Sebastian Karpiel-Bułecka - Góral w Warszawie
Nie znosi hoteli, kłamstwa i udawania. Kocha za to muzykę. Na scenie, zapomina o wszystkim. Ale to nie kariera jest dla niego najważniejsza. Co mu więc naprawdę w duszy gra?
– Sebastian, Ty ledwo żyjesz.
Sebastian Karpiel-Bułecka: (trze oczy i mierzwi włosy) Niewiele ostatnio spałem. Zaledwie po kilka godzin na dobę. Ciągle były koncerty. Tylko nie myśl, że się tu skarżę! Uwielbiam grać. Psychicznie wtedy odpoczywam. Tylko fizycznie trudno mi dojść do siebie. Dzisiaj mam pierwszy wolny dzień od kilku tygodni. A w poniedziałek w końcu pojadę do siebie, do Zakopanego.
– Nie lubisz Warszawy?
Sebastian Karpiel-Bułecka: Nie chodzi o Warszawę. Wiesz, jestem góralem, trudno mi żyć w dużym mieście. Po kilku dniach tu spędzonych nie mogę sobie znaleźć miejsca. Ruch, gwar, ciągły pośpiech – to mnie najbardziej wykańcza. I smutno mi, kiedy idąc ulicami, widzę ludzi z pochylonymi głowami, ze wzrokiem wbitym w ziemię. Nigdy nie zdarzyło mi się zobaczyć w centrum Warszawy kogoś, kto obserwowałby niebo. Wszyscy mają zatroskane miny, cały czas się gdzieś spieszą, a ja nie chcę żyć w takim pędzie. Lubię rozkoszować się spokojem i nie mogę zrozumieć niektórych miejskich zasad, choćby tej, że kiedy chcesz odwiedzić kumpla, to musisz do niego zadzwonić z trzydniowym wyprzedzeniem. Co to za paranoja. U mnie w Kościelisku, kiedy chcesz do kogoś przyjść, to po prostu idziesz i już.
– To górale najlepiej wiedzą, jak żyć?
Sebastian Karpiel-Bułecka: O nie! Jestem daleki od takiego stwierdzenia. Wiem, że w Polsce na przełomie XIX i XX wieku Podhale było miejscem, które skupiało ówczesną elitę intelektualną. Wielu wybitnych polskich twórców zachwycało się zwyczajami i mądrością życiową górali. To spowodowało, że do tej pory wśród górali pokutuje przekonanie, iż Zakopane jest pępkiem świata. A tak do końca nie jest. Górale, jak wszyscy inni, mają i wady, i zalety.
– A co najbardziej w nich cenisz?
Sebastian Karpiel-Bułecka: Niech...