Hugh Grant – Mężczyzna na skraju załamania nerwowego
Hugh Grant już nie przypomina zabawnego przystojniaka, jakim był przed laty.
Podstarzały, zaniedbany, z topniejącym kontem, co wieczór wypija butelkę szkockiej, by jakoś dotrwać do rana. Kobiety go opuściły, reżyserzy przestali dzwonić. A pomysłu na życie jak nie miał, tak nie ma. Hugh, i co ty teraz zrobisz?
Londyn, ekskluzywna dzielnica Notting Hill. Dochodzi jedenasta, gdy w drzwiach jednego z domów ukazuje się twarz kompletnie wyczerpanego faceta. Zmarszczki, podkrążone oczy, trzydniowy zarost, włosy, które wyglądają tak, jakby od miesięcy nie widziały grzebienia... Gdyby nie charakterystyczna sylwetka, trudno byłoby rozpoznać, że to ten sam Hugh Grant, za którym jeszcze kilka lat temu szalały kobiety i którego styl ubierania się i bycia naśladowali mężczyźni. Elegancki, dowcipny brytyjski dżentelmen znikł gdzieś bezpowrotnie. Na twarzy Hugh pojawił się za to nowy wyraz – wściekłości, skierowany w kierunku czyhających na niego paparazzich. Za chwilę, jak niemal co dzień od kilku miesięcy, najpierw padną z jego ust przekleństwa pod adresem fotoreporterów, potem wyrwie któremuś z nich aparat i będzie próbował skopać mu tyłek. W wieku 48 lat Hugh wpadł w głęboką depresję. Jest w stanie kompletnej rozsypki. Doszedł do takiego momentu w życiu, w którym musi sobie odpowiedzieć na pytanie: co dalej? I wyraźnie widać, że to pytanie go przerasta.
Na tapczanie leży leń...
Jeszcze niedawno brytyjskie maniery, charakterystyczne zająknięcia i oczy zranionego spaniela wołające: „Ratuj mnie!” sprawiały, że wszystko przychodziło mu z łatwością. Im więcej krążyło dowcipów na temat niezaradności życiowej Granta, tym stawał się sławniejszy i bardziej lubiany. Mówiło się nawet, że Hugh osiągnie szczyt popularności w momencie, gdy w ogóle przestanie grać i wychodzić z domu.
Jednak...