Co się dzieje z Gwyneth Paltrow?
Ostatnio uśmiechała się kilka lat temu. Dziś jest nie do poznania. Brak makijażu, smutny wyraz twarzy, szarobure ubrania.
W eleganckim butiku Alexandra McQueena w Londynie nigdy nie ma tłoku, nikt się nie spieszy. Gwyneth jest tu chyba pierwszą klientką, która nerwowo biega między wieszakami, ogląda metki z cenami, jakby za sekundę miała samolot. Z tego pośpiechu nie wchodzi nawet do przymierzalni. „Przepraszam, ale wyrwałam się na zakupy po raz pierwszy od kilku miesięcy i muszę biec do dzieci”, mówi do zaskoczonej asystentki. Na środku salonu próbuje wbić na siebie marynarkę w rozmiarze, który nosiła kiedyś. „Niestety, za mała”, stwierdza ze smutkiem. W ciągu 10 minut, jakie spędza w butiku, wybiera już bez mierzenia dwie pary luźnych spodni, cztery T-shirty i dwie szarobure marynarki. Dosłownie w ostatniej chwili przed płaceniem wzrok Gwyneth pada na śliczną krótką różową spódniczkę. „Jaka piękna”, zachwyca się i wkłada ją na moment. „Już zapomniałam, jak to przyjemnie ubrać się w coś takiego”, mówi jakby do siebie.
Już nie mam żadnych potrzeb
Dzisiejsza Gwyneth to nie ta sama dziewczyna co kiedyś. Piękna, zadbana, wiecznie uśmiechnięta, którą cały świat podziwiał na czerwonym dywanie, gdy szła po swojego Oscara za rolę w „Zakochanym Szekspirze”. Porównywano ją wtedy do księżnej Grace Kelly i nie było w tych słowach cienia przesady. Było w niej dostojeństwo, klasa i szyk, jakich nie miała żadna inna aktorka. Mówiło się, że albo zrobi oszałamiającą karierę, albo co najmniej wyjdzie za księcia z bajki.
Z tej zjawiskowej dziewczyny dziś zostało niewiele. Szara twarz z ciągłym wyrazem smutku, kilka dodatkowych centymetrów w biodrach, nieuczesane, czasami wręcz skołtunione włosy związane w koński ogon. Gorzej wygląda już tylko garderoba Gwyneth. Brzydkie rzeczy w burych kolorach wkładane jak leci, bez namysłu. „Odkąd mam dzieci, musiałam...