Edyta Herbuś – Sama i silna
Ma za sobą trudny rok. Po 10 latach rozstała się z narzeczonym. Prasa brukowa śledzi każdy jej krok, a ludzi drażni, że w krótkim czasie tak wiele osiągnęła. Przereklamowana gwiazda czy idolka? Edyta ma dość etykietek. I ostro o tym mówi.
- Rozstałaś się z narzeczonym! Co się stało? Byliście razem tyle lat...
Ponad dziesięć. Właściwie od zawsze. Był moim pierwszym facetem. Mieliśmy wspólne życie, prywatne i zawodowe. Wspólnie zarabialiśmy pieniądze i wspólnie je wydawaliśmy. Mieliśmy wspólną szkołę tańca, wcześniej wspólne sukcesy taneczne w turniejach. Byliśmy szczęśliwi, ale nagle coś zaczęło nas dzielić.
– Tomek jest tancerzem, ale nie osiągnął tak wiele, jak Ty. Może po prostu Ci zazdrościł?
Nigdy nie dał mi tego odczuć. Zawsze mnie wspierał i kibicował mi. Tańczy świetnie, występuje w grupie Volt Agustina Egurroli. To człowiek o wielkim talencie i wielkiej pasji. Tomek jest równie zajęty, jak ja, pracuje od rana do wieczora, ma swoje zawodowe życie, równie wartościowe, choć nie zawsze medialne. Nigdy nie był zazdrosny o moje sukcesy.
– Brukowce wypisywały, że go utrzymywałaś i po prostu miałaś dość.
Bzdury.
– Gdy ukazywały się te informacje, Tomek czuł się dotknięty?
Na pewno. To było uderzenie poniżej pasa. Nawet nie będę tego komentować!
– Przyjaźnicie się?
Nadal często dzwonimy do siebie, rozmawiamy. Tańczymy razem, mamy wspólne próby, pokazy. Tomek przejął większość obowiązków w naszej szkole tańca.
– Jesteś teraz sama?
Tak. Ale nie samotna.
– Nic dziwnego, Twoje nazwisko nie schodzi z pierwszych stron kolorowych gazet. Uczysz tańca, grasz w serialach, reklamie, biegasz na prywatne lekcje aktorstwa. Nie za dużo bierzesz na głowę?
Moja kariera posuwa się małymi krokami, ale mam wrażenie, że w dobrym kierunku. „Taniec z gwiazdami” był absolutnym przełomem w moim życiu, wszystko zaczęło się od tego momentu rozwijać w zawrotnym tempie. Występowałam w „Tańcu…”, gdy przyszła propozycja pracy w serialu „Na Wspólnej”. Przerwa i znów „Taniec z gwiazdami”. Potem propozycja Polsatu, bym zaśpiewała w pierwszej edycji „Jak oni śpiewają”. Dubbing do „Królewny Śnieżki”, wygrany casting na Zuzię, opiekunkę Lusi w serialu „Tylko miłość”, po drodze „Kryminalni”. Dostaję dużo propozycji, wykorzystuję jedną czwartą z nich. Zanim podejmę decyzję, daję sobie czas na zastanowienie. Staram się nie działać pod wpływem impulsu czy emocji.
– Radzisz się kogoś czy podejmujesz decyzje sama?
Jeśli się radzę, to i tak ostateczna decyzja zawsze należy do mnie. Rozmawiam z rodzicami, ale od nich zawsze słyszę: „Jesteś mądra, wiesz, co masz zrobić!” Mama i tata są dla mnie wielkim wsparciem. Mimo że nie do końca orientują się, jakie mechanizmy rządzą polskim show-biznesem, zawsze mogę liczyć na ich ciepłe słowa. Podobnie jest z przyjaciółmi. Myślę, że mam trzeźwe spojrzenie na show-biznes i staram się patrzeć na swoją karierę długofalowo. Poznałam już smak bezinteresownej zawiści. Dziwi mnie, że niektórzy z taką lubością podcinają skrzydła tym, którym coś się udało zrobić, osiągnąć.
– Spotkałaś się z otwartymi przejawami zawiści? Ktoś podszedł do Ciebie na ulicy albo na bankiecie i powiedział: „Źle pani śpiewa, gra. Nie chcę pani więcej oglądać”?
Takie uwagi nigdy nie pojawiają się wprost. Na ulicy czy w sklepie ludzie podchodzą do mnie, gratulują występu, proszą o autograf. Ci, którym się nie podobam, chowają się za jakimś „nickiem” w Internecie i wypisują bzdury, rzucając inwektywami. Ale czasami zdarzają się ataki całkiem otwarte. Niedawno w Internecie ukazał się felieton pewnej dziennikarki, która cały tekst poświęciła analizie mojej osoby. Paradoksalnie nigdy się nie spotkałyśmy, nie zamieniłyśmy nawet kilku słów. Swoje wyobrażenie o mnie zbudowała na podstawie doniesień z prasy brukowej. Uważam, że to krzywdzące i niesprawiedliwe. Ale przecież najłatwiej jest ustawić się na pozycji krytykującego. „To niedobre, złe, fatalne, obciach, klęska, wstyd”. Pytanie tylko, kto tej pani dał prawo do komentowania mojego życia i pracy. O wiele bardziej doceniam reakcje telewidzów. Kiedyś na przykład podszedł do mnie na ulicy pan i powiedział wprost: „Pani Edyto, żałuję, że odpadła pani przed finałem. Wiem, że nie śpiewa pani najlepiej, ale wnosiła pani do mojego domu tyle radości, tyle autentyczności i ciepła. Będzie nam tego brakowało”. To są takie ważne sygnały. Wiem, że warto słuchać swojej intuicji i iść własną drogą. Opinie sfrustrowanych pań nie zachwieją moim poczuciem własnej wartości.
– Nazwisko Herbuś stało się już marką. Nie wychodzisz z założenia: niech piszą, co chcą, byle nie przekręcali nazwiska?
Chcę być rozliczana tylko za moją pracę. Nikogo nie powinno obchodzić, jak i z kim spędzam wolny czas. Nie chcę być znana z tego, że jestem znana. Nie chcę i nie będę wystawiała na ogląd publiczny mojej prywatności. Oczywiście wiem, że wchodząc w świat show-biznesu, musiałam przyjąć pewne zasady gry, ale nikomu nie dałam prawa wchodzenia w moje życie, do mojego domu, sypialni, na kolację, którą chcę zjeść z przyjaciółmi. Czasem czytam jakieś wymyślone historie na mój temat, znajduję głupie podpisy pod zdjęciami i co? Nie mam na to wpływu. Mogę tego nie czytać, by nie zatruwać się toksynami.
– Mam wrażenie, że w pewnym momencie stałaś się ulubienicą tabloidów i plotkarskich portali internetowych. Dlaczego akurat Ty?
Może za szybko osiągnęłam to, o czym marzą tysiące ludzi w Polsce? Rozpoznawalny wizerunek, ciekawą pracę, pieniądze? Myślę, że to może drażnić. Oczywiście tych, którzy sami są niespełnieni, bo nie potrafili zawalczyć o własne marzenia. Często czuję wokół siebie takie niewypowiedziane napięcie. A może już za dużo jej się udaje? A może los jest wobec niej aż nadto łaskawy? Zbyt wiele tego dobrego, więc fajnie będzie utrzeć jej tego nochala?
– Myślisz wtedy: to niesprawiedliwe?
Pracuję po kilkanaście godzin na dobę. Gram w serialach, prowadzę szkołę tańca, trenuję godzinami, chodzę na warsztaty aktorskie. Od wielkiego dzwonu gdzieś wyjdę. Tak, to niesprawiedliwe.
– Wciąż Cię to dotyka?
Cały czas uczę się funkcjonować w tym świecie. Uczę się dystansu. Ale nadal drażnią mnie ludzie, którym przeszkadza, że żyję i funkcjonuję po swojemu. Że pracuję i chcę się rozwijać.
– Kilka miesięcy temu ktoś zamieścił w Internecie Twoje prywatne filmy wideo, gdzie zachowujesz się dość wyzywająco. Kto chciał Ci zaszkodzić?
Myślę, że ten, kto to zrobił, nie chciał mi zaszkodzić. Zrobił to z głupoty i z braku wyobraźni.
– Kto? Były narzeczony?
Tylko jedna osoba była w posiadaniu tych materiałów. Boli mnie, że nie przewidziała konsekwencji swojego działania. Domyślasz się, ile nieprzyjemności spotkało mnie i moją rodzinę.
– Ta historia pokazała Ci, że nie każdy Cię lubi, nie każdy dobrze życzy?
Dokładnie tak. Zrozumiałam też, że warto walczyć o siebie. Gdy jedna z gazet bezprawnie wykorzystała moje zdjęcia, które kilka lat temu zrobiłam dla jednej z firm odzieżowych, wytoczyłam proces. Nawet nie wiesz, jakie to upokarzające, gdy trzeba w sądzie, przed obcymi ludźmi, udowadniać, że nie jest się wielbłądem. Przedstawiciel gazety był mocno zdziwiony, że publikacja zdjęcia narusza moją godność osobistą. Proces wygrałam i choć niesmak pozostał, zrobiłabym to po raz drugi.
– Przeszłaś już przyspieszony kurs dorastania. Uważasz, że zawsze warto bronić swojej godności, dobrego imienia?
Tak, ale nie za wszelką cenę. Niedawno znów byłam bliska procesu, gdy jeden z brukowych programów telewizyjnych nazwał mnie przereklamowaną gwiazdą roku, porównując do siedzącego psa. Pomyślałam, że to dopiero szczyt kultury i dobrych obyczajów. Obrażać, kpić, wyszydzać, kopać. Tylko pogratulować samopoczucia i wybitnych osiągnięć zawodowych! Procesu nie wytoczyłam, nie zamierzam bić się z gnojkami i robić im reklamy.
– Tancerze z programu „Taniec z gwiazdami” sami zostali gwiazdami mediów. Wszyscy znają nazwiska: Maserak, Szabatin, Kochanek, Herbuś. Wy, tancerze gwiazdorzy, trzymacie się jeszcze razem, kibicujecie sobie, czy każdy jest zajęty robieniem własnej kariery?
Rzeczywiście z dnia na dzień staliśmy się rozpoznawalni i to nas początkowo zbliżyło do siebie. „Taniec z gwiazdami” był trampoliną, która wynosiła wysoko w górę, ale po tym uniesieniu było jeszcze trudniej, bo trzeba było zawalczyć o siebie, udowodnić, że zasłużyło się na to miejsce, na swoje pięć minut. Nie było łatwo, bo ludzie show-biznesu tak szybko oceniają i przylepiają etykietki. Jeśli popełniasz błąd, będą ci go wypominać w nieskończoność. Uważam, że artysta powinien bronić się swoją pracą i tak też postępuję. Słucham intuicji i działam zgodnie ze swoim systemem wartości. Kontakt z tancerzami z „Tańca z gwiazdami” utrzymujemy do dziś, prowadzimy razem szkołę Showdance. Jesteśmy w dobrych stosunkach, ale raczej zawodowych. Przyjaźni nie szukam w tym środowisku. Myślę, że za dużo w nim walki i niezdrowej rywalizacji, by ludzi mogła łączyć szczera przyjaźń.
– Słucham Cię i widzę przed sobą 25-letnią dziewczynę, która dużo osiągnęła, ale też dużo przeszła. Czujesz się już w pełni dojrzała?
Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, bo cały czas się siebie uczę. Dojrzałość kojarzy mi się z chęcią założenia rodziny, posiadania dzieci, z totalną odpowiedzialnością, a ten etap mam chyba jeszcze przed sobą.
– Co daje Ci szczęście?
Zdrowie, miłość, przyjaźń, rodzina. Muszę kochać i czuć się kochana, wiedzieć, że cokolwiek by się działo, ktoś czeka na mnie w domu, przytuli, zrozumie. Chcę, by zawsze towarzyszyła mi pasja i bliscy.
– O czym marzysz? Chcesz skupić się na aktorstwie, tańcu, a może założyć rodzinę, urodzić dziecko?
Chcę grać, rozwijać się, marzy mi się rola w fabule. Myślę o prywatnych studiach aktorskich. Wierzę, że jeszcze mnóstwo przede mną, że jeszcze mogę wiele dokonać. Jeśli nie będę dostawała propozycji aktorskich, będę żyła z tańca i nadal będę szczęśliwa. Pytasz o rodzinę... Bycie rodzicem to największa odpowiedzialność na świecie. Zbyt wielu spotykam ludzi skrzywdzonych w dzieciństwie, takich, którzy dostali zbyt mało miłości. Nie potrafię do tego tematu podchodzić lekko, na luzie. Moim zdaniem powinno się dostawać zezwolenie na bycie rodzicem. Często myślę, jak byłoby cudownie być mamą. Ale to jeszcze nie ta chwila, nie ten moment w moim życiu. Kiedy on nadejdzie, chcę móc poświęcić 100 procent swojego czasu i energii, żeby mojemu dziecku dać wszystko, czego potrzebuje. I chcę mieć przy sobie wówczas mądrego i odpowiedzialnego mężczyznę.
– A jak się zagalopujesz w karierze i przegapisz ten moment?
To nie kwestia kariery, ale emocji. Niedawno podjęłam decyzję o tym, że chcę pobyć teraz sama. A co będzie dalej, czas pokaże.
– Nie boisz się, że Twoje pięć minut może szybko przeminąć? Dziesiątki osób brało udział w popularnych show, a dziś nikt nie pamięta ich nazwisk.
Nie chcę porównywać się z nikim. Jestem daleka od oceniania czyjejś kariery. Moje pięć minut może kiedyś przeminie, ale zostanie moja pasja i marzenia, które konsekwentnie realizuję. Wszystkie sukcesy i porażki przyjmuję z pokorą. Raz się udaje, drugi raz nie, ale zawsze warto walczyć o swoje. To jest chyba najzdrowsza filozozofia życia. A dlaczego szczęście miałoby się do mnie przestać uśmiechać?
Rozmawiała: Monika Stukonis
Zdjęcia Iza Grzybowska/MAKATA
Stylizacja Michał Kuś
Makijaż i fryzury Paweł Bik
Produkcja sesji Elżbieta Czaja