Reklama

Od 15 lat pracujesz za granicą. Gdzie jest teraz Twój dom?

Reklama

- Nowy Jork. Uwielbiam Manhattan.

A Brooklyn, Greenpoint – to chyba teraz najmodniejsze miejsca w Nowym Jorku?

- Euforia związana z Brooklynem opada. Od początku była sztucznie podgrzewana. Williamsburg (słynna, najmodniejsza ulica Brooklynu) to nie jest autentyczne miejsce, gdzie w sposób naturalny gromadzą się artyści, nowojorska bohema. To deweloperzy i inne branże, które chcą na tym zarobić, wymyśliły tę legendę i nieudolnie ją realizują. Mieszkańcy Brooklynu bardziej udają, że są na luzie, niż naprawdę są. Wszystko nadal kręci się wokół Manhattanu. Tu też pracuję, bo tu są wszystkie studia, ale też kina, teatry, knajpy. Całe życie nieustannie podróżuję, to przynajmniej ulubioną restaurację chcę mieć pod domem. Manhattan to miejsce, w którym mieszkam najdłużej. Z Polski wyjechałam z rodzicami, jak miałam 4 lata. Wróciłam, jak miałam 12 i wyjechałam, jak miałam 15. W Nowym Jorku mieszkam już ponad 8 lat.

Górny czy Dolny Manhattan?

- Dolny, Greenwich Village. Ale tutaj wszystko jest blisko. Jeśli chcę się dostać na Górny Manhattan, wskakuję w metro i wszędzie jestem w 15 minut. Lubię też nowojorskie taksówki. I rower – szczególnie wycieczki wzdłuż rzeki Hudson.

Budzisz w metrze sensację?

- Nie. Oczywiście odpowiednio się do metra ubieram. Zazwyczaj jestem w bluzie, dżinsach, trampkach lub uggsach. Nowojorczycy są przyzwyczajeni do tego, że modelki czy aktorzy pojawiają się na ulicach i nikt tu nikogo nie zaczepia. W mojej dzielnicy mieszka wiele gwiazd. Po drugiej stronie ulicy Cameron Diaz, za rogiem – Julianne Moore i syn Johna Lennona, Sean Lennon. Nie zauważyłam, żeby budzili sensację.

Gdy zaczynałaś pracę modelki, zrobiłaś dla agencji listę fotografów, z którymi chciałabyś pracować. Kto na niej był?

- Richard Avedon, Steven Meisel, Steven Klein, Mario Sorrenti, Camilla Akrans, Annie Leibovitz, Mario Testino… Powiedziałam sobie, że jeśli w ciągu dwóch lat nie spotkam się z żadnym z tych fotografów w studiu, zmieniam zawód. „Odhaczyłam” już wszystkich z tej listy. Wielokrotnie.

Jak to się robi?

- Trzeba się wpasować w nastrój, inspiracje fotografa. Wiedzieć, czego od modelki oczekuje. Dużo czytałam o każdym z nich, zanim pierwszy raz pojawiłam się na sesji. Mario Testino lubi żywiołowe dziewczyny. Steven Meisel jest zdystansowany, oczekuje na planie skupienia i ciszy. Hedi Slimane lubi takie cool dziewczyny w stylu grunge. Na sesję do Slimane’a nie założyłabym szpilek.

A pojawiły się po drodze nowe nazwiska na Twojej liście?

- Trzy tygodnie temu „odhaczyłam” fotografa, którego podziwiałam. To Juergen Teller. Nigdy go nie poznałam, on rzadko pracuje dla świata mody. Jechałam pociągiem z Paryża do Londynu. Na dworcu w Paryżu jest strefa VIP i tam go zobaczyłam. Podeszłam, przedstawiłam się, powiedziałam mu, że bardzo cenię jego pracę. Porozmawialiśmy, a potem rozeszliśmy się do swoich wagonów. Pociąg ruszył i jakiś czas potem Juergen znalazł mój przedział: „A co powiesz na zdjęcia teraz, tutaj, w pociągu?”. Zrobiliśmy wtedy całą sesję – w moich ciuchach, bez make-upu, fryzury itd. Od tego czasu zaprzyjaźniliśmy się. Wymieniamy SMS-y, zaprosił mnie na wystawę, podrzuca książki.

A modelki, które podziwiasz, to…

- Nadja Auermann, Linda Evangelista, Kristen McMenamy. Inspirują mnie od dzieciństwa.

Od czasu teledysków George’a Michaela?

- Dokładnie! „Too funky”, „Freedom”… Oglądałam je na okrągło. To te teledyski sprawiły, że postanowiłam zostać modelką.

Dzisiaj Ty należysz do starej gwardii. Zajęłaś ich miejsce w branży.

- To prawda. Dawniej, kiedy gromadziłyśmy się za kulisami przed pokazem, znałam wszystkie dziewczyny, teraz czuję się jak rodzynek, praktycznie żadnej z nich nie znam. A jak czasem coś zagadam, czuję potężną przepaść między nami. To się chyba po polsku nazywa „różnica pokoleniowa”.

Są wśród młodych modelek takie, którym wróżysz wielką karierę?

- Tak, na przykład Nadja Bender. Ale dzisiaj świat modelingu wygląda inaczej niż w czasach, kiedy ja startowałam w zawodzie. Jest dużo młodych modelek, 85 procent z nich jest przezroczysta, bez osobowości. Pojawiają się w jednym sezonie, potem znikają, a na ich miejsce pojawiają się kolejne, równie przezroczyste.

Jak świat mody zmienił się w ciągu tych 15 lat Twojej pracy?

- Zmieniło się wiele, nie tylko dziewczyny. Kiedy ja startowałam, nie było Internetu. Wiedzę o modzie czerpałam z magazynów. W tej chwili dostęp do informacji jest nieporównanie łatwy – są tysiące modowych blogów i portali. Sesje też się zmieniły. Wszystko dzieje się szybciej, bo są mniejsze budżety. Jeszcze kilka lat temu na sesję do magazynu mody wyjeżdżało się na cztery czy pięć dni. Dzisiaj zdarza mi się, że robię dwie sesje w jeden dzień. Jest więcej magazynów, więcej fotografów, stylistów, makijażystów. Jak zaczynałam, to kluczowi, jeśli chodzi o karierę modelki, byli fotografowie, ale ostatnio najwięcej do powiedzenia mają styliści. Dziesięć lat temu dziewczyna, która otwierała pokaz Prady albo pojawiała się na okładce włoskiego „Vogue’a”, miała gwarantowaną karierę. Dzisiaj to już nic nie znaczy.

Dzięki blogom modowym w ciągu ostatnich lat rozwinął się street style. Wiele kompletnie anonimowych dziewczyn stało się z dnia na dzień ikonami mody. Co o tym sądzisz?

- Nie mam nic przeciwko temu. Irytuje mnie tylko, kiedy takie piękne, bogate i dobrze ubrane kobiety z dnia na dzień zatrudnia się w roli stylistek. To, czy ktoś się dobrze ubiera, nie ma wiele wspólnego z tym, czy będzie dobrym stylistą. Najwięksi światowi styliści, tacy jak Joe McKenna, Karl Templer czy Patti Wilson, czasem ubierają się wyłącznie na czarno i nie rozstają z trampkami, nie mają czasu na to, żeby myśleć o swoim stylu.

A Twoje ikony mody?

- Debbie Harry, Patti Smith, David Bowie. Dzisiaj gwiazdy są bardziej zachowawcze.

Ile z Twojego sukcesu to uroda?

- Myślę, że w moim przypadku chodzi bardziej o fotogeniczność, plastyczność twarzy niż urodę. Potrafię się zmieniać przed obiektywem pod wpływem makijażu, fryzury, ciuchów. To jest jakieś 50 procent mojego sukcesu.

A druga połowa?

- To umiejętność nawiązywania kontaktu z fotografem, wyczucia klimatu sesji, pracowitość.

Jaka jest najmądrzejsza rada, którą dostałaś w tej branży?

- Żeby nie brać wszystkiego do serca. Trzeba być odpornym zarówno na komplementy, jak i krytykę.

Często spotyka Cię krytyka?

- Rzadko. Ale w świecie mody tak już jest, że łatwo można się do wszystkiego przyczepić. Usłyszałam już o sobie, że jestem za niska i za wysoka, że mam za szerokie i za wąskie biodra, za dużo i za mało osobowości. Co ciekawe, najwięcej krytyki spotyka mnie w Polsce. Ostatnio pracowałam z polskimi fotografami, którzy po powrocie do kraju zaczęli rozpowiadać, że mam nieproporcjonalną w stosunku do sylwetki, za małą głowę. I dlatego nie udało im się zrobić żadnego dobrego zdjęcia. W Polsce przyczepiają się też do mnie, że na zdjęciach mam za często otwarte usta. Czy to moja wina, że takie zdjęcia edytorzy wybierają do publikacji?!

Reklama

Cały wywiad z Anją Rubik przeczytacie w najnowszym numerze magazynu "Viva!" (06/2013).

Reklama
Reklama
Reklama