
Anna Grodzka to jedna z najbardziej kontrowersyjnych postaci polskiej polityki. Posłanka "Ruchu Palikota" jest transseksualistką i głośno mówi o prawach takich osób w naszym kraju, a także swojej osobistej przemianie. Niestety, jej odmienność skazuje ją często na przymus zmierzenia się z nietolerancją i brakiem zrozumienia. Przypomnijmy: "Transseksualiści to dewianci, zepsuci i zdemoralizowani ludzie"
Teraz posłanka postanowiła jeszcze bardziej przybliżyć swoją historię i zdecydowała się na zwierzenia w "Fakcie". Grodzka w wywiadzie z dziennikiem zdradza, że momentem, w którym tak naprawdę podjęła decyzję o zmianie płci, było wykrycie u niej raka. Prawie 10 lat temu dostała diagnozę o złośliwym guzie na nerce, który trzeba było natychmiast usunąć. Wizja śmierci sprawiła, że Anna zdecydowała się zostać na operację.
Miałam raka, z którym walczyłam i być może to zadziałało, że nie chciałabym być pochowana jako facet. Lekarze mieli problem ze zdiagnozowaniem przyczyny bólu. Po badaniu USG okazało się, że jest guz na nerce. To był nowotwór złośliwy - wspomina dramatyczne chwile w rozmowie z "Faktem".
W 2010 roku Grodzka przeszła operację zmiany płci w Bangkoku. Kibicujecie jej w polityce?
Zobacz: Anna Grodzka i Kora - nowe przyjaciółki?
Anna Grodzka i gwiazdy na rozdaniu Wiktorów: