Reklama

Tylko w VIVIE! mówią o swoim związku, w którym różnice łączą, a nie dzielą.

Reklama

– Szaleństwo w oczach... Wyglądasz trochę dziwnie.
Janusz Radek:
Jeśli to, że teraz wbiegłem na drugie piętro po ruchomych schodach pod prąd, oznacza, że jestem szalony... Kochanie, robiłaś to kiedyś? Musisz spróbować.
Beata Radek: Jasiu, próbowałam, jak byłam małą dziewczynką.
Janusz Radek: O, dostało mi się. Patrzysz na mnie z lekką dezaprobatą. Tak naprawdę to staram się jednak nie przekraczać granicy między byciem szalonym a głupim. Po to mam tutaj te dwie panie, żeby mi tę głupotę wytykały.
Beata Radek: Nie powiedziałabym o tobie, że jesteś szalony. Raczej, że masz fantazję. Ale, Jasiu, jesteś bardzo odpowiedzialny.

– I dlatego, gdy na świecie pojawiła się Zuzia, zrezygnowałeś ze śpiewania?
Janusz Radek:
Śpiewałem i chciałem, żeby ludzie padali przede mną na kolana, a niestety, nic takiego się nie działo. Może dlatego, że mieszkałem w Krakowie, a nie w Warszawie (śmiech).
Beata Radek: To nie był twój czas.
Janusz Radek: Może masz rację? Zająłem się pracą w branży reklamowej. Codziennie chodziłem z laptopem do biura.

– Jakoś trudno mi sobie Ciebie wyobrazić w takiej roli.
Janusz Radek:
Ale tak było. Trwało ponad rok. Jak Zuzia się urodziła, pomyślałem, że muszę mieć stały dochód, żeby utrzymać rodzinę.
Beata Radek: Ta praca okropnie cię stresowała. Dlatego namawiałam cię, żebyś znowu zaczął śpiewać.
Janusz Radek: Pamiętam dzień, kiedy w końcu zrozumiałem, że muszę śpiewać. Zadzwonili do mnie z teatru w Chorzowie i zaproponowali rolę Judasza w przedstawieniu „Jesus Christ Superstar”. Wróciłem do śpiewania, ale za to przypięto mi łatkę śpiewającego aktora. Muszę to podkreślić – nie jestem aktorem. Tylko opowiadam, śpiewając.

– Szalony piosenkarz z warsztatem aktorskim i pani sędzia. Jak taki układ sprawdza się na co dzień?
Beata Radek:
Jasiu zazwyczaj nie zmusza mnie i Zuzi do jakichś ekstremalnych wyczynów. Życie bez tej jego fantazji byłoby nudne i większość czasu spędzalibyśmy przed telewizorem.
Janusz Radek: Nie musimy mieć telewizora, bo przecież sami dla siebie jesteśmy sporym potencjałem rozrywkowym.
Zuzia Radek: Ja dostałam telewizor.
Janusz Radek: To tylko monitor.
Zuzia Radek: Ale mogę na nim filmy oglądać. Oczywiście jeszcze jest niepodłączony, bo to jest za bardzo skomplikowane dla taty.

– Myślisz, że tata nie da rady?
Zuzia Radek: Nie sądzę. Prosił o instrukcję obsługi Mikołaja, ale jej nie dostał. Chyba był niegrzeczny.
Beata Radek: Nie jest grzeczny!
Janusz Radek: Musisz tak kategorycznie wydawać sądy?
Zuzia Radek: Przecież mama jest sędzią.
Janusz Radek: I wali prosto z mostu!
Beata Radek: Bo ja jestem konkretna, a ty nie.
Janusz Radek: Zawsze wam ulegam, chociaż się opieram, łapię za głowę, gdyż mam ograniczoną możliwość łapania się za włosy.
Beata Radek: I bardzo się cieszę, że nie masz już bujnej czupryny. Wyglądałeś wtedy okropnie. Chodził w szarym sweterku w paski, dżinsach i szarym, „powiewistym” prochowcu.

– Kiedy się poznaliście?
Janusz Radek:
Niech Beatka opowie.
Beata Radek: Mam nadzieję, że chociaż podstawowe daty pamiętasz. Janusz studiował prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim wtedy kiedy ja. W końcu wybrał historię. Chwała Bogu, bo prawnik byłby z niego żaden. A jeszcze śpiewający? Ten zawód wymaga dyscypliny, a Janusz takiej nie posiada.
Janusz Radek: Pamiętam, kiedy pierwszy raz zobaczyłem Beatkę. Wyglądała obłędnie.
Beata Radek: On był zaangażowany, a ja obojętna.
Janusz Radek: Myślałem o niej bez przerwy, włosy z głowy rwałem. Wtedy miałem jeszcze długie.
Beata Radek: Nie miałeś. Miałeś ohydnego baranka.
Janusz Radek: Pewnie masz rację. Byłem chłopakiem z robotniczego miasta, a zakochałem się w prawdziwej damie. Podsumowując – wiedzy nie udało mi się zdobyć, ale za to zdobyłem kobietę.
Beata Radek: Był czarujący i wpatrzony we mnie jak w obrazek. I bardzo umiejętnie ukrywał swoje wady.
Janusz Radek: Nie zawsze mi to wychodziło. Na pierwszym spotkaniu, jak zaprosiłem ją na kawę, nie starczyło mi pieniędzy, żeby zapłacić rachunek.

– Janusz, po kim odziedziczyłeś talent?
Janusz Radek:
Po ojcu. Chociaż mój dziadek też śpiewał.

– Śpiewali zawodowo?
Janusz Radek:
Zawodowo to oni zajmowali się zupełnie czymś innym. Dziadek to do końca nie wiem czym, tata był kierowcą. Kiedyś pojechał na przesłuchanie do Mazowsza i został przyjęty. Ale wybrał szkołę górniczą i budowanie Polski Ludowej. To były lata pięćdziesiąte i ze śpiewania w takim mieście jak Starachowice nie dałoby się wyżyć.

– A teraz da się wyżyć?
Janusz Radek:
Musiałem trochę na to popracować. Zamiast do Warszawy pojechałem do Krakowa i dlatego mój czas trochę się wydłużył. Talent, który odziedziczyłem, to był dopiero początek.

– W końcu jednak Ci się udało.
Janusz Radek:
Tak, nagrałem kolejną płytę, zrobiłem kilka fajnych rzeczy.

– Zaliczasz do nich „Oratoria”, które zrobiłeś razem z Piotrem Rubikiem?
Janusz Radek:
Wiedziałem, że prędzej czy później zadasz to pytanie. Gdy to robiliśmy, Polacy mieli potrzebę duchowości. Było ogromne zapotrzebowanie na melodyjne utwory tego typu. Ten pomysł bardzo mi się spodobał. I to, że będzie z nami grała orkiestra symfoniczna. Nikt nie spodziewał się aż tak wielkiego sukcesu. A każdy sukces musi mieć nazwę. Producenci wymyślili ją więc: „Oratoria Piotra Rubika”. On ma białe włosy, ładnie się uśmiecha. To było bardzo chwytliwe. Potem okazało się, że cała reszta też pracuje na Piotra Rubika.

– Żałujesz tego?
Janusz Radek:
Musiałbym być idiotą, żeby żałować. Skoro zrobiłem to konsekwentnie trzy razy, to dlatego, że mi się parę rzeczy podobało. Śpiewałem tam na miarę mojego wokalu. Nie sądzę, żeby ktoś dał sobie z tym radę tak jak ja. To było również moje osiągnięcie. Pomimo tego, co się potem stało. W tej chwili ani mnie to bawi, ani bulwersuje. Ważne jest, że to było dla mnie ciekawe doświadczenie i dawało satysfakcję. Dziś „Oratoria” to już dla mnie muzyka dawna (śmiech), teraz będę robił muzykę swoją. Niedawno nagrałem płytę „Dziękuję za miłość”.

– Jaka ona jest?
Janusz Radek:
Nie jest nudna. I na pewno nie jest „użytkowa”.

– Co masz na myśli?
Janusz Radek:
Przy muzyce ma się teraz dobrze prowadzić samochód, pisać na maszynie, relaksować. A ja chciałem, żeby ludzie podczas słuchania mojej płyty nie robili już nic innego. I mam nadzieję, że tak jest.

– Jesteś próżny.
Janusz Radek:
Każdy, kto wychodzi na scenę, jest próżny. A ktoś, kto mówi, że to robi po to, żeby ludzie byli zadowoleni, kłamie. Ja jeszcze na dokładkę chcę być popularny. Może teraz napiszę swoją płytę od początku do końca. Muzyka, słowa, aranżacja.

– Masz już gdzie pracować – w Twoim nowym domu.
Janusz Radek:
Tak. Mamy teraz piękny dom okupiony wielką krwawicą (śmiech).
Beata Radek: Nasz architekt na samym początku nam to zapowiedział.
Janusz Radek: Użył słów Winstona Churchilla, kiedy ten w 1940 roku obejmował urząd premiera: „Nie obiecuję wam nic innego jak tylko krew i ból” (śmiech).
Beata Radek: I niestety, miał rację. Przekonałam się o tym, gdyż to ja byłam koordynatorem budowy.
Janusz Radek: Bo ja, kochanie, zajmuję się sztuką. Muszę być wolny od przyziemnych spraw.
Beata Radek: Budowa trwała długo, ponieważ chcieliśmy mieszkać w domu, który będzie oddawał naszą naturę, naszego ducha.

– Kłóciliście się o to, jak ma wyglądać Wasz dom?
Beata Radek:
Tak. Ale chyba w takich momentach wszyscy się kłócą.
Janusz Radek: Nawet o kolor ścian...
Beata Radek: Kochanie, o kolor się nie kłóciliśmy.
Janusz Radek: Mówię przykładowo. Ja byłem za tym, żeby czasem odpuścić i wykorzystać jakiś inny materiał, który akurat jest dostępny. A Beatka się upierała, żeby czekać. I tak na łazienkę czekaliśmy trzy miesiące.
Beata Radek: Janusz po prostu chciał iść na łatwiznę.
Janusz Radek: Ja byłem za tym, żeby odpuścić, a ona, żeby nie odpuszczać. Jak zawsze.

– I jak Cię krytykują, to też nie pozwala Ci odpuścić?
Beata Radek:
Krytyka obchodzi się z nim dość pobłażliwie. Ja nie śledzę z wielką pieczołowitością, co o nim piszą.
Janusz Radek: Ja się z jednej strony bardzo przejmuję krytyką, a z drugiej strony w ogóle się nie przejmuję.
Beata Radek: Przejmuje się dzień lub dwa, a potem zaraz zapomina.

– Janusz, często rozmawiacie o Twojej karierze?
Janusz Radek:
Zdarza się, ale my w ogóle często popadamy w głębokie, szaleńcze dyskusje. Siadamy, pijemy winko, dyskutujemy. Aż się czasem za bardzo nakręcamy.
Beata Radek: Ale dochodzimy do wspólnej konkluzji.
Janusz Radek: Całujemy się i pogodzeni idziemy spać. To jest niesamowicie ekscytujące. Bo to tak, jakbym od nowa poznawał tę osobę. A znamy się już dwadzieścia lat.

– Powiedz, jesteś pierwszym recenzentem jego płyt?
Beata Radek:
Tak.
Janusz Radek: Czasem pierwszym recenzentem jest Zuzia. Bo ona siedzi ze mną w domu. Poza tym ona szybciej zapamiętuje tekst i mnie poprawia. Przychodzi i mówi: „Wiesz, tato, to mi się nie podoba”.

– I co wtedy?
Janusz Radek:
Szlag mnie trafia.
Zuzia Radek: Ale tata szybko przestaje się denerwować. I fajnie jest, kiedy mama wraca do domu i tata ją obcałowuje. Prawda tato? Zrobisz tak dzisiaj też?
Janusz Radek: Zrobię o wiele, wiele więcej...
Zuzia Radek: Braciszka?! Czy siostrzyczkę?
Janusz Radek: Wybieraj.
Zuzia Radek: Może być nawet z sierocińca, bylebym miała rodzeństwo.

Reklama

Rozmawiała: Katarzyna Zwolińska
Zdjęcia Iza Grzybowska/MAKATA
Stylizacja Bartek Michalec/METALUNA
Asystent stylisty Marcin Źarczyński
Makijaż Paweł Bik
Produkcja Magda Rzeszot

Reklama
Reklama
Reklama