Sonia Bohosiewicz: Śnię o lataniu
O „cudownej przemianie” Soni, ewentualnej zmianie męża, o tym, czy pięknej kobiecie wypada kląć. A także o damskich sztuczkach i... orgazmach. Piotr Najsztub robi, co może, by sprowokować Sonię Bohosiewicz. Ona broni się jak lwica.
– Gdyby Pani miała sobie wyobrazić Sonię Bohosiewicz jako zwierzę, to jakie by było?
Sonia Bohosiewicz: Lwica, podoba mi się ten rodzaj siły, ale i łagodności kota, a do tego bym dołożyła skrzydła, więc latająca lwica.
– Tymczasem w Internecie lata „cudowna przemiana Bohosiewicz”, z kompletem zdjęć „przed” i „po”. Tak miało być?
Sonia Bohosiewicz: No co pan… najwidoczniej trafiłam na taki moment, że nic się ciekawszego nie działo. A z drugiej strony jest znamienne, czym się interesują media, czyli też ludzie.
– Gwiazdy grubieją, zachodzą w ciążę, operują się plastycznie, gwałtownie chudną. Może to jest szalenie ciekawe?
Sonia Bohosiewicz: Ja się na to gniewać nie mogę, ale mam nie zachodzić w ciążę i nie chudnąć?!
– Ale jest Pani dumna, jak czyta w Internecie: „cudowna przemiana Soni Bohosiewicz”?
Sonia Bohosiewicz: Czy pan zwariował?!
– Z efektu zrzucania kilogramów…?
Sonia Bohosiewicz: To rzeczywiście była niełatwa praca do wykonania.
– A po co właściwie Pani chudła?
Sonia Bohosiewicz: Całe życie byłam w takiej wadze, jak teraz. Zamieszanie w tym, że tak zwana szersza publiczność poznała mnie w serialu „Usta Usta”, a tam rzeczywiście nosiłam większy rozmiar. Nie udało mi się nie przytyć w ciąży, a zaledwie trzy miesiące po porodzie, w tym tak zwanym większym rozmiarze, rozpoczęłam pracę na planie „Usta Usta”. To trwało półtora roku, więc musiałam po prostu „dociągnąć” serial do końca, nie mogłam zrobić im numeru i nagle po dwóch miesiącach przerwy zjawić się ze zmienioną sylwetką, czyli „niemontowalna”. Więc kiedy tylko skończyłam serial, wzięłam się za siebie, zaczęłam chodzić trzy razy w tygodniu na siłownię, wzięłam trenera.
–...