Reklama

Doda i Maria Sadowska odcinają się od filmu "Dziewczyny z Dubaju"? Gwiazdy, w mocnych nagraniach na Instagramie, poinformowały, że nie mogę dokończyć pracy nad ostatecznym montażem "Dziewczyn z Dubaju" - firma, na polecenie producenta, Emila Stępnia, uniemożliwiła piosenkarce, a jednocześnie producentce kreatywnej, i reżyserce, dokonać ustalonych wcześniej zmian. Obie są załamane i mówią wprost, że nie biorą odpowiedzialności za film.

Reklama

Doda i Maria Sadowska o "Dziewczynach z Dubaju": Czujemy się wykorzystane!

Doda i Maria Sadowska spotkały się dziś, by dokonać ostatecznych zmian w zapowiadanych na listopad "Dziewczynach z Dubaju". Chodziło o montaż - film, według dystrybutora oraz osób, które brały dział w pokazach specjalnych, jest po prostu za długi. Kiedy piosenkarka i reżyserka pojawiły się pod studiem, gdzie spędziły ostatnie miesiące nad montażem, nie zostały wpuszczone do środka:

Doda: Cześć, słuchajcie. Tak naprawdę nie wiemy od czego zacząć, bo same jesteśmy w szoku. Jest 11:30, byłyśmy umówiony, na ostateczny montaż naszego filmu, który jest za długi, bo trwa 2:20 i od wielu miesięcy próbujemy umówić się na ten skrót. Zostało nam to uniemożliwiane i dziś po raz kolejny zamknięto przed nami drzwi. Przed filmem, którego jestem producentem kreatywnym, a który Maria wyreżyserowała.

Maria: Tak, mamy pół final cuta, nie możemy poprawić filmu dla dobra, dla jakości artystycznej, nie wiem o co chodzi.

Doda: Emil napisał oficjalne maile, że nie mamy prawa dotykać filmu, któremu poświęciłyśmy ostatnie dwa lata. I nikt nie rozumie, dlaczego tak się zachowuje. Bo i dystrybutor i wszyscy, którzy byli na pokazach prywatnych, bo to one były, żebyśmy wiedzieli, co poprawić, wszyscy mówią, że film jest za długi. Czujemy się wykorzystane, kopnięte w tyłek. Tak naprawdę Emil jest jednym królem i władcą tego filmu i odciął nas od tego, co robiłyśmy.

Maria: Nie możemy dokończyć swojej pracy, to jest najgorsze.

Doda: Ja jako producent kreatywny, w obecnej sytuacji, niestety muszę stwierdzić, że nie biorę odpowiedzialności za ten materiał. I Maria również. Zostało nam uniemożliwione dokończenie pracy nad tym filmem.

Doda jest załamana i wstrząśnięta całą sytuacją.

Masakra, to są jakieś chore rzeczy. Obłęd. Jesteście świadkami sytuacji, która myślałam, że nigdy w życiu się nie przytrafi, a tymczasem nie mam żadnego wpływu, żadnych praw… Nie mogę, k****a - mówiła z łzami w oczach artystka.

Zobacz także: Doda gorzko o swoich finansach. "Jestem goła i wesoła". Co się stało?

Doda i Maria relacjonowały sytuację przed firmą, do której nie mogły wejść. Obie były zszokowane i zdezorientowane:

Maria Sadowska: Ja mam final cuta w umowie...

Doda: Ja jestem producentem kreatywnym w umowie i nie mogę wejść - pokazywała Doda, pociągając za klamkę.

Doda wściekła: "To jest jakiś koszmar"

Doda, po powrocie do domu, opowiedziała o całej sytuacji:

To jest jakiś koszmar, wszystko się sprawdza, przed czym mnie ostrzegano, nigdy nie chciałam w to wierzyć. Ale najwyższa pora, żeby pewne fakty ujrzały światło dzienne. To nie może być tak, żebym ja z reżyserką musiała się bić czy prosić o to, co nam się należy, o to co jest naturalne i dla dobra filmu najlepsze. Czuję się wykorzystana, oszukana, wzięta do spółki do filmu tylko po to, by być twarzą tego, rozpromować, potem zbierać wszystkie cięgi, medialne liczne, pretensje, prawne i finansowe konsekwencje, a potem okazuje się, że nie mam żadnych praw, żadnego wpływu, wyrzuca się mnie jak śmiecia... Zamyka mi się drzwi przed nosem, do montażowni, w której siedziałam cały rok. I to ludzie, z którymi pracowałam przez cały rok. I reżyserce. Jak im nie jest wstyd?

Doda ma dość. Nie pojawi się na premierze "Dziewczyn z Dubaju"?

Doda nie rozumie zachowania Emila Stępnia, z którym rozstała się kilka miesięcy temu. Ma również dość, że ponosi wszelką odpowiedzialność za kontrowersje związane z filmem.

Nie widzę logiki w tym myśleniu. I dystrybutor i wszyscy, którzy oglądali film, i współproducent, czyli ja, tylko jestem na jakimś papierze, jestem jak wydmuszka, bo nie mam prawa głosu i jestem potraktowana jak użyty kapeć, wyrzucony za drzwi - wszyscy mówią, że film jest za długi! I to się nie opłaca wprowadzać do kin, bo raz, że się dłuży, a dwa, że powinien mieć max 2:10. To jest działanie na szkodę filmu. Reżyserka ma w umowie final cut. Mało tego, okazuje się, że nie została jej zapłacona część wynagrodzenia. Nie daję rady świecić oczami za wszystko. Zbieram publiczne liczne za wszystkie sytuacje, za które brał odpowiedzialność Emil, nie ja. Inwestorów, finanse, wszystkie ekonomiczne kwestie.. Ja byłam producentem kreatywnym, nie odzywam się, zbieram to na swoje plecy, choć już nie daję rady. On również się nie odzywa, nawet nie wytłumaczył, nie dał nawet jednego oświadczenia, że nie mam z tym nic wspólnego. Tylko chowają się za moimi plecami, a ja to całe gówno muszę zbierać na siebie. Po co? Skoro okazuje się, że nie mam żadnych praw i dostałam kopa w dupę na koniec - mówi przejęta Doda.

Instagram

Artystka pojawi się na oficjalnej premierze tylko wtedy, kiedy sytuacja zostanie wyjaśniona, a ona i Maria Sadowska potraktowane z szacunkiem:

Jak mamy pojawić się na premierze? Ja nie biorę za to odpowiedzialność. Jeśli nie będziemy potraktowane z szacunkiem i nie będziemy mogły dokończyć pracy, nie pojawimy się na premierze.

VIPHOTO/East News
Reklama

Głos w sprawie zabrał Emil Stępień. W oświadczeniu wysłanym serwisowi Plejada.pl pisze:

Ani Maria Sadowska nie podołała temu filmowi, jak i poprzedniej "Sztuce kochania o Michalinie Wisłockiej", ani p. Dorota Rabczewska nie jest tak zdolna, jak się próbuje lansować. Przestańcie Państwo ślepo prowadzić się tanim medialnym zagrywkom celebrytów - czytamy na Plejadzie.

ONS
Reklama
Reklama
Reklama