Dominika Tajner-Wiśniewska - Czwarta żona
Nie ma łatwo! Bo: wyszła za mąż za naczelnego skandalistę show-biznesu. Musi się zmierzyć z „mitem” poprzednich żon, utratą prywatności.
- Jak się odnajdujesz w roli świeżo upieczonej żony „skandalisty”?
Dominika Tajner: Jeżeli pytasz prywatnie, to bardzo dobrze, jestem bardzo szczęśliwa. Z kolei bycie żoną tak znanej osoby jest dość trudne. Nie jestem ani artystką, ani celebrytką, zawsze bardzo szanowałam swoją prywatność. Tej przy Michale mam tak mało, że staram się ją ochronić na tyle, na ile mogę. Nieustannie pisze się o naszych intymnych sprawach, najczęściej zupełne bzdury. I mimo że jestem z Michałem już dwa lata, nie potrafię się na to uodpornić.
– Nie korci Cię, żeby te bzdury dementować?
Dominika Tajner: Czasami krew mnie zalewa i chciałabym coś napisać, bo to są rzeczy, które uderzają nie tylko w nas, ale też w naszych najbliższych. Na przykład jeden z brukowców podał, że bilet na nasz ślub kosztował 12 tysięcy złotych. Kto to wymyśla?
– Ale z drugiej strony, Michał jest też osobą, która bardzo dużo sama z siebie daje mediom…
Dominika Tajner: To prawda, choć na moją prośbę ograniczył to. Brukowce właściwie „powstały” na Michale, więc czytanie o sobie to dla niego chleb powszedni. Teraz jednak staram się go hamować i przestrzegać przed konsekwencjami niektórych wypowiedzi. Byłam świadoma, że wiążę się z osobą publiczną, bardzo kontrowersyjną, o której dużo wiadomo, ale to, co się działo na początku naszego związku, przerosło moje wyobrażenia. Pamiętam, jak pierwszy raz wyjeżdżałam z domu Michała i paparazzi dosłownie się na mnie rzucili. Nie wiedziałam, co się dzieje. Zanim odnalazłam się w tym wszystkim, prawie się załamałam. Teraz jestem nastawiona bojowo. Za przekraczanie granic dobrego smaku będę walczyć do upadłego.
– Od razu zabrzmiałaś jak góralka.
Dominika Tajner: Na pewno jest w góralach rodzaj zawziętości, samozaparcia, uporu. Wiele takich cech odziedziczyłam po ojcu, tylko jeszcze muszę trochę spokornieć.
– Twoi rodzice nie mieli obaw, że wiążesz się z tak kontrowersyjną osobą?
Dominika Tajner: Mój ojciec pokochał Michała od początku. On ma nosa do ludzi. Mama miała obawy związane z przeszłością Michała.
– Z czym dokładnie?
Dominika Tajner: Chodziło o to, że miał trzy nieudane związki. W takim przypadku zastanawiasz się, że może faktycznie coś jest na rzeczy, kiedy małżeństwa rozpadają się jedno po drugim. Wiesz, ja nie znałam historii Michała. Wprawdzie będąc na studiach, zerkałam na reality show „Jestem, jaki jestem”, ale on nigdy nie był moim idolem. Znałam sztandarowe piosenki Ich Troje, ale niewiele wiedziałam na temat życia prywatnego wokalisty. Moja mama długo rozmawiała z Michałem, zagłębiając się w jego przeszłość, przez co jej obawy zostały rozwiane. Ostatecznie moi rodzice są szczęśliwi, bo widzą, że ja jestem szczęśliwa. Narzucanie mi czegokolwiek zawsze przynosi odwrotny skutek.
Rodzice zawsze mówią mi, co na dany temat sądzą, czasem potrafią paść ostre słowa, ale ostatecznie decyzje należą do mnie. W przypadku Michała akurat żadnych kłótni nie było. Ja go dość dobrze poznałam, bo prawie dwa lata mieszkaliśmy i pracowaliśmy ze sobą. Jesteśmy razem dwadzieścia cztery godziny na dobę i przez te dwa lata nie widzieliśmy się najwyżej dwa dni. Jeśli spędzasz z kimś tyle czasu, w tym dzielisz codzienne problemy, świadomość tego, z kim się wiążesz, jest dużo większa niż po długoterminowym randkowaniu.
– Jesteście podobni?
Dominika Tajner: Całkowicie różni. Teraz mamy podobne pasje, którymi wymieniliśmy się troszeczkę. Michał wciągnął się w rajdy samochodowe, których jestem pasjonatką od 2001 roku. Z kolei ja zaczęłam grać w pokera sportowego. Zaznaczam, że wyłącznie sportowego. Nie ma on nic wspólnego z hazardem, co sugerują media.
– Jak wyglądało Twoje życie „przed Michałem”?
Dominika Tajner: Skończyłam na AWF-ie odnowę psychosomatyczną i psychologię sportu. Jeszcze w trakcie studiów rozpoczęłam pracę w rajdach samochodowych, zaczynając jako specjalista odnowy psychosomatycznej, później koordynator, skończywszy na menedżerowaniu teamów rajdowych. Kolejnym etapem w moim życiu zawodowym był business coaching i szkolenia „miękkie”. W międzyczasie byłam dyrektorem jednego z hoteli w Wiśle.
– A te rajdy czym Cię przyciągnęły?
Dominika Tajner: Był 2001 rok, zaczynała się „małyszomania”. Małysz wyskakiwał z każdej lodówki, razem z moim ojcem Apoloniuszem Tajnerem. Większość osób z mojego otoczenia pytała głównie o Adama: Co teraz robi? Gdzie teraz jest? Co jada? Z tego okresu mam miłe wspomnienia, bo w akademiku wszyscy oglądaliśmy skoki narciarskie, kibicując naszym zawodnikom. Po pewnym czasie całe zamieszanie wokół skoków zaczęło negatywnie wpływać na moje życie prywatne. Pamiętam, jak ojciec wrócił z mistrzostw świata, czekałam na niego w siedzibie PZN-u. Chciałam go po prostu przytulić i pogratulować. Jak tylko wysiadł z samochodu, został otoczony przez dziennikarzy, tak że nie mogłam się do niego dopchać, nawet żeby się przywitać. Ponadto wszyscy zaczęli mnie postrzegać wyłącznie jako „córkę Tajnera”, miałam wrażenie, że tracę swoją tożsamość. Na domiar złego Polski Związek Narciarski miał siedzibę na AWF-ie, ojciec często tam bywał, a ja ciągle słyszałam, że wszystko, co osiągnęłam, to „dzięki tatusiowi”. Powoli zaczęły pojawiać się u mnie zaczątki depresji. Któregoś dnia przyjechałam do Wisły do domu na weekend. Akurat w tym czasie odbywał się na naszym terenie rajd Wisły. Na stacji benzynowej podjechała do mnie i koleżanki jedna z załóg. Tak naprawdę chłopaki chcieli nas poderwać, ale od słowa do słowa okazało się, że szukają psychologa. Powiedziałam, że właściwie to mogłabym im pomóc, bo chciałam zacząć praktyki w psychologii sportu. I tak się zaczęło.
– I teraz świadomie pozbawiłaś się tożsamości po raz drugi.
Dominika Tajner: No nie! Teraz już znam swoją wartość, wiem, kim jestem, a doświadczenia z przeszłości pozwalają mi sobie z tym radzić.
– Co dla Ciebie było w Michale najbardziej pociągające?
Dominika Tajner: Czerwone włosy (śmiech). A tak poważnie. On ma w sobie dużo ciepła i takowego też potrzebuje. Jak go poznałam, był bardzo porozbijany. W takim stanie, że tylko wziąć i posklejać.
– I to Cię pociągało?
Dominika Tajner: To było pierwsze wrażenie. Michał jest bardzo inteligentny, co również mi zaimponowało. Jest zupełnie inny w mediach, a zupełnie inny w życiu codziennym i naprawdę ma w sobie coś takiego, że nie da się w nim nie zakochać.
– Przy Michale czujesz się bezpiecznie?
Dominika Tajner: Całkowicie.
– A nie jest tak, że w tej parze Ty jesteś ta silniejsza?
Dominika Tajner: Chyba tak jest, chociaż bywają różne sytuacje. Wbrew pozorom jestem bardzo wrażliwą osobą, którą łatwo zranić. W trudnych sytuacjach stres mnie mobilizuje. Kiedy jest po wszystkim, pękam.
– I płaczesz?
Dominika Tajner: Jeśli płaczę, to najczęściej ze złości i z bezradności.
– Przy Michale płaczesz czy w samotności?
Dominika Tajner: To zależy. Pierwszy raz przy Michale się popłakałam, kiedy jeden z brukowców zrobił „kolaż”, jak będzie wyglądało nasze dziecko. Wyszedł potworek z czerwonymi włosami. Przelało mi się. I mimo że Michał bardziej niż ja przeżywa te medialne historie, w tym momencie zareagował zupełnie inaczej. Uspokoił mnie. Siła człowieka może zależeć od zdarzeń, jakie wydarzyły się w młodości. Kiedy porównuję swoje dzieciństwo do dzieciństwa Michała, to nie wiem, skąd on bierze tyle siły. Doznał tyle krzywd, których ja nie doświadczałam. Nigdy nie miał wsparcia w domu, które ja mam do dzisiaj. Nie wiem, czy gdybym miała takie dzieciństwo jak on, byłabym tak silna. Uważam, że moja siła wynika z tego, że nawet kiedy upadnę, zawsze mnie ktoś podniesie. Nigdy nie przechodziłam traum życiowych ani bardzo trudnych sytuacji.
– Jak zareagowałaś więc na wiadomość o chorobie Michała?
Dominika Tajner: Rak Michała to jest pierwsza tak poważna choroba wśród moich bliskich. Szczerze mówiąc, nie byłam na to przygotowana. To mną strasznie wstrząsnęło. Jednak gdy zobaczyłam jego minę, zrozumiałam, że ostatnią rzeczą, jaką mogę teraz zrobić, to się martwić i ryczeć. Szybko się pozbierałam, choć nie ukrywam, że pierwsze dwa tygodnie od diagnozy były bardzo ciężkie. Próbowałam normalnie funkcjonować i pokazać Michałowi, że tu nikt go jeszcze nie chowa, nie ma żadnej trumny ani planu pogrzebu. Sama nie mogłam spać w nocy, ale dbałam o to, żeby on spał. Nie pomagało nam medialne zamieszanie wokół choroby, podejrzenia o to, że Michał wymyślił tę chorobę w celach promocyjnych…
– Nie miałaś momentu, że chciałaś rzucić to wszystko w diabły?
Dominika Tajner: Miałam kilka takich momentów. Oboje z Michałem mamy silne osobowości, więc kiedy zaczęliśmy się docierać, każde chciało postawić na swoim. Było trzaskanie drzwiami i groźby rozejścia, chociaż, szczerze mówiąc, nie było to na poważnie. Odkąd jestem z Michałem, nie wyobrażam sobie życia bez niego, więc pewnie co najwyżej poszłabym za bramę i wróciła. Gdyby nie pobiegł za mną, to zrobiłabym awanturę, że mnie nie zatrzymał (śmiech). Nie, nie miałam takiego momentu, kiedy poważnie myślałam o odejściu od Michała.
– Nawet w tych najgorszych momentach nagonki medialnej?
Dominika Tajner: Nawet wtedy. Co najwyżej zastanawiałam się, czy nie zacząć namawiać Michała na wyjazd za granicę. Na rok, dwa, aż się to wszystko uspokoi.
– A czy nie jest trochę tak, że znając jego historię i to, ile w życiu przeszedł, chciałabyś mu to w jakiś sposób teraz wynagrodzić?
Dominika Tajner: Jest tak, oczywiście. Michał napisał książkę, która jest bardzo szczera, mocna i prawdziwa, przez co zresztą nie będzie jej pewnie jeszcze długo wydawał. Kiedy przeczytałam pierwszych 15 stron, o dzieciństwie, to płakałam, a mnie ciężko jest wzruszyć. Czasami, kiedy widzę jakieś załamanie Michała, jest dla mnie jasne, że jest ono konsekwencją tego trudnego dzieciństwa, i teoretycznie chciałabym mu to wynagrodzić. Z drugiej strony wiem, że ja nie jestem temu winna, nie miałam na to żadnego wpływu i nie mam do dzisiaj. Myślę, że każdy może zrobić porządek sam ze sobą, ze swoją przeszłością, ale nie można tego zrobić za kogoś. Michał tę książkę traktuje właśnie jako swojego rodzaju rozliczenie się z przeszłością. Sam musi się z nią pogodzić, wybaczyć tym osobom, którym uważa, że powinien. Przeszedł przez piekło. Matka alkoholiczka, ojciec, który popełnił samobójstwo; był przerzucany z rodziny do rodziny; musiał się błyskawicznie adaptować. Kiedy patrzę, w jakim tempie zakładał kolejne rodziny, myślę, że to musi z tego wynikać. Tak samo jak to, że nie potrafi być sam.
– Nie boisz się, że brak tego schematu rodzinnego może zaważyć też na Waszej rodzinie?
Dominika Tajner: Nie. Ja mam silną rodzinę, do której Michał został przyjęty. Widzę, jakim ojcem stara się być dla niego mój tata i jak bardzo za nim stoi. Mam wrażenie, że Michał chyba powoli zaczyna mieć takie poczucie bezpieczeństwa, jak ja. On obawiał się wejścia do mojej rodziny. Ojciec, którego trudno rozgryźć, tradycyjne wartości… Tymczasem został przyjęty tak ciepło i normalnie, że mam nadzieję, że poczuł się jej częścią. Myślę, że on z każdą żoną chciał budować tę wymarzoną rodzinę, której wzorca do końca nie miał. To są sytuacje, których ludzie nie widzą, bo wolą go nazwać „dzieciorobem” i dłużej się nad tym nie zastanawiać. Michał jest bardzo dobrym ojcem, który konserwatywnie wychowuje dzieci. Może być cała piątka w domu i nawet ich nie słyszysz. Potrafi się nimi zajmować, nie są rozkapryszone. On naprawdę bierze odpowiedzialność za te dzieciaki.
– Urodzona pani domu. Ty za to wolisz męskie zabawy?
Dominika Tajner: Raczej tak. Ja potrzebuję adrenaliny. Siedzieć z koleżankami i rozmawiać o torebkach mogę, ale nie za długo. U mnie stale musi się coś dziać.
– No to na partnera trafiłaś idealnego.
Dominika Tajner: I to jest prawda. Miałam problem ze znalezieniem partnera dla siebie, bo mnie się mężczyźni bardzo szybko nudzili. Teraz moi przyjaciele się śmieją, że jak powiem, że z Wiśniewskim się nudzę, to znaczy, że nie ma dla mnie faceta. Ale przy nim się nie nudzę i nie będę się nudzić nigdy.
Rozmawiała Ola Kwaśniewska
Zdjęcia Marcin Kempski/I LIKE PHOTO
Stylizacja Jola Czaja
Asystentka stylisty Brygida Kubiś
Makijaż Ewa Gil
Fryzury Aneta Kostrzewa/I LIKE PHOTO
Produkcja sesji Ula Szczepaniak