Agnieszka Dygant to wyjątkowa aktorka filmowa i serialowa, która od lat hipnotyzuje widzów swoją charyzmą i pięknym, szerokim uśmiechem. Teraz nadszedł czas na nową rolę – ambasadorki perfum Avon Her Story. Ten kwiatowy zapach inspiruje, by podążać własną ścieżką, niezależnie od tego, co mówią inni. Agnieszka Dygant nie ulega modom dzisiejszego świata oraz jest wierna sobie i swoim wyborom. Przyjmuje role, które uważa za wartościowe. Nie bywa tam, gdzie trzeba być, tylko tam gdzie chce. Mówi to, co uważa za ważne, nie to, co inni chcą usłyszeć. Udowadnia, że podążanie własną drogą pomaga spełniać marzenia. Ostatnio mieliśmy przyjemność rozmawiać z gwiazdą i zadać jej wiele pytań, m.in. czy nadal ma tremę na planie filmowym i jaka kobieta inspiruje ją najbardziej.

Reklama

Czym jest dla Pani kobiecość?
Ostatnio rozmawiałyśmy o tym w gronie kobiet i doszłyśmy do wniosku, że jest to połączenie kilku cech: pewności siebie, seksapilu, osobowości i charyzmy.

A dla Pani? Która cecha jest najważniejsza?
Chyba charyzma, czyli zdolność narzucenia siebie innym, wywierania wpływu. Zdaje się, że to ważniejsze niż uroda, czy nawet inteligencja. Nie twierdzę, że to dobrze, ale chyba tak niestety jest (śmiech). Posiadanie tej cechy sprawia, że ktoś staje się atrakcyjny, staje się idolem.

Czy była jakaś kobieta, którą się Pani inspirowała się w swoim życiu? Aktorka albo ktoś z Pani rodziny?
Na każdym etapie ktoś inny. Pamiętam, że kiedy byłam dzieckiem, chciała być jak Bruce Lee. Znać sztuki walki, pokonać wszystkich i zadziwiać fizyczną tężyzną (śmiech). Ale była też np. Romina Power, która śpiewała z Albano w satynowej sukience z kwiatem we włosach. Też chciałam występować, ładnie się uśmiechać i wszystkim podobać. Pamiętam, że zastanawiałam się, czy Albano to jej mąż czy ojciec (śmiech). Wydawała mi się tak piękna, że nikt do niej nie pasował. Później przyszły poważniejsze inspiracje: Meryl Streep, Jack Nicholson. Pamiętam też, że chciałam być Krystyną Jandą. Podobał mi się jej trochę nerwowy, energetyczny styl bycia. Uwielbiałam film „Kochankowie mojej mamy” czy monodramy „Biała bluzka” Agnieszki Osieckiej, „Shirley Valentine”.

Mat.prasowe Avon

Czy woli być Pani w świetle reflektorów, czy raczej drugi plan?
Mama mówi, że jako dziecko lubiłam grać pierwsze skrzypce, popisywać się i być w centrum uwagi. To cecha, która w moim życiu zawodowym się przydaje, bo bez niej trudno np. być frontmenką i ciągnąć główną rolę. Z drugiej strony, czasem bycie na świeczniku może doskwierać. Szczególnie gdy jestem na wakacjach z rodziną i chcemy spędzić czas tylko w najbliższym gronie, mieć swoje tajemnice.

Zobacz także

Miewa Pani jeszcze tremę?
W oficjalnych sytuacjach, kiedy muszę wyjść wystrojona i coś powiedzieć. Takie momenty trochę mnie stresują i wtedy mam tremę. Inaczej jest w pracy, nawet na dużym planie filmowym. Nie przejmuję się tym, że ktoś na mnie patrzy, że wokół jest ekipa, nawet przy trudnych czy intymnych scenach. To jest miejsce, które znam, lubię i tremuję się tylko wtedy, kiedy coś mi nie wychodzi.

Czy było tak od samego początku?
Nie, kiedyś plan filmowy mocno mnie stresował. Obecność tylu ludzi w momencie, gdy musisz się skupić, wykonać swoje zadanie, była deprymująca. Do dziś jest tak, że jak zaczynam grać nową postać, to przez kilka pierwszych dni czuję się trochę stremowana. Bo rola mi jeszcze „nie siedzi” i myślę, że wszyscy to widzą. Wtedy czuję jakbym miała 10 rąk, 3 głowy i 4 nogi, że żadne z nich nie należy do mnie i nie mogę opanować swojego ciała (śmiech). Po kilku dniach zazwyczaj to mija.

Miała Pani jakąś rolę filmową, w którą było trudniej Pani wejść?
Do wszystkich ról staram się rzetelnie przygotowywać i szczerze mówiąc każda z nich wymaga skupienia, analizy i prób. Za każdym razem ta trudność polegała na czymś innym. Niania była komediowa, dużo mówiła, śmiała się, była rozedrgana – wymagała ode mnie dużo energii. Czasem wypicie nawet 3 kaw nie wystarczało, żeby się odpowiednio nakręcić (śmiech). A np. przy Botoksie Vegi wręcz przeciwnie. Bohaterka zapadała w śpiączki i trzeba było się wygasić. Co przy moim temperamencie też było pewnym wyzwaniem (śmiech). Nie, nie pamiętam, żeby któraś rola była szczególnie wymagająca w porównaniu do pozostałych.

Dlaczego zdecydowała się Pani zostać ambasadorką perfum „Her Story” Avon?
Spodobał mi się pomysł całej kampanii. Idea wspierania siły, odwagi i mądrości. Symbolem tych cech jest irys, który znajdziemy również w perfumach Her Story. Avon kojarzył mi się z kampanią Avon Kontra Rak Piersi. Z marką, która od początku jest prokobieca.

Przyznaję, że jestem zachwyconą tą kampanią!
To miło. Bardzo się staraliśmy. Przy tym projekcie spotkało się dużo twórczych osób. Miło wspominam reżyserkę i dziewczyny z Avon, które były dużym wsparciem. Szczerze mówiąc reklama też mi się podoba. Jest nowoczesna i dynamiczna. Wydaje mi się, że pasuje do perfum Her Story.

A co najbardziej urzekło Panią w perfumach Her Story?
To, że jest wyrazisty. A ja lubię wszystko co wyraziste: ludzi, smaki, kolory. Ten zapach po prostu ma zadziora!

Perfumy Her Story od Avon

Mat.prasowe

W dzisiejszym świecie bardzo łatwo jest podążać za innymi ludźmi i korzystać z ich rad. Znacznie trudniej jest powiedzieć B, gdy wszyscy mówią A. Her Story od Avon powstały, aby inspirować do podejmowania własnych decyzji i tworzenia swojej niepowtarzalnej historii. W sercu kompozycji rozwija się irys, jedna z cenionych nut w perfumiarstwie, który symbolizuje odwagę, mądrość i siłę. Dzięki połączeniu go z aromatem różowego pieprzu oraz nutami paczuli, bergamotki i brzoskwini powstał zapach, który podkreśla kobiecą siłę i roztacza pełną inspiracji aurę! Kompozycja została zamknięta w minimalistycznej, nowoczesnej butelce.

Perfumy Her Story można zamówić u Ambasadorek Piękna Avon lub kupić za pośrednictwem strony www.avon.pl, przez iKatalog AVON, w cenie od 49,99 zł.

Rozmawiała Katarzyna Brzeg-Wieluńska

Reklama

Materiał powstał we współpracy z marką Avon

Reklama
Reklama
Reklama