Reklama

- Masz 80 lat? Tak staro-mądrze brzmią Twoje piosenki.
Czesław Mozil:
Niektórym ludziom się wydaje, że mówię mądre rzeczy, a wystarczy mówić prawdę. Choć inni pewnie muszą mnie odbierać jak debila, który nie potrafi zdania sklecić po polsku.

Reklama

– Ale ta Twoja prawda jest przyziemna, normalna. Nie ma w Tobie marzenia o szaleństwach?
Czesław Mozil:
Ale ja marzę! Chciałbym być aktorem! Więc kiedy widzę w „Igrzyskach śmierci” Jennifer Lawrence, chciałbym grać w takim filmie!

– Nie o takie marzenia pytam. Miłość w Twoich piosenkach jest przyziemna i elementarna. Żeby się tak złapać za rękę, trzymać i iść. A nie startować w kosmos!
Czesław Mozil:
Bo jakoś nigdy tego we mnie nie było. Miałem trzy poważne związki i dzięki Bogu wszystkie te dziewczyny są moimi przyjaciółkami. Ale już prawie pięć lat się nie zakochałem. Jak ja bym chciał się zakochać!

– Może jesteś za bardzo zakochany w sobie, żeby się zakochać w kobiecie?
Czesław Mozil:
Może tak jest… Ale raczej strasznie się boję tego, co miłość ze sobą niesie. Albo tego, co ja sobie na jej temat wymyśliłem. Na przykład, że może odebrać mi wolność, choć wiem, że tak mówi gówniarz, mały chłopczyk. Ale przez takie myśli parę razy straciłem miłość. Na dodatek miałem poczucie, że jeżeli nie mogę „ogarnąć” siebie, to jak mogę „ogarnąć” inną osobę czy dać jej coś z siebie?! A to jest pierwszy poziom związku. Nigdy jednak tam nie dotarłem i nie zobaczyłem, że potem mogę mieć coś, co pokona te lęki – bliskość i wsparcie innej osoby.

– Ale rzeczywiście miłość to jest utrata wolności, takiej, jaką znasz do tej pory.
Czesław Mozil:
Tak, i nie chodzi mi o wolność seksualną, ale też mentalną, co jest paradoksalne, bo ja jestem uzależniony od ludzi. Mam na przykład problem, jak w taki normalny wieczór siąść samemu przed telewizorem i oglądać film. Od razu szukam jakiegoś towarzystwa kobiecego albo idę do knajpy, baru. Odczuwam wtedy ekstremalnie samotność. W hotelu mogę spać sam, bo jestem w trasie, ale w swoim mieszkaniu mam z tym problem. Jeżeli mam być szczery… Gdybym mieszkał w Stanach, to już dawno bym poszedł do terapeuty. A tu jakoś zaakceptowałem te ostatnie pięć lat, to, że tchórzę totalnie.

Zobacz także: czym jest promiskuityzm

– Kiedy tchórzysz?
Czesław Mozil:
Tchórzę, kiedy czegoś się ode mnie wymaga. Kiedy słyszę faceta, który opowiada o swoim nieudanym podboju, porażkach, a i o tym, że się poddawał i na końcu zdobył jej serce, to mnie to strasznie jara.

– Że tak o nią walczył?
Czesław Mozil:
Tak. I wtedy robi mi się ekstremalnie smutno. Bo ja albo nie spotkałem takiej kobiety, albo po prostu dziecinnie zadzieram – po odmowie – nos do góry i myślę: Nawet nie wiesz, co straciłaś.

– Może w swoim życiu nie stworzyłeś miejsca na miłość?
Czesław Mozil:
Jak ty to mówisz, to brzmi to strasznie. A jak mam skojarzenia bardzo romantyczne, to jak dialog z końcówki filmu. Mam nadzieję, że tak nie jest. Jest muzyka. W liceum mówiłem swojej nauczycielce, że chętnie podpiszę kontrakt z diabłem, żeby żyć ze swojej muzyki.

– Mały Czesław, bo dzieci często tak mają, rzeczywiście w swoim pokoiku wzywał diabła, żeby podpisał z nim cyrograf?
Czesław Mozil:
Nie, ale to sobie wyobrażałem. Że gdyby przyszedł pan i powiedział: „W tej chwili, chłopczyku, masz wybierać: tak albo tak”, to powiedziałbym: „Chcę muzykę”. Ze świadomością, że coś za coś.

– Może więc podpisałeś ten cyrograf, bo może wystarczy go w myślach podpisać?
Czesław Mozil:
Albo go sobie wmawiać, albo używać jako ucieczki od problemów miłosnych. Mimo że uważam się za totalnego romantyka, to jeśli przyjaciółka, kochanka ma wchodzić w moje życie, trochę więcej miejsca w nim zajmować, to ja się od razu zwijam. I to nie pozwala mi poczuć tej osoby troszeczkę inaczej.

– W ten sposób nie poznajesz kobiet w ogóle.
Czesław Mozil:
Czasami, to brzmi strasznie nie fair, ale taka partnerka jest prawie jak substytut alkoholu czy tabletek na sen. Bo jest się po koncercie, adrenalina i trudno zasnąć, a łatwiej, kiedy masz partnerkę i wino. A 2011 rok to była ciągła adrenalina. Chciałem pokazać sobie i innym, że ja potrafię to, to i to, że można połączyć ten świat medialny z wiarygodnością artystyczną! Dlatego wymyśliłem z rok temu i powiedziałem menedżerce: „Asiu, zagrajmy w każdy poniedziałek, po tych lajfach w »X Factorze«. Zabukujmy poniedziałki w małych wioskach, żebym mógł zejść z telewizora, mentalnie też odsapnąć i być trzeźwy w poniedziałek rano. I żeby ludzie sprzed niedzielnego telewizora mogli mnie poniedziałkowego zobaczyć u siebie w mieście”.

– I jak oni Cię w te poniedziałki odbierają?
Czesław Mozil:
Przepięknie! I przychodzą dalej ci, którzy przychodzili cztery i pięć lat temu, co mnie bardzo cieszy. Gramy dość trudny koncert, złożony z bardzo starych kawałków, mało hitów, a ludzie rozumieją. Przychodzą na muzykę, a nie na gwiazdę niedzielnego wieczoru w TVN.

– Tak Czesław się uwiarygadnia przed sobą i widzami. A kiedy Czesław cierpi?
Czesław Mozil:
Jak ludzie próbują znaleźć gdzieś ściemę, we mnie, w moim graniu.

– A może Ty też cierpisz przez to, że się w sobie nie mieścisz? Nie masz takiego wrażenia, że jest Ciebie za dużo jak na jednego człowieka?
Czesław Mozil:
Tak mi powiedziała kiedyś menedżerka. I matka też: „Ty chcesz wszystko”.

– A umiesz w ogóle odpoczywać, oprócz alkoholu?
Czesław Mozil:
To coraz trudniejsze, nawet gry komputerowe, które kiedyś były dla mnie wielką rozrywką, przestają działać. Absurdalne jest to, że wszystko, od czego chciałem uciec, czyli to szkolne poczucie, że jesteś do tyłu, masz nieoddane zadania, wróciło. To poczucie mam, gdy chodzi o moją twórczość, mniej teraz tworzę czy piszę melodii. Teraz często siadam, bo wiem, że muszę siąść i „odrobić” muzykę.

– Jak zadanie z matematyki.
Czesław Mozil:
Prawie. A ja bym chciał dojść do takiego stadium, że będę po prostu tworzył. Jestem jeszcze strasznie, cholernie niedojrzały jako twórca. Muszę mieć dwa, trzy dni pijactwa, nudzenia się, ale w jednym miejscu. I jak się budzę troszeczkę skacowany, wtedy mogę pochodzić nago po mieszkanku, koło pianina siąść i zacząć się z nim dogadywać.

– Może odpoczywasz podczas „X Factora”? Siedzisz, słuchasz sobie muzyki…
Czesław Mozil:
Na pewno to nie jest praca, która mnie psychicznie i fizycznie wykańcza. Tutaj jestem sobą, przeżywam, taka trochę zabawa. Tylko że to trwa 25 dni w roku! I wiem, że w poniedziałek, kiedy wrócę z trasy, będą pustki. Może powinienem się nauczyć troszeczkę mniej balować na trasach, żeby takim nie wracać w poniedziałek, bo to jest jak domino – balujesz cały weekend, wracasz, pustka i masz wielką potrzebę pociągnięcia dalej tego balu…

– Wpadasz w taki pijacki dygot?
Czesław Mozil:
Tak, czasami coś takiego miałem. Po trasie jest poniedziałek i mam pięć dni, zanim pojadę znowu w trasę. I czasami ten bal trwał sześć dni. Wiem, że musi być balans, ale nie lubię takiej myśli, że idę na imprezę i wracam o godzinie drugiej.

– No to o której chcesz wracać?!
Czesław Mozil:
O drugiej. Ale dwa dni później. I lubię to, co taki bal może dać głowie, bal trzydniowy potrafi oczyścić mnie umysłowo…

– Oczyścić…
Czesław Mozil:
Tak, czuję się świeży, nowy umysłowo. Straciłem jeden dzień, kilka, ale bardzo zdrowo jest wrócić z powrotem. Jedną rzecz chciałbym tylko podkreślić – ja dużo pracuję, jestem bardzo zdyscyplinowany.

– Ale ciągle nie odrobiłeś wszystkich zadań, masz zaległości.
Czesław Mozil:
Inaczej. Moje życie składa się z pracy i z balowania.

– Nie boisz się alkoholizmu?
Czesław Mozil:
Boję się. Boję się wszelkich nałogów, ale próbuję…

– Mieszkasz w Krakowie, tamtejsi alkoholicy mówią o sobie, że nie są alkoholikami, tylko pijakami.
Czesław Mozil:
Mam meldunek w Krakowie, a kredyt spłacam w Warszawie, na Pradze. Uciekłem od Krakowa; był jednym z powodów mojego powrotu do Polski, chciałem zamieszkać w tym pięknym mieście. Ale tam nie ma prawie wieczoru, żeby ktoś mnie nie zaczepił, tam są bitki. Ostatnio wszedł gość do jakiejś małej knajpy i trzy gołębie wrzucił, krzycząc: „Niech was osrają!”. Rzuciłem się na niego. Kraków jest tak zakompleksiony, jeżeli chodzi o ten artyzm, nie mogą się wyluzować, czuć tą „spinę” w każdej knajpie. To jest jak komentarze na Pudelku razy tysiąc.

– Tylko trzeba znać cytaty z literatury.
Czesław Mozil:
Tak, a ja, mimo że mam matkę polonistkę, bardzo mało czytałem.

– Nie boisz się, że jesteś debilem, skoro nie czytałeś?
Czesław Mozil:
Skoro mam 32 lata, to sam już doszedłem do tego, że nie jestem debilem. Mam formę emocjonalnej inteligencji, choć intelektualnych zasobów dużo mi brakuje. I boję się alkoholizmu, jak boję się wszelkich innych nałogów.

– Tak jak boisz się miłości, tak się boisz alkoholizmu.
Czesław Mozil:
Inaczej. Moja menedżerka powiedziała mi tak: „Jesteś uzależniony, tylko uzależnienia się zmieniają”. Jest taka forma uzależnienia: jak tutaj coś się uspokaja, to nagle chodzę w inne jazdy, czy to są kobiety, czy…

– I co jest lepsze: seksoholizm czy alkoholizm?
Czesław Mozil:
Dzięki Bogu póki co jeszcze wiem, kiedy to i to robi się niesmaczne. To są ucieczki. Nie robię z siebie strasznego dramatu, jestem normalnym chłopakiem, lubię pracować. Ale wiem, że mi łatwo przychodzi rozwalać się na kawałki i potem muszę zbierać te klocki, bo jestem wielkim marzycielem, marzę sobie…

– O wielkiej muzyce?
Czesław Mozil:
Jak ja mogę marzyć o rodzinie, której nie mam? Teraz wszyscy moi przyjaciele zaczynają mieć dzieci, a co ja robię? Więc ja wierzę w rodzinę i dzieci, chciałbym się spotkać z tobą za parę lat i powiedzieć: „Jestem szczęśliwy”. Albo może jestem szczęśliwy, nawet jak jestem sam?

– Ja o muzyce, Ty o rodzinie. Męczy Cię ten brak miłości.
Czesław Mozil:
Nie mogę powiedzieć, że jest mi naprawdę dobrze w tej chwili. A znowu ta czułość, którą pamiętam, z tymi paroma partnerkami, ona jest niezwykła!

– Jesteś piewcą Polski B, C, przedmieść, małych miasteczek. W Twoich teledyskach większość bohaterów to zwykli ludzie ze swoim zwykłym życiem. Czemu Cię to tak urzeka?
Czesław Mozil:
Bo to jest niesamowite, że jest taka stacja jak TVN! Oni kreują tą Warszawę, Warszawa jest tutaj, tylko że bez tych mniejszych miasteczek by tej stacji nie było.

– Bo tam jest oglądalność.
Czesław Mozil:
Tak!

– I oglądalność przeżywa i Ty o tym piszesz i o tym śpiewasz. A co w ogóle o tym wiesz?
Czesław Mozil:
Może dużo nie wiem, ale byłem zmuszony do jeżdżenia po Polsce. Taki pan Andrzej Kuba Florek usłyszał naszą demówkę i zaczął nam organizować trasy. A że trudniej mu było załatwić koncert w Warszawie, jeździliśmy po prowincji. I tam spotykam ludzi, dla których ta Warszawa i to, co się dzieje w telewizji…

– To inny kontynent?
Czesław Mozil:
Tak! A tu nagle przyjechałem ja i jeszcze dziękują mi, że patrzę im w oczy!

– A nie miewasz na prowincji takich pokus, żeby jakąś dziewczynę stamtąd zabrać i tu ją, na ten kontynent Wawa wsadzić, zmienić jej życie, bo możesz to zrobić?
Czesław Mozil:
O tym jest taka piosenka „W sam raz”. Nie, bo to by było straszne dla niej i dla mnie.

– Moim zdaniem byś zrujnował nie ratował.
Czesław Mozil:
To rzeczywiście byłby hard core.

– Stoisz okrakiem między kontynentem Wawa i polską prowincją. I wygląda na to, że prowincja bardziej Cię podnieca.
Czesław Mozil:
Ależ pewnie! Uwielbiam ekipę, jak robimy „X Factor”, ale potem uciekam do swojej knajpy na Pradze, lokalnej. Powiem szczerze, że tu, na Pradze, pierwszy raz czuję się jak w domu, w tym moim dwupokojowym mieszkanku.

– Masz meble? Łóżko czy materac?
Czesław Mozil:
Mam meble. Nie mogę sobie pozwolić na wielki lans, 300 metrów kwadratowych, więc w tych 30 metrach mam białą podłogę, wreszcie mam kuchnię. Mam dużą wannę, bo moja eksdziewczyna powiedziała mi: „Pralka do kuchni i duża wanna”. I teraz prawie codziennie jej za to dziękuję, bo ta wanna mieści dwie osoby. Ale jak robisz łazienkę, kupujesz telewizor za 250 złotych, taki mały, i masz w łazience telewizor. I sobie oglądam tam dziennik, taki mały lans. Nic więcej. I jest pianino, jest kanapa i kupiłem sobie bieżnię. Tylko to się mieści. Rolety jeszcze na wszystkie okna, bo mam szkołę tuż obok. Kiedyś o tym zapomniałem i cztery okna piątej klasy przez chyba pięć minut patrzyło, jak chodziłem nago. Jak się obróciłem i ich zobaczyłem, a oni mój wzrok, zaczęli tak piszczeć! Więc ja szybko do windy, po rolety, zamówiłem pana i wszystko jest teraz ciemne.

– Jak się dogadujesz z Kubą? Obaj jesteście adehadowcy i samce alfa, więc jak się spotykacie, to chyba mówicie równocześnie i nie słuchacie się nawzajem?
Czesław Mozil:
Nie. Siedzimy te pół godziny, kiedy jedziemy na live, i wtedy jest świetna, piękna rozmowa. Ja ten czas wykorzystuję, żeby dostać parę porad.

– Czyli to on musi wygrać?
Czesław Mozil:
Ja sobie pozwolę powiedzieć, że nie zawsze wygrywa.

– Ale musi, ma ten pęd do tego. Ty też go masz?
Czesław Mozil:
Tak, ale on jest niezwykły. Ostry zawodnik.

– Kto więc jest większym samcem alfa – Ty czy Kuba?
Czesław Mozil:

– Ciężko Ci przechodzi przez gardło?
Czesław Mozil:
Logiczne, że ja, nie ma żadnej kwestii! O takich sprawach to ja z Kubą nie rozmawiam.

– Ciężka robota bycie samcem alfa. Trzeba zawsze udowodnić swoją przewagę.
Czesław Mozil:
To jest ciężka praca być samcem alfa koło Kuby, tak mówiąc z przymrużeniem oka. To jest człowiek bardzo wrażliwy i ma dużo dystansu.

– Tylko nie do siebie?
Czesław Mozil:
Dla mnie to jest frajda, że nie muszę mieć poczucia, że poznaję takie osoby, jak Tatianę czy Kubę, bardzo głęboko. Dla mnie wystarczy to, że mogę otworzyć się do pewnego punktu, z szacunkiem wobec nich, że po prostu mi się z nimi świetnie pracuje, a jutro spotykam swoją kapelę, zjem z nimi obiad, jest techniczny, kierowca, moja menedżerka – jak rodzina.

– A jak Ty skończysz?
Czesław Mozil:
Może się skończy nagle, bo widzę, mam przyjaciół, którzy kończą nagle.

– Ale możesz żyć uporczywie. Będziesz popadał w zapomnienie, taki przebrzmiały gwiazdor…
Czesław Mozil:
Tak bym nie chciał być zmierzły i zakompleksiony. Nie chciałbym, żeby wszystkie kompleksy, które mam, kiedyś obudziły się i pokazały inną część mnie. To by było straszne!

– Jakie masz główne kompleksy?
Czesław Mozil:
Jako muzyk, twórca. Zawsze jest pytanie, czy to, co się robi, ma sens, bo ja to chcę, ale może…

– Przeżyje Ciebie?
Czesław Mozil:
Tak. To jedna rzecz. Ale też czy przyjdzie dzień, że nie będzie ludzi na sali? Albo wielki strach, jak z bajki Andersena, że idzie król, a nagle jedno dziecko mówi: „Przecież on jest nagi, o co tutaj chodzi?”.

– Jesteś nagi?
Czesław Mozil:
W jakim sensie, że mam strach, czy to, co robię, komuś się nadal będzie podobać, czy następne będzie się podobać, czy przyjdą jutro na koncert? Za każdym razem jak wychodzę na scenę, nie oczekuję oklasków.

– Nie masz pewności, że będą?
Czesław Mozil:
Chciałbym, ale mogę tylko prosić cały czas o akceptację. Przed oklaskami jestem zesrany, bardzo pokorny.

– To jest strach, nie pokora. Pokora to jest coś innego. A jakie masz inne kompleksy?
Czesław Mozil:
Tego małego chłopaka, metr sześćdziesiąt dziewięć.

– Kurdupel?
Czesław Mozil:
Tak.

– Z brzuchem na dodatek, co prawda gubisz trochę ostatnio ten brzuch.
Czesław Mozil:
Gubię go przez 16 lat – od czasu, jak zacząłem pić piwo.

– Kurdupel z brzuchem jest bardziej wiarygodny, śpiewając o nieszczęśliwej miłości, wszystko się zgadza.
Czesław Mozil:
Tak. I z kurduplem to już się nic nie zrobi, ale z tym brzuchem… I to jest coś takiego, że inni faceci myślą: On nie jest żadnym zagrożeniem. A jestem.

Reklama

Rozmawiał Piotr Najsztub
Zdjęcia Adam Pluciński/MOVE
Stylizacja Dorota Zielińska
Makijaż Magda Pieczonka
Fryzura Sylwia Kiliś/Metaluna
Produkcja sesji Ula Szczepaniak

Reklama
Reklama
Reklama