Reklama

Nie potrafi siedzieć bezczynnie i zawsze daje z siebie 100 proc., bez względu na to, czy śpiewa na koncercie, nagrywa program w telewizji, czy gotuje zupę dla dzieci. Kiedy pandemia zamknęła Agnieszkę Chylińską w domu, gwiazda napisała kolejną, w sumie już ósmą powieść. Choć „Anka Skakanka” to książka dla najmłodszych, autorka porusza w niej też poważne tematy. Nam Chylińska opowiada, jak ona i jej trójka dzieci radzą sobie w pandemii, jak się nie zamartwiać trudną sytuacją i docenić to, co się ma, oraz o tym, czego sobie i innym życzy na święta.

Reklama

Pierwszą książkę dla dzieci napisałaś osiem lat temu. Pamiętasz impuls, który cię do tego skłonił?

To było moje marzenie z dzieciństwa, jeszcze zanim zaczęłam w ogóle myśleć o muzyce. Nieraz potem próbowałam pisać dla dorosłych, ale nie przychodziło mi to naturalnie. Zawsze czułam presję, że gdybym wydała taką książkę, zaczęłoby się ocenianie, czy aby jestem godna miana „prawdziwej pisarki”. W przypadku dzieciaków piszę z głębi serca. Czuję większą swobodę, być może dlatego, że mam dobry kontakt ze swoim wewnętrznym dzieckiem. Z wielką czułością też myślę o wszystkich książkach ze swojego dzieciństwa.

A o których szczególnie?

Oczywiście na pierwszym miejscu jest „Zapałka na zakręcie” Krystyny Siesickiej, potem są książki genialnych Ewy Lach i Lucyny Legut. Kochałam też „Dzieci z Bullerbyn” i „Karolcię”. Były jeszcze te wszystkie opowieści z serii „Poczytaj mi, mamo”. Dziś chętnie do tego wszystkiego wracam jako mama trójki dzieci, które w szkole mają zadawane lektury. Myślę, że w literaturze dla młodych zawsze pociągała mnie prosta historia z happy endem. We mnie jest ogromna tęsknota za dobrymi zakończeniami wszelakich historii.

Nawet ostatni rozdział twojej nowej książki ma tytuł „Musi być dobrze”. Ale piszesz też o rozwodach i umowach śmieciowych, na których pracują rodzice małych bohaterów. To nie są za trudne tematy dla dzieci?

W moim pokoleniu pokutował taki sposób wychowania, że o pewnych rzeczach rodzice z dziećmi nie rozmawiali, co miało nas niby chronić i pozwolić nam łagodniej wkroczyć w dorosłość. Ja się z tym nie zgadzam. Oczywiście nie twierdzę, że trzeba dzieci zapraszać do wszystkich spraw dorosłych. Nie mam jednak poczucia, że moje dzieci podczas rozmów np. o koronawirusie powinny zatykać uszy i wychodzić do swojego pokoju To chyba wynika z subiektywnych doświadczeń, bo ja akurat nie lubiłam sytuacji, kiedy rodzice rozmawiali o czymś stłumionym głosem. Wiadomo, że im bardziej stłumiony głos, tym dzieciak chciał wiedzieć więcej. Potem i tak dowiadywał się o wszystkim okrężną drogą i sam po swojemu interpretował. Dlatego w książkach nie unikam trudnych tematów. Mam poczucie, że nasze dzieci są teraz bardzo dzielne i wytrwałe. Moje oczywiście chciałyby więcej widywać się z przyjaciółmi, odwiedzić dziadków, pobrykać… Świetnie jednak potrafią poradzić sobie w sytuacjach kryzysowych. Podchodzą do nich jak do wyzwania, a czasem nawet jak do zabawy. Oczywiście wiele zależy od nastawienia rodziców, bo jeśli my będziemy histeryzować, to im się ten nastrój udzieli.

A zdalne nauczanie? Nie boisz się, że elektronika zbyt szybko wkracza w życie maluchów?

Nawet jeśli bardzo chcielibyśmy wcisnąć dzieciom w ręce liczydło czy pokazywać im w kółko bajkę o Smoku Wawelskim z 1969 roku, to i tak wiadomo, że kiedyś młodzi rozwalą system. Warto czasem zaufać dzieciom.

Anka Skakanka z twojej książki, jak można się domyślić, kocha być w ruchu. Ale też niechętnie patrzy ludziom w oczy, nie lubi się przytulać, wymyśla opowiadania o baśniowych zwierzętach. Kim jest ta dziewczynka?

Nie zdradzę wielkiej tajemnicy, mówiąc, że zawsze zawieram w moich książkach postaci, które dobrze znam. W Ance jest więc trochę mnie samej i odrobina moich córek i ich przyjaciół ze szkoły. To jest towarzystwo rozbrykane, czasem nadpobudliwe, potrzebujące uwagi i bardzo kochane. Sama byłam w dzieciństwie nazywana żywym srebrem. Gdyby według dzisiejszych standardów próbowano mi w latach 70. wystawić diagnozę, to przypisano by mi pewnie wiele różnych. Dziś na wszystko jest nazwa (śmiech). Brakowało mi książek o dzieciach niezwykłych, wrażliwych, może inaczej odbierających świat, więc zaczęłam pisać.

Wiele osób jest ci wdzięcznych, że po głośnej decyzji Trybunału Konstytucyjnego ograniczającej prawo do aborcji ty, osoba wierząca, opowiedziałaś się za wolnością wyboru.

Wyrosłam już z potrzeby zabierania głosu w każdej sprawie, w tym wypadku jednak miałam poczucie, że chodzi o sprawę arcyważną. Przymusiły mnie do tego okoliczności, a konkretnie presja wywierana przez ludzi, którzy o rodzinie, związku, macierzyństwie i tacierzyństwie nie mają zielonego pojęcia. Uznałam, że jako osoba, która zna od podszewki temat dzieci potrzebujących wsparcia, mam może nie obowiązek, ale prawo się wypowiedzieć.

W „Ance Skakance” piszesz: „Pani Maja miała teraz mnóstwo czasu na to, by po wielu latach życia w pośpiechu i wypełniania licznych obowiązków związanych z byciem sławną Panią Pianistką w końcu usiąść i zastanowić się nad tym, czy wszystkie te nagrody, trofea i liczne dyplomy oraz mieniące się złotem medale sprawiły, że jest szczęśliwą kobietą”. Czujesz się szczęśliwą kobietą?

Pandemia złapała mnie w dobrym dla mnie czasie, kiedy już potrafiłam nie myśleć o zamknięciu w kategoriach straty. Owszem, musiałam przerwać trasę z okazji 25-lecia obecności na scenie. Trochę szkoda, bo pięknie nam się ta trasa zaczęła. Ale podeszłam do nowej rzeczywistości bez stresu. W życiu nie podejrzewałam siebie o taki spokój i cierpliwość! To chyba oznacza, że się starzeję (śmiech). Odpowiadając na twoje pytanie wprost: mam poczucie, że jestem kobietą spełnioną. Choć, przyznaję, tęsknię za ludźmi, spotkaniami z czytelnikami. Uścisk dłoni, przytulenie, popatrzenie sobie w oczy – okropnie mi tego brakuje.

Mniej już chyba w tobie buntu?

Moje doświadczenia życiowe nieraz pokazały, że plany mogą się drastycznie zmieniać, więc jestem już zahartowana. W kryzysach uruchamia się we mnie podejście zadaniowe: jak wszystko ogarnąć – od spraw bytowych, przez logistykę zajęć szkolnych moich dzieci, po plan, co dziś na obiad ugotować. Czy pani gwiazda, czy pani pracująca na poczcie – wszyscy mamy podobne kłopoty. Opinia, że piosenkarze są osobami bardzo bogatymi, jest krzywdząca dla naszego środowiska. Wiem, że tak się powszechnie uważa, ale to nie zawsze prawda.

Tęsknisz za koncertowym życiem?

Uczciwie przyznaję, że czasem lubiłam sobie uciec z domu, wyjechać na koncert, być przez chwilę umalowaną gwiazdą, by potem z potrójną mocą wrócić do dzieci, mieć power i znów gotować im zupy jak typowa matka Polka. Na szczęście podczas pandemii okazało się, że w domu mam wiele rzeczy do sprzątnięcia, odnowienia, pomalowania. Odkryłam na strychu sto zapomnianych siat z fantastycznymi rzeczami. W końcu mogłam się przyjrzeć moim wszystkim zakurzonym nagrodom i pierwszy raz w życiu tak naprawdę się nimi nacieszyć. O dziwo, wcale moje myśli nie krążyły wokół tego, jaki to był koszt, tylko jakie to wszystko było dobre.

Agnieszka Chylińska, kobieta, która chwili nie umie usiedzieć w miejscu, w końcu się zatrzymała?

Patrzę na ten czas jak na szansę dla mnie doświadczenia życia prawdziwego. Już tłumaczę! Cieszę się, że życie teraz postawiło mnie w takiej sytuacji, że musiałam nagle i na nowo odnaleźć siebie sprzed 1994 roku, sprzed sukcesu. Maseczka paradoksalnie dała mi ogromną wolność. To było dla mnie genialne doświadczenie np. wsiąść do autobusu czy tramwaju pierwszy raz od 26 lat. Praktykowałam też ostatnio spokojne spacery w miejscach, w których jeszcze niedawno absolutnie bym się nie pojawiła, by nie budzić niepotrzebnego zainteresowania. Miałam czas na to, by jeździć na rowerze, o czym zawsze marzyłam.

Marzyłaś, by jeździć na rowerze?

Późną wiosną i latem zwykle nie miałam na to czasu, bo w moim kalendarzu były to tygodnie wytężonej pracy koncertowej. Dziś sobie myślę, że zostałam w taki sposób wychowana – a może życie mnie tak nauczyło – że utrata czegoś zawsze jest szansą na coś nowego. Tęsknota i frustracja, że się coś straciło, bywa więc dywersją, która obciąża nas jak sweter w wodzie – nasiąka wodą i utrudnia nam ruchy. Kiedy ma się w domu dzieci i trzeba przy nich zachować spokój, bo one chcą przytulania, uśmiechu i naszej pogody ducha, to przyznam się uczciwie, że nie bardzo jest czas na roztrząsanie sytuacji. Po prostu zabrałam się do gotowania obiadów i odrabiania lekcji. W moim kalendarzu pojawiły się niezapisane kartki, białe pola, ale czy to oznacza, że mają pozostać puste?

Podobno teraz robisz sporo rzeczy, na które kiedyś nie miałaś czasu. Jeśli rzeczywiście angażujesz się w życie rodzinne, to ta wolna chwila jest dopiero późnym wieczorem, kiedy wszystkie lekcje są już odrobione, a naczynia pozmywane.

Myślę, że wiele czytelniczek może poczuć się rozczarowanych, bo nie powiem teraz niczego spektakularnego. Nie planuję np. ucieczki na Teneryfę. Natomiast liczba czapek wydzierganych przeze mnie na szydełku jest ogromna. Podobnie liczba kursów motoryzacyjnych wkrótce też będzie imponująca.

Zaraz, zaraz! Robisz kurs, by móc jeździć większym pojazdem, np. kamperem?

Choć powiłam, to jednak jestem typem samotnego wilka, więc kamper odpada. Żartuję! Powiem tak: staram się być w ruchu, a pasja do motoryzacji obecnie ratuje mi skórę.

Na koniec mam jeszcze jeden fragment twojej książki: „Boże Narodzenie w tym roku odbywało się w zupełnie innej atmosferze. Przy wigilijnym stole zasiadły tylko najbliższe osoby. Widać było teraz bardzo wyraźnie, kto tak naprawdę jest bliski”. Smutna to perspektywa.

Znów nie mogę się z tobą zgodzić. Dla jednych to jest rozpacz, dla innych szansa na święty spokój. Nigdy nie byłam fanką sztucznych uśmiechów przy stole wigilijnym. Wierzę, że jeśli z kimś mamy prawdziwie mocną relację, to wiadomo, że nasza miłość nie rozwali się z tytułu chwilowych obostrzeń spowodowanych ochroną zdrowia. Zobaczymy się przecież i uściskamy za kilka miesięcy. Już niedługo. Dla mnie w świętach nigdy nie chodziło o plastikowe dekoracje, ale o tego ducha i nadzieję, że każda burza kiedyś mija. Życzę wszystkim, byśmy więc byli zdrowi i mieli przy sobie bliską osobę, i byli kochani. Wtedy łatwiej przeżyć nawet tak ekstremalne historie jak pandemia, która nam się przydarzyła. Pielęgnujmy w sobie nadzieję na lepsze.

Rozmawiała Iwona Zgliczyńska

Zobacz także: Czy Agnieszka Chylińska w swojej nowej książce "Anka Skakanka" opisała swoje życie?

East News

Agnieszka Chylińska rzadko opowiada o swoich dzieciach, jednak przy okazji premiery kolejnej książki dla najmłodszych postanowiła zrobić wyjątek.

East News
Reklama

Reklama
Reklama
Reklama