Anna i Robert Lewandowscy: Królowie życia
Jak żyją polscy Beckhamowie?
Anna pakuje walizkę. Po chwili w drzwiach staje Robert i pyta żonę, dokąd się wybiera. „Też dostałam propozycję przejścia”, mówi z uśmiechem. Tak zaczyna się reklama T-Mobile Usługi Bankowe. Pierwsza z większej kampanii operatora T-Mobile, w której Lewandowscy wystąpili razem. Mimo że szczegóły ich kontraktu owiane są ścisłą tajemnicą, od kilku tygodni trwają spekulacje, ile mogli zainkasować za tę kampanię. Milion? Dwa? Pięć? Według zestawienia „najcenniejszych gwiazd show-biznesu” stworzonego przez magazyn „Forbes”, sam „Lewy” za udział w reklamie już w 2013 roku mógł zażądać ponad milion złotych. To najlepszy wynik w historii rankingu. A wartość Anny, która jeszcze nie znalazła się na liście, wciąż rośnie. Czy też zbliży się do miliona złotych? Patrząc na zainteresowanie, jakie wzbudza żona Roberta, i jej dotychczasową karierę, to bardzo prawdopodobne.
Skromny milioner
Rzadko udzielają wywiadów. Jeżeli już trafiają do mediów, mówią głównie o swoich zawodowych osiągnięciach. Chcą jak najbardziej chronić życie prywatne. A to jest coraz trudniejsze. Robert na Facebooku ma prawie cztery miliony fanów! Bloga Anny, Healthy Plan by Ann, w którym dzieli się wskazówkami dotyczącymi zdrowego stylu życia, obserwuje już ponad 126 tysięcy osób. Wszyscy chcą wiedzieć, jak Lewandowscy mieszkają, na co wydają pieniądze, jakie mają plany na przyszłość. „Nie żyjemy z zainteresowania mediów”, mówił w jednym z wywiadów Robert. To, że paparazzi zrobią mu kolejne zdjęcia, nie będzie miało przełożenia na jego sportową wartość. Chce ją budować na boisku, a nie lansując się na bankietach. Piłkarze oszołomieni wielkimi pieniędzmi i sławą często tracą kontakt z rzeczywistością. Przepuszczają pieniądze w kasynach, wywołują skandale kolejnymi romansami czy balują w nocnych klubach. To również nie dotyczy Roberta. Nawet w wieku dojrzewania, kiedy jego rówieśnicy w weekend szykowali się na imprezy, on zostawał w domu, żeby nie stracić formy. Na każdym kroku podkreśla, jak ważne są pokora i szacunek do tego, co już się osiągnęło. Lewandowski obiecuje też swoim kibicom, że nie spocznie na laurach. A mógłby. Kontrakt z Bayernem Monachium gwarantuje mu zarobki na poziomie 10 milionów euro rocznie. Tak przynajmniej twierdzi niemiecki „Bild”. A jeżeli te szacunki są prawdziwe, majątek „Lewego” będzie powiększać się o 157 tysięcy złotych… dziennie! Nieźle jak na kogoś, kto w sierpniu skończy 26 lat.
Zapracowana milionerka
Anna też nie zadziera nosa. Mimo że mogłaby do końca życia leżeć i pachnieć, korzystając z fortuny męża, rozwija się zawodowo. Oprócz kariery sportowej prowadzi bloga i jest ambasadorką kilku marek. Niedługo ma podpisać kolejny reklamowy kontrakt. O Lewandowską upomniała się też telewizja. Podobno do jesiennej ramówki jednego z kanałów dla kobiet może trafić jej program. A już na pewno we wrześniu będzie mieć premierę książka, w której Anna w przystępny sposób zdradzi, jak się zdrowo odżywiać i utrzymywać dobrą formę fizyczną. Od ilości projektów może zakręcić się w głowie. Ale osoby, które znają Annę Lewandowską, twierdzą, że nagłe zainteresowanie mediów i sława jej nie zmieniły. „To bardzo fajna babka”, mówią. Żona Roberta jest konkretna i wie, czego chce. Prawdziwa perfekcjonistka. Tę cechę zawdzięcza sportowej dyscyplinie i reżimowi, któremu poddała się w dzieciństwie – karate trenuje od 11. roku życia. Wcześniej, jak sama mówiła, nie była grzeczną dziewczynką, a dzięki filozofii sztuki walki zrozumiała, jak ważne jest to, by dążyć do celu. Nie po trupach, a własną ciężką pracą.
Romans jak z bajki
Poznali się na obozie przed rozpoczęciem studiów. Ania była wtedy blondynką i chodziła w bluzie z kapturem. Od razu wpadła Robertowi w oko. Ale nie chciała się z nim umówić. Patrzyła na niego przez pryzmat stereotypu. A mówi się, że piłkarze to zadufani w sobie, niezbyt bystrzy sportowcy, przesadnie dbający o fryzury. Na szczęście, dzięki namowom przyjaciółki, przyjęła w końcu zaproszenie na randkę. „Robert oczywiście spieszył się na trening”, wspominała Anna. Później, kiedy jego kariera nabrała rozpędu i ze Znicza Pruszków przeszedł do grającego w ekstraklasie Lecha Poznań, Anna zmieniła szkołę, by być przy nim. Po transferze Roberta do Borussi Dortmund też nie wahała się ani sekundy i przeprowadziła się do Niemiec. Wspiera ukochanego w trudnych momentach. Dba o to, by był na odpowiedniej diecie. Jako specjalistka od zdrowego żywienia ma na tym punkcie prawdziwego hopla. Można to zresztą zobaczyć na blogu Ani.
Mama Roberta uwielbia synową. Nazywa ją drugą córeczką. Dlatego nie była zaskoczona, gdy jej syn poprosił Annę o rękę. W piłkarskim światku istnieje nawet taki przesąd, że zawodnik, który ma ułożone życie prywatne, gra lepiej. Może właśnie dlatego, kiedy ta informacja
dostała się do mediów, wybuchła tak wielka wrzawa. Przecież wszyscy jesteśmy kibicami. „Gdzie Robert i Anna wezmą ślub?”, pytały brukowe dzienniki. Ale informację o tym, że „złote dziecko” polskiego futbolu zmieni stan cywilny, pojawiały się też w opiniotwórczych tytułach. To najlepiej świadczy o popularności Roberta. Widać to też było podczas samej ceremonii, która odbyła się 22 czerwca 2013 roku.
Przed kościołem Świętej Anny w Serocku zebrał się tłum fanów. Mężczyźni, kobiety i dzieci. Dobrze sytuowani i biedni. Fani piłki nożnej i przypadkowi przechodnie. Wszyscy chcieli być świadkami tej uroczystości. Bezpieczeństwa państwa młodych strzegło kilkunastu rosłych ochroniarzy, którzy nie dopuszczali gapiów pod kościół. Według tabloidów huczne wesele kosztowało Lewandowskich ćwierć miliona złotych! To właśnie wtedy zaczęto nazywać ich „polskimi Beckhamami”.
Krajowe „piekiełko”
Skromność skromnością, ale Lewandowscy nie zawsze mogą liczyć tylko na pozytywne traktowanie ze strony mediów i fanów. Kiedy Robert został pogromcą wielkiego Realu Madryt – strzelił „Królewskim” aż cztery gole – polscy kibice i dziennikarze po początkowej euforii zaczęli się zastanawiać, dlaczego nie gra tak w reprezentacji. Kiedy podpisał intratny kontrakt z Bayernem Monachium, rozgorzała dyskusja na temat niebotycznych zarobków piłkarzy. Anna i Robert próbowali studzić emocje. Tłumaczyli, że nie wydają pieniędzy lekkomyślnie. „Lewy” przyznał, że jego jedyną słabością są samochody. Ostatnio sprawił sobie czerwone ferrari F12 berlinetta. Ceny tego modelu rozpoczynają się od 1,1 miliona złotych. Wcześniej na treningi dojeżdżał porsche cayenne GTS czy lamborghini gallardo. Jego menedżer Cezary Kucharski podkreślał jednak, że Robert nigdy nie grał dla kasy. I kiedy wydawało się, że temat przestał był nośny, Anna udzieliła pewnego wywiadu. „Nauczyłam się nie wstydzić tego, że zarabiamy pieniądze. Oboje ciężko pracowaliśmy i pracujemy na nasz sukces, dlatego lubimy korzystać z tego, co mamy. Potrafimy się także tym dzielić. W Polsce ludziom pieniędzy się zazdrości, w Niemczech z kolei podziwia się tych, którym się powiodło”, mówiła w rozmowie z portalem iWoman. Jej słowa znowu wywołały poruszenie. Krytycy wytykają Annie, że dzięki pieniądzom Roberta nie musi martwić się o rachunki i może skoncentrować się na swoich pasjach. Zarzucają jej, że kiedy mówi o tym, że kupuje ekologiczne produkty, korzysta ze specjalnych naczyń do gotowania czy wreszcie wybiera odpowiedni materac do spania, nie ma pojęcia o polskich realiach. „Mało kogo stać na takie życie”, komentują. Tak było, gdy Lewandowska zamieściła na blogu zdjęcie swojego śniadania. Była to kompozycja z płatków żytnich, morwy białej, jagód goji, nasion chia, pestek słonecznika, porzeczki liofilizowanej, wiórków kokosowych, melona i miodu. Jeden z internautów napisał, że do kompletu brakuje jeszcze kawioru z jesiotra, inny wyliczył, że koszt takiego posiłku może wynieść nawet 40 złotych.
Plotkarskie media zwracały jeszcze uwagę na jej obecność na pokazach mody. Jeszcze przed ślubem Anna Stachurska często pokazywała się na tego typu imprezach. „Chodziłam też na nie dużo wcześniej, ale wtedy nikt nie zwracał na mnie uwagi”, tłumaczyła. To jednak nie przekonało tabloidów, które pisały, że lansuje się na salonach. Kiedy przestała bywać, pojawiły się spekulacje, że polskie bankiety są za słabe dla takiej gwiazdy…
Król piłki, królowa fitnessu
Znajomi Roberta i Anny są pewni, że to dopiero początek ich wielkich karier. Są też przekonani, że nieważne, jak bardzo będą pracować nad swoim wizerunkiem, w Polsce wciąż znajdą się ludzie, którzy będą chcieli im dokuczyć. Mimo że Lewandowscy zaczęli być parą, gdy Robert grał jeszcze dla Znicza Pruszków, wytkną Annie, że związała się z nim dla pieniędzy. Inni będą się śmiali z ich wspólnej reklamy. „Lewy” jest w niej zachwycony, że żona dostała 500 złotych za transfer do nowej sieci. „Tyle zarabia w pięć minut”, powiedzą. Na szczęście wśród milionów fanów takich hejterów jest tylko garstka. Wojciech Zawioła, dziennikarz sportowy TVN i autor książki „Robert Lewandowski. Pogromca Realu. Moja prawdziwa historia”, w wywiadzie dla rybnickich „Nowin” mówił, że po kilku sezonach w Bayernie „Lewy” będzie grał w lidze angielskiej lub hiszpańskiej. „Z takim charakterem, profesjonalnym podejściem do piłki i talentem nie może być inaczej”. O Annie już mówi się, że jest najpoważniejszą rywalką Ewy Chodakowskiej w walce o tytuł „Królowej fitnessu”. W superlatywach wypowiada się o niej trenerka Mariola Bojarska-Ferenc. „Przejmie po mnie pałeczkę”, przyznała. Dodała też, że Lewandowska ma olbrzymią wiedzę i jest szalenie skromna. Nieważne jest nawet to, że popularność zdobyła dzięki sławnemu mężowi. Przecież wszystkie WAGs (żony i dziewczyny) znanych piłkarzy są popularne. Dużo ważniejsze jest to, że Anna umiała ten status ugruntować. Nie chce być tylko „panią Lewandowską”, nie kręci jej też spędzanie całych dni na zakupach. Woli działać. Healthy Plan by Ann już przynosi duże zyski, a niedawno została uruchomiona angielskojęzyczna wersja bloga. Czy to znak, że żona Roberta chce zawojować świat? Kariera „Lewego”, który bez kompleksów wywalczył sobie miejsce w jednym z najlepszych europejskich zespołów, pokazuje, że wszystko jest możliwe.
Tekst JAKUB BISKUPSKI