Marta Żmuda Trzebiatowska – Czasem nie trzeba być świetą!
Tylko w magazynie Viva! Piotr Najsztub namawia do grzechu Martę Żmudę Trzebiatowską!
– Pani jeszcze jest z Przechlewa czy już z Warszawy?
Marta Żmuda Trzebiatowska: Jestem i zawsze będę z Przechlewa.
– Kiedy czytałem, jak Pani mówi o tym, że wytrzymuje tam dwa dni, bo potem nie ma co robić, pomyślałem: O! Już jest z Warszawy.
Marta Żmuda Trzebiatowska: Tak było zawsze, coś mnie roznosiło.
– Córeczkę nauczycielską roznosiło?
Marta Żmuda Trzebiatowska: Tak. I to było straszne, bo z drugiej strony, od dzieciństwa byłam niewolnikiem masek nałożonych mi przez zawód rodziców. I chciałam się z tego wyzwolić.
– Kiedy Pani poczuła, że ma tę maskę?
Marta Żmuda Trzebiatowska: Jeszcze przed szkołą. To był taki elementarz zachowań, co przystoi i nie przystoi, które znałam lepiej od tabliczki mnożenia. Chciałam od tego uciec.
– A te maski dlaczego właściwie Panią męczyły? W małym środowisku są bardzo użyteczne, wiadomo, co kto ma robić.
Marta Żmuda Trzebiatowska: Nie wystarczało mi to.
– Dzisiaj byłaby Pani sobie córeczką, laleczką ojca wójta, cudowne życie.
Marta Żmuda Trzebiatowska: Laleczką nie. Jeszcze kiedy tam mieszkałam, nie miałam takiego problemu, żeby mnie ktoś nazywał „laleczką”, nie byłam „najpiękniejsza”.
– Może Pani pięknieje z wiekiem, musiała Pani najpierw zostać kobietą.
Marta Żmuda Trzebiatowska: Z kobietami tak chyba jest, a po drugie, jak kobieta zostaje aktorką, to wszyscy myślą o niej: głupia, ładna i pusta.
– I dziwka.
Marta Żmuda Trzebiatowska: Też.
– W Przechlewie myślą, że aktorki to głupie dziwki?
Marta Żmuda Trzebiatowska: Tam znają mnie od dziecka i na pewno o mnie w ten sposób nie myślą. Tam nie miałam nigdy takiego problemu, żeby musieć udowadniać, że mam coś w głowie. Ludzie widzieli we mnie kogoś więcej niż tylko to, co na...