Ida Nowakowska o zaręczynach, życiu na walizkach i miłości na odległość! Wywiad z "Flesza"
Ida Nowakowska o zaręczynach, życiu na walizkach i miłości na odległość! Wywiad z "Flesza"
Zarabia od ósmego roku życia. Mieszkała w Polsce, Stanach Zjednoczonych i Chinach. Twierdzi, że dom ma wszędzie tam, gdzie… przebywa jej mąż. Jej największe marzenie? Trójka dzieci! Oto Ida Nowakowska, nowa gwiazda TVP.
Po sukcesie „Dance, dance, dance”, gdzie była jurorką, Ida Nowakowska (28) została gospodynią programu „Pytanie na śniadanie”. Występuje tam w duecie z Łukaszem Nowickim. Wkrótce poprowadzi również „The Voice Kids”. Kim jest ta zawsze uśmiechnięta dziewczyna, na którą teraz stawia Telewizja Polska?
Zawsze wiedziałaś, że chcesz pracować w show-biznesie?
Przeciwnie, myślałam, że tak jak mój tata [Marek Nowakowski – przyp. red.] – skończę prawo. Chciałam być sędzią. A po kim odziedziczyłaś talent do tańca? Tego nie wiem, ale sztuka zawsze była obecna w moim
domu. Mój tata był pisarzem, erudytą, uwielbiał słowo, a mama – film. Ja zaś pokochałam balet, i to już jako mała dziewczynka.
Zobacz także: Córka znanego pisarza, tancerka, aktorka… Ida Nowakowska zajmie miejsce Basi Kurdej-Szatan
1 z 4
A teraz idziesz jak burza! Byłaś prowadzącą „Bake Off – Ale ciacho!”, jurorką „Dance, dance, dance…”, pracowałaś w amerykańskim show „The World’s Best” w CBS, a obecnie w „Pytaniu na śniadanie”. To efekt zaplanowanej strategii?
Po prostu dostaję bardzo dużo propozycji i wybieram te najciekawsze, ale też codziennie modlę się do Boga i dziękuję za to, co do mnie przychodzi.
Wychowywałaś się w Polsce?
To skomplikowane (śmiech). Od dzieciństwa mieszkałam na zmianę w Polsce i Stanach. Mam podwójne
obywatelstwo. Zawsze powtarzam, że Polska dała mi korzenie, a Ameryka skrzydła. Ale wiesz co? Myślę, że ostatnio to właśnie Polska mnie bardzo uskrzydla.
Zazdroszczę ci trochę takiego kolorowego życia. Wydaje się, że wszystko ci tak łatwo przychodzi…
Od ósmego roku życia występowałam w teatrze, filmie i telewizji. Tańczyłam w Buffo, Romie, Lincoln Center, Metropolitan Opera. Na 18. urodziny dostałam kwiaty od dyrektora teatru Buffo z okazji 10-lecia pracy (śmiech). Wyobrażasz to sobie? Za to w Kalifornii na studiach poznałam męża, a potem wyjechałam z nim do Chin. Owszem, moje życie wygląda kolorowo, ale były w nim też smutne chwile.
Trudno w to uwierzyć. Zawsze uśmiechnięta Ida bywa czasem smutna?
Moim radościom zawsze towarzyszył jakiś smutek. Umierali najbliżsi mi ludzie, żyliśmy bardzo skromnie, bo
wszystkie pieniądze pochłaniały moje szkoły i lekcje tańca. Jednak trudne chwile dały mi dojrzałość i pokorę w stosunku do życia.
2 z 4
Płaczesz czasem?
Zdarza się… Kiedy pięć lat temu zmarł mój tata, poczułam mocno, jak ważna jest rodzina. Kiedy odchodził, byłam w wyjątkowym momencie życia, bo robiłam dyplom na wymarzonych studiach. Byłam na wydziale filmu i teatru telewizji na Uniwersytecie Kalifornijskim, jednej z najlepszych uczelni w Stanach. Szykowałam się do ślubu i wtedy spadł cios. Umarł mój tata, a potem inni najbliżsi.
Jaki był twój tata?
Niezwykle mądry i ciepły. Jego miłość dała mi wielką siłę. Dlatego zawsze, zanim pójdę spać, pytam tatę, czy byłby ze mnie dumny, czy podjąłby takie same decyzje co ja. Choć był w Polsce uwielbianym pisarzem, to wiem, że to nie jego czytelnicy, ale ja myślę o nim, gdy idę spać. Niewiele mi już tych bliskich osób zostało. Dlatego tak ważne jest dla mnie moje małżeństwo z Jackiem.
Jak ci się oświadczył?
Zaręczyny były niesamowite! Nigdy o tym wcześniej nie rozmawialiśmy. Jack oświadczył mi się nieoczekiwanie podczas pierwszej wizyty w Polsce. Dał mi wtedy pierścionek, który sam zrobił ze złotego drucika. Na nic innego nie było go wtedy stać. Czułam, że to niesamowity facet.
content:8_8813,,0_119094:CMNews
3 z 4
Powiedziałaś wcześniej, że kiedy zmarł twój tata, bardzo wyraźnie poczułaś, że najważniejsza jest rodzina.
Mniej więcej dwa lata po ślubie stanęłam przed bardzo ważnym życiowym wyborem. Mój mąż musiał jechać na rok do Chin, a potem przeprowadzić się do Waszyngtonu ze względu na studia. A ja czułam, że to w Los Angeles czeka mnie wspaniałe życie. Tu byli cudowni przyjaciele i mentorzy, którzy pomogli mi zbudować moje myślenie. Miałam też agentkę, która planowała zrobić ze mnie „gwiazdę Hollywood”. Wydawało mi się, że chcę zostać w tym mieście do końca życia. Nie chciałam wyjeżdżać. Biłam się więc z myślami długo.
Kto pomógł ci podjąć decyzję?
Mama. Bardzo jej ufam. Powiedziała mi wtedy, że rodzina jest najważniejsza, a strata taty mocno jej o tym przypomniała. Spakowałam więc swoje rzeczy, samochód wstawiłam do garażu, pożegnałam przyjaciół i wyjechaliśmy do Nankinu. Dziś wiem, że dobrze zrobiłam. Ludzie często się w takich chwilach rozstają. Jeśli przetrwaliśmy ten czas, to przetrwamy już wszystko. W Chinach codziennie chodziłam na naukę języka, uczyłam tańca, a sama brałam lekcje choreografii sztuk walki i grałam w filmach. Jedynym minusem była bariera językowa. Jestem urodzoną gadułą, więc bardzo brakowało mi takich wesołych rozmów z ludźmi: w sklepie, w windzie, w metrze. Ale wtedy mogłam więcej czasu spędzić ze swoimi myślami. Zakładałam więc słuchawki na uszy i… myślałam.
Wierzysz w związek na odległość?
Wczoraj obchodziliśmy czwartą rocznicę ślubu, więc… wierzę. Trzeba umieć iść na kompromis. Ostatnich kilka miesięcy spędziliśmy z dala od siebie, bo Jack był w Waszyngtonie.
Nie masz wrażenia, że się oddalacie?
Przeciwnie! Dużo rozmawiamy przez telefon. Mam też pewność, że Jack jest moim najlepszym przyjacielem. Poznaliśmy się wcześnie, więc gdybyśmy mieli przez cały czas rezygnować ze swoich osobistych aspiracji, to czulibyśmy frustrację. A ja bardzo ufam Jackowi, wiem, że nie jest typem faceta, który dużo imprezuje, więc takie poczucie bezpieczeństwa nam sprzyja. Teraz mąż przyjechał do Polski na wakacje. Pracuje w amerykańskiej firmie, ale chce kontynuować studia i od września przenosi się do Paryża.
4 z 4
Nie macie jednego domu?
Czasem mam ochotę spalić moją walizkę (śmiech). Ale to też jest fajne. Dzięki podróżom przecież poznaję świat, ludzi…
Chcesz zawsze tak żyć?
Absolutnie nie! Jednak doceniam ten czas, bo przecież nie każdy ma możliwość tak dużo podróżować. Nie ukrywam jednak, że chciałabym mieć dzieci. Mój mąż ma dwójkę rodzeństwa, więc myślę, że trójka dzieci jest i dla nas idealna (śmiech). Uważam jednak, że życia nie trzeba jakoś specjalnie dokładnie planować.
Dziecko sprawi, że osiądziecie z mężem gdzieś na stałe?
Na pewno wtedy również poszukamy rozsądnego kompromisu, ale już z myślą o dziecku, a nie o swoim szczęściu. Szczerze mówiąc, nie mogę się już doczekać!
Co poradziłabyś młodym ludziom, którzy tak jak ty chcą osiągnąć sukces?
Pracujcie ciężko i nie poddawajcie się, ale pamiętajcie, że Bóg czasem pisze dla nas nieoczekiwane scenariusze. Coś się nie udaje i wszystko wydaje się bez sensu. Tak było w moim życiu wiele razy. Jako 16-latka nie wygrałam programu „You Can Dance”, a potem zostałam jurorką innego tanecznego show. Kiedy wyprowadziłam się z Kalifornii, to wydawało mi się, że świat się zawali. A nic takiego się nie stało, bo Los Angeles jest i będzie, a ja teraz jestem w mojej ukochanej Polsce.
A czym jest dla ciebie sukces?
Wiesz, ostatnio marzeniem pewnej małej dziewczynki chorej na raka była lekcja tańca ze mną. Poprosiła o to Fundację „Mam Marzenie”. I to był mój największy życiowy sukces. Dzięki temu, że pozwoliłam Bogu prowadzić swoje życie i poszłam za mężem i za swoim sercem, jestem dziś szczęśliwa. Pozostałam sobą.