Reklama

We wrześniu zeszłego roku Beata Sadowska urodziła swoje pierwsze dziecko. Przywitała na świecie syna, któremu nadała imię Tytus. Szybko jednak wróciła do pracy i nie zwalnia tempa jako dziennikarka i prezenterka. Ostatnio wydała nawet książkę. Przypomnijmy: Beata Sadowska promuje swoją książkę. Nie przyciągnęła tłumów

Reklama

Kilka tygodni temu Sadowska wraz z grupą innych dziennikarzy, wybrała się na Fuerteventurę, gdzie odbywały się zawody Ford Kite Cup. Wyjazd przebiegał we wzorowej atmosferze, ale problem pojawił się podczas drogi powrotnej. Beata opublikowała właśnie obszerny tekst, w którym opisuje swoją traumę z podróży samolotem, w którym opryskliwa stewardessa nie pozwoliła jej zająć wygodnego miejsca z 7-miesięcznym dzieckiem. Próby rozmowy nie przyniosły skutku, a sfrustrowana Sadowska zapowiada, że więcej linią lotniczą Travel Service Polska nie poleci.

Zastanawiałam się, czy to wszystko opisywać. Dałam sobie tydzień wolnego. Na złapanie dystansu. Pobiegłam maraton w Londynie. Pomyślałam - przejdzie mi. Ale nie przeszło. Po maratonie wróciłam jeszcze bardziej zdeterminowana, żeby napisać, co o tym myślę. Bo nie mam zgody na takie zachowanie. Niewiarygodne, jak odrobina władzy degeneruje. Jak łatwo ulec pokusie pokazania, kto tu rządzi (...) I pomyśleć, że wystarczyłaby przyjazna rozmowa. Wytłumaczenie, z jakiego powodu, dlaczego. Może ze względów bezpieczeństwa? Albo innych, o których ja nie wiem, a załoga pokładu powinna? I wiedzieć i opowiedzieć. Wystarczyło powiedzieć, że z tyłu samolotu jest wolny cały rząd i tam można się przesiąść i rozłożyć fotel, nie miażdżąc z tyłu nóg innego ojca z dzieckiem. Usiąść od okna albo na środkowym fotelu, gdzie nie ma przeciągu. Tak wiele, tak niewiele. Zamiast tego było chamstwo, złośliwość i olewanie, bo lekceważenie nie oddaje zachowania ekipy samolotu. Tysiek niestety rozchorował się po tej podróży, zgodnie z przewidywaniami doświadczonej współpasażerki - opisuje na NaTemat.pl

Sadowska twierdzi też, że stewardessa nie pozwoliła jej zająć wskazanego miejsca z uwagi na to, że trzymała tam swoje prywatne rzeczy.

Grzecznie podróżowały w nim - na fotelach oczywiście! - torby i laptopy szefowej pokładu i stewardess. Najwyraźniej ich nie dotyczy zakaz i reguła: wolne, gdyby ktoś się źle poczuł. Najwyraźniej torby zeskoczą z tych siedzeń dużo szybciej niż sprawna mama z dzieckiem. A w razie czego, z pewnością te torby i laptopy otworzą drzwi ewakuacyjne... Ech! Już nigdy nie polecę czarterem tych linii - zapewnia.

Waszym zdaniem dobrze, że nagłośniła tę sprawę w ten sposób? Czy powinna raczej złożyć skargę bezpośrednio do linii lotniczych?

Zobacz: Luksusy spłatały figle Marcinowi Tyszce. Przeżył chwile grozy w samolocie

Reklama

Beata Sadowska na premierze swojej książki:

Reklama
Reklama
Reklama