Reklama

Czekam na Hugh Granta w elegankim hotelu Intercontinental w Amsterdamie. Aktor właśnie przyjechał do Holandii na premierę swojej najnowszej komedii „Prosto w serce”. Zastanawiam się, czy na żywo będzie tak samo uroczy i wrażliwy, jak jego bohaterowie? Kiedy wchodzi do pokoju, mam wrażenie, że znam go od dawna. Ubrany jest dokładnie tak, jak Daniel Cleaver z „Dziennika Bridget Jones”. Nieskazitelnie biała koszula z rozpiętym kołnierzykiem, proste czarne spodnie i zamszowa marynarka. Do tego lekko zwichrzone włosy. Pierwszy wyciąga dłoń. Uśmiecha się czarująco. Ale czy będzie chciał odpowiedzieć na pytania dotyczące końca prawie trzyletniego związku z Jemimą Khan?

Reklama

Wieczny kawaler
Dzięki postaciom nieśmiałych, pogubionych facetów, jakich grał w filmach, Hugh został okrzyknięty mistrzem komedii romantycznej. Charles z „Czterech wesel i pogrzebu”, brytyjski premier z „To właśnie miłość” czy wreszcie William Thacker z „Notting Hill” mają wspólny mianownik. Są to kawalerowie bezradni w sprawach sercowych, którzy otrząsają się ze swojego uczuciowego letargu, gdy na ich drodze pojawia się ta jedyna. Wtedy zakochują się na zabój i decydują się stanąć na ślubnym kobiercu.

„Znowu grasz kawalera”, stwierdzam. I zaraz pytam: „Czy szczególnie lubisz ten stan?” „Nie, chyba nie... to nie chodzi o to... och, nie wiem”, odpowiada nieco zaskoczony, jąkając się. Teraz rozumiem, dlaczego przez wiele lat dziennikarze porównywali go z postaciami, które kreował na ekranie. Prywatnie jednak aktorowi nigdy nie układało się tak dobrze, jak jego filmowym bohaterom. Związki, w których był, nie kończyły się happy endem. 13-letnie narzeczeństwo z modelką i aktorką Elizabeth Hurley, romanse z Elle MacPherson, Sandrą Bullock, modelką Zoe Manzi i Polką Kasią Komorowicz to tylko kilka z jego miłosnych podbojów. Nikogo więc nie zdziwiło, gdy w tym roku, w dzień świętego Walentego, agent aktora Robert Garloc wydał lakoniczne oświadczenie dla prasy: „Hugh Grant i Jemima Khan postanowili rozstać się w przyjaźni”.

Związek, o którym było głośno
Od trzech lat związek aktora i dziedziczki milionowej fortuny Goldsmithów był tematem niekończących się komentarzy. Jemima, córka angielskiego miliardera sir Jamesa Goldsmitha, rany po rozwodzie z pakistańskim krykiecistą Imranem Khanem postanowiła leczyć w rodzinnym Londynie. Piękna, inteligentna, wszechstronnie wykształcona, a przede wszystkim dyskretna i niesłychanie elegancka, błyskawicznie stała się niekwestionowaną atrakcją londyńskich przyjęć.

„Jeśli przypadkiem znajdziecie się obok Jemimy, nikt nie będzie na was patrzył”, potwierdzali jej wyjątkowość przyjaciele. Hugh wiernie stał u boku przyjaciółki i wspierał ją w trudnych chwilach po separacji z mężem. Coraz częściej widywano ich razem. Jemima zaznaczała, że jest im fantastycznie, bawią się świetnie, ale dodawała, że to tylko przyjaźń. Jednak powoli zakochiwała się w Grancie, któremu z kolei imponowała jej siła i charakter. Wreszcie oficjalnie potwierdzili, że są parą, a ich wspólne życie zaczęło przypominać bajeczne wakacje. Paparazzi fotografowali zakochanych na stokach St. Moritz, na plaży na Barbadosie, spacerujących po Rzymie czy na południu Francji. Wydawało się, że Hugh się wreszcie ustatkował. Ten zatwardziały kawaler podczas wywiadów przyznawał, że życie singla jest dobre tylko wtedy, gdy ma się 30 lat i że teraz dojrzał wreszcie do tego, aby założyć rodzinę. Coraz częściej pojawiały się spekulacje, kiedy wreszcie poprosi Jemimę o rękę.

Początek końca
30 stycznia, w 33. urodziny Jemimy, para bawiła się w londyńskiej restauracji The George. Jubilatka żartowała z Hugh: jego lęku przed małżeństwem i odwlekania decyzji o posiadaniu dzieci. Hugh nazwał ją dyktatorką i wywołał publiczną awanturę. To wydarzenie tylko potwierdziło teorię, że ich związek psuł się już od dłuższego czasu. Aktor zaczął na nowo powtarzać, że nie chce zakładać rodziny i nie myśli o ślubie.

„Gdy pomyślę, że miałbym mieć dzieci, jestem przerażony”. Nie mógł znieść, że Jemima chce go za wszelką cenę doprowadzić do ołtarza. Jeszcze przez dwa tygodnie pokazywali się razem. Khan towarzyszyła mu na premierze „Prosto w serce” w Nowym Jorku i w Londynie. Potem jego agent wydał oświadczenie o rozstaniu. Prasa zaczęła snuć domysły, czy to Jemima w końcu postanowiła zerwać z kapryśnym i niezdecydowanym gwiazdorem, czy też to on nie wytrzymał presji i nacisków narzeczonej. Jedno jest pewne. Kolejny związek Hugh nie wytrzymał próby czasu. Gdy pytam go, jak to jest być na nowo wolnym, zastanawia się przez chwilę i zupełnie serio przyznaje: „Tak, jestem znowu singlem, to prawda, bardzo smutna prawda. Ale nie chcę o tym rozmawiać. Stało się i na tym zakończmy ten temat”.

Kim jest ten facet?
„Nigdy nie uważałem siebie za romantyka, ale ostatnio chyba zmieniłem się. Nawet zacząłem czytać romanse. Nie żeby poznać kobiety lepiej, ale żeby zobaczyć, co lubią. Wydaje mi się, że romantycznego spojrzenia na świat można się nauczyć. Powinno się wykładać taki przedmiot w szkole”, tłumaczy. Jednak gdy pytam go o wymarzony wieczór we dwoje, bez zastanowienia mówi, że dla niego to nie czułe słówka, ale dobra zabawa i kolacja zakrapiana alkoholem. Nie biorę na serio deklaracji Hugh. Bo nieraz przyznawał się do bycia notorycznym kłamcą.

„Uważasz się za uczciwego człowieka?”, pytam zadziornie. „Ależ skąd!”, odpowiada. „Kłamiesz?”, drążę dalej temat. „Ostatnio bardzo się poprawiłem. Kiedyś zawsze moją pierwszą reakcją było kłamstwo. To było jak narkotyk. Ale ktoś niedawno dał mi niezłą lekcję. Zrozumiałem, że mówienie prawdy jest o wiele łatwiejsze”. Wyznaje również, że jest leniwy i że jego sposób na życie to nieustanne wakacje, włóczenie się po Riwierze Francuskiej i granie w golfa.

„Wbrew powszechnym opiniom nie uważam się za atrakcyjnego faceta. Wyglądam raczej jak starzejąca się, nieszczęśliwa kobieta lekkich obyczajów”, ironizuje. Im więcej wyrzuca z siebie absurdalnych oświadczeń, tym większą wzbudza sympatię. Jednak po zerwaniu z Jemimą brytyjska prasa nie stanęła po jego stronie. Zaczęto mu wytykać, że jest podstarzałym playboyem, niezdolnym do prawdziwych uczuć. Egoistą, który ponad wszystko stawia własną wygodę. „Brytyjska prasa jest żałosna”, stwierdza. „Czy wiesz, jakie bzdury wypisywali ostatnio o ślubie mojej eks-dziewczyny Liz Hurley? Wymyślili, że chcę dać jej w prezencie małpę. A ja nawet nie zamierzałem jechać na ślub. Nie zostałem zaproszony”.

I co dalej?
Dziennikarze nazywają go aktorem jednej komediowej roli, ale on zdaje się tym wcale nie przejmować. „Grałem w wielu dramatach, zanim przyjąłem rolę Charlesa w »Czterech weselach i pogrzebie«. Nie czuję teraz żadnej potrzeby, by zagrać poważną rolę. Bo i dlaczego? Żeby udowodnić, że umiem grać?”, odparowuje celnie na moje pytanie, czy nie marzy o poważnej, psychologicznej roli. Zresztą od lat powtarza, że granie to dla niego absolutna tortura, że stresuje się przed każdym ujęciem i że tak naprawdę myśli o porzuceniu aktorstwa. Zapytany o najbliższe plany zawodowe, odpowiada, że na razie nie chce o tym myśleć. Kręci najwyżej jeden film w roku i wcale nie zamierza więcej.

„Więc może Hollywood?”, pytam. „Och, tylko nie to! Jestem stuprocentowym Europejczykiem i tylko tutaj jestem szczęśliwy. Lubię pracować w Ameryce, ale żeby ludzie cię tam szanowali, musisz osiągnąć sukces. A ja jestem leniwy i natura nie dała mi aż tyle energii, żeby się codziennie przebijać”, odpowiada. Na tym kończymy, bo nie chcę już więcej pytać Hugh o jego życie osobiste. Bo właściwie, co mógłby mi jeszcze powiedzieć? Że ma prawie 47 lat i jest znowu sam? Nie, tego by na pewno nie zrobił. Na pewno skwitowałby to jakimś dowcipem i czarująco się uśmiechnął.

Reklama

AGATA UBYSZ

Reklama
Reklama
Reklama