Daniel Olbrychski już od ponad sześciu dekad zachwyca polskich widzów. Całą karierę zawdzięcza szczęściu?
Pierwszy amant polskiego kina. Bożyszcze kobiet w czasach PRL-u. Daniel Olbrychski od ponad 60 lat jest aktywny zawodowo. Nazywa siebie szczęściarzem i trudno mu się dziwić.
Aż pięć filmów z jego udziałem nominowano do Oscara. Gdyby nie PRL, Daniel Olbrychski pewnie zrobiłby spektakularną karierę w Hollywood. Przyjaźnił się z Kirkiem Douglasem, Nikitą Michałkowem i Meryl Streep. Aktorem został bardzo wcześnie, bo już jako 19-latek zagrał w „Popiołach” w reżyserii Andrzeja Wajdy. W latach 70. i 80. kochało się w nim pół Polski. Miał opinię szalonego i temperamentnego. „Wariat i kabotyn”, cytował sam Olbrychski nagłówki gazet z 2000 roku, kiedy porąbał szablą swój portret na wystawie „Naziści” w Zachęcie. Na pewno jest jedyny w swoim rodzaju! W tym roku obchodzi 60-lecie pracy artystycznej.
Bokser, szermierz czy aktor?
Urodził się tuż po powstaniu warszawskim. „Bryczką zawieziono mamę do Łowicza i tam przy świecach się rodziłem. Potem ojciec wrócił do Warszawy, a mama do rodziców do Drohiczyna”, opowiadał w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”. Jego rodzice byli dziennikarzami. Mama Klementyna Sołonowicz uczyła też języka polskiego i pisała książki dla dzieci i młodzieży. Przez ponad 10 lat Daniel wychowywał się bez ojca, Franciszka Olbrychskiego. Jednak nigdy nie słyszał, że tata ich „zaniedbał, że leń, szaleje w Warszawie, a powinien tu być. Byłem wychowywany w szacunku do ojca. Przyjeżdżał na święta z prezentami. Sielskie dzieciństwo miałem. Ganialiśmy się w berka na pływających krach na Bugu”, wspominał.
Zobacz także: Księżna Camilla i jej kręta droga do szanowanej członkini brytyjskiej rodziny królewskiej
Dopiero w połowie lat 50. razem z mamą i starszym bratem przenieśli się do ojca do Warszawy. „Żyliśmy w cztery rodziny, żeby dojść do wspólnej ubikacji, łazienki czy kuchni, trzy pozostałe przechodziły przez nasz pokój”, opowiadał Olbrychski. Jakim był wtedy chłopcem? Jego mama mówiła, że trudnym, upartym i zawsze musiał mieć to, czego chciał, a chciał ciągle innych rzeczy. Nic dziwnego, Daniel był aktywnym i ciekawym świata dzieckiem. Najpierw grał na skrzypcach, potem przeczytał „Trylogię” i zaczął uprawiać szermierkę. Trenował też biegi, boks, judo i marzył, by zostać zawodnikiem na poziomie olimpijskim. Ale w grudniu 1961 roku trafił do telewizji. Za swój właściwy debiut uważa pierwsze wystąpienie z Młodzieżowym Studium Poetyckim Andrzeja Konica w spektaklu „Kwiaty polskie”, bo wtedy on, zaledwie licealista, zarobił pierwsze pieniądze. Ponieważ połknął bakcyla, zrezygnował ze sportu i w 1963 roku zdał do szkoły teatralnej w Warszawie.
Po roku zrobił sobie przerwę, bo na jego drodze stanął reżyser Andrzej Wajda, który szukał aktorów do „Popiołów”. Podobno rektor Jan Kreczmar powiedział Wajdzie: „Tu jest taki jeden, trochę wypłowiały”. Na co reżyser krzyknął: „Albinos, cholera”. A Kreczmar przekonywał, że „w filmie można go podmalować, nawet na amanta się załapie”. Olbrychski wziął więc urlop dziekański, by zagrać w „Popiołach”, a kiedy wrócił na uczelnię, rektor go spytał, czy ma nowe propozycje. Zgodnie z prawdą Daniel odpowiedział: „Mam, Morgenstern, Kutz...”. I usłyszał: „Ty się tu nudzisz, demoralizujesz kolegów, idź ty swoją drogą, zdasz eksternistycznie”. W wieku zaledwie 20 lat Olbrychski natychmiast stał się atrakcją salonów. Propozycji miał multum: były filmy Hoffmana „Pan Wołodyjowski” i „Potop”. Bili się o niego Bareja, Zanussi, Kutz, a Hanuszkiewicz dał 25-letniemu chłopakowi rolę Hamleta w Teatrze Narodowym.
Rozkochał w sobie Polki
Kobiety oszalały na jego punkcie. Mówiło się, że jest następcą tragicznie zmarłego Zbyszka Cybulskiego. Jednak jego życie miłosne było skomplikowane. „Szybko zakochałem się w mężatce. Po roku zamieszkaliśmy razem, a w 1971 urodził się Rafał (dziś aktor i piosenkarz – przyp. red). Małżeństwo z Moniką (Dzienisiewicz – przyp. red.) było niszczycielskie i rozpadłoby się wcześniej, gdyby nie syn. Miałem świadomość, że jeśli się w kimś zakocham, to z dawnego związku nie będzie co zbierać. I przyszedł taki moment. Wydawało mi się, że z osobą, którą wtedy spotkałem, zwiążę się na całe życie”, opowiada. Mowa oczywiście o Maryli Rodowicz. „Byliśmy szaleni. Potrafiliśmy przez dwa dni jechać konno wierzchem z Warszawy do Drohiczyna, rodzinnego miasteczka Daniela. 120 kilometrów w jedną stronę! I z powrotem też! Zajęło nam to dwa dni przez pola i lasy, spaliśmy na jakimś sianie, wpadaliśmy do knajp po drodze jak do jakichś saloonów na Dzikim Zachodzie, przytraczając konie obok przystanków PKS-u! A to wszystko w przaśnym PRL-u...”, wspominała Rodowicz podczas benefisu z okazji 50-lecia pracy artystycznej Olbrychskiego. Żona Daniela nie chciała dać mu rozwodu, zgodziła się dopiero wtedy, gdy związek z Marylą legł w gruzach. „To był piękny okres, straszny mój ból po rozstaniu, jej nostalgia”, opowiadał Daniel. Ich drogi się rozeszły, bo Maryla miała romans z Andrzejem Jaroszewiczem, który był rajdowcem i playboyem oraz synem ówczesnego premiera. Olbrychski podobno cierpiał okrutnie.
Kilka lat później zakochał się w dziennikarce Zuzannie Łapickiej, która – jak twierdzi – urzekła go błyskotliwością i inteligencją. Para pobrała się w 1978 roku, a cztery lata później na świat przyszła ich córka Weronika. Kiedy wprowadzono stan wojenny, aktor pracował w Paryżu, na planie u Wajdy. Wówczas podjął trudną decyzję o pozostaniu we Francji i niestety nie był wierny Zuzannie, zdarzały mu się skoki w bok. Miał m.in. głośny romans z niemiecką aktorką Barbarą Sukową, która w 1985 roku urodziła mu syna Viktora. Trzy lata później z tego powodu Łapicka podjęła ostateczną decyzję o rozwodzie. W wywiadzie dla „Vivy!” tłumaczyła: „Mama tolerowała niewierności mojego ojca, wychodziła z założenia, że skoro wyszła za mąż za najprzystojniejszego aktora w Polsce, to jakieś koszty muszą być. (...) Myślałam, że wychodząc za mąż za Kmicica, też temu podołam. Ale okazało się, że koszty są dla mnie za duże”.
Olbrychski w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” mówił: „Fantastycznie wspominam swoje kobiety, i te, którym ja dałem więcej, i te, które mi dały w kość. Pierwszy raz było za dużo konfliktów, drugi raz żadnych, ale też się nie udało. Aż się udało teraz, z Krysią. Ale każdej wiele zawdzięczam”. Dopiero przy trzeciej żonie, teatrolożce Krystynie Demskiej, która jest jego menedżerką, odnalazł szczęście. W 1988 roku przedstawiła ich sobie Agnieszka Osiecka, która powiedziała Krystynie, że aktor do tej pory nie spotkał odpowiedniej dla siebie kobiety. Zaczęło się od przyjaźni, w 1999 roku zaczęli funkcjonować jako para, a znajomi cieszyli się, że Daniel w końcu znalazł kogoś, kto potrafi okiełznać jego naturę. Natomiast Demska tak opowiadała o ich miłości: „Są różne etapy bliskości. Najpierw kogoś znasz, lubisz. Potem zaczynasz spędzać z nim coraz więcej czasu. Później są telefony dotyczące spraw prywatnych, bo chce się po prostu pogadać. Potem coraz więcej spotkań. Wspólna jazda na rowerze, konno, jakieś wyjścia do kina, długie rozmowy, komentowanie wydarzeń dnia. I nagle okazuje się, że ta osoba jest całym twoim życiem”. Niedługo będą świętować 20 lat małżeństwa.
Zobacz także: Versace: Niesamowita kariera i zagadkowe morderstwo geniusza
Mógł być naszym Deanem
Olbrychski należał do pierwszych polskich aktorów, których zauważono w Hollywood. Gdy wraz z ekipą „Popiołów” pojechał na festiwal do Cannes, po raz pierwszy złożono mu poważną propozycję. Nicholas Ray, reżyser „Buntownika bez powodu”, chciał podobno z niego zrobić drugiego Jamesa Deana. Daniel mógł już wtedy zostać na Zachodzie, ale przeszkodziły mu w tym formalności związane z wyjazdem. „Film Polski to była ubecka instytucja, gdzie pracowali ludzie mili, kochający kino, których obowiązkiem było nie dopuścić, żeby ktokolwiek zrobił karierę na świecie”, tłumaczył Olbrychski. Później grał na całym świecie, od Rosji po Hollywood, momentami nawet częściej za granicą niż w ojczyźnie, w językach, w których nie mówił biegle: włoskim i niemieckim. Aktor, spytany w „Dzień dobry TVN” o bilans, odpowiedział: „Jestem szczęściarzem, wiecznym optymistą. Dostałem od życia więcej, niż mogłem sobie wymarzyć”. A w programie „Uwaga! Kulisy Sławy” zapewnił: „Lew Tołstoj powiedział zdanie, z którym się całkowicie zgadzam: Największym szczęściem w życiu jest życie”.