
Kilka dni temu Jerzy Stuhr w rozmowie z "Newsweekiem" pochwalił się, że choroba została ujarzmiona. Przy okazji wspomniał też, że rak w jego rodzinie był obecny już wcześniej. Na nowotwór była chora również jego córka. Modlił się wtedy by choroba przeszła na niego. I tak też się stało. Córka wyzdrowiała, a on kilka lat później wrócił na ten sam oddział szpitalny.
- Pamiętam, jak po korytarzach Kliniki Onkologii w Gliwicach, po tym molochu ludzkiej choroby, chodziłem kilka lat temu z Marianną. Miała 24-lata i zdiagnozowano chorobę onkologiczną. Gdy szła na zabiegi, myślałem sobie: Boże, żeby ta choroba się na mnie przeniosła, ja już sobie pożyłem, dużo widziałem, nagrody dostałem, a przed nią dopiero wszystko. Jest taka młodziutka. I się sprawdziło. Ona zdrowa, spodziewa się córki, a ja chodzę po tych samych korytarzach ze sobą.
Na szczęście dzisiaj Jerzy i Marianna mają trudne etapy za sobą. Marianna już za kilka dni zostanie mamą, co oznacza że święta wielkanocne będą dla całej rodziny Stuhrów okresem pełnym szczęścia.
chimera