Reklama

Rozstanie z mężem, przeprowadzka, nowa praca... Od marca gwiazda telewizji publicznej poprowadzi program w TVN Style.
Czy łatwo jej przyszły te zmiany? Czy jest szczęśliwa i spełniona? Czy może samotna i na zakręcie? Agnieszka Szulim w szczerej rozmowie z Katarzyną Zwolińską.

Reklama

- To był dla Ciebie trudny rok. Rok zmian zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym.
To prawda. Jeszcze rok temu nie podejrzewałam, że tak się potoczy moje życie.

– Tak, czyli jak?
Rozstałam się z mężem, zmieniłam pracę…

– Ty zmieniłaś? Wyrzucili Cię przez aferę z marihuaną!
Niby skąd mnie wyrzucili?! Afera, o której mówisz, miała miejsce w maju. Z „Pytania na śniadanie” zostałam zwolniona w sierpniu, ale dostałam propozycję poprowadzenia „Bitwy na głosy”. Nikt nie wyrzucił mnie za marihuanę, nie byłam nawet zawieszona. Po prostu do „Pytania na śniadanie” przyszła nowa szefowa, która miała nową koncepcję na program, i ja do tej koncepcji nie pasowałam. Choć było mi przykro odchodzić, bo pracowałam w „Pytaniu…” ponad dwa lata, nagle otworzyło się przede mną tyle nowych możliwości, że przez sekundę nie żałowałam, że tak się stało. Sama prawdopodobnie nigdy bym nie zrezygnowała, bo było mi zbyt wygodnie. Lubiłam to, dostawałam regularnie pensję, pracowałam w programie, któremu nie groziło zdjęcie z anteny. W takiej sytuacji rzadko odchodzi się z własnej woli. Może gdybym została w „Pytaniu…”, nie poprowadziłabym „Bitwy na głosy”? Nie wiem. Na pewno nie poprowadziłabym z Kubą Wojewódzkim audycji w Esce Rock i nie byłabym tu, gdzie jestem dzisiaj.

– Nie miałaś żalu do nowej szefowej?
Myślałam raczej o tym, żeby wysłać jej kwiaty (śmiech).

– Albo profesorowi Jędrzejko, który rozpętał aferę z paleniem przez Ciebie marihuany. To chyba przyczyniło się do decyzji szefowej „Pytania…”.
Tego nie wiem i, szczerze mówiąc, to mnie nie interesuje.

– Taka sytuacja, jak Twoja z profesorem Jędrzejko, dla każdego dziennikarza byłaby koszmarem. Twój gość powiedział na wizji, że wyznałaś mu za kulisami, że od 15 lat palisz marihuanę. Co wtedy sobie pomyślałaś?
Najpierw poczułam, jakbym dostałam między oczy. Potem pomyślałam: O! właśnie straciłam pracę! A potem zadałam kolejne pytanie, bo nie miałam wyjścia. Nie mogłam przecież obrazić się i wyjść ze studia. Dla mnie, osoby od siedmiu lat pracującej w telewizji, jasne było, że niezależnie od wszystkiego muszę dokończyć rozmowę. Podobno udało mi się zachować zimną krew.

– To powiedziałaś mu za kulisami, że palisz, czy nie powiedziałaś?
Dla mnie to zamknięta sprawa. Dwa dni wyjęte z życiorysu i tyle. Nie myślałam o niczym innym, jak tylko o tym, że muszę sobie na nowo zorganizować życie prywatne i zawodowe, znaleźć na siebie pomysł, nowe zajęcie. A potem okazało się, że moi szefowie zachowali się fantastycznie. Oczywiście dostałam upomnienie, ale czułam, że mogę na nich liczyć. Okazało się też, że mam ogromne wsparcie wśród przyjaciół, znajomych, nieznajomych, Adama…

– Adama? Męża? Przecież chwilę wcześniej się rozstaliście.
Rozstaliśmy się w zgodzie i mamy dobre relacje. A wtedy Adam mnie wspierał. Poczułam, że ta afera to był przełomowy moment w moim życiu.

– A takim przełomem nie było rozstanie z mężem?
Miałam na myśli przełom w życiu zawodowym. Bardzo dużo się od tamtej pory wydarzyło, cały czas coś się dzieje. Nie dość że nie mogę narzekać na brak zajęć, to jeszcze są to zajęcia zupełnie nieoczekiwane.

– Jedno Ci odpadło, bo „Bitwa na głosy” już się skończyła.
I myślałam, że w grudniu odpocznę, a potem pomyślę, co dalej. Ale zadzwoniła Kasia Struś-Zakrzewska, producentka z TVN Style, z którą znamy się jeszcze z „Kawy czy herbaty”, i powiedziała, że chciałaby, żebym poprowadziła jej nowy program. Pomyślałam, że warto o tym pogadać.

– Nie żal TVP? Byłaś tam tyle lat.
W pewnym sensie żal, prawie całe moje życie zawodowe było związane z TVP. Mam do Telewizji Polskiej sentyment. To, czego się nauczyłam, zawdzięczam tej firmie. Wszystko potoczyło się szybko, wiedziałam, że chcę wykorzystać tę szansę, że to najlepsza pora na kolejny krok, a jednocześnie to nie była łatwa decyzja. Na przykład doskonale rozumiem wizję telewizji Jerzego Kapuścińskiego, dyrektora TVP2 i najlepszego dyrektora, jakiego przez te siedem lat miałam. Wiem, że mogłabym zrobić tam jeszcze parę fajnych rzeczy. Dlatego nie odchodzę rozgoryczona, odchodzę wdzięczna za wszystko, co mnie tam spotkało, i trzymam kciuki za TVP, bo dobrze jest mieć silną, zdrową konkurencję. W tym roku, w rocznicę mojego debiutu, napisałam na Facebooku: „Nie wierzę, że minęło już tyle lat”. Pisząc to, miałam przeczucie, że stawiam jakąś pieczątkę, że ósmej rocznicy może nie być. I popatrz, nie pomyliłam się. W styczniu zaczynam prace nad dwoma nowymi programami – jednym w TVN, a drugim w TVN Style. Więcej mogę powiedzieć na razie o tym drugim. Będzie miał tytuł „Stylowy magazyn”. Teraz nagrywamy czołówkę, wymyślamy, co będzie w środku, a startujemy w wiosennej ramówce w marcu. To będzie magazyn dla kobiet i bardzo blisko kobiet, może trochę w konwencji telewizji śniadaniowej, ale nie przy śniadaniu. Pierwszy raz będę miała wpływ na kształt programu.

– Do tej pory nie miałaś?
Do tej pory zazwyczaj było tak, że dostawałam scenariusz, przygotowywałam się do pracy i tyle. Cieszę się, będę pracować w kanale, który w 2012 zanotował jeden z najwyższych wzrostów oglądalności. To jest zresztą dowód na to, że kanały tematyczne to przyszłość telewizji.

– Nie możesz żyć bez telewizji?
Chyba telewizja nie może beze mnie (śmiech). Oczywiście żartuję. A ja bez niej? Nie wiem. Prawda jest taka, że od paru lat nie miałam okazji się o tym przekonać, bo nawet jeśli jedne drzwi zamykałam, to od razu otwierałam następne. Niewątpliwie to się kiedyś skończy. Podejrzewam, że wtedy schowam się za kamerę, tam też jest bardzo ciekawie, czasem ciekawiej niż przed kamerą.

– Wracając do Twojego małżeństwa… Ty i Adam uchodziliście za idealną parę. Co się stało, że się rozstaliście?
Czasem bardziej krzywdzimy się, będąc ze sobą, niż wtedy, gdy podejmujemy decyzję o rozstaniu. Doszliśmy do wniosku, że lepiej się rozstać teraz, zanim będziemy mieli dziecko, żeby nie skazywać na cierpienie kogoś jeszcze. Postanowiliśmy, że Adam zostanie w naszym domu, bo on ten dom kocha, a mi brakowało Warszawy, więc to ja wróciłam.

– Miałaś las, świeże powietrze, byłaś blisko natury. Twoje zwierzaki miały wielki ogród do hasania.
Tak, było doskonale, ale takie życie wymagało idealnego zorganizowania. Byłam daleko od przyjaciół, od wydarzeń kulturalnych. Każde wyjście było skomplikowane, nie mówiąc o wyjściach na imprezy, bo to już logistyka na najwyższym poziomie. Myślę, że znają to wszyscy, którzy mieszkają za miastem. Ale wtedy byłam tak pozytywnie nastawiona, że tego nie widziałam. Było inaczej, mieliśmy cel, chcieliśmy być razem, wiedzieliśmy, że pewnego dnia mogą pojawić się dzieci, to było idealne miejsce. Nadal jest, tyle że nie dla mnie. Kocham Warszawę.

– Byłaś tam nieszczęśliwa?
Tego nie powiedziałam. Wręcz przeciwnie. Byłam tam bardzo szczęśliwa. Ale teraz jestem szczęśliwa w Warszawie.

– Tylko że Ty nie chciałaś mieć dzieci. To była jedna z przyczyn rozstania?
Nie, przyczyną rozstania nie był ani dom za miastem, ani moja rzekoma niechęć do dzieci. Posiadanie dzieci nie jest nadrzędnym celem w moim życiu, ale nigdy też nie mówiłam, że w ogóle nie chcę ich mieć. Oczywiście biorę pod uwagę to, że być może nigdy nie będę mamą i że może będę tego żałować, ale to moje ryzyko. Dzisiaj, teraz, nie ma dla mnie takiego tematu. A jeśli już, kiedyś, to chciałabym, żeby moje dziecko było owocem miłości, a nie celem samym w sobie, projektem.

– Podobno człowiek wchodzi w trzy poważne związki w życiu: pierwszy – młodzieńczy, drugi, który trwa do śmierci jednego z partnerów, i trzeci – na starość, żeby nie być samotnym.
Matko! To może ja mam już wszystkie za sobą? A tak serio, wydaje mi się, że w XXI wieku ta twoja teoria musi zostać poddana weryfikacji. Coraz częściej wchodzimy w życiu w kilka poważnych związków. Zobacz, co
dzieje się dookoła. Ja dopiero teraz zaczęłam dostrzegać, że wokół mnie jest mnóstwo nieszczęśliwych ludzi, którzy tkwią w toksycznych związkach albo się rozstają. Może w ogóle powinniśmy popatrzeć na związki inaczej, może ta formuła „aż do śmierci” wcale nie działa na naszą korzyść? Może zamiast tego lepiej wiązać się z nastawieniem: Bądźmy ze sobą dotąd, dopóki będziemy szczęśliwi, i zróbmy wszystko, żeby to trwało jak najdłużej? Może to by motywowało do pracy? Bo związek to naprawdę ciężka praca, a ja mam wrażenie, że często odpuszczamy już przed ołtarzem, bo i tak „aż do śmierci”, klepnięte, więc o co tu walczyć? Wiem, że jestem na etapie definiowania, po co są związki, czym one są, o co chodzi z tą miłością i co tu zrobić, żeby było dobrze? Jak łatwo zgadnąć, nie znalazłam jeszcze odpowiedzi na żadne z tych pytań.

– Nie żal ci tych siedmiu lat z Adamem?
Adam przez siedem lat był najważniejszą osobą w moim życiu, nic tego nie zmieni i zawsze będę o tym pamiętać. Na szczęście udało nam się rozstać w zgodzie, bez awantur. Dziś mogę chyba powiedzieć, że się przyjaźnimy. Bardzo pracujemy nad tym, żeby relacje między nami były dobre. Spędziliśmy ze sobą mnóstwo czasu, więc nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że nagle przestaniemy dla siebie istnieć. Co minęło, to minęło, ale poza tym łączy nas wiele rzeczy.

– Kredyt?
Kredyt, znajomi, zwierzęta itd. Ale przede wszystkim wzajemna sympatia.

– Wciąż jednak się nie rozwiedliście.
Nie, ani ja, ani Adam nie złożyliśmy jeszcze pozwu. To się stanie, ale jeszcze nie teraz. Mimo najszczerszych chęci, żeby było inaczej, takie spotkanie na sali sądowej musi być traumatyczne. Liczę na to, że im później, tym łatwiej. Rozwód, póki co, niczego nie zmieni, nie jest nam w tej chwili do niczego potrzebny. Pewnie będzie inaczej, gdy któreś z nas się z kimś zwiąże.

– Rozumiem, że na razie nie jesteś zakochana?
Nie. Na dobrą sprawę pierwszy raz w życiu jestem sama i jest OK. Nie jestem gotowa na nowy związek. Nie ten czas, nie to miejsce. Wiem, że to wyświechtany tekst, ale teraz naprawdę najważniejsza dla mnie jest praca, chcę wykorzystać szansę, przed którą stoję. Chociaż z drugiej strony nigdy nie mów „nigdy”, jestem jednak trochę romantyczna, wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia, przeznaczenie. Ale na pewno mężczyzna nie jest mi potrzebny do tego, żeby budować swoją wartość. Dobrze jest tworzyć związek, który coś znaczy, który ma sens, a nie jest tylko remedium na nudę i poczucie samotności. Mam przyjaciół, jest fajnie, nie nudzę się. Ten rok był tak szalony i pokręcony, że po „Bitwie na głosy” doszłam do wniosku, że naprawdę potrzebuję odpoczynku, jakiejś przerwy, bo nie mam już siły patrzeć na swoje zdjęcia na głównej stronie Wirtualnej Polski. Poczułam, że muszę na chwilę zniknąć, żeby złapać oddech, nabrać dystansu. Wolę spotkać się z przyjaciółmi, znajomymi, iść na dobry koncert albo zostać w domu, puszczać fajną muzykę i gadać do rana, niż kolejny raz zasiąść w pierwszym rzędzie na pokazie mody. Lubię show-biznes, ale nie muszę w nim ciągle być obecna. I tak jestem, bo to moja praca, ale poza tym chcę mieć swoją przestrzeń, szerszą perspektywę, chcę się rozwijać.

– Masz 34 lata i zaczynasz wszystko od nowa.
Chciałaś mnie zdołować tym, że mam 34 lata? To ci się nie udało (śmiech). Nie boję się zmian, akceptuję je, czasem lubię. Męczę się wtedy, gdy stoję w miejscu. Zresztą jestem takim Baranem optymistą, nie myślę, że w przyszłości będzie gorzej. Zawsze skupiam się na tym, co dobre, i myślę, że może być tylko lepiej. A w moim życiu teraz tyle się dzieje. Staram się z tego korzystać, dlatego nie odrzucam dobrych propozycji, bo one więcej mogą się nie pojawić. Musiałabym być niespełna rozumu, żeby narzekać. Zmieniam telewizję, jestem redaktor naczelną magazynu o ekologii „e!stilo” i jeszcze mogę sobie rozrabiać w doskonałym towarzystwie w Esce Rock. Uwielbiam tę pracę.

– W sam raz dla Ciebie. Też nie lubisz trzymać języka za zębami.
To prawda. A przyjmując propozycję Kuby Wojewódzkiego i znając konwencję audycji, brałam na siebie pełną odpowiedzialność za to, że parę osób może się na mnie obrazić. Zresztą już się obraziło. Trochę dziwi brak dystansu, traktujemy wszystko strasznie serio. Przede wszystkim siebie. Nie wiem, chyba warto poluzować kucyki, to jest show-biznes. Ja też słyszę i czytam o sobie czasem rzeczy złośliwe, czasem zabawne, a czasem nieprzyjemne. I żyję, nie obrażam się.

– Czyli nie walczysz ze stereotypem pustej lalki blondynki, ładnej pani z telewizji?
Nie, nie chce mi się. A zresztą jak z tym walczyć? Ludzie i tak wiedzą swoje. Do jednego zdania czy zdjęcia potrafimy dopisać teorię, która nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Dla jednych jestem głupią lalą z telewizji, dla innych nie. Nie mam z tym problemu. Nigdy nie miałam takich aspiracji, żeby podobać się wszystkim. Mam inne priorytety, robię swoje i jestem bardzo wdzięczna za wszystkie wyrazy sympatii. A teraz skupiam się na pracy i wierzę, że obrałam dobry kierunek. Jak do tej pory wszystko to, co się dzieje, pokazuje mi, że moje decyzje są słuszne. A jeśli chodzi o zmiany, to jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa. Mam wrażenie, że ten 2013 rok będzie dla mnie niezwykle intensywny. Będzie się działo!

Reklama

Rozmawiała KATARZYNA ZWOLIŃSKA
Zdjęcia Zuza Krajewska i Bartek Wieczorek/LAF AM
Stylizacja Andrzej Sobolewski/Warsaw Creatives
Asystent stylisty EdVard Mess
Makijaż Patrycja Dobrzeniecka/AF Photo
Fryzury Kinga Wielocha
Scenografia Anna TyŚlerowicz
Produkcja sesji Piotr Wojtasik

Reklama
Reklama
Reklama