„Zauważyłem, że bez Marysi głupieję. Przede wszystkim dlatego, że nie mam z kim rozmawiać, bo skończyły się w tym domu rozmowy o niczym, które były najpiękniejsze. W ogóle skończyły się rozmowy”, mówił Wojciech Karolak sześć lat temu w „Vivie!”, zaledwie kilka miesięcy po śmierci żony, uwielbianej satyryczki i pisarki Marii Czubaszek. Niemal przestał wychodzić z domu. Mówił, że nie potrafi związać się z inną kobietą, bo żadna nie ma szans zbliżyć się do ideału, jakim była dla niego Maria. Propozycje nagrań najczęściej odrzucał i tłumaczył, że wróci do pracy, dopiero jak minie epidemia koronawirusa. Niestety! O śmierci wybitnego polskiego jazzmana poinformował na Twitterze Hirek Wrona: „Wojciech Karolak usnął snem wiecznym. W spokoju i ciszy”.

Reklama

23 czerwca w wieku 82 lat „Znaleziono go martwego w mieszkaniu. Pojutrze mieliśmy zaplanowane wspólne nagranie do dokumentu o starych jazzmanach. Znałem Karolaka od dziecka. Mieszkaliśmy koło siebie w Krakowie. Jako kolega – o osiem lat starszy – woziłem go na ramie roweru”, opowiadał reżyser Janusz Majewski. „Mieliśmy grać za dwa tygodnie. Niewyobrażalna strata… Wielki muzyk i cudowny człowiek. Każde granie z nim było wielką lekcją, a przebywanie najczystszą przyjemnością. Był człowiekiem niezwykłej klasy, pełnym niegdysiejszego wdzięku i cudownego humoru! Tacy ludzie nie powinni umierać”, napisał na Facebooku jazzman i przyjaciel Marek Napiórkowski.

Michal WARGIN/East News

Wojciech Karolak był wybitnym muzykiem i kompozytorem, współpracował z elitą jazzu, m.in. z Janem „Ptaszynem” Wróblewskim, Krzysztofem Komedą i Jarosławem Śmietaną. Grał na saksofonie, ale był przede wszystkim wirtuozem organów Hammonda, dzięki czemu zyskał miano „najwybitniejszego organisty w historii polskiego jazzu”. 2 lipca na pogrzebie muzyka na Cmentarzu Wojskowym na warszawskich Powązkach wieńce złożyli m.in. Michał Urbaniak, Krzysztof Daukszewicz, Urszula Dudziak, Dorota Miśkiewicz, Jacek Fedorowicz, Stanisław Sojka oraz Artur Andrus. Nad grobem artysty wykonano utwór „The man I love”. Karolak spoczął, zgodnie ze swoim życzeniem, obok ukochanej żony, z którą spędził ponad 40 lat.

Wyszłam za mąż, zaraz wracam

Spotkali się pierwszy raz pod koniec lat 60., kiedy oboje byli w trakcie rozwodów. „Zobaczyłam go u Andrzeja Dąbrowskiego, jak siedział na parapecie. Wydał mi się rzeczywiście wspaniały. Włosy w puklach do ramion, garniturek dżinsowy, okulary. Akurat wrócił z zagranicy i miał z Urbaniakiem grać w filharmonii. (…) Między nami zaczęło się jednak później. Najpierw od spraw zawodowych. Napisaliśmy razem piosenkę »Kochać można byle jak«. Bardzo mi się podobał. Był cholernie przystojny”, opowiadała Maria. Natomiast Karolak zdradził, że na początku zwrócił uwagę na wyjątkowo zgrabne nogi ukochanej: „Miała duży seksapil − kiedy wchodziła do pokoju, erotyzm otaczał ją jak niewidzialny welon. I to na mnie od razu działało. Bo to była ona”.

Zobacz także: Maria Andrejczyk: Zanim rozkochała w sobie Polaków na olimpiadzie, stoczyła walkę z rakiem

Zobacz także
VIPHOTO/East News

Byli wtedy częścią elity na jazzowych salonach, dwójką ekscentryków, w dodatku wybuchowych, do czego oboje bez skrępowania się przyznawali. Maria uwielbiała się spierać. „Miała potrzebę kłócenia się, zwłaszcza jeśli z kogoś wychodziło drobnomieszczaństwo. Na to była bardzo uczulona. Lubiła się z ludźmi boksować na słowa, a że miała fantastyczny refleks, była niezrównana w puentach”, wspominał Karolak. Byli niczym włoskie małżeństwo. Kiedyś ona ze złości go kopnęła i złamała mu dwa żebra. Muzyk, który dzięki Marii wyszedł z alkoholizmu, wybaczał jej wszystko. Z przymrużeniem oka patrzył na jej dziwactwa. Nie robił problemu z tego, że ukochana potrafiła przyrządzić w kuchni tylko parówki. Ale za to na trzy sposoby! Zimne, przelane wrzątkiem lub opalane na widelcu nad gazem. W wywiadach często dzielili się opisami swojej codzienności. Podobno widywali się dość rzadko, bo on chodził spać rano o godzinie siódmej, a ona wstawała skoro świt o piątej. Dlatego spędzali ze sobą średnio… dwie godziny na dobę, co – jak zapewniali – bardzo służyło ich miłości. Maria nazywała męża Karolakiem lub Zającem, on mówił o niej Kosmitka. Idealnie do siebie pasowali, ale ona ślubu brać nie zamierzała. To Wojciech przez trzy lata namawiał ją na tę ceremonię. O mały włos w ogóle by do niej nie doszło. Pewnego dnia muzyk zadzwonił do ukochanej z informacją, że zarezerwował termin… „na dziś”. A ona „na dziś” miała inne plany – chciała skończyć książkę! Ostatecznie jednak powiedziała „tak”. Co ciekawe, ani ona, ani on nie pamiętali daty ślubu. Po wielu burzliwych wspólnie spędzonych latach nie miało to dla nich znaczenia. „Prawdziwej miłości nie zaszkodzi nawet małżeństwo”, mawiała Maria.

VIPHOTO/East News

Już na początku umówili się, że nie będą wchodzić sobie w drogę. Ona nie słuchała jego muzyki, on nie czytał jej tekstów. Wyjątek zrobili, gdy pracowali razem nad piosenkami, takimi jak „Wyszłam za mąż, zaraz wracam” czy „Miłość jest jak niedziela”. Spali też oddzielnie. „Owszem, są sytuacje, w których człowiek znajdzie się w łóżku z drugą osobą, ale nie po to, by spać”, mówiła ona. W kwestii posiadania dzieci również byli zgodni: nigdy nie chcieli ich mieć. „Dzieci działają nam na nerwy. Nie cierpiałbym, jak ktoś by mi się pętał po domu. Po prostu chcę mieć spokój”, tłumaczył Karolak. „A ja dzieci nie chciałam mieć z poczucia odpowiedzialności. Ja całe życie musiałam być odpowiedzialna – za mamę, za młodszą siostrę, za Wojtka, za psa. Bywały takie momenty, że Wojtka to najchętniej bym z domu wyrzuciła albo sama bym wyszła i koniec. Ale nie pozwalało mi właśnie poczucie odpowiedzialności”, opowiadała Czubaszek. W jednym z wywiadów przyznali, że z biegiem lat zrezygnowali też z uprawiania seksu. „Dla mnie seks nigdy nie był czymś bardzo ważnym. Ktoś, kto powiedział, że seks jest przereklamowany, miał rację”, stwierdziła Maria. Jej odważne wyznania były szeroko komentowane w mediach. Gdy w 2012 roku w programie „Uwaga! Kulisy sławy” wyznała, że dokonała dwóch aborcji, wywołała skandal. Nazwano ją naczelną aborterką RP, morderczynią, zimną suką. „Szczerze mówiąc, wolę być »zimną suką« niż »matką Polką«”, skwitowała całe zamieszanie satyryczka. Za to lewicowe środowiska doceniły jej odwagę. „Za niezłomność w przełamywaniu tabu dotyczącego aborcji i obronę prawa kobiet do świadomego wyboru w kwestii posiadania dzieci” Czubaszek otrzymała nagrodę Okulary Równości, przyznawaną przez Fundację im. Izabeli Jarugi-Nowackiej.

Michal WARGIN/East News

Ich niebo z „prywatnym piekiełkiem”

Czubaszek i Karolak przeżyli razem ponad 40 lat. W miłości, kłótniach i oddaniu. „Ja Marysię kochałem coraz bardziej. Im bardziej się starzała, im bardziej zasychała i się zmniejszała, i robiła się taką drobinką, tym bardziej ją kochałem. A najbardziej na samym końcu, kiedy już miała buźkę zmęczoną życiem”, mówił muzyk po śmierci ukochanej. „Szalenie mi odpowiada bycie mężem Marii Czubaszek, czyli panem Czubaszkiem”, żartobliwie powtarzał w wywiadach. Dziś ich fani piszą: „Ta piękna para spotkała się w niebie”. A przecież oboje śmiali się, że łączą ich papierosy i poglądy.

Bartosz KRUPA/East News

Zobacz także: Piotr Gessler był żegnany przez tłumy. Wprowadził Magdę Gessler do świata restauratorów

Reklama

Byli agnostykami i nie wierzyli w życie po śmierci. Po pogrzebie Karolaka jego przyjaciel Jan „Ptaszyn” Wróblewski napisał: „Co nam po Wojtku zostało? Przypomniała mi się historia, kiedy ze mną mieszkał przejściowo w bloku na początku lat 70. Sadził dowcipy jeden po drugim, a kiedy jemu coś się opowiedziało, ryczał ze śmiechu swoim basem, aż przybiegli sąsiedzi. Popatrzyli, po czym jedna z mieszkanek stwierdziła: »Panie, jak ja to usłyszałam dwa piętra wyżej, to myślałam, że diabeł wcielony do Pana się sprowadził«. Na drugi dzień, kiedy Wojtek wychodził, wszyscy mu się z sympatią kłaniali. Urokliwy diabeł ze swoim małym, intymnym piekiełkiem, do którego wszyscy chcieli choćby na chwilkę trafić i poznać gospodarza”.

Piotr Molecki/East News
Reklama
Reklama
Reklama