"Kiedy ją zobaczyłam po operacji, to wiedziałam, że moje dziecko się kończy", mama Przybylskiej wspomina walkę aktorki z chorobą
"Kiedy ją zobaczyłam po operacji, to wiedziałam, że moje dziecko się kończy", mama Przybylskiej wspomina walkę aktorki z chorobą
Mama Ani opowiada o jej operacji.
1 z 5
5 października miną 3 lata od śmierci Ani Przybylskiej. Gwiazda przez rok walczyła z rakiem trzustki i robiła wszystko, żeby wyzdrowieć. Dziś jej mama, Krystyna Przybylska, w rozmowie z „Wysokimi Obcasami Extra” wspomina ostatnie chwile córki i moment, w którym straciła nadzieję na jej wyleczenie. Co powiedziała? Przeczytajcie więcej na kolejnych stronach galerii.
2 z 5
W lipcu 2013 roku Anna Przybylska dowiedziała się, że choruje na raka trzustki. Rozpoczęła walkę i już w sierpniu była po chemioterapii. Jeszcze wtedy wszyscy mieli nadzieję, że uda jej się pokonać chorobę. Teraz mama Ani Przybylskiej, Krystyna, mówi w wywiadzie dla „Wysokich Obcasów Extra” wprost - całkiem straciła nadzieję zaledwie rok później. Co wtedy się wydarzyło?
Zobacz: Nie brakowało wspomnień rodziny i wzruszeń... Za nami premiera biografii Anny Przybylskiej
3 z 5
W sierpniu 2014 roku Anna Przybylska wróciła z Ameryki, gdzie odpadła z programu leczenia. W Polsce poddała się operacji, która według Krystyny Przybylskiej, przesądziła o dalszym losie córki.
- Zaraz po przyjeździe postanowiła, że idzie po nóż. Dziś myślę, że to chyba przyspieszyło wszystko. Kiedy ją zobaczyłam po operacji, to wiedziałam, że moje dziecko się kończy. A jak jeszcze poprosiła mnie o suszarkę, to już tym bardziej wiedziałam. I nic nie mogłam. Nie mogłam krzyknąć, nie mogłam się popłakać... - wyznała Krystyna Przybylska w wywiadzie.
Dlaczego suszarka była tak wymownym znakiem dla Krystyny Przybylskiej?
4 z 5
Okazuje się, że suszarka zmniejszała cierpienie aktorki.
- Ciągle się grzała suszarką. Po brzuchu, po plecach - twierdziła, że ciepłe powietrze łagodzi jej ból - wyznała mama Ani Przybylskiej.
5 z 5
Mama Ani Przybylskiej opowiedziała też o chwili po śmierci swojej córki.
- O godz. 21. przyjechali po Anię. Późno, bo nie chcieliśmy, żeby była sensacja. Ale paparazzi już stali pod domem. Płonęły znicze. I wie pani, nie ma nic gorszego niż zabranie dziecka w worku. Do teraz słyszę ten trzask zasuwanych zamków i zapinanych pasów po bokach. Jedno, co było humanitarne, akurat może w przypadku Ani, to że był to biały worek, nie czarny. I jak ją zabrali, dopiero zdałam sobie sprawę, że naprawdę już jej nie ma. Zostało puste łóżko i suszarka do włosów wisząca z boku - powiedziała - Krystyna Przybylska na łamach "Wysokich Obcasów Extra".