Historia Jasia i Hani z Bytomia porusza do łez! Przekaż 1% na Fundację Polki Mogą Wszystko i pomóż chorym dzieciom
Historia Jasia i Hani z Bytomia porusza do łez! Przekaż 1% na Fundację Polki Mogą Wszystko i pomóż chorym dzieciom
30 kwietnia to ostateczny termin, w którym należy rozliczyć się z Urzędem Skarbowym, ale też jednocześnie szansa, by pomóc najbardziej potrzebującym. Jak? Przekazując 1 % podatku na wybraną organizację pożytku publicznego. Jeśli jeszcze nie zdecydowaliście, do kogo trafi wasza cegiełka, zachęcamy, abyście wsparli Fundację Polki Mogą Wszystko, która od lat pomaga potrzebującym dzieciom, takim jak m.in. Hania i Jaś z Bytomia! Poznajcie ich wzruszającą historię!
Zobacz także: Jednoczymy się w pomaganiu. Dowiedz się wszystkiego o działalności fundacji Polki Mogą Wszystko
Historia Jasia i Hani z Bytomia
Ich choroba albo niepełnosprawność przerosły rodziców już na starcie. „Kto, jak nie my?”, stwierdzili Edyta i Marcin Sapetowie i porzuconym dzieciom stworzyli dom. „A może on szuka właśnie nas?”, pomyślała Edyta Sapeta, kiedy w Poniedziałek Wielkanocny cztery lata temu przeczytała na Facebooku hospicjum dla dzieci, że „bardzo chory Książę poszukuje rodziny”. Chłopiec miał mukowiscydozę, zespół krótkiego jelita, wyłonioną stomię, musiał być żywiony pozajelitowo: przez 18 godzin na dobę dostawał specjalistyczną mieszankę przez cewnik do żyły. Przez pierwsze siedem miesięcy walczył o życie w szpitalu. Rodzice Emila zrzekli się do niego praw. „On czeka tam na nas”, tak samo pomyślał mąż Edyty Marcin.
U Edyty i Marcina Emil odżył. Nauczył się chodzić, zaczął mówić i jeść. Lekarze byli zdumieni jego postępami. Z cichego chłopca, który nigdy nie płakał (to jeden z objawów choroby sierocej: dziecko uczy się, że jego potrzeby nie są zaspokajane, więc ich nie komunikuje), stał się pełnym radości i energii urwiskiem. Zawsze uśmiechnięty, nigdy się nie skarżył. Wiosną ubiegłego roku Emil zachorował. To był początek lockdownu, kiedy trudno było namówić lekarza na przyjazd. Teleporady nie pomagały. Stan chłopca się pogarszał, z gorączką trafił do szpitala, rozwinęła się sepsa.
Nie pozwolono nam nawet przyjść do niego na oddział. Miałam rozdarte serce, bo wiedziałam, jak on musi się bać, że go porzuciliśmy: to dziecko już przecież doświadczyło takiej traumy. Pozwolono nam go odwiedzić dopiero, gdy już było wiadomo, że musimy się z nim pożegnać. Odszedł w maju, po miesiącu pobytu w szpitalu, pół godziny po naszym wyjściu z oddziału, jakby czekał, żeby jeszcze raz nas zobaczyć ‒ mówi ze łzami w oczach Edyta Sapeta.
Jak stworzyć rodzinę adopcyjną?
Państwo Sapetowie pomagać dzieciom chcieli od zawsze. Edyta jeszcze w czasie studiów miała praktyki w domu dziecka, była wychowawczynią na koloniach, pomagała robić paczki dla dzieci z ubogich rodzin. Marcin też już na studiach angażował się w akcje charytatywne. Kiedy się poznali, doszli do wniosku, że chcą mieć dużą rodzinę, w której będzie miejsce nie tylko dla ich biologicznych dzieci. 10 lat temu urodził się ich syn Joachim. Mimo że chcieli, by miał rodzeństwo, nie udawało się. Dom na obrzeżach Krakowa kupili z myślą, że będzie to miejsce, gdzie porzucone dzieci znajdą miłość. Tu znalazł ją Emil, a potem w sierpniu 2019 roku 7-miesięczny Jaś – chłopczyk z zespołem Downa i niewielką wadą serca.
Kiedy Emil odszedł, Edyta często rozmawiała z nim w myślach. Któregoś dnia, gdy pustka po jego odejściu wydawała się większa niż zwykle, powiedziała mu, że jeśli wie, że jest gdzieś dziecko pozbawione miłości rodziców, które ma trafić do placówki opiekuńczej, to niech da im znać. Po dwóch dniach przyszła wiadomość, że w ośrodku preadopcyjnym Tuli Luli na rodzinę czeka kilkumiesięczna dziewczynka. We wrześniu 2020 w domu pojawiła się więc pięciomiesięczna Hania. Ma zespół Downa, wadę serca i wyłonioną stomię.
To nasze światełko i radość, dar od Emilka. Joachim jest w nią wpatrzony, to jego ukochana Księżniczka ‒ opowiada Edyta.
Ty też możesz pomóc!
Dzieci otoczone miłością robią niesamowite postępy. Jaś ma dziś ponad dwa lata, coraz więcej mówi, zaczyna chodzić, uczy się jeździć na trójkołowym rowerku biegowym, który Emilek otrzymał od Fundacji Polki Mogą Wszystko. Roczna Hania jak swój „bagaż zdrowotny” także rozwija się dobrze: przewraca się na brzuszek, gaworzy, reaguje na dźwięki, trzymana za rączki podnosi się do siedzenia.
Edyta i Marcin są specjalistyczną zawodową rodziną zastępczą. Zanim nią zostali, przeszli szereg szkoleń w ośrodku pomocy społecznej, praktyki, badania psychologiczne, wywiad środowiskowy. Marcin pracuje zawodowo w biurze projektowym, a z dziećmi cały czas jest Edyta. Koszty opieki jednak są ogromne. Jaś i Hania potrzebują nie tylko szczególnie troskliwej opieki, ale i wizyt u specjalistów, rehabilitacji, sterylności, by unikać infekcji. Niezbędna jest też rehabilitacja, a w pandemii często jest ona ograniczona i przerywana. Dlatego Edyta i Marcin marzą o stworzeniu w domu małego centrum rehabilitacyjnego dla dzieci.
Już kupiliśmy basen do rehabilitacji, trochę sprzętu. Teraz zbieramy pieniądze na salę doświadczania świata, z huśtawkami, przyrządami do integracji sensorycznej ‒ mówi Edyta.
Pieniądze otrzymywane z urzędu na to nie wystarczą, dlatego państwo Sapetowie proszą dobrych ludzi o wsparcie. Ty też możesz pomóc! Aby wesprzeć Hanię, Jasia i inne chore dzieci, którymi opiekują się rodziny zastępcze, przekaż 1% podatku Fundacji Polki Mogą Wszystko (www.fpmw.pl).
Wystarczy wpisać w odpowiednią rubrykę numer KRS 0000074781
Edyta i Marcin Sapetowie stworzyli rodzinę zastępczą dla chorych dzieci.
10-letni Joachim jest troskliwym starszym bratem dla chorych maluchów: Hani i Jasia.