Reklama

– Zapytam Was jako fachowców: Ile waży kupa słonia?
Marcin Tyszka:
Kilkadziesiąt kilo. Gdy czyściliśmy wybieg słonia, mdlałem, pchając taczki. Musiało tam być z 50 kilogramów. Ale powiem ci, że kupa słonia jest do zniesienia. Pachnie zgniłym sianem.
Dawid Woliński: Pachnie jak koszona trawa w moim ogrodzie. Słoń je tylko marchewki, jabłka, pomarańcze. Wiem, bo karmiliśmy. Wszystko bardzo eko.
Marcin Tyszka: Słoń w ogóle jest całkiem czysty. Sporo się nauczyliśmy o zwierzętach w tym programie.

Reklama

– Oglądałem wstrząśnięty. Ty jadłeś banana na spółkę z małpą. Hipopotam opryskał odchodami Dawida. Po co Wam to?
Marcin Tyszka:
Dla zabawy, z apetytu na życie. W Polsce zrobiłem wszystko, co było do zrobienia. Od lat moja kariera rozwija się na Zachodzie. Między Paryżem, Madrytem, Londynem. Dlatego tutaj mogę pozwolić sobie na wszystko, nawet na żart z siebie. Od nikogo nie jestem zależny.
Dawid Woliński: Doszliśmy do ściany. W tym kraju moda nic nie znaczy. Mogę uszyć jeszcze 100 sukienek, zrobić 200 pokazów. I co dalej? Nie chcę spocząć na laurach. Mam ochotę robić coś innego, rozwijać się na innych płaszczyznach.

– Rozwojowa kupa słonia?
Dawid Woliński:
Wychowałem się na wsi, dziadek miał krowę, świnię. Dla mnie to żadna nowość, że zwierzęta robią kupę… i że ktoś musi to posprzątać. Ucieszyłem się, że mogę wziąć udział w programie, który wrzuca nas w nową, odmienną rzeczywistość. Bo nie tylko w zoo byliśmy. Nagraliśmy odcinek w pensjonacie prowadzonym przez góralską rodzinę. Robiliśmy wszystko razem z nimi. Gotowaliśmy, sprzątaliśmy, podawaliśmy gościom do stołu. I nagle okazało się, że świetnie się z „naszą” góralską rodziną dogadujemy, że mają niesamowite poczucie humoru.
Marcin Tyszka: Megarozrywkowi ludzie. Impreza była do białego rana. Nie mogłem się dobudzić, głowa bolała.
Dawid Woliński: To dlatego, że niosłem Marcina na plecach do pokoju i upadł w zaspę.
Marcin Tyszka: Do tej pory mam guza.
Dawid Woliński: Nie mogłem go znaleźć, bo przeleciał mi przez płotek.

– Kim Wy chcecie być w telewizji? Bo do tej pory w „Top Model”…
Dawid Woliński:
Byliśmy surowymi jurorami?
Marcin Tyszka: Których kandydatki na modelki trochę się boją…

– Różnie o Was mówiono. Ale byliście w swojej bajce. A teraz?
Dawid Woliński:
A teraz jesteśmy w innej bajce, która nas bawi i daje szanse poznać z innej strony. Trafiliśmy na rzecz, która nas porywa i jest zupełnie inna niż „Top Model”.
Marcin Tyszka: Bo tutaj jesteśmy sobą. Od początku do końca. Z naszymi słabościami i atutami. A „Top Model” to format telewizyjnego show, który potrzebuje… surowych i chłodnych specjalistów od mody.

– Czyli jak krzyczysz: „Pokaż cycki”, to jesteś sformatowany?
Dawid Woliński:
Wyciągnięte z kontekstu brzmi ostro, ale tak to przedstawiły media. To był czysto spontaniczny odruch. Nie żałuję.
Marcin Tyszka: Dawid w pracy każdej dziewczynie każe pokazać piersi, bo to jest normalne. W świecie mody nikt z tego hecy nie robi. Ciało jest narzędziem pracy. Gdy widzę dziewczynę, której mam robić sesję w kostiumach kąpielowych, mówię: „Pokaż się”. I często dodaję: „Sorry, nie nadajesz się. Bierzemy następną”.

– Świetnie. Ale skoro z „Top Model” została tylko „afera cyckowa”, to po Waszym programie „Woli & Tysio…” ostanie się tylko ta kupa słonia…
Marcin Tyszka:
Zobaczymy. Mam nadzieję, że pozostanie uśmiech na twarzy widzów. Na początku „Top Model” też była burza, jak ja mogę to robić. Bo fotograf nie ma prawa być w takim programie? Nie mogę robić dobrych zdjęć i równocześnie dobrze gotować, tańczyć, jeździć na motorach? Co ma jedno do drugiego? A każdy najlepszy amerykański fotograf występuje w „America’s Next Top Model”.
Dawid Woliński: Dostaliśmy od najlepszej stacji telewizyjnej propozycję, żeby robić autorski program. Program, na który mamy duży wpływ. Zyskujemy nowe doświadczenie. Magiczny świat telewizji przestaje mieć dla nas tajemnice.

– Apetyt rośnie?
Dawid Woliński:
A dlaczego nie? Mieliśmy pomysł na karierę w Polsce. I nagle ja zostałem znanym projektantem, on – super znanym fotografem. Dlaczego nie sięgnąć po coś jeszcze?
Marcin Tyszka: I czas odcinać kupony. Ja pracuję już 20 lat. I smutne jest to, że mogę zrobić pięć okładek w miesiącu w najlepszych magazynach na świecie i nikogo w tym kraju to nie interesuje. A powiem trzy słowa w telewizji i wszyscy się rozpisują.

– Czyli trzeba być błaznem w telewizji, żeby zaistnieć?
Dawid Woliński:
Nie. Jednak przyznasz, że to jest niesamowite, że ludzi nie interesuje profesjonalizm…
Marcin Tyszka: Ludzi interesuje tylko plotka.

– Zaraz, kogoś chyba interesuje to, co robicie, skoro trzepiecie wielką kasę?
Marcin Tyszka:
Ja nigdy nie myślałem o pieniądzach – mogę robić to, co mnie pasjonuje, rozwija, bawi, i mam to szczęście, że mi za to płacą. Moją pracą fotografa interesują się wyłącznie ludzie ze świata mody. A w wypadku Dawida – klientki, które doceniają jego talent.
Dawid Woliński: I nagle pani z Nowego Jorku, która ma dostępną na zamówienie każdą sukienkę, w każdym sklepie, przyjeżdża do Polski i kupuje sukienkę zaprojektowaną przeze mnie.

– Czyli mało Wam szacunku środowiska, chcecie jeszcze, żeby kochał Was lud?
Marcin Tyszka:
Kompletnie nie myślimy o tym, czy będziemy kochani. Ten program będzie na pewno oceniany bardzo różnie. Na pewno nie wszystkim spodoba się nasze poczucie humoru.

– Podczas kręcenia dowiedzieliście się czegoś o sobie nawzajem?
Dawid Woliński:
Okazało się, że Marcin sądzi, że jest alfą i omegą. On jest reżyserem, on jest operatorem, on ustawia światła. On najlepiej wie, co powie każdy, kto pracuje w naszej produkcji. Żebyś wiedział, jak mnie to wkurza.
Marcin Tyszka: A ja przekonałem się, że Dawid jest mistrzem leserstwa. Potrafi wszystkich owinąć wokół palca. Na te ładne oczy, na uśmiech. On nigdy nic nie robi, a ja tyram ponad siły.

– To pięknie. Jesteście przyjaciółmi?
Marcin Tyszka:
Jesteśmy jak bracia.
Dawid Woliński: Gdy myślę o bliskich osobach, to najpierw o swoich rodzicach, potem o mojej kochanej siostrze. I zawsze gdzieś tam pojawia się Marcin i jego rodzice. Znamy się już 12 lat. Nasi rodzice się znają. Rodzice Marcina dzwonią do mnie na urodziny, imieniny. On nie dzwoni.
Marcin Tyszka: Nienawidzę wszystkich rocznic, świąt. Tej marketingowej gorączki. Nikomu nie składam życzeń, do nikogo nie dzwonię. Dlatego moja mama narzeka: „Dawid pamiętał o naszej z tatą rocznicy ślubu, a ty mi nie złożyłeś życzeń!”.

– Lepszy syn?
Dawid Woliński:
Nie przesadzałbym. Bardzo lubię rodziców Marcina, ale on ma z nimi świetne relacje. Przyjaźnią się z moimi rodzicami i mi to pasuje.
Marcin Tyszka: Wysłaliśmy naszych rodziców na wspólne wakacje, zaraz gdy tylko sami się poznaliśmy. Moi rodzice są starsi, byłem późnym dzieckiem, cieszą się, że mają młodszych, rozrywkowych znajomych.
Dawid Woliński: Lubimy z Marcinem te same miejsca, mamy podobny gust. Do tego stopnia, że gdy ja kupuję buty w Londynie, on w Paryżu – są takie same. Ale mimo że tyle nas łączy, potrafię po 15 minutach spędzonych z nim w restauracji wyjść obrażony i zarzekać się, że nigdy więcej się nie spotkamy.
Marcin Tyszka: Albo w czasie rozmowy przez telefon rozłącza się i nie odbiera przez trzy tygodnie. Toksyczna znajomość.
Dawid Woliński: Bo on uwielbia wszystko krytykować. Skądkolwiek bym nie wracał, z jakiego pięknego miejsca na świecie, wypoczęty, rozluźniony – pierwsza informacja od Marcina jest niemiła. Że coś źle zrobiłem i skutki będą fatalne, cały świat zginie.
Marcin Tyszka: Dawid nie lubi niemiłych rzeczy, niemiłych informacji, niemiłych sytuacji. On chowa wtedy głowę w piasek, zaszywa się, wyłącza telefon. Znika.
Dawid Woliński: A konkretnie?
Marcin Tyszka: Gdy cię poznałem dawno temu, tak trudno było ci podjąć decyzję nawet w restauracji, że gdy ja zamawiałem coś z karty, ty zawsze mówiłeś: „To samo proszę”.
Dawid Woliński: O to właśnie chodzi, żebym miał święty spokój, żebyś mi d… nie zawracał, że wybrałem coś innego. Miły chciałem być.

– Marcin załatwił Ci karierę?
Marcin Tyszka:
Wiadomo, że na początku mu pomogłem. Otworzyłem parę drzwi, poznałem z paroma osobami. Ale dalej radził sobie już sam. Najtrudniej jest zacząć, wkręcić się w ten świat. Trochę musiałem go kopnąć w d…, żeby coś robił dalej. Był dopiero po studiach. Nawet pierwsza krawcowa Dawida, Urszula, to była przyjaciółka mojej mamy. Kiedyś prowadziła firmę konfekcyjną, później pracowała w banku. On był takie dziecko we mgle, więc mu powiedziałem: „Fajna babka, delikatna, dokładna. Spróbuj”. I pierwszą kolekcję stworzył z jedną krawcową.

– A umiesz, Dawid, szyć?
Dawid Woliński:
Nie znoszę szycia. Nienawidzę rzeczy, które długo trwają. Ten proces mnie wykańcza.

– A jakbyś miał guzik przyszyć?
Dawid Woliński:
Fatalnie. Nie mam cierpliwości. Ale dzięki temu, że nie umiem szyć, w ogóle nie ogranicza mnie konstrukcja. Mogę fantazjować.

– Lepiej wiedzieć mniej?
Marcin Tyszka:
Tego nie wiem. Mnie nie kręci robienie zdjęć. Znam się na tym z konieczności. Mnie podnieca kreacja mody. Te wszystkie nieziemsko piękne kształty i kolory, które powołuję do życia. Kiedyś miałem kompleksy wobec ludzi po szkołach fotografii. Dopóki nie zobaczyłem, co potrafią. Polska szkoła zabija kreatywność. Nie uczy wyczucia estetyki, zmysłu piękna. Tego nauczyłem się dopiero po kilku latach pobytu na Zachodzie. Gdy miałem wykład w szkole filmowej w Warszawie, przyszły tłumy. Po kilku minutach wyszli wszyscy profesorowie. Ale studenci byli zachwyceni. Ja zawsze byłem osobą, która ludziom siedzi solą w oku. Dawid też. Bo my nigdy nie narzekamy, że jest biednie, że jest źle. Tylko mówimy: „Rusz tyłek, pracuj więcej”. Ja naprawdę ciężko pracowałem na to, co mam. I teraz mogę robić ze swoim życiem, co chcę.

– Amen. On zawsze się tak chwali?
Dawid Woliński:
To brzmi jak chwalenie, ale fakty są takie, że obaj odnieśliśmy sukces i korzystamy z życia. Na wakacje jeździmy do fajnych miejsc. Spełniamy swoje marzenia. Zapracowaliśmy sobie na to.
Marcin Tyszka: Przede wszystkim zapracowaliśmy sobie na szacunek ludzi, którzy nas w ten sposób wyróżniają. Bo jeżeli nagle jestem zaproszony na prywatną kolację ze Stellą McCartney lub dostaję propozycję wielkiej wystawy fotograficznej w Hiszpanii, to znaczy, że moja praca jest dostrzegana i… to są najmilsze momenty życia. Wtedy wiem, że opłacało się ciężko pracować przez wiele lat.
Dawid Woliński: Byłem ostatnio na kolacji w Monte Carlo ze światową elitą finansową. Fajnie jest znaleźć się w takim gronie. To są ludzie, o których wcześniej czytasz w gazetach. I nagle siedzisz z nimi przy stole i oni pytają: „Ach, to ty jesteś tym projektantem z Polski? Angelika nam mówiła. Albo Katia…”. I są spragnieni informacji o tobie. To miłe. Staram się promować Polskę i pokazywać, że tu też dzieją się fajne rzeczy. Wiele osób mnie tu odwiedza, a Warszawa z perspektywy, jaką im pokazuję, jest kulturalną i rozrywkową stolicą Europy.

– Musi być jakaś cena takiego sukcesu.
Marcin Tyszka:
Życie prywatne.
Dawid Woliński: Rozpadają się wszystkie związki. Bo cały czas coś się dzieje i osoba, która jest przy tobie, nie nadąża. Wydaje się nieważna, zakompleksiona, niepotrzebna, a przecież tak nie jest.
Marcin Tyszka: Praca jest najważniejsza. Zamiast spędzać romantyczne wieczory w jednym miejscu, siedzę w samolocie. Nawet przyjaciele i znajomi nie wytrzymują tego tempa. Bo gdy się spotykamy, dostają same resztki. Padam ze zmęczenia.

– Myślisz sobie czasem w tych superekskluzywnych hotelach na świecie: Jaki ja, k…, jestem sam?
Marcin Tyszka:
Bywają takie momenty. Dlatego zdecydowałem się na „Top Model” i na polską telewizję. Żeby mnie trzymało w jednym miejscu. Żebym mógł się wyspać w jednym łóżku przez dwa miesiące, co mi się nie zdarzyło od paru lat. Żeby moja mama wiedziała, że jestem w pobliżu, a w niedzielę możemy sobie pójść na obiad.
Dawid Woliński: A ja lubię swoją samotność. Wszyscy się dziwią, że lecę sam na wakacje. Po kilku dniach w hotelu, kiedy się zresetuję, odpocznę, uspokoję umysł, nagle poznaję całą masę ludzi. I jest fajnie.

– Czyli Wasz styl życia to dużo powierzchownych kontaktów?
Marcin Tyszka:
Nieprawda. Mam w Paryżu od 12 lat najlepszego przyjaciela. Jest szefem wielkiej firmy ze świata mody. Wystarczy, że wyślę SMS-a: „Jestem za godzinę w centrum” i idziemy razem do knajpy. Albo kupujemy na stacji benzynowej wino i pijemy w jakimś miejscu, gdzie nikt nas nie wygoni. I on wie o mnie naprawdę wszystko. I nigdy nie ma pretensji: „A czemu miesiąc temu nie zadzwoniłeś?”.

– A rodzina, stały związek?
Dawid Woliński:
Ja lubię swoje spontaniczne życie i świat, który sobie stworzyłem. Jak dotąd jestem bardzo zadowolony, a z rodziną mam wspaniały kontakt. Oni mnie rozumieją.
Marcin Tyszka: Obserwuję znajomych ze szkoły – mają rodziny, dzieci i czy są tacy szczęśliwi? Nie wiem… Tak samo jak nie wiem, czy ja jestem szczęśliwy. Ale na pewno lubię swoje życie.

– A kogo kochasz?
Dawid Woliński:
Marcin kocha mnie (śmiech).
Marcin Tyszka: A Dawid swoje dwa yorki.

– A co z seksem?
Marcin Tyszka:
Bycie fotografem mody daje łatwy dostęp do seksu. Polki są tak zdesperowane, że nie tylko modelki, ale nawet ich matki piszą. Mówią, że córka jest niepełnoletnia, ale ona ma 36 lat, jest w moim wieku i chętnie umówi się na kolację. Kobiety są totalnie zdesperowane i to, co one wyprawiają, myśląc, że przez łóżko zrobią karierę, jest nieprawdopodobne.
Dawid Woliński: Stały związek to niejedyna opcja na seks. Brak stałego związku nie wyklucza fajnego seksu.

– W Waszym świecie rzeczywiście robi się karierę przez łóżko?
Dawid Woliński:
Wiele lat temu w klubie „Utopia” podeszła do mnie dziewczyna. Pokazała bardzo znanego fryzjera i powiedziała: „Słuchaj, jeżeli chcesz zrobić karierę w tym kraju, musisz się z nim przespać”. Byłem w szoku. Przyjechałem do Warszawy rozpieszczony przez rodziców, życie spędzałem na wakacjach, w siłowni, na dbaniu o siebie, a ktoś mi mówi takie pierdoły. Nawet specjalnie nie zareagowałem, odwróciłem się i dalej bawiłem się ze znajomymi.
Marcin Tyszka: Raz zaprosiłem szefa dużej gazety, magazynu w Hiszpanii, na kolację. Szliśmy potem ulicami Madrytu na kolejne spotkanie i on nagle ściągnął majtki. Powiedział: „Teraz się mną zajmij”. Odpowiedziałem, że z takim towarem tobym raczej majtek nie zdejmował, i poszedłem. Krzyczał za mną, że nigdy w życiu nie będę dla tego magazynu pracował. I rzeczywiście, nie pracowałem. Ale nie przez niego. On szybko został zwolniony.
Dawid Woliński: Tego mi nie opowiadałeś.
Marcin Tyszka: No, Hiszpania to Almodóvar. A raz wpadłem w oko córce Quincy Jonesa. W sklepie w Mediolanie, gdzie chciałem kupić spodnie, zostawiła mi banknot z numerem telefonu. Zadzwoniłem, okazało się, że mieszkamy w tym samym hotelu. Powiedziałem, że chyba nie myśli, że przekupi mnie za dwa tysiące lirów… ale poszliśmy na kolację.

– Uważacie się za ładnych mężczyzn?
Dawid Woliński:
Nie. Teraz uważam się za atrakcyjnego. Ale całe życie miałem kompleksy. Zawsze wydawało mi się, że wszyscy są lepsi, fajniejsi.
Marcin Tyszka: Zawsze myślałem, że w moim przypadku wszystko jest średnie, ale całość robi taki efekt, że… miałem superpowodzenie.

– A gdy plotkarskie portale piszą, że jesteście parą, albo że Marcin jest zazdrosny o nowego chłopaka Dawida, to?
Marcin Tyszka:
Ja się z tego śmieję. Śmieję się też z tego, że jestem najlepiej opłacanym jurorem w „Top Model”.
Dawid Woliński: Na początku reagowałem oburzeniem na takie bzdury. Ale zrozumiałem, że nic nie można zrobić, odpuściłem. Ta machina sama się toczy. Wstajesz rano i nagle okazuje się, że masz nowy związek, bo na imprezie wziąłeś za rękę Magdę Mielcarz.
Marcin Tyszka: Tak naprawdę wkurzyła mnie tylko jedna informacja. Gdy pewien kolorowy magazyn napisał megachamskie bzdury o moich rodzicach. Chciałem iść do sądu.

– Czyli jakieś granice są?
Marcin Tyszka:
Tak. Napędzają nas nowe wyzwania. Jeżeli okaże się, że to, co robimy w telewizji, przestaje nas bawić, to wsiadamy do samolotu i ruszamy w świat…
Dawid Woliński: Mam dwa życia: jedno to Dawid Woliński, projektant, juror „Top Model”. Drugie to moje życie prywatne i tę sferę będę się starał chronić, jak najdłużej się da, choć już teraz wiem, że to walka z wiatrakami. W życiu ważny jest dystans.

Reklama

Rozmawiał Roman Praszyński
Zdjęcia Iza Grzybowska/Move
Stylizacja Jola Czaja
Makijaż i fryzury Paweł Bik
Rekwizyty Piotr Czaja
Produkcja Elżbieta Czaja

Reklama
Reklama
Reklama