Reklama

– Słyszałam, że zamierzasz zostać bizneswoman?

Reklama

Tak, ponieważ mam zamiar kupić sobie boską willę z basenem i samochody takie, w których będę dobrze wyglądać. Z różową tapicerką, ozdobione kryształkami, świecące na odległość. Badziewiem nie będę jeździć.

– Żartujesz? Przyznałaś się gdzieś, że wymyślasz na swój temat różne rzeczy, do każdej gazety inne.

Bo ja to mam we krwi, sama siebie cudownie promuję (w tym miejscu słynny śmiech Dody). Ale poważnie. Właśnie na rynek trafiła moja marka DODA LINE produkowana we Włoszech. Najpierw na rynku ukażą się rajstopy, następnie bielizna, wszystko bardzo fajne i seksowne.

– Cholernie seksowne?

Cholernie seksowne, ale nie cholernie drogie. Bielizna będzie taka, jaką sama chciałabym nosić. Marka skierowana jest zarówno do młodych, jak i dojrzałych kobiet. W przyszłości skupię się na perfumach, ciuchach, sztucznych futrach, torbach. W końcu opanuję cały rynek.

– A śpiewanie?

Proszę cię, przestań. Robię to, co gwiazdy na całym świecie, a tu ludzie są zaskoczeni, że nagle Doda wypuszcza swoją markę.

– I będziesz poważną panią w kostiumie?

Ja poważna? Coś ty. Wodniki nigdy nie dorośleją, to ich urok.

– Co jest w Tobie prawdą, a co mitem, który sama tworzysz?

Może coś zmyślam, ale potem w te zmyślenia wierzę i one stają się rzeczywistością. Jakieś pół roku temu naściemniałam koleżance, że jestem zaproszona do MTV, że jesteśmy nominowani do nagrody i że jedziemy do Kopenhagi. I co? Jesteśmy nominowani i w listopadzie jedziemy do Kopenhagi.

– Jesteś czarownicą?

Wiesz, że jestem? Po babci. Mówię, że coś się zdarzy i za chwilę – pstryk – to się dzieje.

– ?

Zapragnęłam być piosenkarką i jestem. Chciałam mieć te wszystkie nagrody i mam. Mówiłam sobie, że będę na okładkach wszystkich czasopism i jestem. Chciałam mieć fajnego męża sportowca – mam. Chciałam mieć kasę na ciuchy – dziś mogę wydać bez znieczulenia w jednym sklepie 20 tysięcy.

– A po kim masz taki wulkaniczny erotyzm?

Po rodzicach, to jasne.

– Nie myślisz o konsekwencjach, gdy w jednym z teledysków całujesz się z kobietą?

Nie zastanawiam się nad tym, ponieważ zachowuję się zawsze naturalnie. Ten teledysk też sobie wymyśliłam i uważam, że to wspaniały pomysł. Cieszyłam się jak dziecko.

– Ale zaraz zaczęły się domysły, czy jesteś bi, czy les, czy hetero.

Jakbym była les, nie miałabym męża. Ale kobiety bardzo mi się podobają. Miałam kiedyś kontakt z kobietą.

– Romans?

Tak. Ze starszą ode mnie. Nie jestem wystraszona, gdy jakaś kobieta mówi, że jej się podobam. Wręcz przeciwnie, czuję wtedy mały dreszczyk. I prędzej obejrzę się na ulicy za kobietą niż za facetem. Lubię fajne suczki, takie bardzo seksowne. Nie w tym sensie, że chciałabym poczuć ich zapach, dotyk, tylko – jak każdy artysta – lubię piękne rzeczy i pięknych ludzi.

– Inicjację przeżyłaś z chłopakiem?

Tak. Osiem lat temu. Byłam w nim zakochana. Nigdy nie miałam jednorazówek. Zawsze jak z kimś byłam, to wydawało mu się, że jestem miłością jego życia. A mnie niekoniecznie (śmiech).

Zwierzyłaś się komuś, że już to masz za sobą?

Mamie. Zresztą to moja mama poszła ze mną pierwszy raz do lekarza po tabletki antykoncepcyjne. Siedziałyśmy sobie na korytarzu, na luzie, jakbyśmy przyszły po gumę do żucia. Zadzwoniłam więc do niej: „Mama, chyba to zrobiłam”. „I co?, ona na to. „Jak było? Opowiadaj”. Mama to moja najlepsza przyjaciółka.

– W naszym pruderyjnym społeczeństwie dziewczyna, która mówi tak szczerze i niekonwencjonalnie, bywa piętnowana?

Nikt mnie kamieniami na ulicy nie obrzuca. Tyle samo osób mnie nienawidzi, co kocha. Wystarczy przyjść na moje koncerty. Prawdomówność, autentyczność jest tym, co ludzie cenią.

– Dlaczego Cię kochają, jak myślisz?

Właśnie za to.

– A dlaczego Cię nienawidzą?

Też za to. Chyba napiszę o tym piosenkę.

– A Radzio? Nie ma Ci za złe tej szczerości?

Radzio jest po prostu „do rany przyłóż”. On mnie mimo wszystko chyba jednak bardzo rozumie, chociaż jesteśmy bardzo różni i on jest 13 lat starszy. Gdyby nie był piłkarzem, to byłby artystą, gitarzystą rockowym. Pierścionki, długie pióra, skóry. Dlatego nigdy nie jest zły, że jeżdżę na koncerty i że pracuję z dziesięcioma chłopakami.

– Na jego miejscu byłabym o Ciebie bardzo zazdrosna.

U nas jest zupełnie inaczej. Ja jestem świadoma swojego uroku, kobiecości i umiem to eksponować. Mężczyzn podnieca właśnie ta moja bezczelność i jednocześnie czar dziecka. Ale nie robię z tego użytku.

– Przyjechałaś do Warszawy, mając 14 lat. Taka Lolitka – wymarzony cel męskich ataków.

Byłam superlaską, miałam wystającą jak piłeczka pupę, bo trenowałam lekkoatletykę, włosy do pasa, ale nikt mnie nie atakował. W życiu nie miałam bezpośredniego podrywu.

– Bujasz?

Nie. Nigdy nikt do mnie nie podszedł: „No cześć, umówisz się ze mną?”

– Czemu nikt Cię nie podrywał?

Mnie to było na rękę. Mogłam mieć każdego faceta. Ale mam w sobie coś takiego, że zniechęcam. Mama mówi, że wyglądam bezczelnie, chodzę z głową do góry, zupełnie jak mój ojciec. Nos w górze, oczy w dół. Może to zniechęca?

– Jako dziecko też taka byłaś?

Byłam bardzo wesoła, nigdy nie płakałam i nienawidziłam być sama. Ostatnio pokłóciłam się z mężem, ponieważ on uważa, że jak małe dziecko siedzi samo i bawi się, to ma dobrze rozwiniętą wyobraźnię. A ja myślę, że jest aspołeczne, nie potrafi dogadać się z rówieśnikami i zamyka się w swoim świecie, przemawiając do kolorowych koników.

– Masz brata, mogłaś z nim rozmawiać.

On jest osiem lat starszy. Wyprowadził się z domu na studia, a ja wtedy jeszcze byłam mała. Wokół mnie było dużo koleżanek, które miały mnóstwo zabawek, wszystkie im zabierałam i dawałam jedną na pocieszenie.

– Byłaś już znana w rodzinnym Ciechanowie?

Każdy wiedział, gdzie mieszkam, a jak się wyprowadziłam, to byłam już tam postacią kultową.

– Mówisz o sobie, że jesteś fenomenalna. Autopromocja?

Oczywiście, że jestem legendą za życia. Wtedy się niczym nie przejmowałam, lubiłam przełamywać stereotypy i mimo że byłam wzorową uczennicą, chodziłam najbardziej skąpo ubrana ze wszystkich, a panie z warzywniaka po prostu na mój widok połykały pomidory razem z ogórkiem. Ale były dla mnie miłe, a czy żegnały się za moimi plecami, to nie wiem, bo się nie oglądałam.

– Chodziłaś do spowiedzi?

Oczywiście, że tak.

– W szortach?

Ostatnio poszłam z moją przyjaciółką Anetką w szortach, na szpilkach. Ksiądz się przeżegnał na dzień dobry, ale nas wyspowiadał.

Dostałaś rozgrzeszenie?

Dostałam, bo jestem bardzo dobrym człowiekiem. Nikogo nie krzywdzę i może dlatego tak mi się wszystko w życiu udaje.

– Gdybyś przestała Radzia kochać, skrzywdziłabyś go?

Nie, jeślibym mu o tym powiedziała. Krzywdą byłoby, gdybym udawała, że go kocham i zabierałabym mu szanse ułożenia sobie życia z kimś innym.

– Jesteście już ze sobą cztery lata. Czas wpływa na jakość związku?

Na początku był straszny chaos, każda kłótnia mogła skończyć się rozstaniem. Ten pierwszy rok jest taki niepewny. Nie znasz człowieka, gdy robisz siusiu, odkręcasz wodę w kranie, bo się wstydzisz, że będzie słychać. Dopiero po dłuższym czasie zaczyna się dostrzegać coś innego poza łóżkiem. Są rozmowy, plany. Nawet jak się pokłócimy, to i tak wiem, że go kocham, że i tak będziemy razem. Nie robimy już sobie długich cichych dni, bo bez sensu marnować czas. Szybciej się godzimy. Radzio to mały rzezimieszek. Ja tylko takich facetów lubię. Mimo że ma wkurzające wady, uwielbiam go ponad wszystko.

– Rekompensuje Ci to niespodziankami, jak choćby uczczenie Waszej rocznicy w Ustce, gdzie się pierwszy raz pocałowaliście?

Ja też mu robię niespodzianki. Kiedyś na jego urodziny – oni wtedy grali mecz w Katowicach – wynajęłam knajpę, zaprosiłam po cichu wszystkich znajomych. Poprosiłam jego przyjaciela, żeby go zaciągnął do tej restauracji. Sytuacja była o tyle trudna, że my mamy zakaz chodzenia na imprezy nocne bez siebie. Tak ustaliliśmy. Ale przyszedł, byłam nawet trochę zła, że złamał umowę, lecz myślę: „No dobra, na jego urodziny można zrobić wyjątek”. Siedzi w tej knajpie przekonany, że nie spędzi tych urodzin ze mną. I nagle wychodzi moja koleżanka Frytka, i ladies and gentleman, wrrr, perkusja, sto lat. I ja wjeżdżam na tacy, nagusieńka, w pomarańczach, wisienkach, w bitej śmietanie, obstawiona świeczkami, jako tort.

– Zjadł z Ciebie tę śmietanę?

Zakrył mnie swoją bluzą, niech nie patrzą. I od razu wziął mnie na zaplecze (śmiech).

– Będziecie mieć dziecko? Ostatnio mówiłaś, że masz „pęd na dzidziusia”.

Już mi się skończył. Jestem włóczykijem, wodzirejem życia. W tym momencie nie jestem w stanie być odpowiedzialna za nikogo innego poza sobą. Myślę, że na dziecko przyjdzie pora. Będę je mieć, kiedy posiedzimy z Radziem w jednym miejscu dłużej niż tydzień. On bardzo chce mieć dziecko, ale trudno je mieć, kiedy mieszkamy oddzielnie.

– Źle znosisz rozłąkę?

Rzadziej się teraz widujemy, odkąd Radzio jest w Szczecinie. Bardzo bym chciała, żebyśmy częściej byli razem. Bardzo. Chciałabym, żebyśmy tworzyli prawdziwą rodzinę. Ale czasami dobrze jest pobyć samej i nie mieć konieczności meldowania się w każdej minucie.

– Miłość jednak wymaga bliskości.

Tak, ale na samym początku, kiedy nasza miłość była najbardziej narażona na śmierć, przechodziliśmy przez to samo. A mimo wszystko jakoś przetrwaliśmy. Myślę, że teraz też przetrwamy.

– Wtedy działała fascynacja, feromony.

Ona jest ciągle. Cały czas trzeba się zastanawiać: a co ona robi, z kim jest, gdzie? I widzisz zdjęcia w gazetach, i myślisz: „I ja taką laskę mam dla siebie, tę piękną Doduleńkę” (śmiech). My umiemy oszacować straty, bo naprawdę można więcej stracić niż zyskać. Tęsknota jest bardziej budująca niż przesycenie sobą.

– Mówicie do siebie tak romantycznie, jak na początku?

Radzio jest Skarbem, Kochaniem. Nie używam żadnych zwierzęcych nazw typu Misio, Myszka itd. Od razu mam odruch wymiotny. A Radzio mówi do mnie Trusieńko, Ślimaczku, Doduś, Doroniu, Dzidziuś, Dzieciaczek.

– Jak Radek znosi to, że ma bogatą żonę?

On też jest bogaty. Zanim jeszcze ja zaczęłam zarabiać, zapewniał mi cudowne życie, zabierał w różne ciekawe miejsca. Przy nim poznałam cały świat – naprawdę. Kupował mi piękne prezenty, a jak wyjeżdżał, zostawiał pieniądze. Rozpieszczał mnie jak księżniczkę i ja mu tego nie zapomnę. Jemu się może wydawać, że skoro ja teraz mam kasę, to nie doceniam tego, co było. A to nieprawda. Pamiętam. Dzięki niemu wyrwałam się z marazmu, poczułam, co to luksus. Pieniądze mnie lubią, być może dlatego, że podchodzę do nich frywolnie.

– Czyli jak?

Nie jestem materialistką. Ale zawsze wiedziałam, że będę miała pieniądze. Teraz inwestuję w mieszkania. Właśnie chciałam kupić następny apartament na Mokotowie za półtora miliona złotych, ale facet zachował się bardzo nielojalnie. Chciał ode mnie 700 tysięcy pod stołem, rozumiesz? Na pewno tak tego nie zostawię, nienawidzę takiego zachowania.

– Twoja rodzina nie była bogata. Pieniądze Cię zmieniły?

Jak przyjechałam do Warszawy, byłam bardzo biedna. Z zarobków w teatrze Buffo mogłam zaledwie opłacić internat. Teraz stać mnie na wszystko, ale nie poprzewracało mi się w głowie. Bo nie mam kompleksów, nie muszę traktować ludzi i świata inaczej, dlatego że zrobiłam karierę. Pieniądze zresztą przybywały mi płynnie. Coraz więcej i więcej. Nie było tak, że od razu i zawrót głowy. Zresztą o wiele ważniejsza jest dla mnie muzyka, śpiewanie. To moja pasja. A pieniądze są po prostu przy okazji.

– Ale mając, chce się mieć więcej?

Jedyne, co mnie napędza, to sukcesy. Kolejne sukcesy, zawodowe szczeble. Nowe płyty – to mnie interesuje.

– Mówisz bardzo rozsądnie, nie jak osoba bezwstydna, za jaką uchodzisz.

Ale ja jestem bezwstydną ekshibicjonistką. Fotograf mówi: „Teraz podwijamy ci tę sukienkę, a ty robisz minę, jakbyś się zawstydziła”. Ja na to: „A jaka to mina?” Bez kitu – nie umiałam takiej zrobić.

Rozmawiała: Krystyna Pytlakowska
Zdjęcia Piotr Porębski/Metaluna
Stylizacja Jola Czaja
Makijaż Iza Wójcik,
Fryzury Rafał Żurek
Scenografia Anna Tyślerowicz
Produkcja sesji Elżbieta Czaja

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama