Ten rekord nadaje się do Księgi Guinnessa. On, aktor z opinią wiecznego amanta, udowodnił, że miłość nie wie, co to metryka. Nie bacząc, co powiedzą inni, poprosił ją o rękę. A ona, 60 lat młodsza od niego, przyjęła te oświadczyny. Studiowała wtedy teatrologię, pracując w miesięczniku „Teatr”, gdzie przynosił jej do przepisania na komputerze swoje felietony, bo zawsze pisał ręcznie. Po trzech miesiącach zostali parą. Po czterech – wzięli ślub w Sokołowie Podlaskim, bo tam terminy były najszybsze. Przeszło rok po ślubie są tak szczęśliwi, że złośliwe plotki ich bawią.

Reklama

„Ten związek dał mi kopa do życia”, mówił Andrzej Łapicki. Od dawna tkwił w fotelu, patrząc w telewizor, gapiąc się na ligę angielską, Tuska czy Kaczyńskiego. Cały dzień w szlafroku, zżerająca samotność. I nagle zobaczył, że to nie musi być koniec. Kamila (z domu Mścichowska) sprawiła, że odmłodniał, zaczął bywać w teatrze i na bankietach. Znów ma apetyt na życie. Oboje przygotowali książkę z jego felietonami drukowanymi w „Rzeczpospolitej” i swoimi rozmowami o sztuce, pasjach i życiu na podglądzie.

Dla Vivy!, na wyłączność, zgodzili się na niezwykłą rozmowę. Kamila pyta, Andrzej ripostuje!

„Iwacha” i inni

– Andrzejku, spojrzałam na Twój nocny stolik i kiedy zobaczyłam „Dzienniki” Iwaszkiewicza, przypomniało mi się, że kiedyś w rozmowie z Tadziem Konwickim nazwałeś go „Iwachą”.
Andrzej Łapicki: Bo ja go znałem sto lat. To znaczy on miał sto lat, jak ja zaczynałem.

– Gdzie się poznaliście?
Andrzej Łapicki:
Jego córeczki – Marysia i Teresa – były bardzo towarzyskie i zapraszały młodych ludzi do siebie, do Stawiska. Mówiły: „Przyjedźcie w niedzielę, to sobie pogracie w hokeja” i myśmy tam jeździli w czasie okupacji. Wzbudzaliśmy tym pewną niechęć pasażerów kolejki EKD – widzieli, że jedziemy z łyżwami, i myśleli: Tu wojna, a oni się w sporty bawią.

Zobacz także

– „Oni” to znaczy kto?
Andrzej Łapicki:
Taka „złota młodzież”: Schiele – syn właściciela przedwojennego browaru, rozstrzelany przez Niemców, czy Janek Pawłowski – mój przyjaciel, który zginął w wybuchu „Goliata”. Jest takie zdjęcie – nas siedmiu siedzi w strojach do hokeja. I z tych siedmiu tylko ja żyję. Ale nie umarli ze starości, bo nikt nie doczekał nawet Powstania. Ci chłopcy brali udział w różnych dywersyjnych akcjach i po prostu zginęli.

– A kiedy jeździłeś do Stawiska, często widywałeś Iwaszkiewicza?
Andrzej Łapicki:
Tak, był tam. Witał się z nami z wylewnością, powiedziałbym eufemistycznie.

– Kiedyś chyba mówiłeś, że napisał sztukę z myślą o Tobie?
Andrzej Łapicki:
Tak, ale to było opowiadanie

– „Kościół w Skaryszewie”. Nikt tego nie wystawił, dopiero w latach 80.
Andrzej Łapicki:
Różewicz zrobił na tej podstawie film. Myślisz, że ja się wtedy interesowałem tym, że Iwaszkiewicz napisał dla mnie opowiadanie?

– A Iwaszkiewicz nie był już wtedy Iwaszkiewiczem?
Andrzej Łapicki:
Był jeszcze więcej niż Iwaszkiewiczem, był podwójnym Iwaszkiewiczem.

– Więc?
Andrzej Łapicki:
Byłem sceptyczny od urodzenia.

– Ale teraz czytasz „Dzienniki”.
Andrzej Łapicki:
Bo teraz myślę, że był wielkim pisarzem. Te „Dzienniki” są jak proza – wspaniale opisani ludzie i przyroda, na przykład drzewo, które rosło przed gankiem w Stawisku.

– Przyjaźniłeś się raczej z literatami niż z aktorami, dlaczego?
Andrzej Łapicki:
Kontakt z pisarzami był dla mnie ważniejszy, co mi zostało po dziś dzień. W końcu moim jedynym przyjacielem jest Tadzio Konwicki. Na wódkę też chodziłem z pisarzami.

– Z kim na przykład?
Andrzej Łapicki:
Z wymienionym Konwickim, z Minkiewiczem, z Brzechwą.

– Z Janem Brzechwą od „Akademii pana Kleksa”?!
Andrzej Łapicki:
Pewnie! To był dżentelmen. Bardzo elegancki, inteligentny, bardzo fajny.

– A gdzie się poznaliście?
Andrzej Łapicki:
Przy wódce.

– Gdzie się chodziło na wódkę?
Andrzej Łapicki:
W Łodzi, gdzie zaczynałem swoją wielką karierę, aktorzy chodzili do Casina i tam się upijali szklankami, a bardziej wyrafinowani chodzili do Pickwicka, czyli klubu literatów. Tam bardzo miło spędzaliśmy czas, bo rozmowy były niewątpliwie inteligentne. Chociaż było to trochę niebezpieczne, bo bufetową była matka Erwina Axera, i jak miałem kaca i dzwoniłem do teatru, że mam grypę, Axer mówił: „Nie zawracaj głowy, wypiłeś wczoraj pół litra wódki z grejpfrutem, mama mi opowiadała”.

– Czy pisarze chcieli się przyjaźnić z aktorem, to nie był dla nich despekt?
Andrzej Łapicki:
Wiesz, ja byłem inteligentny, więc dopuszczali mnie. Sam się dziwiłem.

– Andrzejku, ponieważ nasze życiu jest spokojne i powtarzalne, trzeba je nieco ubarwić. Tak powstaje plotka. Na przykład o tym, jak obcięłam włosy.
Andrzej Łapicki:
(Andrzej się śmieje, cóż, zna te wszystkie plotki).

– Tytuły krzyczały, że nie uprzedziłam Cię o swoim drastycznym kroku, czym prawie doprowadziłam Cię do zawału oraz dowiodłam własnej niepoczytalności. Zostałam porównana do buntowniczej piosenkarki Sinéad O’Connor, depresyjnej piosenkarki Britney Spears, wybitnego sportowca Adama Małysza oraz postaci fikcyjnej – Kermita Żaby. Powiedz, proszę, jaka była prawda, aby bez przeszkód mogła pójść w świat dzięki przedrukom w prasie oraz przedrukom przedruków w Internecie.
Andrzej Łapicki:
Powiedziałaś mi, że musisz obciąć włosy, żeby ci odrosły zdrowe, i spokojnie przyjąłem to do wiadomości. Możemy napisać: „Odbyło się to za moją wiedzą i zgodą”. Czy tym już zdementowałem plotkę?

– Chyba tak (śmiech). Chociaż – to w ramach czarnego humoru – słyszałam, że informacje na temat mojej nowej fryzury można było znaleźć w Internecie po skrótach trzech haseł: Łapicki, włosy, zawał. To sugerowało, że masz kłopoty ze zdrowiem, a ja czyham na Twoje tantiemy.
Andrzej Łapicki:
To strasznie głupie, bo ja mam tantiemę za film fabularny wyświetlony w telewizji siedem i pół złotego. Tyle ode mnie wyłudza taki, co pilnuje samochodów i życzy nam „wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia”. Zresztą podobne plotki się pojawiły, jak poszedłem na badania do szpitala.

– Andrzej, trzeba powiedzieć, że na podstawie zdjęć, które przedstawiają zwyczajne sytuacje, tworzy się niestworzone historie. Ponieważ jesteśmy rozsądni, chodzimy na badania okresowe raz na jakiś czas, i ile razy ktoś sfotografuje Cię w szpitalu, tyle razy zrobi z tego niezdrową sensację. Tymczasem tak będzie do końca życia. Tak jak z noszeniem walizek. Jestem strongwoman i noszę, co w tym złego? Jeszcze nieraz się tak zdarzy.
Andrzej Łapicki:
Masz rację, ale kiedy przeczytałem o sobie, że mój stan się pogorszył, poczułem się mniej więcej, jakbym był w stanie agonalnym, tymczasem wczoraj dmuchnąłem setę do kolacji, bardzo dobrze spałem i czuję się świetnie.

– Andrzej, kiedy miałeś 26 lat, tak jak ja teraz, kto był dla Ciebie gwiazdą?
Andrzej Łapicki:
Józef Węgrzyn, największy polski aktor.

– Grałeś z nim w teatrze – to wiem, bo przy łóżku stoi zdjęcie, z którego jesteś taki dumny.
Andrzej Łapicki:
Lubiłem też jego filmy.

– Chyba nie znam żadnego.
Andrzej Łapicki:
Grał, na przykład w „Strachach”, gdzie mówił: „Zawiało cię sniegiem, Rassijo”. I to było tak przejmujące, że do dziś dnia to pamiętam. Zresztą nie tylko ja, bo Tadzio Konwicki też uważa, że zrobił to wstrząsająco.

– Czy ludzie, tak jak dziś, byli ciekawi życia gwiazd?
Andrzej Łapicki:
Tak, oczywiście.

– Kto był ulubieńcem widowni?
Andrzej Łapicki:
Na przykład Eugeniusz Bodo, który zawsze się fotografował ze swoim psem.

– Gdzie były publikowane te zdjęcia?
Andrzej Łapicki:
Przede wszystkim w piśmie „Kino”, bardzo je lubiłem. Były tam plotki, ale też recenzje czy zapowiedzi filmów.

– Co Cię ciekawiło w Węgrzynie – idolu: to, co je na śniadanie, czy raczej jakie ma poglądy polityczne?
Andrzej Łapicki:
Ani jedno, ani drugie. Trudno to zdefiniować, ale chciałem o nim dużo wiedzieć.

– Do jakich granic sięgała Twoja ciekawość?
Andrzej Łapicki:
Ciekawiło mnie, z jakiej był rodziny, kim był jego ojciec, gdzie się uczył – takie rzeczy.

– A nie sądzisz, że teraz ludzka ciekawość poszła w innym kierunku?
Andrzej Łapicki:
Klozetowa się zrobiła.

– Myślę, że dla jednych interesujące są Twoje role, poglądy, przeżycia – to, co zapisujesz w felietonach, a dla innych właśnie to, czy pijesz do śniadania kawę czy herbatę?
Andrzej Łapicki:
Tym się w ogóle nikt nie zajmował, nikt nie wchodził tak daleko w prywatność.

– A gdzie była granica prywatności?
Andrzej Łapicki:
Na przykład, kiedy pokazali, jak tańczy Zula Pogorzelska z Wieniawą-Długoszowskim, to było już bardzo pikantne zdjęcie.

– Ale to była sytuacja oficjalna.
Andrzej Łapicki:
Tak, to było w Adrii czy na jakimś bankiecie, ale i tak to była sensacyjna wiadomość na tamte czasy.

– Bardzo się przesunęła ta granica.
Andrzej Łapicki:
Ogromnie.

– W niektórych ludziach jest rodzaj niedobrej bezczelności – patrzą na ciebie, pokazują palcem, szturchają sąsiada i nawet jeśli na nich popatrzysz, nikt nie czuje się zmieszany, traktują cię, jakbyś był ślepy albo głuchy. Panuje kult podglądactwa. Najlepiej zrobić zdjęcie komórką, sprzedać za kilka złotych i pochwalić się znajomym.
Andrzej Łapicki:
Ale mamy też dużo miłych sytuacji.

– Oczywiście, to zupełnie co innego jak ktoś podchodzi, podaje rękę i chce się przywitać, bo na przykład przyjechał z innego miasta i zobaczył znaną twarz.
Andrzej Łapicki:
To i tak było nie do pomyślenia przed wojną, żeby ktoś podszedł do takiej osoby jak Węgrzyn czy Dymsza i zagadał. Dystans był.

– Czyli jak Węgrzyn poszedł do sklepu spożywczego kupić masło w kostce, nikt go nie zaczepiał.
Andrzej Łapicki:
Wiesz, ja myślę, że on nie chodził do sklepu spożywczego, żeby kupić masło w kostce.

– To skąd miał masło?
Andrzej Łapicki:
Pewno miał służącą (śmiech).

– Ale na pewno ludzie podchodzili po autografy?
Andrzej Łapicki:
Tak, ale też w jakichś bardziej oficjalnych sytuacjach. Nie było podchodzenia całymi klasami i wymieniania podpisów – za pięć „Englertów” dziesięć „Lind”.

– Ty też zbierałeś?
Andrzej Łapicki:
Tak, autografy sportowców.

– Miałeś jakieś „białe kruki”?
Andrzej Łapicki:
Ale nikt nie wie, kto to był…

– Zaryzykuj.
Andrzej Łapicki:
Na przykład Iso-Hollo – fiński lekkoatleta, Mostert – świetny biegacz, Belg. Podchodziłem i prosiłem. Miałem też autograf Kusocińskiego. W kinie go spotkałem i podszedłem, ale długo się przełamywałem.

– Był miły?
Andrzej Łapicki:
Nie, raczej niechętny.

Randka w ciemno

– Andrzejku, często słyszę pytanie: „Czego nauczyła się pani od męża, co on zyskał dzięki pani?”. I zawsze czuję się niezręcznie, bo nie wiem, co odpowiedzieć. Przecież w każdym dobrym małżeństwie ludzie uzupełniają się w jakiś sposób, ale nikt nie zapisuje tego w punktach. To nie jest umowa barterowa.
Andrzej Łapicki: Jednak każdy coś czerpie. Ja – młode spojrzenie, Ty – doświadczenie.

– Tak, ale teraz mówimy oczywistości.
Andrzej Łapicki:
Bo ja uważam, że nasze małżeństwo jest oczywiste.

– Tym bardziej irytuje mnie robienie z niego dziwowiska tylko dlatego, że nie jesteśmy równolatkami. Tak sobie pomyślałam, że moglibyśmy się poznać w „Randce w ciemno”. Oglądałeś taki program?
Andrzej Łapicki:
Coś mi się kojarzy.

– Idea była taka, że ludzie się nie widzieli, tylko siedzieli za wachlarzem i ze sobą rozmawiali, po czym dokonywali wyboru. Nasze małżeństwo jest podobne. Patrzę na Ciebie jak na ukochaną osobę, a nie człowieka, który ma 86 lat.
Andrzej Łapicki:
Ja nie mam tyle (śmiech).

O rany, to reklama!

– Andriuszka, które z urządzeń technicznych jest Ci potrzebne do życia? Telefon komórkowy?
Andrzej Łapicki: Tylko. Żebym się mógł dodzwonić do Ciebie, Zuzi, pani Haliny, która pomaga nam w domu, do Tadzia i wysłać sms-a Weronice.

– A Internet?
Andrzej Łapicki:
Wiem, że służy do wszystkiego, że cały świat tam jest i że Ty siedzisz w nim dzień i noc.

– Pamiętasz, kiedyś pokazałam Ci fragment „Sposobu bycia” – Twojego kultowego monodramu z 65 roku, który można zobaczyć na YouTube.
Andrzej Łapicki:
Pamiętam, mówiłem wtedy tak szybko jak Ty teraz.

– A telewizor?
Andrzej Łapicki:
Co telewizor?

– Jest Ci potrzebny?
Andrzej Łapicki:
Tylko żeby móc obejrzeć „Fakty”. To mi wystarczy i jak się dowiem, spokojnie mogę zgasić telewizor.

– I otworzyć książkę.
Andrzej Łapicki:
I otworzyć książkę. I dopiero jest ciekawie, bo najwięcej lubię czytać książki.

– Dzięki temu mamy w domu mały Empik.
Andrzej Łapicki:
Tak, ale te książki trzeba komuś oddawać – grube, ciężkie, Ty kupujesz mi same wydawnictwa, które ważą po 25 kilo.

– Bo Ty czytasz głównie historyczne, a one są tak wydawane.
Andrzej Łapicki:
Dlaczego tak wydają?

– Nie wiem, ale wydań kieszonkowych nie spotkałam.
Andrzej Łapicki:
Nasze okładki będą miękkie, nie?

– Tak, w miękkiej oprawie. Żeby można było poczytać w pociągu. Teraz się okazało, że nie robimy tej rozmowy bezinteresownie.
Andrzej Łapicki:
Dlaczego?

– Bo robimy ją dlatego, że ukazuje się książka, nad którą pracowaliśmy wspólnie.
Andrzej Łapicki:
Jesteśmy autorami.

– Ty jesteś autorem, ja jestem współautorem.
Andrzej Łapicki:
Tak samo jesteś współmałżonkiem.

Safari

– Teraz ludzie całują się, czekając na metro.
Andrzej Łapicki: Przed wojną nie do pomyślenia, ale to przyszło z Zachodu – tam się ludzie całowali na ulicy, więc jak przyszła moda zachodnia, zmieniły się też obyczaje i wszyscy zaczęli się publicznie obściskiwać.

– Gorszy Cię to?
Andrzej Łapicki:
Nie, mnie nic w ogóle nie gorszy.

– Ale sam się tak nie zachowujesz.
Andrzej Łapicki:
Bo ja jestem z innej szkoły.

– Ja się zapisałam do tej szkoły. Uważam, że nie trzeba niczego udowadniać i manifestować uczuć, wystarczy, że ma się je w głowie i w sercu.
Andrzej Łapicki:
Masz rację. Ale nie wszyscy tak myślą, więc chłopaki z długimi lufami urządzają na nas polowanie, safari – idzie nosorożec, jest, no to łup go z tej strony, łup go z tamtej.

– I nic się nie da ukryć (śmiech).
Andrzej Łapicki:
Jesteśmy niekonsekwentni

– Andrzejku, zadam Ci pytanie z klasyki: gdybyś miał wymienić trzy rzeczy, które są dla Ciebie najważniejsze, co by to było?
Andrzej Łapicki:
Ty i cała nasza rodzina, a potem święty spokój – żeby nie było tego parcia na moje życie prywatne.

– Ale wiesz, że teraz sobie zaprzeczamy, mówiąc o tym w gazecie.
Andrzej Łapicki:
Nie szkodzi, jesteśmy po prostu niekonsekwentni.

– No dobrze, a trzecia rzecz?
Andrzej Łapicki:
Żebyśmy jak najdłużej byli razem.

– Wzruszyliśmy się oboje, koniec nagrań na dziś.

Zamiana ról

Andrzej Łapicki: Zamieńmy się – teraz ja będę dziennikarzem, a Ty będziesz gwiazdą.
Kamila Łapicka: Dobrze.

Andrzej Łapicki: Jak znosisz to, że z miłej, skromnej osoby pracującej w środowiskowym piśmie stałaś się sensacją na ulicy. Jak się czujesz w tej transformacji?
Kamila Łapicka: Teraz jest mi już łatwiej, nauczyłam się nie przejmować, ale na przykład nie ufam ludziom tak, jak kiedyś, wielu rzeczy nie mówię. Zresztą osoby, które spotykam w sklepie czy w teatrze, są zwykle delikatne i przychylne, chcą chwilę porozmawiać, zapytać o jakąś drobnostkę.

Andrzej Łapicki: Na przykład?
Kamila Łapicka: Jak do mnie mówisz w domu.

Andrzej Łapicki: I co odpowiadasz?
Kamila Łapicka: Żonko.

Andrzej Łapicki: Żonko malutka.
Kamila Łapicka: Tak (śmiech).

Andrzej Łapicki: A ostatnio Łysenko.
Kamila Łapicka: Bardzo to lubię. Andrzejku, dobrze mi się z Tobą rozmawia, ale wolę poprzednią konfigurację. Ja będę pytać, dobrze?
Proszę bardzo.

Miłość

– Andrzej, czy miłość jest wtedy, kiedy nie możesz wytrzymać bez drugiego człowieka?
Andrzej Łapicki: Wiesz, że nie wiadomo, kiedy jest miłość. Ona się składa z wielu rzeczy. Z tego, że mogę Ci różne rzeczy opowiadać i mam na to ochotę też. I że Ty mnie rozumiesz. To jest najważniejsze w ogóle.

Co mnie łączy z Leśmianem

– Andrzej, masz apetyt?
Andrzej Łapicki: Ja nigdy nie mam apetytu.

– To na jedzenie. A na życie?
Andrzej Łapicki:
A na życie tak, bo jest bardzo ciekawe i smaczne. Tylko trzeba umieć je jeść.

– A ja mam apetyt i na to, i na to.
Andrzej Łapicki:
Ty jesteś w ogóle nadzwyczajna, bo w życiu nie widziałem kobiety, która by jadła tyle co Ty i była taka szczupła. Tadzio Konwicki powiedział kiedyś: „Nie żałuj pieniędzy na odżywianie żony”.

– Tadzio ma inny gust.
Andrzej Łapicki:
Może, ale miał zabawną argumentację: „Łapicka musi być widoczna. Nie może być tak – zajechał pusty samochód i wysiadła z niego Łapicka”.

– To o Leśmianie tak było.
Andrzej Łapicki:
Zajechała pusta dorożka i wysiadł z niej Leśmian.

– Tak, to powiedział Franc Fiszer.
Andrzej Łapicki:
Bardzo mnie to rozbawiło.

– Dawniej były inteligentne dowcipy.

Kto to wymyślił?

– Andrzejku, czy czujesz się pisarzem?
Andrzej Łapicki:
Myślę, że każdy jest pisarzem, pisze swoje życie w jakiś sposób. Ja zrobiłem taki numer, że wymyśliłem sobie, że będę pisał felietony, czyli opisywał kawałki rzeczywistości, która mnie otacza, oraz te historie, które mam w pamięci. To się składa na moje życie. Uważny czytelnik dowie się o nim wszystkiego.

– Powiedziałeś, że każdy pisze swoje życie – do jakiego gatunku zaliczyłbyś powieść swojego życia?
Andrzej Łapicki:
Na pewno najbliżej jej do komedii. Przecież całe życie jest komedią. Ktoś to wymyślił i to jest śmieszne.

– A kto to wymyślił?
Andrzej Łapicki:
Wiesz, ja się nie wdaję w dyskusję. Musielibyśmy zawadzić o teologię, a nie jestem w tym mocny.

Andrzeja ratuje dzwonek telefonu. Dzwoni moja mama, żeby powiedzieć, że właśnie skończyło się rozpoczęcie roku szkolnego – jest pedagogiem – i poprosić, żebyśmy przyjechali po ogórki małosolne, które ostatnio tak smakują Andrzejowi. Obiecujemy, że przyjedziemy jutro i wyłączamy dyktafon.

Reklama

Opracowała Elżbieta Pawełek
Zdjęcia Iza Grzybowska/MAKATA
Stylizacja Andrzej Sobolewski/D’VISION
Makijaż Gonia Wielocha
Fryzury Kacper Rączkowski/D’VISION
Produkcja Anna Wierzbicka

Reklama
Reklama
Reklama