Reklama

– Zawarłaś pakt z diabłem? Ostatnio wszystko, czego dotkniesz, zamienia się w złoto.
Anna Mucha:
To może być przekleństwo!... Ale to nie zasługa czarta. Myślę, że nauczyłam się zbierać pozytywne owoce tego, co robię. A pracuję już jakiś czas.

Reklama

– Dwadzieścia lat.
Anna Mucha:
Dokładnie. Chociaż tu jakiś diabeł musiał się wmieszać, bo tych dwudziestu lat pracy po mnie wcale nie widać.

– To, co się ostatnio dzieje wokół Ciebie, wygląda na efekt przemyślanej strategii. Siadłaś i pomyślałaś: muszę coś zrobić ze swoim życiem, teraz albo nigdy?
Anna Mucha:
Myślę, że to kwestia magicznej daty, ważnej dla każdego człowieka, a kobiety w sposób szczególny. Tak się składa, że zbliża się wielkimi krokami moja trzydziestka.

– Przeszło Ci to przez gardło?
Anna Mucha:
Tak, bo jestem szczęśliwa. Uważam, że to fantastyczny moment w życiu kobiety. Już nie damy sobie wielu rzeczy wmówić, już jesteśmy bardzo świadome siebie, swojego miejsca we wszechświecie, świadome swojego ciała, swojej siły.

– Ciało widziałem przed chwilą na sesji. Robi wrażenie.
Anna Mucha:
Dlatego chciałam, żeby mężczyzna przeprowadzał ten wywiad.

– Rozpływam się…
Anna Mucha:
Kobiety 30-letnie mają tę przewagę, że mają większy wybór.

– Mówisz o facetach?
Anna Mucha:
Mówię o życiowych wyborach. Już coś za nami, jednocześnie dużo przed nami. Teraz kumuluję swoją energię, staram się skoncentrować na tym, co się dzieje. Rezultaty są wyraźne – podpisuję kontrakty. Zagram w nowym serialu, przede mną kolejne wyzwanie teatralne, jestem jurorką „You Can Dance”. Nie będę ukrywać, że dla mnie ma to duże znaczenie.

– Kontrakt, pieniądze, sława?
Anna Mucha:
Praca. To podstawa, filar mojego życia. Praca jest ważniejsza niż moje zmęczenie. To bezczynność mnie wyczerpuje. W ciągu czterech ostatnich miesięcy miałam może jeden wolny dzień. Nawet gdy zwyciężyłam w „Tańcu z gwiazdami”, dostałam SMS od mojego pracodawcy: „Aniu, gratulujemy, jesteśmy z ciebie bardzo dumni. Jutro na planie o 7 rano!”. Od tamtej chwili minął miesiąc i codziennie o 6–7 jestem w pracy.

– Kiedy to się zaczęło? Kiedy dorosłaś do zmiany?
Anna Mucha:
Tak naprawdę ważne rzeczy nastąpiły dla mnie w ostatnich dwóch latach. Podróż do Azji, do Nowego Jorku. Jeśli praca jest filarem, to podróże są dla mnie siłą napędową. Azja nauczyła mnie pokory i dystansu do świata. A NY uświadomił mi, że nie mam powodu do kompleksów. Za swój pobyt w Stanach, za szkołę i za waciki płacę pieniędzmi zarobionymi na planie. Mogę przestać bawić się w fałszywą skromność.

– Ameryka wyleczyła Cię z kompleksu?
Anna Mucha:
Wyleczyła mnie z kompleksu telewizyjnego, z tego, że nadaję się tylko tam. Nauczyła mnie szacunku do pracy, tego, żeby dumnie podnieść głowę, z pełną świadomością i radością robić swoje. Serial czy show to żadna ujma. Wprost przeciwnie. Dzięki nim miałam komfort, by przyjąć pracę w teatrze, pracować w radiu i zaczynać od zera – za zerowe wynagrodzenie. Mogłam rozwijać się na różnych polach. Miałam wybór.

– I z ręką na sercu: „Ja, Anna Mucha, kocham telewizję i nic więcej nie pragnę”?
Anna Mucha:
Oczywiście, że nie. Będę bardzo szczęśliwa, jeżeli okaże się, że zwieńczeniem wielu lat pracy i tego, co ostatnio przeżywam, jest fabuła.

– A gdyby Ci zabrać „Taniec z gwiazdami”, „You Can Dance”, seriale? Jak byś się czuła?
Anna Mucha:
Ale już po wypłacie?

– Z sutą odprawą. Pytam, gdzie jest umiejscowione Twoje poczucie wartości? Ile jest warta Anna Mucha bez błyskotek?
Anna Mucha:
Opowiem ci historię z mojego dzieciństwa. Jestem jedynaczką i czasem musiałam bawić się sama. Pamiętam, jak przychodziłam do swojej mamy i mówiłam: „Mamo, nudzę się”. Mama powtarzała: „Inteligentni ludzie się nie nudzą”. To mnie bardzo mobilizowało. Teraz jest podobnie. Telewizji oraz popularności zawdzięczam pieniądze. Jeśliby okazało się, że z tym koniec, będę rozwijać się dalej, robić to, co kocham. Nie boję się.

– A Twój tato wie o Twoich sukcesach?
Anna Mucha:
A dlaczego pytasz?

– Staram się rozmawiać o sprawach ważnych. Czytałem, że poznałaś ojca bliżej, jak miałaś 18 lat. Ciekaw jestem, jaka to relacja?
Anna Mucha:
Powiedz mi, ile o mnie wiesz, a ja ci powiem, jakie gazety czytasz. Mogę ci podać dwa alternatywne życiorysy. Mój własny oraz ten, który wymyśliły tabloidy. Mój własny to prosty, mieszczański, zwykły życiorys. Dwójka młodych ludzi poznaje się na studiach, zakochują się w sobie. Na świat przychodzi ich jedyna córka, jak jej później tłumaczą: „Te dwie planety zderzyły się wyłącznie po to, żeby cię mieć”. Jestem miłością, największym skarbem. Dwa różne żywioły, które nie mogą być ze sobą, rozstają się, mają swoje życia, swoje sprawy. Jednocześnie wychowują mnie w olbrzymim szacunku do drugiej strony. Dziś tworzymy jedną rodzinę, która narażona jest na wysłuchiwanie plotek na swój temat. Ale jesteśmy na to odporni, ponieważ cały czas łączy nas wielki szacunek zbudowany na poczuciu własnej wartości oraz poczuciu humoru. I tyle na temat mojej rodziny. Taka jest prawda. Za to w tabloidach przeczytasz, że zostałam zostawiona przez ojca, przez matkę, wychowywali mnie dziadkowie, że miałam traumatyczne dzieciństwo, że byłam głodzona, chociaż może szkoda, że to ostatnie nie jest prawdą…

– Ciekawe, o tym nie słyszałem… Lubisz zmiany, które są wokół Ciebie?
Anna Mucha:
Bardzo. Dla mnie istnieje takie pojęcie, jak piekło świętego spokoju.

– Kiedy się zaczyna?
Anna Mucha:
Stagnacja, nuda…

– Nuda, czyli tylko osiem godzin pracy dziennie? Stagnacja – wolne niedziele?
Anna Mucha:
Podoba mi się ta interpretacja. Piekło to codzienna rutyna. Powtarzalność.

– Myślałaś sobie: Boże, ten serial do emerytury, ratunku?!
Anna Mucha:
Miałam taką myśl. Patrzyłam na swoich przyjaciół z serialu i zastanawiałam się, jak będziemy wyglądać za 20 lat, odgrywając ciągle te same sceny. I czy Madzia wreszcie będzie z Pawłem, czy ciągle nie?

– To Cię mobilizowało do zmiany?
Anna Mucha:
Na pewno. Ale wiesz, ja bardzo lubię wygodne życie, nie będę ukrywać, że serial jest bardzo przyjemną równowagą pomiędzy świętym spokojem a spłacaniem kredytu.

– Ciepła, bezpieczna posadka.
Anna Mucha:
Jednak po czterech latach pracy w jednym serialu musiał nastąpić płodozmian. Wyjazd do Stanów był momentem, kiedy postanowiłam zaryzykować swoją karierę w Polsce. Liczyłam się z tym, że znikając na rok, mogę nie mieć do czego wracać.

– Pani już dziękujemy… To wymagało odwagi?
Anna Mucha:
Na pewno. Na szczęście pojawiły się inne propozycje. Teraz w „M jak miłość” gram gościnnie.

– Byłaś zdeterminowana?
Anna Mucha:
Tak. Czasem warto powiedzieć „dość”.

– Masz taki sposób na życie, że stawiasz na swoim?
Anna Mucha:
Tak.

– Z mężczyznami też?
Anna Mucha:
Tak.

– Biedni ci faceci…
Anna Mucha:
Nie narzekają.

– Jesteś już na tyle poukładana, że możesz być z mężczyzną? Czujesz, że jesteś gotowa?
Anna Mucha:
Bardzo wierzę w to, że nie da rady stworzyć szczęśliwej relacji w momencie, kiedy się jest nieszczęśliwym samemu ze sobą.

– Znam wiele związków, które powstały, bo ludzie się wzajemnie pocieszali.
Anna Mucha:
Ale czy to są zdrowe albo szczęśliwe relacje? Wierzę w to, że trzeba mieć drugiemu człowiekowi coś do zaoferowania. Absolutnie nie oczekuję od drugiej osoby, że będzie wypełniała moje życie, dawała poczucie sensu. Wiesz, to byłby egoizm w czystej postaci. A nawet ktoś tak samolubny jak ja ma swoje ograniczenia.

– Jeszcze raz zadam pytanie: czujesz się dojrzała do poważnego związku?
Anna Mucha:
Jeszcze raz powiem, że mogę ci odpowiadać na takie pytania ogólnikami. Naprawdę takie sprawy cię interesują?

– Wyłącznie takie.
Anna Mucha:
Nie wierzę.

– To, co się dzieje między ludźmi, jest najważniejsze. Reszta to mniej lub bardziej istotne dodatki.
Anna Mucha:
To prawda. Ale nie rozkładajmy tego na szczegóły.

– Powiedziałaś, życie składa się z pracy i podróży. A gdzie miejsce na miłość?
Anna Mucha:
Nie w czasopismach. Zostawmy ten temat.

– Ciekaw jestem, gdzie ta granica intymności czy wstydu u Ciebie przebiega? Nie chcesz się zająknąć o swoim partnerze, a świecisz w „Playboyu” gołą – za przeproszeniem – pupą.
Anna Mucha:
Moje ciało to jest moje narzędzie pracy. O czym miałam okazję się przekonać – narzędzie, które można w bardzo przyjemny sposób wykorzystywać publicznie. Dzięki niemu odnoszę sukces.

– To prawda, perfekcyjne narzędzie.
Anna Mucha:
Natomiast kiedy świecę własną pupą, to na własną odpowiedzialność. W momencie, kiedy bym się zdecydowała na handlowanie swoją lub czyjąś prywatnością, to już by nie było świecenie własną pupą, ale zarabianie w sposób ujmujący godności. To za dużo.

– To się dowiedziałem. Márquez powiedział, że pisze po to, żeby ludzie go kochali. Ty grasz po to, żeby Cię kochano?
Anna Mucha:
Wiesz, co jest pociągające w mojej pracy? Jestem częścią olbrzymiej maszyny, która hipnotyzuje ludzi.

– Mucha Kaszpirowski?
Anna Mucha:
Tak, sprzedaję ludziom iluzję. Sprzedaję alternatywne życia, historie, opowieści. Dzięki temu ludziom żyje się być może lepiej, być może lżej albo tylko przyjemniej.

– Być może. A co Ty z tego masz?
Anna Mucha:
Czystą satysfakcję. Zostawmy te pieniądze. Mam satysfakcję podwójną. Z jednej strony zadowolenie rzemieślnika z dobrze wykonanej pracy, a z drugiej strony radość z osobistych i prywatnych historii, którymi ludzie się ze mną dzielą. Ostatnio w „Wysokich Obcasach” był wywiad z kobietą – wracając do świecenia gołą pupą – która jest chora na raka. Powiedziała, że zapragnęła zrobić sobie sesję zdjęciową po obejrzeniu moich zdjęć w „Playboyu”. Dla mnie najpiękniejszy w tej historii jest fakt, że zapomniała o chorobie, zapomniała o wszystkim, w czym tkwiła, i pomyślała o sobie. I zrobiła sobie małą przyjemność. Są takie chwile w życiu każdego człowieka, kiedy warto postawić na siebie. Choćby innym wydawało się to głupie, bez sensu, egoistyczne czy nienormalne.

– Masz duże poczucie wartości?
Anna Mucha:
Mam. Około metra sześćdziesięciu centymetrów.

– To na kilogramy się mierzy.
Anna Mucha:
Ach…To ostatnio mniej. Ale powiem ci, skąd to się u mnie wzięło. Moja mama, jak mnie budziła co rano, powtarzała: „Życie jest fantastyczne, spotka cię na pewno coś pięknego tego dnia”.

– Wierzyła w to czy odbębniała pedagogiczne zadanie?
Anna Mucha:
W to nie wnikam, najważniejsze, że jej uwierzyłam. Mama jest trzeźwo myślącą kobietą, chciała dać mi skrzydła, chciała, żebym miała odwagę. Żebym nie bała się ludzi, świata, żebym sięgała po swoje. Żebym się nie zrażała i podnosiła, jak trzeba. To jeden z najpiękniejszych darów, jaki mogła mi dać.

– Uważasz, że jesteś w najlepszym momencie swojego życia?
Anna Mucha:
Jestem ciekawa tego, co przede mną. Zapowiadają się dwie wspaniałe dekady, bo w „New York Timesie” ogłosili, że w życiu kobiety czterdziestka to nowa trzydziestka.

– Jakie plany?
Anna Mucha:
Dużo pracy. Wygląda, że cała ta popularność, cała sympatia ludzi, którą sobie zjednałam przez ostatnie cztery miesiące, stanie na…

– Kruchym, cienkim lodzie…
Anna Mucha:
Moich opinii w „You Can Dance”. Jako jurorka chcę być uczciwa wobec siebie, choćby to miały być niepopularne sądy. Liczę się z tym, że mogę się nie spodobać z wielu powodów. Z racji temperamentu, zachowania, tego, co powiem. No i mogę nie okazać się najbardziej miękkim podbrzuszem pozostałych dwóch jurorów.

– Oj, dasz im popalić!
Anna Mucha:
Tam się mogą wydarzyć różne rzeczy.

– Dlaczego tak Ci zależy? Dobrze płacą?
Anna Mucha:
(Śmiech). Słuchaj, ja zawsze bardzo dużo dostawałam od życia. I gdzieś w poczuciu swojej nieprzyzwoitości, bezkarności miałam również przekonanie, że musi być równowaga.

– Musisz coś stracić?
Anna Mucha:
Raczej oddać. Dlatego zawsze wspierałam młode inicjatywy, młodych, offowych twórców.

– Dając twarz czy pieniądze?
Anna Mucha:
W moim przypadku to jedno i to samo. Jestem prawie na banknotach. Talent to waluta. A ja w pełni angażuję się w pracę.

– Poszłaś do programu dla idei?
Anna Mucha:
Bez przesady, poszłam dla siebie. Natomiast moim zadaniem w tym programie jest wspierać fajnych młodych ludzi. Takich, którzy mają szansę na osobisty rozwój i karierę. Dlatego tak chętnie faworyzuję chłopców, a tak nieprzekonująco przemawiają do mnie niektóre dziewczęta – bo któż by chciał wychowywać konkurencję na własnej piersi?

– A co świadoma, zadowolona z siebie 30-latka…
Anna Mucha:
Jeszcze nie, w przyszłym roku dopiero.

– Przepraszam za pomyłkę. Więc co myślisz o domu, rodzinie, małżeństwie?
Anna Mucha:
To są rzeczy, do których mam szacunek, nie chciałabym rozmieniać się nawet na te tysiące egzemplarzy VIVY!

– Nie chciałabyś podzielić się swoją radością czy mądrością? Osiągnęłam jakiś etap, otwieram nowy…
Anna Mucha:
Nie.

– Rozumiem, Ty chcesz tylko ludzi bawić.
Anna Mucha:
Jeśli mam to robić, to chcę to robić szlachetnie.

– A macierzyństwo – to też słowo wyklęte?
Anna Mucha:
Macierzyństwo, starość oraz śmierć – to są etapy, które jeszcze mam przed sobą.

– Ciekawe, w jakiej kolejności?...
Anna Mucha:
To się okaże. Zobacz, nie użyłam słowa „nieśmiertelność”.

Reklama

Rozmawiał: Roman Praszyński
Zdjęcia Zuza Krajewska i Bartek Wieczorek
Stylizacja Jola Czaja
Asystentka Agnieszka Dębska
Makijaż WILSON/ D’VISION ART
Fryzury Piotr Wasiński
Manicure Marzena Kanclerska/NAIL SPA
Produkcja Elżbieta Czaja

Reklama
Reklama
Reklama