Robert Więckiewicz w sobotniej Gazecie Wyborczej opowiada o filmie "Król życia”. Przy okazji analizy granej przez siebie postaci - Edwarda - pada wiele gorzkich uwag. Głównie o kondycji psychicznej Polaków. Edward, bohater filmu "Król życia" zrezygnował z pracy w korporacji, których świat jest również obcy samemu Więckiewiczowi. Jak mówi, los okazał się dla niego łaskawy i nie trafił do korpo.

Reklama

Przeczytałem, że ostatnio firmy organizują swoim pracownikom warsztaty kulinarne. Żeby sobie pogotowali albo upiekli chleb. To jest dopiero crazy, nie? Albo płacą grube pieniądze, żeby się potaplali w błocie czy przebiegli rzekę w bród, bo wtedy mają poczucie, że żyją. Ktoś ich zabiera na łąkę i dostają szału, że mogą dotykać trawy, za co przychodzi faktura na kilka tysięcy złotych. Skoro ludzie płacą za normalność, za to, żeby sobie w krowie gówno wdepnąć, apokalipsa jest blisko.

W rozmowie z Gazetą Robert Więckiewicz zdradził też jakie pytania zadaje mu publiczność. Najczęściej pytają go jak zostać sławnym aktorem. Co odpowiada?

Że do sławy nie trzeba być aktorem. Wystarczy, że się jest debilem, którego pokażą w telewizji albo który sam się zaprezentuje w internecie. Im głupiej, tym więcej kliknięć.

Czyli ostro… Jego zdaniem ludzkość powoli zatraca zdolność oddzielania ziarna od plew. I tłumaczy to bardzo obrazowo:

Mówiąc brutalnie - kiedyś wiedzieliśmy, że nieprzyzwoicie jest zrobić kupę na przyjęciu, a dzisiaj jestem przekonany, że znaleźliby się ludzie, którzy by komentowali, że ów performance jest dosyć interesujący.

Zgadzacie się z aktorem? Rzeczywiście z polskimi gwiazami jest tak źle?

Zobacz także

Robert Więckiewicz w filmie "Król życia"

Reklama

Kadr z filmu:

Reklama
Reklama
Reklama