Reklama

Ma na koncie setki uratowanych restauracji, a do tej liczby dojdą następne, bo Magda Gessler radzi już kolejnym, jak przetrwać w pandemii. Gwiazda zdradza też, jak maleńka wnuczka Nena zmieniła życie całej rodziny Niemal 300 odmienionych lokali, trwające przeszło dekadę „Kuchenne rewolucje”, a do tego jej własne, świetnie prosperujące restauracje. Magda Gessler (67) od lat jest guru branży gastronomicznej. Nic więc dziwnego, że w trakcie pandemii to właśnie do niej z prośbą o pomoc zwracają się restauratorzy z całej Polski. – Zrobię wszystko, by uratowane przeze mnie restauracje nie upadły – zapewnia Magda Gessler. – Tworzę nowe miejsca pracy, bo wszyscy musimy jakoś przetrwać – dodaje restauratorka. Ten trudny czas niewątpliwie osłodziły jej narodziny wnuczki. Jak gwiazda TVN czuje się w roli babci i czego pragnie dla małej Neny?

Reklama

Pani Magdo, czy pandemia rzeczywiście prawie uśmierciła branżę gastronomiczną?

Niestety, nastał dla niej bardzo trudny czas. Wiele lokali, które dotąd świetnie prosperowały, zostało zamkniętych, choćby z powodu wysokich czynszów, których właściciele teraz nie byli w stanie zapłacić.

Czy zgłaszają się do pani restauratorzy z prośbą o pomoc?

Tak, podpowiadam im, jak tę sytuację przetrwać. Ostatnio w Lubiążu zrobiłam „Kuchenne rewolucje” w restauracji, którą prowadzi para młodych ludzi. On robił najlepsze hamburgery i najlepszą pizzę, jakie w życiu jadłam, ale nie potrafił tego sprzedać. Restauracje są zamknięte dla gości, więc otworzyliśmy tam pięknie wyeksponowane i, co najważniejsze, bezpieczne okienko Drive, do którego ludzie podjeżdżają samochodami. I mają tam teraz kolejki!

Czy setki restauracji, które pani uratowała, mają szanse przetrwać?

Oczywiście! Jestem w kontakcie z wieloma właścicielami. Poleciłam im otwarcie okienek na wynos i ograniczenie menu do trzech, czterech dań do wyboru dziennie oraz zrobienie menu lunchowego. Sprzedawanie jedzenia na wynos naprawdę się sprawdza, nawet w małych miasteczkach. Ludzie są zmęczeni szukaniem dobrego jedzenia, boją się chodzić do sklepów, a często z racji pracy zdalnej nie mają czasu gotować.

Jak pani udało się utrzymać wszystkie swoje restauracje, choć to już druga fala pandemii?

Mój sekret to miłość do jedzenia i… bardzo ciężka praca. Nie zatrudniam też przypadkowych osób, a mój zespół tworzą ludzie, dla których, tak jak dla mnie, karmienie ludzi jest wielką pasją. Na przykład mój kucharz z Fukiera jeździ na Śląsk, żeby tam ze swoim ojcem wędzić kiełbasę.

Wszyscy pani pracownicy utrzymali swoje stanowiska przez ostatnie miesiące?

Nie zwolniliśmy nikogo, co więcej, jeszcze daliśmy pracę kolejnym osobom. Uruchomiliśmy sprzedaż wysyłkową gotowych produktów, z których można przyrządzić dania w domu. W tym roku uruchomiliśmy również Ice Queen Cafe, czyli sieć kawiarni franczyzowych. Do tej pory powstały w Gdańsku i Jarosławiu, wkrótce planujemy kolejne. To propozycja dla tych, którzy chcą prowadzić własną kawiarnię z sukcesem, ale nie mają wystarczającego doświadczenia. W przypadku Ice Queen Cafe zapewniamy całe zaplecze, wystrój, produkty i wsparcie. To piękne kawiarenki do których serdecznie zapraszam.

Ostatnio pani nowa restauracja została skrytykowana za wygórowane ceny.

Ci, którzy znają mnie, moje restauracje i moje smaki, wiedzą, że zawsze stawiam na składniki najlepszej jakości, które zamawiamy u sprawdzonych producentów z całej Polski. Świeże wiejskie jaja, mięsa ze sprawdzonych gospodarstw, w których nie używa się antybiotyków, ekologiczne warzywa mają inną cenę niż te z dyskontów. Nasze dania i desery są przygotowywane codziennie na świeżo przez mój zespół świetnych kucharzy i cukierników. To wszystko kosztuje. Ale w mojej kuchni nie ma miejsca na miernotę, dlatego ci, którzy choć raz posmakują naszych potraw, zawsze do nas wracają.

Powtarza pani, że siłą każdego biznesu są dobre relacje z ludźmi. Czy z rodziną da się tworzyć dobry biznes?

Najlepszym dowodem jesteśmy ja, mój syn Tadeusz oraz moja córka Lara, która teraz zajmuje się swoją nowo narodzoną córeczką i skupia się na tworzeniu przepełnionego spokojem i miłością domu.

Nauczyła się tego od pani?

Lara miała to od zawsze. I z córką, i z synem łączy mnie nieprawdopodobnie silna więź. Miłość i wsparcie, zwłaszcza w czasach zarazy, są tym, co może nas uratować, pozwoli przetrwać najtrudniejsze chwile.

Nie boi się pani mówić o rzeczach trudnych. Ostatnio, w geście solidarności z kobietami, opowiedziała pani o stracie dziecka…

Tylko matka, która straciła dziecko, wie, jaka to tragedia. Wiele kobiet o tych traumatycznych przeżyciach nie mówi, nie chce do nich wracać. Nie mogłam milczeć w momencie, kiedy usiłuje się nam ograniczyć swobody demokratyczne i odebrać wolność wyboru. Nie ma hamulca, który powstrzyma Polki przed walką o godność, honor. Podoba mi się ta bezkompromisowość. Przez wieki nie raz udowodniłyśmy swoją nadludzką siłę. To, co dziś robią młode kobiety, jest nie tylko ważne, ale też niesłychanie odważne.

Czy jako kobiecie było pani trudniej w branży zdominowanej przez mężczyzn?

Niektórzy, choć niesłusznie, twierdzą, że był to akt brawury! (śmiech) Kiedy jako młoda kobieta opuszczałam Hiszpanię, czułam, że mam misję. Chciałam nauczyć Polaków kochać siebie, dobre jedzenie i celebrować wspólnie spędzany czas. Byłam bardzo skoncentrowana na działaniu, żeby coś w tej komunistycznej, również kulinarnie, rzeczywistości zmienić. Nie zwracałam uwagi na to, czy jestem jedyną kobietą wśród mężczyzn. Co ciekawe, jeśli ktoś próbował mi rzucać kłody pod nogi, były to kobiety.

Nie poddała się pani.

Niejedna kobieta, mierząc się z tym, z czym ja wtedy musiałam, rzuciłaby ten cały biznes w cholerę! Ale nie ja. Zawsze walczę do końca o to, w co naprawdę wierzę.

Te kłody rzucane pod nogi brały się z zawiści?

Najpewniej z trudów życia, którym nie potrafimy sami podołać… Blokuje nas ciągłe patrzenie, czy ktoś ma lepiej. Walczę przeciwko temu. Chciałabym, żeby Polacy byli ludźmi liberalnymi i pozwolili innym żyć tak, jak chcą. To spowoduje, że wszyscy razem będziemy szczęśliwsi, a ta walka o lepsze jutro będzie znacznie skuteczniejsza. W naszych rękach leży przyszłość naszych dzieci. Marzę, by moja wnuczka dorastała w świecie pełnym miłości i pokoju.

Co pani czuła, kiedy urodziła się Nena, córka Lary?

To było jedno z najpiękniejszych przeżyć w moim życiu. Czuję, że mam prawdziwą, pełną rodzinę. Szczęśliwe dzieci, piękną i zdrową wnuczkę. W życiu nie widziałam pary, która byłaby tak zafascynowana filozofią istnienia i narodzinami nowego człowieka, jak Lara i Piotr. Sama urodziłam dwoje dzieci, ale nigdy nie byłam tak wzruszona, jak wtedy, kiedy zobaczyłam pierwszy raz Nenę.

A gdy wzięła ją pani pierwszy raz na ręce?

Ten moment jeszcze przede mną i czekam na niego z niecierpliwością. Na razie, ze względów bezpieczeństwa, widziałam moją wnuczkę tylko z okna. Przyszliśmy całą rodziną pod dom Lary i Piotra, żeby im pogratulować. Rozmawialiśmy w maskach na odległość i to było tak przejmujące, tak wspaniałe, że wzruszenie odebrało mi mowę.

Nena skradła pani serce!

Codziennie oglądam zdjęcia mojej wnuczki, Lary i Piotra. To cudowne uczucie móc patrzeć na ich miłość do siebie i do dziecka. Na atencję, którą obdarowują Nenę non stop. Wszyscy zwariowaliśmy ze szczęścia.

Teraz pewnie codziennie ogląda pani wnuczkę podczas rozmów wideo.

Częściej do siebie z córką piszemy. Teraz, kiedy ich tryb życia jest tak nieregularny, to jest prostsze. Te rozmowy są wspaniałe i dają mi wiele radości.

Czeka pani na kolejne wnuki?

Nigdy nie pytałam moich dzieci, kiedy będę miała wnuki. Nie stresuję Lary i Tadeusza moimi pragnieniami. Oni mogą o nich mówić, ja mogę im sprzyjać, ale na pewno nie będę rządzić ich życiem. To sprawy, o których sami decydują.

Od kogo czerpie pani energię?

Od moich dzieci i od mojego męża Waldemara, który jest cudownym i kochanym człowiekiem. Mimo że mieszka daleko, jest ze mną co wieczór. Jest też mój tata, który właśnie skończył 89 lat, a mimo to dzwoni do mnie co dwa dni. Wciąż jest aktywnym pracownikiem Polskiej Agencji Prasowej, który ze swojego domu na wsi robi korespondencję z całej Ameryki Południowej na temat koronawirusa. Jest aktywny, zdrowo się odżywia i wygląda na młodego faceta!

To tłumaczy, skąd w pani tyle siły do działania!

Tata jest moim guru, jeśli chodzi o świat, filozofię, ostrożność. Świetnie zna się na ludziach i mnie przed nimi przestrzega. Jest fenomenalny!

Miło wciąż czuć się córeczką tatusia?

Fajnie jest czuć się młodą kobietą! (śmiech) Uważam, że ja nie mam wieku. Kiedy patrzę na moje zdjęcia sprzed lat i te aktualne, widzę kobietę naznaczoną sumą wszystkich przeżyć, sukcesów, ale też porażek. To jest miły widok.

O czym marzy Magda Gessler?

Żeby osiąść na jakiejś wyspie z piękną plażą, na której będzie stał hotelik z moją restauracją. Życzę sobie, żeby to się ziściło i żeby przy moim boku był Waldemar. Moja mama zawsze powtarzała, że najważniejszą witaminą w życiu jest witamina M, czyli miłość. Wiem, że u boku mojej rodziny i męża nigdy mi jej nie zabraknie.

Cały wywiad - w nowym "Party"!

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama