze polityczne są więc do złudzenia oczywiste i przewidywalne, a tabloidy stały się już swoją własną karykaturą. Właśnie zdecydowaliśmy z Nataszą, że złożymy pozew do sądu na jeden z tabloidów, który zarzucił jej popełnienie plagiatu. Nazywanie kogoś „złodziejem” to bardzo poważne wykroczenie.

– Natasza miała wykonać na festiwalu „Debiuty” w Opolu piosenkę „Mała”. Okazało się, że to przebój macedońskiej artystki w zmienionej aranżacji. Nie wiedzieliście o tym?
Janusz Józefowicz:
Oczywiście, że wiedzieliśmy. Mamy przyjaciela, który z Serbii przywiózł nam trzy piosenki do posłuchania. Jedna z nich szalenie się Nataszy spodobała. Polski autor napisał więc do niej słowa i zamierzaliśmy wykonywać ją zgodnie z oryginalną linią melodyczną. Oczywiście wszystko odbywało się absolutnie zgodnie z prawem, w porozumieniu z autorem muzyki i tak dalej. Zresztą, jak wiadomo, tak powstało wiele przebojów, na przykład płyty Kayah i Gorana Bregoviča, przebój Eweliny Flinty i Łukasza Zagrobelnego. Nataszy ta nowa wersja piosenki tak się spodobała, że postanowiła zgłosić ją na opolski festiwal. Przeczytała regulamin, który mówił o tym, że nie można w Opolu śpiewać coverów. ZAiKS natomiast, czyli organizacja zajmująca się ochroną praw autorskich w Polsce, poinformował nas, że jeżeli powstaje oryginalny tekst do melodii już istniejącej, to utwór nie jest już coverem. Tak przecież było w naszym przypadku. Problem jednak w tym, że Natasza nieuważnie przeczytała warunki konkursowe. Okazało się bowiem niestety, że nie tylko nie można wykonywać coverów, ale także słowa i muzyka zgłoszonego utworu muszą być oryginalne. Dlatego piosenka została odrzucona. To jest tylko i wyłącznie niedopatrzenie Nataszy. Oczywiście nie mieliśmy zamiaru nikogo oszukać ani tym bardziej okraść. Natasza na swojej stronie internetowej zamieściła zresztą sprostowanie i dokładnie wyjaśniła całe zajście. Ot i cała sprawa.

– Zrobiłeś Nataszy awanturę o to niedopatrzenie?
Janusz Józefowicz:
Wyszło, jak wyszło. Trudno.

– Przejmujesz się tym, co piszą o Was gazety?
Janusz Józefowicz:
Już dawno nie. W czasie realizacji „Przebojowej nocy”, przyznaję, jeszcze się przejmowałem. Takiej dawki zawiści i niechęci wobec siebie i swoich bliskich nie odczułem jeszcze nigdy. Mam jednak poczucie, że wszystko co najgorsze już za nami, że gorzej już być nie może. To dla nas trochę pocieszające.

– Program „Przebojowa noc” to była dla Ciebie porażka?
Janusz Józefowicz:
Nie. Wcale. Ten program zrobiłem dla Nataszy. Chciałem, żeby zaprezentowała publiczności swoje umiejętności. I udało się.

– Jednym z głównych zarzutów dziennikarzy jest to, że zamykasz Nataszę przed światem, że nie pozwalasz jej jako artystce rozwinąć skrzydeł.
Janusz Józefowicz:
Wszystkim, z którymi pracuję, staram się zawsze uświadomić, że to, co robimy, jest wymierne. I że musimy być profesjonalni, aby myśleć o prawdziwej zawodowej karierze. Dlatego moi artyści grają dziś główne role w najlepszych teatrach muzycznych w całej Polsce i mogą stanąć na castingi na West Endzie i Broadwayu. Natasza jest w tej chwili gotowa do podejmowania największych artystycznych wyzwań. Oczywiście, można ją lubić lub nie, ale nawet ci, którym nie podoba się forma jej artystycznej wypowiedzi, przyznają, że jest po prostu bardzo dobra. Dlatego nie musi, tak jak inni, pokazywać się na bankietach, ubiegać się o role w serialach, wystawać w kolejkach i prosić o udział w jakichś koncertach czy rewiach. Jesienią ukaże się jej płyta. Ma własnego producenta i śpiewa to, co jej się podoba. Zupełnie się w to nie wtrącam. Nadszedł czas, żeby szła własną drogą.

– Podobają Ci się jej piosenki?
Janusz Józefowicz:
Najważniejsze, że jej się podobają (śmiech). Nie wtrącam się w to, co robi, właśnie dlatego, że mamy zupełnie inny gust muzyczny.

– Michał Wiśniewski się ucieszy. To on właśnie kilkakrotnie powiedział, że Natasza jest niezwykle zdolna, ale Ty kopiesz jej artystyczny grób.
Janusz Józefowicz:
Miło jest sprawiać innym radość.

– Jesteś rozczarowany polskim show-biznesem?
Janusz Józefowicz:
Chciałbym, aby machina polskiego show-biznesu promowała ludzi utalentowanych. Przecież na nich także można dobrze zarobić, praca z nimi to wielka przyjemność, a efekt artystyczny uczyniłby o wiele piękniejszym świat, w którym żyjemy. Tymczasem lansuje się skończoną tandetę, ludzi mało zdolnych i na dodatek prymitywnych. Media publiczne kierowane przez kolejnych partyjnych figurantów próbują naśladować stacje komercyjne. A tam – cóż, wiadomo. Kupujemy formaty i realizujemy je po swojemu. Na przykład format telewizyjny, którego celem jest promowanie utalentowanych tancerzy, w wersji polskiej służy tylko lansowaniu jurorów, którzy tak naprawdę niczego sobą nie reprezentują. Ale przecież to oni są gwiazdami...

– Co dzisiaj oznacza określenie „gwiazda”?
Janusz Józefowicz:
Często przedstawiają mi jakąś młodą dziewczynę lub chłopaka, informując, że to teraz wielka gwiazda, a ja pierwszy raz tę osobę widzę. Po prostu nie nadążam. Tym właśnie charakteryzuje się dzisiejszy świat.

– Teraz będziesz miał być może okazję poznać tych młodych ludzi. Przyjdą pewnie na casting do „Metra”. Wspólnie z Januszem Stokłosą wpadliście na pomysł, żeby sfilmować legendarny już musical. Dlaczego chcecie to zrobić?
Janusz Józefowicz:
Uważam, że praca w teatrze nigdy nie ma końca. Trzeba wciąż pracować nad spektaklami, które miały premierę nawet kilkanaście lat temu. To mozolna praca i nie ukrywam, że trochę szkoda mi już na nią czasu. Teraz marzy mi się zrobienie czegoś zamkniętego, skończonego, absolutnego. Od dawna już zresztą nosiłem się z zamiarem zrobienia filmu muzycznego.

– To prawda, że nie chcesz dać Nataszy roli w tym filmie?
Janusz Józefowicz:
Natasza weźmie udział w castingu i mam nadzieję, że dostanie się do obsady.

– Co z Ciebie za mąż?!
Janusz Józefowicz:
Spokojnie. Ona ma wszystkie atuty, o jakich tylko artystka musicalowa może pomarzyć. Umie śpiewać, tańczyć, grać. Poza tym jest bardzo piękna i kamera ją kocha. Ale musi ciągle nad sobą pracować. Wybrała zawód, w którym nic nie jest dane raz na zawsze.

– Ale dlaczego jej nie weźmiesz z marszu, skoro wiesz, że jest taka dobra? Przecież gra już główną rolę w „Metrze” w Buffo.
Janusz Józefowicz:
Czasami gra, a czasami nie. Któregoś razu przyszedłem na próbę i usłyszałem, że Natasza nie radzi sobie z kilkoma dźwiękami. Na jakiś czas odebrałem jej rolę.

– Jak to przeżyła?
Janusz Józefowicz:
Przyznaję, nie było jej łatwo. Takie sytuacje są bardzo trudne i aktor zawsze bardzo to przeżywa.

– Jesteś potworem.
Janusz Józefowicz:
Jestem reżyserem, dla którego najważniejsze jest to, żeby spektakl był grany na najwyższym artystycznym poziomie. Przecież aktorki występujące na Broadwayu, West Endzie ciągle czują na plecach oddechy innych artystek.

– Nie dziwię się, że aktorzy w Buffo tak się Ciebie boją.
Janusz Józefowicz:
Boją? Nieee. Przesadzasz. Jestem po prostu wymagający.

– Chwalisz czasem aktorów?
Janusz Józefowicz:
Rzadko. Od chwalenia jest publiczność.

– Wobec siebie samego też jesteś taki wymagający?
Janusz Józefowicz:
Staram się być.

– W tym roku kończysz 50 lat. Przeraża Cię ta liczba?
Janusz Józefowicz:
Skłania do refleksji. Mam jednak ciągle poczucie, że jeszcze wiele przede mną.

– Wyobrażasz sobie, co będziesz robił za 10 lat?
Janusz Józefowicz:
Tak, wyobrażam. Mam nadzieję, że będę robił filmy. I będę je robił z Januszem Stokłosą, który, moim zdaniem, jest jednym z najlepszych kompozytorów na świecie.

– Czy to prawda, że się wcale nie kłócicie?
Janusz Józefowicz:
Nieprawda. Obaj mamy po prostu tendencję do mówienia prawdy prosto z mostu, a to często rani ludzi. Bywa nawet, że nie odzywamy się do siebie całymi miesiącami, ale to absolutnie nie przeszkadza nam w pracy (śmiech). Rzadko spotykamy się prywatnie, ale mamy chyba świadomość, że jeden może na drugiego liczyć w każdej sytuacji.

– Jesteś samotnikiem?
Janusz Józefowicz:
Okazuje się, że tak. Tyle jest książek do przeczytania, rzeczy do przemyślenia... Lubię być sam.

– To z potrzeby samotności właśnie kupiłeś dworek schowany wśród drzew?
Janusz Józefowicz:
Tak. Potrzebowałem miejsca, w którym mógłbym się zaszyć. Uwielbiamy tam być z Nataszą. Drzewa, ptaki. Zupełnie inny świat. Mogę godzinami siedzieć przed domem i kontemplować urodę świata i jego smutek.

– Swoją półroczną córeczkę też podziwiasz?
Janusz Józefowicz:
Obserwowanie jej sprawia, że staję się jeszcze bardziej melancholijny.

Reklama

Rozmawiała Iza Bartosz
Zdjęcia Piotr Porębski/Metaluna
Stylizacja Andrzej Sobolewski/D’vision Art
Charakteryzacja Jaga Wopaleńska/ Metaluna
Produkcja sesji Elżbieta Czaja

Reklama
Reklama
Reklama